Cała prawda o Chicago
Wydawać by się mogło, że jest to kolejna metropolia, która poraża swoją wielkością, jednocześnie strasząc zgiełkiem zatłoczonych ulic, przerośniętymi wieżowcami i nadmierną ilością betonu. Ale wychodzi na to, że Chicago kryje w sobie coś więcej. Cóż takiego przyciąga w to miejsce ponad 35 milionów turystów z całego świata?
Chicago, mimo swojego wielkomiejskiego zgiełku, kryje w sobie coś tajemniczego, co sprawia, że chce się tutaj wracać.
Aby to sprawdzić, na początku postanowiłam obejrzeć panoramę całego miasta z góry. W tym celu wjechałam na ostatnie piętro Hancock Tower, gdzie mieści się elegancka restauracja z przeszklonymi ścianami. Nawet w damskiej toalecie, poprawiając fryzurę czy malując usta można podziwiać widoki zza wielkich okien, przez które łatwo dostrzec urok tego miasta. Podejrzewam, że niewiele restauracji może pochwalić się tak mocno zapierającą dech w piersiach tapetą. Po jednej stronie rozpościerał się cudny widok na ogromne jezioro Michigan, a po drugiej wyrastały domy, bloki i wieżowce, których architektura idealnie ze sobą współgrała, wpisując się w bardzo dobrze zagospodarowany plan miasta.
Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że najgorsze miejsce na spędzenie lata to brudne i zatłoczone ulice wielkiego miasta. Jednak nawet tutaj Chicago wygrywa. Nie wiem jak oni to zrobili, ale podczas gdy w innych miastach niemalże się duszę, tutaj nie czułam nic poza orzeźwiającym wiatrem, a cień rzucany przez murowane kolosy, chronił mnie przed nieznośnymi promieniami słonecznymi.
W Millenium Park zdjęłam buty i położyłam się na zielonej trawie. Tutaj znajduje się opera zaprojektowana przez Franka Gehry. Posiada ona 4000 miejsc plus dodatkowe miejsce na trawniku. Opera otoczona jest przez kręte płyty ze stali nierdzewnej. W okresach letnich, każdego wieczora, odbywają się tu koncerty muzyki poważnej, które są całkowicie za darmo. Znajdowałam się w centrum trzeciego co do wielkości miasta w Stanach Zjednoczonych, ale w tamtej chwili czułam się, jakbym leżała na zielonej łące, na której rosną żółte mlecze i śpiewają ptaszki. W tym mieście jest to możliwe.
Unosząc lekko głowę do góry, zobaczyłam kolejne architektoniczne cudeńka. Jednym z nich był Aqua Tower, którego spośród innych drapaczy chmur, wyróżniała oryginalna forma przypominająca falującą wodę. Zgodnie z założeniem projektanta, fale na powierzchni wieżowca nawiązują do znajdującego się w pobliżu jeziora Michigan. Tak jak fale na jeziorze, tak i powierzchnia każdego piętra z balkonami tworzy inną formę, sprawiając, że konstrukcja budynku jest niezwykle skomplikowana, a każdy taras ma inny kształt i wielkość.
Nieopodal parku znajdowały się dwie fontanny, w kształcie prostokątów, obok których biegała spora gromadka dzieci bawiących się tryskającą wodą. Było jednak w tych fontannach coś dziwnego. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że są to dwa wielkie ekrany, na których wyświetlane są ludzkie twarze. Była to Crown Fountain, a na zdjęciach znajdowali się mieszkańcy Chicago. Tuż obok znalazłam kolejne dzieło, którym była stalowa rzeźba w kształcie fasoli. W zależności od tego gdzie stałam, moje odbicie w słynnej Beans, przypominało przerośniętego stwora lub wychudzonego klauna.
Na koniec weszłam do jednego z najstarszych biurowców, a kiedy zobaczyłam jego wnętrze, o mało nie zemdlałam z wrażenia. Zdobienia na ścianach, marmurowe schody, kryształowe lampy i czerwone dywany, to wszystko przypominało bardziej moskiewski pałac niż zwykły budynek biznesowy.
Chicago jest świetnym przykładem na to, że nawet dużą metropolię można zbudować w sposób poukładany i przyjazny mieszkańcom, w dodatku czyniąc z niego jedno z najważniejszych centrów biznesowych Stanów Zjednoczonych.
Magdalena Jurkowska B., która wspólnie z mężem wybrała się w kilkuletnią podróż dookoła świata. Porzucili „dorosłe życie” i wyruszyli odkrywać najróżniejsze zakątki świata.
(mjb/sr)