Anioły na Śląsku. To oni zaczepiają dzieci, by im pomóc
A gdyby tak zrewolucjonizować podejście do pomagania? Monika Bajka prowadzi Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży Domu Aniołów Stróżów, nie czeka na tych, którzy potrzebują pomocy. Anioły takich osób szukają na ulicach śląskich miast, robią to od 30 lat, nieprzerwanie.
- Miałam wtedy 7 lat, mieszkaliśmy na Załężu. Tam było boisko żwirowe i to wszystko, jedna huśtawka na pięć ulic, ale i je czasem na złom rozbierali. Biegałam po ulicy, skakaliśmy po garażach. Podeszli do nas jacyś obcy ludzie, porozmawiać. Przestraszyłam się i pobiegłam do domu, opowiedziałam wszystko tacie. Tata poszedł porozmawiać, to właśnie byli Aniołowie, rodzice zgodzili się, żebym zaczęła przychodzić do placówki, do Domu Aniołów – wyjaśnia Małgorzata Waligóra.
- Początki to praca uliczna, dworcowa. Po kilku latach odczuwalne było, że bardzo brakuje domu, takiego domu przez duże "D". Miejsca, gdzie można by się spotkać, mieć swoje kapcie, przygotować jedzenie, bezpiecznie rozmawiać. Dworzec w Katowicach to nie było kiedyś ani przyjemne, ani bezpieczne miejsce. Przy jednym z wyjść była stara hurtownia papierosów. To właśnie ten lokal dostał kleryk, który zajmował się pomocą dzieciom i młodzieży. Wszedł do środka, miejsce było w opłakanym stanie. Zmówili modlitwę do aniołów stróżów. Mimo że nie jesteśmy organizacją kościelną, to nazwa została – wyjaśnia Monika Bajka, która pracowała z młodzieżą, wychodziła na ulice, a teraz zarządza całym Stowarzyszeniem.
Bez gwiazdorzenia
- Dla dziecka Dom Aniołów to przede wszystkim możliwość zabawy, wycieczek, poznawania świata, ale też uczenia się funkcjonowania w grupie. Tam nauczyłam się, że rozmową można rozwiązywać problemy. Jak coś złego się działo, to było zwoływanie tak zwane społeczności i wszystko udawało się przegadać. Jak byłam mała, to uważałam, że jestem pępkiem świata, wszędzie było mnie pełno. Myślę, że to dlatego, że tak bardzo chciałam, żeby ktoś na mnie zwracał uwagę. U Aniołów zrozumiałam, że tak nie trzeba, oni uczyli też pokory, zrozumienia innych, tego, że każdy jest ważny. Wyłapywali nasze najfajniejsze cechy, pokazywali kierunek, w którym warto iść w życiu. Uczyli, że jedna porażka nie niszczy życia, dawali nam taką wewnętrzną siłę – mówi Małgorzata Waligóra.
- Działamy w trzech miastach: Katowice Załęże, Chorzów Batory, Sosnowiec Juliusz. To nie jest przypadkowy wybór – to biedne dzielnice. Mamy 25 pracowników na stałe, to osoby wykwalifikowane. Inwestujemy w młodzież. Uczymy ich budowania scenariuszy gier komputerowych. Dajemy doświadczenie, które uczy pracy grupowej i pokazuje, że mają szansę na inną pracę, niż ta fizyczna. Mamy też prawnika, który pomaga zarówno rodzinom w problemach prawnych, jak i młodzieży. Wreszcie mamy wolontariuszy, którzy od zawsze byli i są wielką wartością i pomocą. Niektórzy z nich, to studenci i studentki pedagogiki, psychologii – oni nie tylko pomagają, ale też tak uczą się zawodu. Staramy się, by w naszej organizacji nauczyli się podmiotowego, holistycznego podejścia do pomagania. Co ważne, cały zarząd naszego Stowarzyszenie to są byli wolontariusze w Domu Aniołów – wyjaśnia Monika Bajka.
- Do Domu Aniołów chciało się wracać. U mnie w domu sytuacja była trudna, tata cały czas pracował, potem rodzice się rozwiedli, a ja przeprowadziłam się do ojca. W "anielskim domu" zawsze czułam się bezpieczna, wiedziałam, że tam nikt mnie nie uderzy, że nikt nie będzie miał pretensji, tam nas traktowali równo, każdy dostawał tyle czasu, ile potrzebował, tam nie musiałam gwiazdorzyć – mówi Małgorzata Waligóra, wychowanka jednej z "anielskich" placówek.
Sukcesy, te wielkie i te olbrzymie
- Moim osobistym sukcesem jest wyprowadzenie na prostą dziewczynki. Ona dołączyła do naszego domu jak miała 7 lat. Pochodziła z bardzo trudnej, alkoholowej rodziny. Gdy skończyła 14 lat miała trafić do domu dziecka. Wtedy z partnerem zdecydowaliśmy się, że zostaniemy dla niej rodziną zastępczą. Dziś jest 28-letnią kobietą, ma narzeczonego, pracuje na stałej umowie, ma mieszkanie, które opłaca, wyjeżdża na wymarzone wczasy. Nie ma problemu alkoholowego. Jestem z niej ogromnie dumna. I choć bycie rodziną zastępczą to niełatwa praca, to tak po ludzku chcieliśmy jej pomóc. Stworzyliśmy dla niej rodzinę, by miała szanse na lepsze życie. To nie była praca zawodowa. Po prostu mieliśmy trzecie dziecko.
Anielskie spaghetti
- W Domu Aniołów byłam siedem lat, ale tak właściwie Anioły mi pomagały cały czas. Na pewno się dużo nauczyłam, do dzisiaj robię najlepsze spaghetti na świecie. W placówce, jak ustalaliśmy menu na cały tydzień, to jakbyśmy mogli, to byśmy codziennie to spaghetti jedli. Każdy chciał je jeść, tak dobrze umiem je gotować – wspomina Małgorzata Waligóra.
- Teraz jestem w trakcie podpisywania umowy o wolontariat. Jestem fryzjerką, nie mam takich zasobów, by pomóc finansowo, ale mogę pomóc nożyczkami! Strzygę dzieciaczki tak jak chcą, to sprawia im wiele radości. Teraz tylko muszę przekonać Monikę, że w Siemianowicach Śląskich, gdzie teraz mieszkam, taki dom też jest potrzebny! – mówi Waligóra.
Pytana o plany na przyszłość, Monika Bajka wspomina o wielu akcjach. - Teraz, gdy zbliżają się wakacje – dzieci nie będą miały szkoły, co znaczy, że nie będą miały zupełnie opieki. To dla nas pracowity okres, jesteśmy szczególnie potrzebni na ulicach. Mamy też marzenie, by 60 dzieci wysłać na 10-dniowy obóz z końcem wakacji. Dlatego przez cały czerwiec prowadzimy akcję "Pomóż Dotrzeć" zbierając na to wszystko fundusze.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl