ModaAwantury i kłótnie w lumpeksach. Dochodzi nawet do bójek

Awantury i kłótnie w lumpeksach. Dochodzi nawet do bójek

- Raz ludzie mnie przewrócili, bo nie zdążyłam odskoczyć. Zatrzymała się tylko jedna osoba, aby mi pomóc. Reszta pobiegła między wieszaki - mówi w rozmowie z WP Kobieta sprzedawczyni pruszkowskiego lumpeksu. Awantury, a nawet bójki, to niemal standard w sklepach z odzieżą używaną w dzień nowej dostawy.

Awantury i bójki w lumpeksie
Awantury i bójki w lumpeksie
Źródło zdjęć: © TikTok

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeszcze niedawno kupowanie ubrań w lumpeksie było synonimem obciachu. Wiele osób nie przyznawało się, że ubrania nabywa w sklepach z tanią odzieżą. Obecnie panuje odwrotny trend. Wzrosła świadomość społeczna w zakresie ekologii, a co za tym idzie, sporo osób przerzuciło się na zakupy w second-handach. Warto podkreślić, że produkcja odzieży i obuwia odpowiada za 10 proc. emisji gazów cieplarnianych na świecie. To więcej niż z przelotów i transportu morskiego łącznie, o czym na swojej stronie informował Parlament Europejski.

Większa dbałość o naszą planetę, moda na odzyskiwanie i galopujące ceny nowych produktów, przełożyła się też na popularność lumpeksów. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe miejsca stacjonarnie, lumpeksy online, powstaje też mnóstwo platform sprzedażowych. Pod najpopularniejszymi second-handami kolejki ustawiają się nawet na kilka godzin przed otwarciem.

- Ja czasem w dzień dostawy widziałam kilometrowe kolejki, które ustawiały się przed godziną otwarcia, jakby coś za darmo rozdawali. W środku dzikie tłumy, które miały wręcz obłęd w oczach - opisuje Ada Kuśmierz, klientka lumpeksów.

Kolejki pod lumpeksami

Dzień nowej dostawy w lumpeksie to prawdziwe wyzwanie. Kolejki ustawiają się już od bladego świtu, a gdy ekspedientki otwierają drzwi, rozgrywa się prawdziwy dramat. Ludzie biegną na oślep, nie przeglądają ubrań, wrzucają do koszyka, co im wpadnie w ręce, a dopiero potem sprawdzają, czy to, co "upolowali", jest im potrzebne lub ma jakąś większą wartość. Tłumy są tak duże, że czasami trudno dostać się do środka, a jeśli się już uda, jest to walka o przetrwanie.

- Dni, kiedy jest nowa dostawa, unikam jak ognia. Miałam mnóstwo nieprzyjemnych sytuacji. Najpierw próbowałam spokojnie przedrzeć się przez tłum do wieszaków z sukienkami. Kiedy tam dotarłam i zdjęłam jedną z rzeczy, pani, która stała obok mnie, zaczęła agresywnie się przepychać, walnęła mnie łokciem w żebro i powiedziała, że ona też szła po tę sukienkę - relacjonuje Paulina.

Takie sytuacje to wcale nie rzadkość. Na forach internetowych i w mediach społecznościowych można znaleźć mnóstwo takich historii.

- Ludzie wariują. Zdarza się, że ledwo otworzę drzwi i zaczyna na mnie napierać tłum. Raz mnie przewrócili, bo nie zdążyłam odskoczyć. Zatrzymała się tylko jedna osoba, aby mi pomóc. Reszta pobiegła między wieszaki. Wyrywanie sobie ubrań, kłótnie i awantury to już praktycznie standard. Raz jedna pani zaczęła okładać mężczyznę, bo jako pierwszy zdjął z wieszaka markową kurtkę. Ona twierdziła, że zobaczyła ją dużo wcześniej, więc to jej się należy - opowiada w rozmowie z WP Kobieta pani Ula, ekspedientka w jednym z pruszkowskich lumpeksów.

