Anna była prześladowana w szkole przez 9 lat. "Zastanawiam się, kiedy stałam się ofiarą"
Fobia społeczna, zaburzenia depresyjno-lękowe, ataki paniki i brak poczucia własnej wartości. To otrzymała Anna wraz ze świadectwem ukończenia gimnazjum. Dziś, już jako dorosła kobieta, może spojrzeć w oczy swoim oprawcom, chociaż do wybaczenia jeszcze długa droga.
13.05.2020 | aktual.: 18.05.2020 17:47
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Pamiętasz od czego to wszystko się zaczęło?
Anna Kirley: Sama się zastanawiam, kiedy stałam się ofiarą. Pamiętam, że jeszcze w przedszkolu dzieci biły mnie i wyśmiewały, bo nie potrafiłam wypowiedzieć "r". Wtedy moja mama zareagowała szybko, bo wieku 6 lat zaczęłam moczyć łóżko, i już wtedy zakodowałam sobie w głowie, że takie zachowania względem mnie są normalne. Potem na dalszych etapach trafiłam po prostu na ludzi, którzy gnoili innych. A ja byłam na to podatna.
Zobacz także: SIŁACZKI program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Najgorsza scena, jaką pamiętasz?
Było mnóstwo takich sytuacji. Ciężko tu podać dokładne cytaty, to zdarzało się każdego dnia. Dziś jest na to dobre określenie - mobbing. Pamiętam, jak blokowali mi wstęp do klasy. Chowali w szatni rzeczy po różnych kątach. Kpili, że jestem zakochana w osobie, z którą siedziałam w ławce tak bardzo, że się przesiadł i przestał do mnie odzywać. Wypisywali w "anonimowej" ocenie sytuacje, które nie miały miejsca, bym miała niższą ocenę z zachowania. Dla piątkowej uczennicy bez uwag, dopuszczający od klasy nie zaalarmował nikogo.
Zachowanie klasy nie zaalarmowało nikogo. Wyśmiewali mnie za każdym razem, gdy odważyłam się przyjść w czymkolwiek innym, niż spodnie i polar. Dobrym wyzwaniem na imprezach było dzwonienie do mnie i pytanie, kogo kocham albo czy pójdę z kimś na randkę. Pamiętam, gdy poprosiłam kolegę, by poniósł mi plecak po schodach, bo na lekcji WF-u skręciłam sobie kostkę i skakałam na jednej nodze z trzeciego piętra, usłyszałam "spie**". Minęła mnie wtedy cała klasa i nikt nawet nie spojrzał. Ktoś pomyśli, że to niewinne żarty, ale jeśli spotyka cię to codziennie, to potrafi rozbić na tysiące kawałków.
Co z nauczycielami? Niczego nie zauważyli?
Pierwszy raz odważyłam się powiedzieć coś w trzeciej gimnazjum. Było to po wycieczce do Berlina. Dwóch chłopaków wpadło na pomysł, by wysłać do swojego kumpla SMS-a, jak to uprawiali ze mną seks. Napisali, że grą wstępną było wspólne czytanie książek, a cała "przyjemność" kosztowała 2 złote. Po powrocie plotka szybko się rozeszła po całej szkole. Wtedy powiedziałam rodzicom. Było spotkanie z psychologiem. Skończyło się na tym, że nie ma dowodów, że oni to zrobili. Przecież każdy może wziąć telefon i to napisać. Nie miało znaczenia, że słyszałam w szatni, jak jeden z nich chwalił się, ile dokładnie kosztował ten SMS. Nawet psycholog szkolna była po ich stronie. W końcu byli z "dobrego domu", a ona znała się z ich rodzicami.
Właśnie, a co z twoimi rodzicami?
W szkole zawsze słyszeli, że jestem mądra i zdolna, bez problemów, nic się nie dzieje. Kiedy pytali, czy coś się dzieje, zawsze odpowiadałam, że "wszystko dobrze". Skąd mogli więc wiedzieć? Myślałam, że to tylko pogorszy sprawę, bo gdy wszystko wyjdzie na jaw, to będą się w szkole znęcać bardziej. Dziś tego żałuję. Uważam, że sprawy mogłyby potoczyć się inaczej.
To znaczy jak?
W gimnazjum przeżyłam próbę samobójczą. Wcześniej już się samookaleczałam, ale tak, żeby rodzice nie widzieli. Nie używałam żyletki, ale wbijałam sobie szpilki w ciało. Uważałam, że nie zasługuję na pomoc ani nawet na to, żeby ktoś ze mną rozmawiał. Nie wierzyłam, że ktoś może mnie lubić. Myślałam, że jestem gorsza i nic nie potrafię.
W jaki sposób chciałaś to zrobić?
