Byle nie we własnym łóżku
W saunie, na moście, a może w przeszklonym wieżowcu? Gdzie najlepiej uprawiać seks? „Wszędzie, byle nie w domu, nie we własnym łóżku” – twierdzą ci, którzy lubią zaszaleć. Seks w miejscu publicznym jest ciekawym urozmaiceniem dla par, które chcą uniknąć rutyny oraz dodatkową atrakcją dla kochanków z krótkim stażem. Może warto się skusić, dopóki pogoda daje nam więcej możliwości?
29.07.2011 | aktual.: 29.07.2011 14:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W saunie, na moście, a może w przeszklonym wieżowcu? Gdzie najlepiej uprawiać seks? „Wszędzie, byle nie w domu, nie we własnym łóżku” – twierdzą ci, którzy lubią zaszaleć. Seks w miejscu publicznym jest ciekawym urozmaiceniem dla par, które chcą uniknąć rutyny oraz dodatkową atrakcją dla kochanków z krótkim stażem. Może warto się skusić, dopóki pogoda daje nam więcej możliwości?
W plenerze
Most, ławka w parku, przystanek autobusowy, budka telefoniczna... Jeśli lubisz dużą dawkę adrenaliny, latem warto skorzystać z opcji: „na zewnątrz”. Tutaj pole do popisu jest duże – wszystko zależy od Twojej wyobraźni. Warto pamiętać o jednej zasadzie: zachowaj umiar. Seks w miejscu publicznym może być ekscytujący, pamiętaj jednak o tym, że nie każdy ma ochotę w drodze do pracy czy na spacerze z dzieckiem natknąć się na kopulującą parę...
„Z mężem zazwyczaj korzystamy z tej opcji na wakacjach. Kiedy jesteśmy w Warszawie i żyjemy z dnia na dzień: praca – dom, rzadko zdarza nam się numerek gdzieś na zewnątrz” – opowiada 31-letnia Monika. „To byłoby dość nienaturalne. Musielibyśmy wychodzić specjalnie w tym celu” – śmieje się. „Seks na zewnątrz powinien być spontaniczny, o to w nim chodzi” – dodaje. Monika przyznaje jednak, że kiedy poznała Bartka, zdarzały się przygody w parku czy na moście. „Nasz związek do dziś jest bardzo namiętny, ale przez pierwszy rok nie mogliśmy się od siebie odkleić. Czasem umawialiśmy się na spacer, żeby porozmawiać, ale napięcie było tak silne, że do głowy wpadały nam różne pomysły. Pamiętam, że jednego letniego wieczoru kochaliśmy się na ławce na Polach Mokotowskich. Miałam na sobie dłuższą sukienkę, usiadłam mu na kolanach” – Monika ścisza głos i rozgląda się czy nikt nas nie słyszy. „Było ciemno, wybraliśmy ławkę ukrytą między drzewami, ale i tak bałam się, że zaraz przejedzie ktoś na rolkach albo na rowerze”.
Kiedy Monika i Bartek wyjeżdżają na urlop, pozwalają sobie na więcej. „W Amsterdamie kochaliśmy się na moście w urokliwej zatoce. Nie było to bardzo uczęszczane miejsce, ale dreszczyk emocji, że nagle ktoś pojawi się na horyzoncie dodawał pikanterii. Nie byłoby dokąd uciec. Powiem Ci szczerze, że zdążyliśmy w ostatniej chwili. Śmialiśmy się z tego wydarzenia całą noc. Być może trudno w to uwierzyć, ale takie rzeczy naprawdę bardzo zbliżają ludzi, którzy są ze sobą już od dawna. Dają Ci takie poczucie luzu, utwierdzają w tym, że bycie razem nie oznacza nudy i rutyny” – wyjaśnia Monika i opowiada mi kilka historii o seksie na plaży. „Powiedzmy, że to taki oklepany motyw i ciężko znaleźć kogoś, kto tego nie robił, ale pewne miejsca stają się oklepane z jakiegoś powodu – skoro tyle ludzi to robi, znaczy, że jest w tym jakiś urok”.
