Ania Wyszkoni: zamieniłam martensy na szpilki
Ania Wyszkoni, wokalistka zespołu "Łzy", opowiada o macierzyństwie, o życiowych przewrotach, pracy, oraz o tym, kim jest i gdzie mieszka słynna Agnieszka, z największego przeboju zespołu "Łzy".
29.11.2006 | aktual.: 02.12.2006 16:39
Ania Wyszkoni, wokalistka zespołu "Łzy", opowiada o macierzyństwie, o życiowych przewrotach, pracy, oraz o tym, kim jest i gdzie mieszka słynna Agnieszka, z największego przeboju zespołu "Łzy"...
Jaki jest twój styl? Wyglądacie wszyscy trochę jak metalowcy...
Oj nie... w moim przypadku to się już dawno skończyło...
No właśnie, co sprawiło, że wyskoczyłaś z czarnych ciuchów? Na teledyskach można Cię zobaczyć w kobiecej, zwiewnej sukience.
W pewnym momencie rzeczywiście nastąpiła całkowita zmiana mojego wizerunku, co wiązało się ściśle ze zmianami w moim życiu prywatnym. Zostałam matką, rozwiodłam się. Ludzie dziwili się, że tak nagle wyskoczyłam z martensów i wskoczyłam w szpilki. A to nie do końca jest prawdą. Może nie noszę już czarnych, mrocznych ciuchów, ale lubię łączyć awangardę z kobiecością. Czasem jednak zdarzają się okazje, przy których po prostu trzeba założyć szpilki i wyglądać elegancko. Na szczęście i w takich rzeczach czuję się dobrze. Dojrzałam już do kobiecych sukienek.
Wspomniałaś o tym, że zostałaś matką, jak wspominasz początki?
Oj, tyle się wtedy działo w moim życiu. Powiem szczerze, że wielokrotnie myśl o tym, że ktoś czeka na mnie w domu, bardzo mi pomogła. To wszystko, przez co przeszłam i o czym wielokrotnie pisały gazety, wcale nie było dla mnie proste, chociaż mogłoby się wydawać, że dobrze sobie z tym radzę. Były chwile, gdy miałam ochotę uciec gdzieś daleko i nie wrócić. A wtedy świadomość tego, że jest Tobiasz, że on mnie potrzebuje i że ja potrzebuję jego, dodawała mi siły. Macierzyństwo wywróciło moje życie o 180 stopni.
Co jest największym wyzwaniem dla matki?
Wychować dziecko można różnie. Chciałabym wpoić mojemu dziecku wiarę, że najważniejsza jest w życiu miłość, że musi się nią dzielić z ludźmi, ale przy tym wszystkim nie zapominać o sobie. Szczerze mówiąc, uważam, że ta odrobina egoizmu w życiu nigdy nikomu nie zaszkodzi. Jeśli sami siebie nie będziemy szanować, inni też nie będą. Trzeba to wszystko ze sobą wymieszać w odpowiednich proporcjach... Zespół gra kilkadziesiąt koncertów rocznie. Jesteś jakby 100% kobietą, bo wychowujesz dziecko i pracujesz jednocześnie... Jak sobie radzisz?
Dużo pomaga mi mama, która opiekuje się dzieckiem, kiedy ja wyjeżdżam. W tej chwili planuję przeprowadzkę, ale dopóki Tobiasz jest w wieku przedszkolnym, wiem, że będę mogła liczyć na mamę. Moja sytuacja różni się o tyle od sytuacji innych kobiet, że często wyjeżdżam na kilka dni i nie ma mnie również w nocy, dlatego opiekunka musi być bliska Tobiaszowi
A mężczyzna w twoim życiu? Jaki powinien być ten idealny?
Mężczyzna idealny nie powinien być idealny (śmiech). Po całej burzy, jaką przeszłam w moim życiu, trafiłam na osobę bardzo ciepłą, opiekuńczą i romantyczną. Taką, jakiej potrzebuję.
Jak wygląda twój przeciętny dzień w skrócie?
