Była nastolatką, a zarabiała więcej niż premier
- Zarazem nowoczesna i romantyczna. Doskonała – zachwycała się dziennikarka magazynu „Vogue”, opisując chudziutką, piegowatą i krótko ostrzyżoną dziewczynę z sarnimi oczami, która stała się symbolem lat 60., a jednocześnie pierwszą globalną top-modelką. Twiggy świetnie radziła sobie nie tylko na wybiegu.
Urodzona 19 września 1949 r., w londyńskiej dzielnicy Brent, Lesley Hornby od najmłodszych lat lubiła przebieranki i szycie wymyślnych ciuszków. To drugie było zresztą w jej domu koniecznością. Rodzice dziewczynki, sprzedawczyni w sklepie sieci Woolworth i stolarz, ledwo wiązali koniec z końcem, dlatego nie stać ich było na wiele dla córek.
Zobacz też:
Get the look
Zaczęło się od wizyty u fryzjera
Lesley bardzo lubiła krótkie kolorowe sukienki i podkolanówki, które z czasem miały stać się jej znakiem rozpoznawczym. Mimo trudnych warunków materialnych wspomina dzieciństwo jako szczęśliwy oraz idylliczny okres życia. Świetnie radziła sobie w szkole, a tolerancyjni rodzice nie sprzeciwiali się jej pasjom, m.in. modelingowi. Nie wiadomo dokładnie, w jakich okolicznościach 16-letnia Lesley pojawiła się w znanym londyńskim salonie fryzjerskim House of Leonard. Z jednej wersji wynika, że trafiała tam jako hostessa promująca kosmetyki, według innej przyszła po prostu obciąć włosy. Jej niezwykła, trochę chłopięca uroda zachwyciła mistrza Leonarda Lewisa, który razem ze współpracownikiem, Nigelem Jonathanem Daviesem, w kilka godzin wyczarował na głowie nastolatki ekstrawagancką jak na ówczesne standardy fryzurę – krótką, odsłaniającą uszy, z przedziałkiem na boku.
Dziewczyna z okładki
Leonard był tak zachwycony swoim dziełem, że zrobił zdjęcie Lesley i umieścił fotografię w witrynie stojącej przy wejściu do salonu. - Jedna z dziennikarek modowych ją zobaczyła i spytała: „Kim jest ta dziewczyna? Chcę ją spotkać”. Zrobili mi zdjęcia i napisali o mnie artykuł. Mój tata codziennie chodził rano po gazety, ale nic się nie pojawiało. Trzy tygodnie później okazało się, że poświęcono mi aż dwustronicową rozkładówkę! Tytuł brzmiał: „Twiggy, twarz roku 1966”. Ten dzień zmienił całe moje życie – wspominała w niedawnym wywiadzie dla „V Magazine”.
Wyglądać jak Gałązka
Pseudonim „Twiggy”, czyli „Gałązka” wymyślili Leonard i Davies. Ten drugi został menadżerem nastolatki, której kariera po sesji w „Daily Express” nabrała ogromnego tempa. Szczupła, a wręcz chuda modelka (przy wzroście 165 cm ważyła zaledwie 40 kg), zachwycająca olbrzymimi sarnimi oczami i mocno podkreślonymi rzęsami, zaczęła pojawiać się na okładkach licznych magazynów. Młode Brytyjki szturmowały salony fryzjerskie i prosiły, by ostrzyc je „na Twiggy”. Podobnie jak ona nosiły mini sukienki w kształcie litery A, wełniane płaszcze sięgające do połowy uda, podkolanówki i zaokrąglone kołnierzyki typu bebe.