27-letnia Magda pozwala sobie na nieco więcej. Opcja chowania się gdzieś między drzewami w parku nie brzmi dla niej zachęcająco. Potrzebuje silniejszego bodźca.
„Nie zdarza mi się to często, zazwyczaj stawiam na moje mieszkanie, po prostu nie ograniczam się do sypialni” – mówi. „Ale kilka lat temu miałam chłopaka, który był wtedy równie szalony jak ja. Nie myśleliśmy o potencjalnych konsekwencjach tego, co robimy. Najbardziej szalonym pomysłem był seks na przystanku autobusowym. Wracaliśmy z urodzin mojej koleżanki, byliśmy już bardzo blisko domu, zaczęło świtać. Mogliśmy poczekać jeszcze te piętnaście minut, ale nie. Obydwoje stwierdziliśmy, że ma być „tu i teraz”. To była jakaś 4.30 rano. Jasno ale pusto dookoła. Nikt nie przeszedł obok nas, ale trzy samochody zwolniły i usłyszeliśmy dzikie okrzyki. Po kilku drinkach wydawało nam się to zabawne. Dzisiaj już chyba nie byłabym tak szalona. Choć w zeszłym roku sama wyskoczyłam z pomysłem ”budka telefoniczna”. Ale to nie było w Polsce. Mam wrażenie, że jak wyjeżdżamy, to czujemy się pewniej” – dodaje Magda. Biblioteka, szklane domy a może restauracja?
Opcja seksu w obiekcie zamkniętym to często dużo bezpieczniejszy wariant: po prostu możemy się zamknąć i mieć pewność, że nikt nie wejdzie do środka. Pozostaje pytanie: gdzie w takim razie ten dreszczyk emocji? Odpowiedź jest prosta: w szukaniu odpowiedniego miejsca, pukających do drzwi gościach restauracji i karcących spojrzeniach, kiedy we dwoje opuszczacie toaletę...
„Studiowałem polonistykę, więc przez pięć lat kursowałem między Uniwersytetem, biblioteką i winiarnią. Większość dziewczyn, z którymi się w tym czasie spotykałem, to były koleżanki z roku albo wydziału. Na randki chodziliśmy do kawiarni, kina czy parku, ale warunki do uprawiania seksu zazwyczaj nie były najlepsze: akademik, pokój w mieszkaniu wynajmowanym z pięcioma innymi osobami. Wtedy korzystało się z każdej okazji typu domówka czy impreza w jakiejś knajpie„ – opowiada 29-letni Piotr, który dzisiaj jest nauczycielem języka polskiego w jednym z warszawskich liceów.
„Nigdy nie uważałem, że toaleta jest nastrojowym miejscem, ale lata studiów nauczyły mnie tego, że w niektórych restauracjach, klubach czy kawiarniach może być bardzo klimatycznie” – śmieje się Piotr i opowiada mi o tym, że niektóre łazienki miały ciekawy wystrój: „Muszelki, piasek i czujesz się, jak na plaży. W innych świeże kwiaty i pachnące świece – często było lepiej niż w moim studenckim pokoju”. Piotr przyznaje się również do tego, że kilka razy zdarzyło mu się zaszaleć w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego.
„To była toaleta na pierwszym piętrze. Jest w środku, między książkami. Poczekaliśmy na moment, kiedy nikt nie stał w kolejce i zamknęliśmy się tam razem. Łazienka nie należy do najładniejszych, ale jest czysta i minimalistyczna, jak cała biblioteka. Najgorsze było jednak to, że w czasie sesji robi się tam dość tłoczno. Ludzie zaczęli dobijać się do drzwi. Wyszedłem pierwszy, wpuszczając kogoś do pomieszczenia, gdzie jest zlew. I tak było wiadomo o co chodzi, ale przynajmniej pozory zostały zachowane. Kilka miesięcy później było głośno o toaletach w bibliotece. Okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Oprócz kilku par, które uprawiały seks, znaleziono osoby pijące alkohol i palące skręty. Po tej sprawie zaostrzono nieco ochronę. Można powiedzieć, że zdążyliśmy w ostatniej chwili” – opowiada Piotr.
