GwiazdyBitnik i śmierć

Bitnik i śmierć

Bitnik i śmierć
07.07.2009 14:26, aktualizacja: 23.06.2010 11:35

Williama S. Burroughsa jazda bez trzymanki.

Williama S. Burroughsa jazda bez trzymanki.

Ach, Burroughs! Nie ma tu miejsca na wykład, więc tylko krótka zajawka: Bowie, Jagger, Patti Smith, Strummer, Lou Reed, Laurie Anderson, Sonic Youth, John Cale, Kurt Cobain, David Byrne, Beastie Boys. Można wydłużać listę tuzów muzyki, które cieszyły się i czerpały natchnienie z twórczości oraz towarzystwa starego bitnika, a często i nagrywały z nim to i owo. Wypada dorzucić – by choćby wspomnieć o „najważniejszej ze sztuk” – pamiętną rolę w „Moim własnym Idaho” Gusa van Santa. No i coraz oczywistszy przemożny wpływ na rozwój prozy w ogóle i całą plejadę autorów od Pynchona po, powiedzmy, Palahniuka w szczególności. U nas jednak potęga Burroughsa jest raczej kiepsko znana.

Może teraz coś wreszcie się ruszy. Wieńcząca „trylogię czerwonej nocy” (fragmenty jej otwarcia, „Miast czerwonej nocy”, znaleźć można w najobszerniej po polsku ukazującej Burroughsa „Literaturze na Świecie” nr 7–8/2005) „Zachodnia kraina” z 1987 roku (ostatnia duża powieść urodzonego w 1914, a zmarłego w 1997 roku pisarza) daje kapitalną okazję, by zdać sobie sprawę z jego przewag.

Tytułowa „Zachodnia kraina” to staroegipskie zaświaty, a Burroughs luźno organizuje narrację wokół motywów z Księgi Umarłych – zestawu formuł wkładanych do grobu, które miały prowadzić dusze ku nieśmiertelności. Niezależnie od tego, co myślał o egipskich wierzeniach sam autor, czytelnik wcale nie musi się w nie wgryzać, bo nie w nich tkwi energia tej książki (gdyby ktoś wgryźć się jednak zamierzał, dobrze się składa, bo PIW wydał niedawno „Księgę wychodzenia za dnia. Tajemnice egipskiej Księgi Umarłych” Mirosława Barwika). Tak czy inaczej, „Zachodnia kraina” jest przede wszystkim zapierającą dech w piersiach galopadą nielinearnie powiązanych epizodów, w których Burroughs przywołuje swe główne obsesje, fascynacje, demony. Stary pisarz i paczka jego nadzwyczajnych bohaterów, którzy swobodnie przemieszczają się w czasie i przestrzeni, mierzą się więc ze światem spisków, perfidii „systemu” i paranaukowych teorii; światem zaludnionym przez ludzkie i zwierzęce monstra jakby wyjęte z obrazów Hieronima Boscha.

Akcja kipi od seksu i używek, trup ściele się gęsto, ginąc na setki najwymyślniejszych sposobów, a fantastyczne wizje przetykane są autobiograficznymi wtrętami. Oto mamy więc, na przykład, walkę z bandą jadowitych stonóg, a potem proustowskie westchnienie typu „dopiero teraz rozumiem, czym była jedna z postaci w »Nagim lunchu«”. U Burroughsa nad wyraz precyzyjna fantasmagoria, groteska i krytyka społeczna w jednym stoją domu, by pytać – niekiedy pośród całego tego pandemonium niezwykle wzruszająco – o rzeczy ostateczne. A nieśmiertelność? Zanim odszedł jako osiemdziesięcioparolatek – dożywszy wieku, który zważywszy na jego tryb życia, zakrawał na cud – byli tacy, co pół żartem przebąkiwali, że być może naprawdę jest „nieśmiertelny”.

Podobno jeszcze niedługo przed śmiercią, schorowany, kuśtykał do ogrodu, by postrzelać do tarczy i porzucać nożem.

Marcin Sendecki

William S. Burroughs „Zachodnia kraina”, przeł. Paweł Lipszyc, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 320, 27 zł

Źródło artykułu:WP Kobieta