Wyrywanie ubrań, kłótnie, a nawet awantury

- Mnie kobieta raz wyrywała, dosyć agresywnie, spódniczkę z rąk, bo stwierdziła, że jej ją wyjęłam z koszyka i zaczęła się na mnie drzeć na cały lumpeks. Na szczęście na pomoc przyszła mi ekspedientka, która widziała wcześniej, jak brałam tę spódniczkę z rurki z wieszakami i wygoniła dziewczynę ze sklepu. Byłam totalnie w szoku, że ktoś w ogóle może coś takiego zrobić i udawać, że ukradłam coś z jego koszyka, tylko dlatego, że upatrzona przeze mnie rzecz tak mu się spodobała - opowiedziała swoją historię Wiola Czuluk.

Niektórzy bywalcy lumpeksów używają dosadnych określeń.

- Pani pracująca w lumpeksie niosła worek torebek, żeby dorzucić towaru. Klientki wyrwały jej ten worek. Kiedy znalazł na wysokości podniesionych rąk, kobiety przebierały torebki w locie. Przepychały się i wyrywały sobie z rąk... Dramat, jak zwierzęta - podsumowała.

Ania Dubrow, która prowadzi swój lumpeks stacjonarny, wielokrotnie była świadkiem awantur w sklepie. W rozmowie z WP Kobieta podkreśliła też, jacy klienci są najgorsi.

- Ludzie wbiegają jak zwierzęta. Najgorsi są tzw. handlarze, zazwyczaj starsze osoby, które sprzedają to potem na bazarkach. Oni żyją ze sprzedaży tych ubrań. Znają się na markach i wystawiają to na różnych sprzedażowych platformach. Jest takie małżeństwo, które się rozdziela, ustalają taktykę, kto i jaki obszar zajmuje. Potrafią w sklepie spędzić nawet do 2 godz. Mają 2 kosze, do których wszystko wrzucają i potem robią selekcję - opowiedziała właścicielka.

Ania jeszcze nigdy nie musiała interweniować, ale zdarza się, że obsługa musi stanowczo zapobiegać niebezpiecznym sytuacjom.

- Pani kiedyś niosła nowy towar, na wieszakach już. Klientki podleciały do niej i zaczęły szarpać jeden sweter czy coś innego. Kłótnia, wyzwiska, aż pracownica sklepu wyrwała im ten sweter, mówiąc, że zabiera go na zaplecze i żadna go nie kupi, skoro zachowują się w ten sposób. Jedna z pań odparła z obłędem w oczach: "ten, kto tak do mnie powiedział, zginie" i odeszła - dodaje Sylwia Czuluk.

Lumpeksy cieszą się ogromnym zainteresowaniem

Większa świadomość społeczna to nie wszystko. Wiele osób chce się wyróżnić swoim strojem, a sieciówki zazwyczaj proponują te same modele ubrań tylko w innych kolorach i w różnych wariantach cenowych. Z rozmów z właścicielami lumpeksów wynika, że dużą część klientów stanowią tzw. handlarze, czyli osoby starsze lub w średnim wieku, które w ten sposób zarabiają na życie lub dorabiają sobie. Zazwyczaj mają sporą wiedzę na temat tego, ile warte są dane rzeczy i za ile mogą je sprzedać. To oni najczęściej ustawiają się nad ranem, aby dostać się do sklepu jako pierwsi.

Poza tym osoby publiczne również głośno mówią o tym, że oprócz znanych projektantów wybierają też rzeczy z drugiej ręki.

Agnieszka Włodarczyk wielokrotnie chwaliła się swoimi zdobyczami z second-handu. Na czerwonym dywanie pojawiała się w sukienkach kupionych za 2-3 zł. Podobnie robiła Małgorzata Halber, która na Instagramie relacjonowała wizyty na słynnej Hali Banacha, gdzie przebierała ciuchy za kilka złotych. Marta Malikowska, aktorka znana m.in. z serialu "Ślepnąc od świateł", założyła nawet profil na Instagramie "Szmatka Polka". To tam pokazuje swoje lumpeksowe zdobycze i nagrywa filmiki z miejsc, które odwiedziła.

Bez wątpienia lumpeksy przeżywają teraz prawdziwe oblężenie. Warto jednak pamiętać, aby dokonywać świadomych zakupów, nawet wtedy, gdy coś kosztuje zaledwie kilka złotych.

Źródło artykułu:WP Kobieta
lumpeksodzież używanazakupy
Komentarze (744)