"Baba na wójta?". Dostawała dwuznaczne propozycje
"Baba na wójta? Nie, na pewno nie. To facet musi być wójtem" - takie słowa usłyszała jedna z kandydatek. Na blisko dwa i pół tysiąca gmin w Polsce kobiety rządzą tylko w niespełna trzystu z nich. Ich historie zebrała Magdalena Szefernaker, autorka książki "Samorząd na obcasach".
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Gmina Tuplice na krańcu Polski, nieco ponad trzy tysiące mieszkańców. Pewnego dnia z czerwonego, sportowego auta wysiada młoda, uśmiechnięta i zgrabna kobieta. Mówi, że chce zostać wójtem. Oczywiście nikt nie traktuje jej poważnie.
Magdalena Szefernaker, autorka książki "Samorząd na obcasach": Katarzyna Kromp, czyli jedna z bohaterek mojej książki, musiała obalić wiele stereotypów. Gdy została wójtem, miała zaledwie 33 lata. Jak sama przyznaje, skórzane portki, sportowe auto i za długie nogi też nie dodawały jej powagi. Była trochę jak "zjawisko". Okrzyknięto ją mianem Lucy z "Rancza". Niektórzy nazywali ją też "siksą" lub "Smerfetką".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdarzały się nawet niemoralne propozycje...
Samorządowi koledzy z początku traktowali ją trochę jak maskotkę, a nie jak partnera do rozmów. O tym, że musi mocno zaznaczyć granice, przekonała się już podczas pierwszego wyjazdowego konwentu. Było tam wielu wójtów, burmistrzów, prezydentów i raptem kilka pań. Zdarzali się tacy chojracy, którzy po paru głębszych rzucali pytanie: "jaki masz numer pokoju?".
Jak sobie z tym radziła?
W tym przypadku zawsze grzecznie odpowiadała, podając numer pokoju, ale nie swojego. Miny jej kolegów następnego dnia przy śniadaniu były bezcenne.
Wielokrotnie insynuowano jej również romanse.
Musiała zmierzyć się z zaściankowym, stereotypowym myśleniem. Jeśli młoda, atrakcyjna kobieta coś załatwiła, to na pewno przez łóżko - twierdzono.
Na początku pierwszej kadencji sugerowano jej romans z komendantem policji czy komendantem straży granicznej. Gdy zatrudniła inspektora do spraw budownictwa, również sądzono, że coś ją z nim łączy, mimo że znali się od podstawówki. Podobne plotki krążyły na temat jej asystenta. Musiała naprawdę dużo znieść, co odbiło się przede wszystkim na jej rodzinie, bo jej mama dużo się o niej nasłuchała. Fałszywe plotki szybko jednak opadły. Jak sama podkreśla, "Kromp okazała się nie taka rozrywkowa, jak o niej pisano".
Kompetentne, wykształcone, często powracają do swoich rodzinnych stron i robią furorę. Jakie sukcesy odnoszą kobiety na wysokich stanowiskach w samorządzie?
Katarzyna Kromp udowodniła, że młoda kobieta, która porzuciła Warszawę i karierę w korporacji, może skutecznie przekonać do siebie wyborców i zwiększyć budżet gminy aż trzykrotnie. To jednak niejedyny taki przykład. Marta Majewska, burmistrz Hrubieszowa, po studiach wróciła do swojego rodzinnego miasta i zostawiła kancelarię adwokacką, by działać na rzecz rozwoju własnego miasta. W trakcie jej burmistrzowania Hrubieszów znalazł się na czternastym miejscu wśród miast powiatowych w zakresie pozyskiwania środków unijnych.
Z kolei Małgorzata Małuch, która od 18 lat zarządza gminą Sękowa doprowadziła do tego, że jest na trzecim miejscu wśród gmin w Małopolsce, w których żyje się najlepiej. A Małgorzata Mańka-Szulik, prezydentka Zabrza, sprawiła, że po zamknięciu wszystkich kopalń to turystyka stała się silną stroną niegdyś na wskroś górniczego miasta. Postawiła na medycynę, nowoczesną gospodarkę, naukę, kulturę i sport, budując między innymi stadion dla ekstraklasowego Górnika Zabrze.
Aby jednak rozwinąć skrzydła, muszą niekiedy zderzyć się ze ścianą.
Są w tym jednak niezwykle skuteczne. Sylwia Kalmus-Samsel, wójt gminy Stara Dąbrowa, kandydowała dwukrotnie. Za pierwszym razem szła z kampanią od drzwi do drzwi. Reakcja niektórych osób mocno ją zaskoczyła. Jedna z kobiet powiedziała wprost: "Baba na wójta? Nie, na pewno nie. To facet musi być wójtem". Początkowo przegrała wybory. Po pierwszej nieudanej próbie zdobycia mandatu wójta, za drugim razem pokonała pozostałych kandydatów i skutecznie przekonała do siebie mieszkańców gminy.