Globalna gwiazda
- Telefony nie przestawały dzwonić, ale ja wtedy chodziłam do szkoły, więc odbierała je moja mama – wspomina modelka. Dzięki Dianie Vreeland, wpływowej dziennikarce magazynu „Vogue”, która była zachwycona wizerunkiem Twiggy, przed nastolatką otworzyły się drzwi do kariery w Stanach Zjednoczonych. Szybko stała się gwiazdą globalną. Jej fotografie ukazywały się w „Elle”, „Paris Match”, „Vogue”, „Harper’s Bazaar”, „Look”, „Life” czy „Newsweeku”.
Zarabiała więcej niż premier
Razem z Daviesem założyła własną firmę odzieżową Twiggy Enterprises, która poza ubraniami sprzedawała też kosmetyki, sztuczne rzęsy, a nawet lalki (firma Mattel wyprodukowała wzorowaną na niej Barbie). Już jako nastolatka zarabiała fortunę. Stawka 240 dolarów za godzinę pracy modelki sprawiała, że Twiggy była lepiej opłacana niż… premier Wielkiej Brytanii. Pieniądze jednak nie zawróciły jej w głowie. - Dużo osób uważa, że lata 60. to były tylko narkotyki i rock’n’roll. A ja wtedy nie piłam. Nie wciągnęłam się też w narkotyki... i prawdopodobnie tylko dlatego wciąż tu jestem – opowiada. Gdy w 1968 r. pracowała w Paryżu, oburzyła kelnera, odmawiając drogiego czerwonego wina i prosząc w zamian o… coca-colę.
Twiggy na ekranie
O dziesięć lat starszy Nigel Davies, który później przybrał pseudonim Justin de Villeneuve, był nie tylko wspólnikiem Twiggy, ale z czasem stał się także jej życiowym partnerem. Zerwała z nim w 1973 r. Cztery lata później poślubiła amerykańskiego aktora Michaela Whitneya, jednak ten związek również okazał się porażką. Mężczyzna był alkoholikiem i zmarł na atak serca w 1983 r. Pamiątką po tym małżeństwie jest córka Carly, którą gwiazda wychowywała z drugim mężem, Leighem Lawsonem, brytyjskim aktorem, reżyserem i scenarzystą. Do dziś są razem.
Nie było dziełem przypadku, że partnerzy modelki pochodzili ze świata filmu, ponieważ Twiggy szybko znudziła się „rola wieszaka na ubrania”. - Moje życie zmienił Ken Russel (znany brytyjski reżyser – przyp. red.), niesamowity mężczyzna, który zaprosił mnie do udziału w filmie „The Boy Friend”. Wcześniej nigdy nie tańczyłam ani nie grałam, ale kiedy film wszedł na ekrany kin, dostałam za rolę dwa Złote Globy. To było szalone! – wspomina Twiggy, którą uhonorowano w kategoriach „Najlepsza aktorka w komedii lub musicalu” i „Najbardziej obiecująca nowa aktorka”.
Czym się dziś zajmuje?
W następnych latach Brytyjka pojawiła się w kilkunastu filmach, m.in. kultowym musicalu „The Blues Brothers”. Występowała w serialach, nagrywała płyty i prowadziła własny program telewizyjny „Twiggy’s People”, w którym przeprowadzała wywiady ze sławnymi osobistościami.
W XXI wieku niespodziewanie wróciła do świata mody. Została jurorką w słynnym telewizyjnym show „America’s next Top Model”, a później twarzą marki Marks & Spencer i ambasadorką marki L’Oréal. - Chciałam, by ludzie uświadomili sobie, że modelka nie zawsze musi być nastolatką – tłumaczyła.
67-letnia dziś Twiggy wciąż zachwyca szczupłą sylwetką – waży niespełna 55 kilogramów. - Bogu dzięki, nie jestem już tak chuda, jak kiedyś. Ludzie pytają mnie, czy się nie boję upływającego czasu. Nie ma się czym martwić, bo i tak nic się nie da zrobić – przekonuje i dodaje: „to błogosławieństwo, że mogłam w swoim życiu zajmować się tyloma różnymi rzeczami i dzięki temu nigdy się nie nudziłam”.