Jestem osobą bardzo zabieganą, zawsze mam mnóstwo spraw do załatwienia. Poza tym nie wygląda to tak, że odpoczywamy między koncertami. Mamy próby, pracujemy nad nowym materiałem i ciężko pracujemy, by być coraz lepszym zespołem koncertowym. Ale wstaję pewnie trochę później, niż "normalnie" pracujący człowiek. Zawsze się dziwiłam, że ludzie dają radę wstawać o godzinie 5 rano do pracy. Ja wstaję o 7:30, odprowadzam dziecko do przedszkola, potem załatwiam swoje sprawy. Jeżdżę na próby, robię zakupy, sprzątam. Nie gotuję obiadów, bo nie lubię gotować - w tym na razie, na szczęście, wyręcza mnie mama. Kiedy Tobiasz wraca do domu staram się już być tylko dla niego. Dopiero wieczorem przychodzi czas na czytanie czy oglądanie telewizji.
Czy przyjaźnisz się z kolegami z zespołu?
Poza graniem raczej się nie spotykamy. Nie ma między nami jakiejś wielkiej przyjaźni. Chłopcy się kumplują, czasem spotykają na imprezach. Ja jestem mało imprezową dziewczyną, więc takie rozrywki najczęściej mnie omijają. Sądzę, że wystarczą nam te chwile, które spędzamy pracując razem, przesyt z pewnością nie byłby dobry, bylibyśmy sobą zmęczeni. Kiedy spotykamy się po dłuższej przerwie inaczej nam się pracuje. Czuje się powiew świeżości. Może nie łączy nas przyjaźń, ale relacje są sympatyczne i zdrowe.
A wierzysz w przyjaźń damsko - męską?
Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam... ale jestem w stanie w to uwierzyć... Jak byś określiła siebie? Jaka jesteś?
Zbyt wrażliwa? Ale odważna. I taka, jaką chcę być. A chcę być przede wszystkim szczerą artystką. Nigdy nie robiłam z siebie gwiazdy, nie chodziłam z ochroniarzem. Nie wytwarzałam sztucznego ciśnienia. Schodzę ze sceny i nie uciekam przed ludźmi. Zawsze chętnie rozmawiam z fanami. A w domu jestem córką i mamą. Powiedzmy, że prawie normalną (śmiech) Nie muszę się bać wyjścia na ulicę. Jeśli ktoś mnie rozpozna i poprosi o autograf, to jest mi oczywiście bardzo miło. Ale nie ukrywam, że żeby zrobić sobie prawdziwe wakacje i odpocząć, wyjeżdżam za granicę...
Gdzie nikt Cię nie zaczepi?
Dokładnie! (śmiech)
Co byś chciała w sobie zmienić, a z czego jesteś dumna?
Ciężko powiedzieć. Cieszę się, że nie wciągnęła mnie ta cała machina showbiznesu. Udało mi się pozostać sobą. Z drugiej strony było to dla mnie bardzo naturalne. Wracałam z koncertów i wokół mnie działy się całkiem przyziemne rzeczy. I chyba nie chciałabym niczego w sobie zmienić. Gdyby tak było, to pewnie już bym to zrobiła.
A oprócz śpiewania jest coś, czemu poświęcasz serce?
Tak, uwielbiam tenis, ale tylko na ekranie (śmiech). Zawsze chciałam grać, ale jakoś nigdy nie miałam z kim. A dziś, kiedy już miałabym z kim, nie mam na to czasu. Jako matka, mam teraz sporo obowiązków. Bardzo dużo czasu poświęcam muzyce i gdzieś ucichła moja fascynacja sportem. Ale jestem bardzo spełnioną osobą. Nie narzekam, że nie mam czasu na tenis.
Wróćmy jeszcze do początków... czy po sukcesie w "Szansie na sukces" wiele się zmieniło w twoim życiu?
