Byli razem 16 lat. "Seks na godzinę" zniszczył ich związek

Byli razem 16 lat. "Seks na godzinę" zniszczył ich związek

"Seks na godzinę" może zniszczyć związek - zdjęcie ilustracyjne
"Seks na godzinę" może zniszczyć związek - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Aleksandra Lewandowska
23.03.2024 16:00

- Nie wiem, czy mogę to nazwać "seksem na godzinę", czy seksem utrzymującym nasz związek. Ale nie wspominam tego dobrze. Czułam się dosłownie jak dmuchana lalka, która jest potrzebna do jednego - opowiada Lena, która, by utrzymywać relację, umawiała się z partnerem na seks.

Dla wielu osób seks jest ważnym elementem udanego związku. Bywa jednak, że w pewnym momencie - na co może złożyć się kilka czynników, staje się przykrym obowiązkiem. Część par zaczyna go planować - na wieczór, na sobotę, na czas, kiedy dzieci nie będzie w domu. Uprawiają tzw. seks na godzinę, który może zniszczyć wytworzoną przez lata bliskość i intymność. W wielu przypadkach prowadzi do zakończenia relacji.

- Samo umawianie się jest oczywiście w porządku, bo bliskość i intymność może przynieść rezultaty, a czasami jesteśmy zabiegani, zapracowani, mamy na głowie zbyt wiele, w związku z czym na ten seks jest za mało czasu - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Patrycja Wonatowska, psycholożka i seksuolożka.

- Ale mimo wszystko nie podchodziłabym do tego jak do obowiązku, a już na pewno nie możemy się zmuszać. Do tego potrzebna jest jednak dobrze rozwinięta samoświadomość seksualna. Możemy co najwyżej próbować, ale ochota na ten seks jest tak naprawdę kluczowa - dodaje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"To był jedyny sposób"

Najpierw starania o ciążę, które nie zawsze są proste i od razu dają "efekt". Potem - brak czasu na intymność i bliskość w relacji ze względu na zajmowanie się dziećmi i ich wychowaniem. W efekcie Anna i Piotr* wprowadzili w życie tzw. seks na godzinę.

- Zaczęło się od tego, że nie mogłam zajść w ciążę. Wszelkie próby kończyły się niepowodzeniem. Myśleliśmy z mężem, że może jakoś źle trafiamy, że to nie ten moment, choć robiliśmy wszystko zgodnie z moim kalendarzykiem. W końcu zaczęliśmy planować seks na konkretne dni i godziny. Niestety, nawet wtedy, kiedy nie mieliśmy na to ochoty. To był jedyny sposób - mówi.

Z jednej strony, przyniosło to wspomniany "efekt". Anna zaszła w upragnioną ciążę. Z Piotrem zostali rodzicami dziewczynki. Dwa lata później - chłopca. Z drugiej, seks przestał kojarzyć im się z przyjemnością. Stał się obowiązkiem, elementem, dzięki któremu utrzymywali seksualną relację.

- Przyzwyczailiśmy się do tego, że uprawiamy wcześniej umówiony seks. Kiedy o tym teraz mówię, dla mnie samej to chore - stwierdza Anna w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Gdy wiedzieliśmy, że dzieci będą poza domem, planowaliśmy seks. To samo robiliśmy, kiedy ich dziadkowie – moi rodzice lub teściowie, zabierali je do siebie, na kilka godzin lub na noc. Nie potrafiliśmy kochać się w wyniku jakiegoś nagłego pożądania, potrzeby - ujawnia.

Ich "seks na godzinę" trwał kilka lat. Doprowadził do tego, że Anna powiedziała "dość". Choć prób rozmów z mężem na ten temat było kilka, oznajmiła mu, że jeżeli tak dalej będzie, ich małżeństwo nie przetrwa. Podjęli decyzję o terapii. Chodzą do seksuologa.

"Czułam się jak dmuchana lalka"

Inaczej było w przypadku Leny, 29-latki, która nie jest jeszcze na takim etapie życia, w którym pragnie mieć potomstwo. Z Tobiaszem poznali się jeszcze w gimnazjum. Jak opowiada, byli taką "parą od zawsze". Przeżyli razem liceum, poszli razem na studia. Tobiasz był jej pierwszym partnerem, z którym uprawiała seks. Ona - jego pierwszą partnerką. Choć zdawało im się, że zawsze będą razem, przestali czuć do siebie pożądanie. Próbowali jednak "seksu na godzinę".

- Gdy człowiek ma 18, 19 lat, seks wydaje mu się super. I tak też było. Mimo kilku lat razem, uprawialiśmy go, kiedy tylko mogliśmy. Podobnie było też na studiach, chociaż wtedy już nieco rzadziej. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy zaczęliśmy pracować w zawodzie. A raczej zmieniło się u Tobiasza, bo nagle przestał mieć ochotę -wspomina.

Zdaniem Leny, praca stała się dla Tobiasza całym światem - powodem, dla którego wstawał, dla którego jadł i chodził spać, żeby na następny dzień się obudzić i znów iść na cały dzień do biura.

- Był przepracowany i zmęczony. Rozumiałam to i nie miałam pretensji. Wręcz przeciwnie, pomagałam mu, jak tylko mogłam. Przygotowywałam mu śniadania, obiady. Gdy wracał do domu, kolacja była na stole. Czasem próbowałam zachęcić go do jakiejś bliskości, ale zawsze odmawiał. Mówił: "Nie teraz, jestem zmęczony" - przytacza.

Po kilku miesiącach Lena postawiła partnerowi swego rodzaju ultimatum, którego żałuje.

- Powiedziałam, że to nie może tak wyglądać. Bliskość i seks muszą istnieć w naszym życiu. Zgodził się ze mną, co mnie trochę zdziwiło. I wtedy się zaczęło. Umawiany wcześniej seks, gdy będzie miał więcej czasu i nie będzie padnięty - ujawnia.

- Nie wiem, czy mogę to nazwać "seksem na godzinę" czy seksem utrzymującym nasz związek. Ale nie wspominam tego dobrze. Czułam się dosłownie jak dmuchana lalka, która jest potrzebna do jednego. Stosunki trwały kilka minut. Nie były niczym wielkim - mówi.

Lena chciała ratować związek. Stwierdza jednak, że swoim pomysłem raczej go "zniszczyła". Po kilku miesiącach podtrzymującego relację współżycia, ona i Tobiasz zerwali. Byli razem 16 lat.

"Seks na godzinę" jak seks podtrzymujący

Zdaniem Patrycji Wonatowskiej, zanim zaczniemy uprawiać "seks na godzinę" lub seks, który ma za zadanie podtrzymać nasz związek, najpierw dobrze jest się zastanowić, czym jest dla nas seks. Kiedy pyta o to swoje pacjentki lub pacjentów, najczęściej nie potrafią jej odpowiedzieć.

- Obserwuję w swoim gabinecie sytuacje, gdy ludzie po 40. czy po 50. roku życia, mówią, że do tej pory w seksie nie było im dobrze. To się wiąże właśnie ze zmuszaniem. Bardzo często słyszę, że kobiety, uprawiając seks, wypełniają jakiś obowiązek. Że jeśli tego nie zrobią, to mąż znajdzie to gdzieś indziej - mówi Patrycja Wonatowska.

Dodaje, że gdy się "przymuszamy do seksu", nie będzie miejsca na dobre samopoczucie.

- Kobiety są mniej reaktywne, patrzenie na obiekt seksualny nie wiąże się ze spontaniczną reakcją, którą jest męski wzwód. Dlatego w sytuacji, w której odbieramy sobie czas na przykład na grę wstępną, ciężko jest mówić o satysfakcjonującej przyjemności płynącej ze zbliżenia - podkreśla.

Zarówno u jednej, jak i u drugiej strony, zmuszanie się do seksu, planowanego bądź nie, może wywołać w konsekwencji ból. W wyniku tego natomiast - odrzucenie od seksu.

*Imiona zostały zmienione na prośbę rozmówczyni.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (476)
Zobacz także