Jednak jeszcze ciekawszą historię opowiedziała mi Majka, która od czterech lat mieszka w Londynie. Razem z narzeczonym ciężko pracują w bankach: ona w tzw.: City on Na Canary Wharf. „Przez to, że nasze firmy nie są w jednym miejscu, nie mamy nawet czasu na wspólny lunch. Czasem podjeżdżamy do siebie, bo to nie jest aż tak duża odległość, ale rzadko zdarza się tak, że obydwoje możemy sobie pozwolić na dłuższą przerwę w tym samym czasie” – wyjaśnia Majka. „Do domu wracamy bardzo późno, w weekendy często któreś z nas musi jechać do pracy. Nie mamy za dużo czasu dla siebie. Brakuje nam tego, żeby się przytulić, to co dopiero mówić o upojnej nocy spędzonej we dwoje” – dodaje. Okazuje się jednak, że dla chcącego nic trudnego. Majka i Łukasz znaleźli na to sposób: „Kilka razy zdarzyło nam się uprawiać seks w biurowcu” – wyznaje. „Za pierwszym razem ja byłam już po kilku lampkach wina, to była firmowa kolacja. Łukasz wciąż siedział u siebie w pracy. O północy zadzwoniłam do niego i prosiłam, żeby kończył jak
najszybciej, bo mam na niego ogromną ochotę. Przyjedź do mnie do biura – zaproponował. Alkohol dodał mi odwagi, posłuchałam. W recepcji zostawiłam swój dowód, Łukasz zabrał mnie na jedno z ostatnich pięter i zaprowadził do toalety dla inwalidów. Była duża i przestronna. Kochaliśmy się przy gigantycznym lustrze. Było cudownie. I te emocje, kiedy wyszłam na korytarz! Spojrzałam na podłogę i widziałam pod sobą wszystkie piętra” – Majka wspomina z dzikim uśmiechem na twarzy. Przyznaje, że zrobiła to jeszcze kilka razy. „To trochę uzależnia. Potem i tak pojechaliśmy razem do domu więc teoretycznie mogliśmy poczekać te pół godziny, ale to już nie byłoby to samo”.
Sauna, basen, siłownia, bo ruch to zdrowie
Dłuższa aktywność fizyczna jest odpowiedzialna za produkcję endorfin, a co za tym idzie stymulowane są receptory, które wywołują stany euforyczne. Ale nie tylko! Nie zapominajmy o kusym bikini czy obcisłych leginsach na pupie dziewczyny, żony, które momentalnie pobudzają wyobraźnię. Dlatego siłownia czy basen to może być miejsce, gdzie ciężko będzie nie ulec pokusie.
„Sauna to jedno z naszych ulubionych miejsc” – Agnieszka opowiada mi o seksie ze swoim mężem. „Przetestowaliśmy zarówno parowa jak i suchą. Zdecydowanie polecam pierwszym wariant – niewiele widać i wbrew pozorom łatwiej się oddycha w tym wilgotnym wariancie. Trzeba się tylko przygotować na naprawdę szybki numerek, żeby sobie nie zaszkodzić” – śmieje się. „Na osiedlu mamy saunę połączoną z basenem. Najpierw upewniamy się, że nie ma nikogo albo najwyżej jedna pływająca osoba i ustawiamy się tak, żeby jedno z nas miało dobre pole widzenia. Ale kochaliśmy się w wielu saunach. Powinnam zrobić listę” – żartuje Agnieszka. Jej zawartość robiłaby wrażenie. Okazało się, że znaleźlibyśmy tam takie perełki, jak słynna na całym świecie sieć klubów LA Fitness. „My sprawdzaliśmy ten w Dallas. Tam byłoby bardzo nieciekawie, gdyby ktoś nas przyłapał. Ale to było jakieś święto. Totalne pustki”.