Zawsze trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo występ w "Szansie na sukces" zbiegł się w czasie z wydaniem płyty "W związku z samotnością", na której znalazła się „Agnieszka”. Wtedy wszystko zaczęło toczyć się szybciej. Nie wiem, czy udział w programie miał na to jakiś wpływ, zespół sam bronił się przebojami. Natomiast „Szansa...” była dla mnie przygodą. Pojechałam tam na zaproszenie pani Skrętkowskiej, chciałam spróbować, sprawdzić się, a przy okazji zobaczyć, jak to wszystko wygląda od kuchni, bo była to jedna z pierwszych moich wizyt w telewizji. Myślę, że dla ludzi z branży mój występ w programie mógł mieć znaczenie, ale dla naszych fanów liczyła się muzyka Łez.
Co uważasz za swój największy sukces?
Tego było sporo (śmiech), ale powiem szczerze, że nie dzielę sukcesów na większe i mniejsze. Oczywiście mogłabym w tym miejscu wymienić kilka nagród, ale dla mnie sukcesem jest każdy koncert i każda sprzedana płyta zespołu Łzy i to, że spełniłam swoje największe marzenie - robię to, co kocham, sprawiam tym ludziom przyjemność i jeszcze mogę z tego żyć.
Co lub kto jest dla Ciebie inspiracją? Czy jest ktoś, kogo szczególnie cenisz i jest dla Ciebie wzorem?
Jest wielu artystów, których szanuję i podziwiam, ale nikogo nie naśladuję. Uczę się również na obserwacji, ale nie „zrzynam”. Nie byłabym wtedy prawdziwą artystką, a publiczność szybko wyczułaby, że to tylko gra. Zawsze tworzyłam tak, jak podpowiadało mi serce i byłam szczera, nigdy nikogo nie udawałam. Jako wokalistka i dziewczyna zafascynowana muzyką wciąż gdzieś wyjeżdżam, koncertuję wraz z zespołem i głównie na tym się uczę... Wasze piosenki są trochę pesymistyczne...
Trochę? (śmiech)
Do dobrze, powiem szczerze, są maksymalnie dołujące... czy jesteś taką smutną osobą, czy może jest w życiu prywatnym miejsce na poczucie humoru?
Oczywiście, że w życiu prywatnym jest zupełnie inaczej. Ja zresztą ostatnio piszę bardziej optymistyczne teksty, które na razie leżą w szufladzie i nie miały okazji się ukazać, ale kiedyś ujrzą światło dziennie. Ale przyznam, że tworzy nam się łatwiej, gdy jesteśmy smutni. Kiedy mamy chwile załamania wylewamy całe nieszczęście na papier i pozbywamy się tym samym całego ciężaru z serc. A jeśli chodzi o sam przekaz, to mimo, że teksty są bardzo pesymistyczne, to jednak mają na ludzi pozytywny wpływ, bo są po prostu szczere i pokazują, że czasem w życiu jest gorzej, ale warto się wziąć w garść i przebrnąć przez wszystko, co złe.
Wielu fanów nadal jest zainteresowanych tym, gdzie mieszka słynna Agnieszka z waszego największego przeboju...
Tak, to prawdziwa historia. Myślę, że nie tylko autora piosenki... wielu z nas przeżyło wakacyjną miłość, do której wraca we wspomnieniach. Natomiast gdzie żyje teraz Agnieszka, tego nie wiem. Trzeba by było zapytać Adama, który napisał tekst...
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
W lutym planuję bardzo egzotyczne wakacje, a do tego czasu koncentruję się na promocji naszej najnowszej płyty - Złotej Edycji albumu The Best Of wydanej z okazji dziesięciolecia istnienia zespołu Łzy. To podwójna płyta. Na jednej usłyszeć można te Łzy, które wszyscy znają, czyli nasze największe przeboje. Druga płyta to materiał premierowy i do tego w zupełnie nowym dla nas klimacie – są to piosenki akustyczne. Mam nadzieję, że spodobają się zarówno naszym stałym fanom, jak i tym, którzy z twórczością Łez nie spotykały się na co dzień, bo dotychczas uważały, że jesteśmy zespołem „dla małolatów” (śmiech). Uważam tę płytę za bardzo dojrzałą muzycznie, a przede wszystkim niezwykle nastrojową i taką w sam raz na jesień oraz zimę, która zbliża się wielkimi krokami. Dlatego gorąco polecam wszystkim!