Karolina Zowczak, burmistrz miasta i gminy Osieck, gdy po raz pierwszy kandydowała na - wówczas jeszcze - urząd wójta to wygrała dopiero w drugiej turze i to zaledwie trzydziestoma trzema głosami. Została wójtem w wieku 33 lat - młoda, wykształcona kobieta, mama dwojga dzieci, która udowodniła swoją pracą, że doskonale wie, jak pozyskiwać unijne środki i realizować wielomilionowe inwestycje.
Zdarza się, że to kobiety same gaszą zapał innych kobiet?
Niestety tak i uważam, że jest to najbardziej bolesne. Mówiła o tym Marta Majewska, burmistrz Hrubieszowa, podczas odbierania nagrody "Polka XXI wieku" w kategorii samorząd. Zaapelowała, aby kobiety się wspierały, wierzyły w siebie, spełniały swoje marzenia. "Nic mnie tak nie irytuje i nie dołuje, jak sytuacje, w których my, kobiety, świadomie lub nieświadomie podcinamy sobie skrzydła - słowami, decyzjami czy przytykami, z zazdrości lub innych motywów. Jest to bardzo przygnębiające" - mówiła na łamach mojej książki.
Przykłady z pani książki pokazują jednak, że da się nieco odczarować ten stereotyp.
Jeśli już kobieta przebije się przez tzw. szklany sufit i w drodze po władzę pokona różne przeszkody, o których już wcześniej wspominałam, to mieszkańcy, a także dotychczasowi kontrkandydaci zaczynają ją traktować poważnie i z szacunkiem.
Przykładem może być chociażby Małgorzata Małuch, wójt gminy Sękowa w Małopolsce. Prócz bycia wójtem nieprzerwanie przez cztery kadencje, ta filigranowa kobieta zarządza wielkimi jak dęby facetami, będąc prezesem Forum Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Małopolski oraz wiceprezesem Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. Uważam, że dobrą puentą byłoby tutaj zdanie, które w wywiadzie przytoczyła Krystyna Danilecka-Wojewódzka, prezydentka Słupska, że to my kobiety powinnyśmy brać sprawy w swoje ręce, nie bać się nowych wyzwań i być bohaterkami własnego życia.
To jednak tylko wycinek rzeczywistości. Wciąż na blisko dwa i pół tysiąca gmin w Polsce kobiety rządzą tylko w niespełna trzystu. W efekcie tylko 12 proc. najwyższych stanowisk samorządowych - wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast - zajmują panie. Z czego to wynika?
Pokazuje to, że w naszym społeczeństwie, zwłaszcza w tych mniejszych miejscowościach czy gminach, choć nie tylko, jest jeszcze mocno zakorzeniony patriarchalny podział ról. A za tym idzie podział obowiązków, który już od dawna funkcjonuje w naszym społeczeństwie, że to kobieta przeważnie zajmuje się dziećmi i organizacją całego życia domowego. To często wpływa na to, że na pewien czas odkładamy rozwój zawodowy na rzecz pracy w domu, która często jest niedoceniana, a jest to przecież ciężka i wymagająca praca. W naturalny więc sposób panowie częściej awansują, rozwijają się w obszarze zawodowym i stąd więcej ich jest menedżerami, włodarzami, prezesami itd.
Jednak nie jest to jedyna przyczyna małej liczby pań na stanowiskach wójtów, burmistrzów, czy prezydentów miast. My, kobiety, wiele od siebie wymagamy, czasem wręcz odrzucamy możliwość awansu lub bycia na pierwszym planie, bo nie do końca jesteśmy przekonane, że jesteśmy dobrze przygotowane do danej funkcji. A fakty często są takie, że panie są świetnie wykształcone, posiadają odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie, ale same mają za mało wiary w siebie i pewności, że sobie poradzą.
Z moich obserwacji wynika, że panom dużo łatwiej przychodzi przyjęcie awansu lub objęcie funkcji prezesa czy dyrektora. My chcemy być we wszystkim perfekcyjne – nie tylko w domu, ale również w pracy – co oczywiście ma swoje plusy, ale często jest blokadą przed podjęciem nowych propozycji. Dlatego tym bardziej apeluję do kobiet, abyśmy nie bały się podejmować wzywań i odważnie wkraczały w nowe obszary.
Rozmawiała Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!