Jak w każdym domu była u nas szafka z lekami. Zaczęłam czytać w internecie, jaka ilość tabletek pozwoli mi umrzeć. Planowałam to, wysłałam nawet swojej koleżance pożegnalnego SMS. Ona szybko zareagowała. Powiedziała swoim rodzicom, a oni moim. Pamiętam rozmowę z nimi. Moja mama była tym przerażona. Pytała, czy może iść do pracy, czy na pewno sobie niczego nie zrobię. Czułam się trochę jak w tym memie: "kiedy chcesz się zabić, ale wiesz, że mamie będzie smutno". Ta świadomość i poczucie winy względem moich najbliższych odwiodły mnie od dalszych planów.
Szukałaś odskoczni w internecie?
Tak, już w podstawówce zaczęłam szukać znajomych na różnych blogach i forach. Tam nie musiałam mówić, kim naprawdę jestem. Zaczęłam rozmawiać z osobami starszymi ode mnie. To oni powoli uświadomili mi, że mam prawo do swojego zdania, do obrony, do powiedzenia "nie". Nagle okazało się, że nie ja byłam "tą złą", że nikt nie ma prawa mnie tak traktować. Na początku zupełnie tego nie pojmowałam.
Pomogło?
Doszłam do takiego etapu, że wykształciłam w sobie taki system obronny. "Atakowałam" ludzi pierwsza, pyskowałam im. Po to, żeby oni nie zaatakowali mnie. Na szczęście na mojej drodze stanęło kilku dobrych ludzi, którzy mieli tyle uporu, by przedrzeć się przez tę skorupę. Przyjaciół, którzy wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, zmusili do wizyty u psychiatry. Wtedy ich za to nienawidziłam. (śmiech) Jeden z nich dopytywał codziennie, czy pamiętam o spotkaniu, na które ostatecznie ze mną poszedł. Przez godzinę czekał pod drzwiami, aż wyszłam z gabinetu cała zapłakana i opuchnięta. Wtedy zaczęłam terapię.
Nadal spotykasz się z psychiatrą?
Ciągle pracuję nad swoim poczuciem wartości. Zdiagnozowano u mnie fobię społeczną, zaburzenia depresyjno-lękowe, ataki paniki, autoagresję i wycofanie w relacjach. Pamiętam dzień, gdy przyjęłam pierwszą dawkę leków. I drugą. I z każdą kolejną świat się stabilizował. Nie mogłam uwierzyć, że mogę czuć się tak zwyczajnie i zdrowo, a mój dzień nie składa się już z płaczu, ze stresu, paniki, przerażenia i śmiania się bez przyczyny, na przemian. Jarałam się przez ponad pół roku tym, że jestem normalna. Nie zdrowa, ale normalna.
Dziś potrafisz już budować zdrowe relacje?
Wyprowadziłam się do innego miasta na studia. Pracuję, mam przyjaciół. Ciągle walczę ze sobą, ale żyję już normalnie. Mam dobrych ludzi wkoło siebie. Żyję jak przeciętna dwudziestolatka.
Z rodzicami u boku?
Zdecydowanie tak. Dzisiaj są dla mnie ogromnym wsparciem. Nauczyłam się patrzeć na nich inaczej. Jako dorosła kobieta już nie boję się im mówić, co się u mnie dzieje. Nauczyłam się chwalić swoimi sukcesami, ale i dzielić porażkami. Wiem, jak z nimi rozmawiać. Pozbyłam się irracjonalnego strachu, że będą mnie za wszystko krytykować. Dają mi dużo dobrego.
Wybaczyłaś swoim oprawcom?
Dzisiaj mogę powiedzieć, że są mi obojętni. Nie wiem, czy robią kariery, mają udane małżeństwa czy skończyli studia. Odpuściłam udowadnianie sobie, że muszę być od nich lepsza, by mieć jakąś wartość. Kiedy już byłam w liceum, minęłam jednego z tych chłopaków na chodniku w moim rodzinnym mieście. Powiedział mi zwyczajnie "cześć", a ja kiwnęłam mu głową i poszłam dalej. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Że tylko się przywitał. Byłam w szoku. Nie miałam "linii obrony" na taką sytuację. Po 9 latach koszmaru ciężko jest sensownie zareagować.
Co chciałabyś powiedzieć nastolatkom, które są w podobnej sytuacji?
Żeby się nie poddawali. I pamiętali, że są warci dużo więcej niż myślą. Nie można być obojętnym, to wcale nie pomaga, trzeba szukać pomocy. To nie muszą być rodzice, ale ktokolwiek z kim mamy dobry kontakt. Babcia, ciocia, sąsiad, nauczyciel, ojciec przyjaciela. Mam też apel do rodziców. Nie wierzcie zawsze, gdy wasze dziecko mówi, że wszystko jest w porządku, a w szkole nic się nie dzieje. Zapytajcie jego znajomych, zabierzcie go na wizytę do psychologa. Lepiej to zrobić na zapas niż później, tak jak ja, żałować straconych lat życia. Dzisiaj, gdybym mogła cofnąć czas, wyznałabym rodzicom prawdę.
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem lub szukasz pomocy dla kogoś bliskiego, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ
.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl