Zapraszają ją do sypialni. Taki seks jest coraz popularniejszy
- Raz poszłam na taki układ i nie sądzę, żebym jeszcze kiedykolwiek to zrobiła. To było dziwne doświadczenie, nawet dla osoby, która - jak ja, jest biseksualna - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Magda, "zdobycz" pary, która "polowała na jednorożca".
26.01.2024 | aktual.: 26.01.2024 19:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pary z dłuższym stażem, które zmagają się z monotonią w sypialni, często poszukują sposobów, dzięki którym ożywią swoje życie seksualne. Jednym z nich, zdobywającym coraz większą popularność, jest tzw. unicorn hunting, czyli "polowanie na jednorożca". Polega ono na "zaproszeniu" przez heteroseksualną parę biseksualnej kobiety do miłosnego trójkąta. Jak tłumaczy seksuolożka Aleksandra Pańczyk, taka sytuacja może mieć charakter jednorazowy, bądź przerodzić się w stałą relację.
- To, co charakteryzuje "unicorn hunting", to nieetycznie i krzywdzące traktowanie biseksualnej kobiety przez heteroseksualną parę - w sposób przedmiotowy i nierównoprawny - wyjaśnia Aleksandra Pańczyk.
"To było dziwne doświadczenie"
Zaczęło się od zwykłej rozmowy na portalu randkowym. Magda*, która jest osobą biseksualną, co oznacza, że odczuwa romantyczny lub seksualny pociąg zarówno do kobiet, jak i mężczyzn, poznała tam Paulinę*. Ich relacja już po kilku konwersacjach zaczęła stawać się bliska, ponieważ Magda czuła, że Paulina jest jej bratnią duszą. Kiedy doszło do spotkania, okazało się, że kobieta ma na nią swój plan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie, bo zrobiła na mnie wrażenie. Piękna, inteligentna, zabawna. Atrakcyjna, przyciągała uwagę mężczyzn - opowiada Magda.
- Dziwiło mnie tylko to, że nigdy nie była w relacji z kobietą, co przyznała na początku tego spotkania. Wtedy zapaliła mi się jakaś taka "lampeczka", ale w sumie nie było to dla mnie większym problemem. Problem pojawił się dopiero później - wspomina.
W trakcie spotkania Paulina wyznała Magdzie, że tak naprawdę jest w związku z mężczyzną. Co więcej, wytłumaczyła jej, że wcale nie jest osobą biseksualną (jak pisała wcześniej), a poszukuje kobiety do trójkąta z partnerem. Chciała jednak, aby nie była to "pierwsza lepsza kobieta z brzegu".
- Powtarzała wtedy, że oczywiście mam się nad tym zastanowić, że ona nie naciska, ale że na pewno byłoby miło, gdybym się zgodziła. Na początku byłam przeciwna, ale po przemyśleniach stwierdziłam "w sumie ok, spróbujmy". I powiem tak: raz poszłam na taki układ i nie sądzę, żebym jeszcze kiedykolwiek to zrobiła. To było dziwne doświadczenie, nawet dla osoby, która - jak ja, jest biseksualna - oznajmia Magda w rozmowie.
"Miałam im się podporządkować"
Magda niechętnie wspomina wieczór, który spędziła z Pauliną i jej partnerem. To wtedy okazało się, że trójkąt, o którym wspominała Paulina, nie będzie dla niej żadną przyjemnością. Wszystko opierało się bowiem na tym, że według pragnień (lub nawet warunków) pary, to ona miała spełniać ich seksualne potrzeby. Oni natomiast mieli traktować ją przedmiotowo - bez żadnych uczuć.
- Mówiąc najprościej: miałam im się podporządkować - opowiada Magda.
Nie podaje dokładnych przykładów "zachcianek" pary. Przyznaje tylko, nie były to rzeczy, które sprawiały jej przyjemność. Poniekąd czuła się do nich zmuszana, "jak niewolnik".
- Tak się trochę czułam - jak niewolnik. To nie był trójkąt, o jakim wcześniej myślałam, który istniał w moich wyobrażeniach. Byłam tam tylko pionkiem, którym sterowali i bawili się, który spełniał ich pragnienia - zauważa.
Dlaczego Magda doznała takiego traktowania przez parę? Aleksandra Pańczyk tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską, że jest to typowe dla tzw. polowania na jednorożca.
- Kobieta, która dołącza do pary, nie jest równoprawną partnerką. Jest tylko narzędziem, które ma wpłynąć na poprawę funkcjonowania pary, urozmaicenie relacji. Potrzeby tej "trzeciej" nie są brane pod uwagę. Nie ma takich samych praw. Ma podporządkować się parze. Jest też pierwszą osobą, która w razie czego odpadnie z trójkąta, bo jest na znacznie niższej pozycji - mówi Aleksandra Pańczyk.
Zobacz także: Nigdy nie miała orgazmu. Mówi, co usłyszała od lekarza
"Polowanie na rzadki gatunek"
Aleksandra Pańczyk dodaje, że nazwa "polowanie na jednorożca" nie jest przypadkowa. Sytuacja przypomina "polowanie na rzadki gatunek", którym jest kobieta, taka jak Magda.
- Seks w trójkącie, w wyobrażeniu pary, która "poluje", jest nie tylko spełnieniem ich seksualnych pragnień, ale także pragnień osoby trzeciej. Z ich perspektywy, taka osoba ma przyjmować z aprobatą wszystkie ich zachowania. Wszystko ma się jej podobać. Znalezienie kogoś takiego, komu już na początku szczerze powie się o tym, jak ma wyglądać taka relacja, jest jednak nierealne. Z tego też względu proces poszukiwań przypomina "polowanie na rzadki gatunek", stąd nazwa "polowanie na jednorożca" - tłumaczy seksuolożka.
Podkreśla także, że tak naprawdę już w toku poszukiwań osoby trzeciej do trójkąta dochodzi do silnej seksualizacji osób biseksualnych. Pary zakładają bowiem, że skoro dana osoba jest w stanie być zarówno z kobietą, jak i mężczyzną, to najprawdopodobniej będzie zainteresowana również wejściem w relację niemonogamiczną. W efekcie jest to bardzo jednak krzywdzące i może nieść ze sobą konsekwencje dla osoby trzeciej.
- Konsekwencją dla "unicorna" (osoby trzeciej - przyp. red.) jest najczęściej odrzucenie. Z uwagi na nierealne oczekiwania pary, których nie jest w stanie spełnić, najprawdopodobniej zostanie przez nią odrzucony. Poza tym, ma prawo czuć się potraktowany przedmiotowo, wykorzystany. Mówimy tu o formie nadużycia w relacji, więc efekty mogą być podobne do każdego tego typu zjawiska - podsumowuje Pańczyk.
Zobacz także: Od 15 lat żyje w "rzymskim małżeństwie". Jest zachwycona
"Myślałam, że będzie fajnie, a poczułam się winna"
Kilka lat temu Lena była w związku, w którym urządziła z partnerem "polowanie na jednorożca". Była tuż po 20. roku życia, chciała spróbować czegoś nowego. Pomysł na "polowanie", który zaproponował jej chłopak, na początku wydawał jej się ciekawy. Z czasem Lena zaczęła zauważać jego efekty, z którymi nie czuła się komfortowo.
- Myślałam, że będzie fajnie, a poczułam się winna. Znalazłam dziewczynę, którą wpakowałam w coś takiego. Ona też myślała, że to będzie super doświadczenie. Okazało się, że ani mi, ani jej się to nie podobało. Podobało się za to mojemu chłopakowi, z którym niedługo po tym zerwałam, nie bez powodu - opowiada.
Dlaczego ich "eksperyment" zakończył się akurat zerwaniem? Lena tłumaczy, że w tamtym momencie zobaczyła niestety "prawdziwą twarz swojego chłopaka".
- Umówiliśmy się, że oboje nie będziemy podchodzili do tego uczuciowo, emocjonalnie i to mi akurat pasowało. Ale on był wobec tej dziewczyny agresywny, a to już nie było okej. W pewnym momencie naszego stosunku seksualnego zwróciłam mu uwagę. Nie powiedziałam tego na głos, tylko do niego, po cichu. Wtedy zaczął być agresywny też wobec mnie. Nie skończyło się to przyjemnie. Po wszystkim przeprosiłam tę dziewczynę i wiem, że nie zgodziłabym się już na coś takiego - przyznaje w rozmowie.
*Imiona zostały zmienione na prośbę rozmówczyni.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.