W Polsce zdarza się to jeszcze nieco rzadziej, ale trenerzy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii mówią, że nieraz przyłapali kogoś na gorącym uczynku. „Pracuję w miejscu typowo korporacyjnym. W sobotę mamy niewielu klientów, w niedzielę czasem w ciągu całego dnia przewija się tylko 5 osób. Miesiąc temu miałem dyżur w weekend. Przyłapałem jedną parę na gorącym uczynku w studiu, gdzie prowadzone są zajęcia pilates – opowiada Greg Smith, trener osobisty z Londynu. „Wyłączyli sobie światło i schowali się pod ścianą. Koledzy z bardziej rozrywkowych dzielnic mówią, że przynajmniej dwa razy w miesiącu przyłapują kogoś w basenie, saunie lub gdzieś na terenie siłowni. Mam pecha, że pracuję w biurowcu” – żartuje Greg.
Pociąg, metro czy gondolka?
Wakacje czy delegacja to czas, kiedy w jakiś tajemniczy sposób zwiększa się nasza aktywność seksualna. Czyżby urocza toaleta w PKP była aż tak kusząca, że nie da się jej oprzeć? Musi być inny powód, który wytłumaczy tę zależność.
„Powodów może być wiele” – wyjaśnia Piotr, wspomniany już nauczyciel polskiego. „Miałem kiedyś romans z dziewczyną, która wciąż nie umiała zerwać ze swoim facetem. W końcu się wyprowadziła, ale zanim to nastąpiło, uprawialiśmy seks głównie na wyjazdach służbowych. Pamiętam, że kiedyś wracaliśmy PKP z Wrocławia do Warszawy. To dość długa podróż. Siedzieliśmy w jednym przedziale, był pełny, wysłałem jej wiadomość, żeby wiedziała na co mam ochotę. Zaproponowała toaletę. Umówiliśmy się, że wyjdę pierwszy, a ona zapuka cztery razy. I choć toaleta była straszna, jakieś pół godziny później powtórzyliśmy to jeszcze raz” – dodaje. Piotr ogólnie ma zamiłowanie do różnego rodzaju pociągów. Swój „romans” ze środkami transportu zaczął od przygody w metrze. „To było tuż po maturze. Moja pierwsza miłość. Spotykaliśmy się jakieś dwa lata. Obydwoje mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami, więc wyobraźnia musiała nam podrzucać pomysły. Wracaliśmy wtedy z jakiejś imprezy typu rozdanie świadectw. Wylądowaliśmy na stacji metra Centrum.
Pamiętam, że były tak takie schody awaryjne w pasażu handlowym. Dopiero, kiedy było po wszystkim, zorientowaliśmy się, że tuż nad nami jest kamera. Jeszcze wtedy nie było youtube’a więc co najwyżej zapewniliśmy rozrywkę ochroniarzom, którzy pilnowali obiektu” – opowiada Piotr.
Michał z kolei zaszalał ze swoją dziewczyną na nartach. „W zeszłym roku byliśmy w Alpach. Na górę wjeżdżaliśmy najpierw gondolkami, a później już mniejszymi wyciągami. Rano i po południu było pełno ludzi i zawsze jechaliśmy z kimś, ale jednego wieczoru udało nam się zebrać i pójść na nocną jazdę. Spodziewaliśmy się, że będą tłumy. Okazało się, że na stoku nie ma prawie nikogo, w sumie może jakieś 50 osób, nie więcej. Wsiedliśmy do gondolki i nawet nic nie trzeba było mówić. Jakoś obydwoje od razu pomyśleliśmy o tym samym” – opowiada Michał. „Bałem się jednej rzeczy: ktoś mógł się zdecydować, że nie zjeżdża już na dół na nartach tylko gondolką. Wtedy mielibyśmy bliskie spotkanie, bo wybraliśmy opcje widokową, czy Marta oparła się o szklaną ścianę wagonu”.
Jak widać, pomysłów jest wiele. Trzeba tylko pobudzić wyobraźnię i dać się ponieść chwili. W granicach rozsądku, rzecz jasna.