Blisko ludziChcemy wierzyć, że wszystkie alimenty wydajecie na dzieci

Chcemy wierzyć, że wszystkie alimenty wydajecie na dzieci

Alimenty, nie tylko te w show-biznesie, to temat, który Polaków rozgrzewa do czerwoności. Po jednej stronie barykady jest rodzic, na którym spoczywa ciężar wychowania dziecka, po drugiej ten, który nie wyciera nocami nosa, nie słucha na co dzień trzaskania drzwi w wydaniu nastolatka, ale niesie ciężar finansowy. I wiele jest w tej sytuacji niesprawiedliwości. Nie tylko tych na pierwszy rzut oka oczywistych.

Chcemy wierzyć, że wszystkie alimenty wydajecie na dzieci
Źródło zdjęć: © Fotolia
Magdalena Kowalska-Kotwica

15.01.2018 | aktual.: 15.01.2018 15:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Stereotypowo wygląda to tak: ona wychowuje, on płaci. To znaczy – ma płacić, tak postanowił sąd. W praktyce często tak nie jest. Bo choć minister Ziobro cieszy się, że ściągalność alimentów w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosła o 100 proc., to nadal płaci zaledwie 26 proc. tych, którzy płacić powinni. Szokująco w tym świetle wyglądają informacje z 2015 roku, kiedy zasądzone kwoty regularnie przelewało na wyznaczone konta zaledwie 13 proc. osób do tego zobowiązanych.

W tym alimentacyjnym piekiełku, w którym wiele rodzin, najczęściej jednak matek samotnie wychowujących dzieci, jest skazanych na życie w ubóstwie i walkę o byt każdego dnia, jest też druga skrajność. Nieliczna, to fakt. Ale jest o niej równie głośno. Chodzi o pary, w których jednej stronie udało się wywalczyć "na dzieci" zgoła bajońskie sumy.

Najgłośniejszym i oczywiście maglowanym na wszystkie strony przypadkiem jest Zbigniew Zamachowski. Rozgłos swojej sprawie zapewnił nie on sam, a nowa żona, Monika, aktualnie Zamachowska, niegdyś Richardson, która wielokrotnie utyskiwała, że na alimenty zarabia głównie ona. Mowa jest o sumie niebagatelnej, bo jak donosi Pudelek – 16 tysiącach złotych. "Dotychczas po 4,5 tysiąca złotych otrzymywali Bronisława i Tadeusz, a po 3,5 tysiąca złotych 23-letnia Maria i 20-letni Antoni. Tadeusz ostatnio osiągnął pełnoletniość, więc podobnie jak jego starsze rodzeństwo, miał otrzymywać od ojca o tysiąc złotych mniej" – tłumaczy alimentacyjną matematykę redaktor Pudelka. To kwota nadal dla wielu Polaków bardzo duża i nie mówimy tu wyłącznie o samotnych matkach.

Zamachowski nie jest osamotnionym przypadkiem. Portale plotkarskie, w tym również Pudelek, pokusiły się nawet o przygotowanie rankingów tych gwiazd, które płacą i płaczą. Jest na liście Collin Farrel, który na swojego syna ze związku z Alicją Bachledą-Curuś i łoży na niego miesięcznie 10 tys. dolarów (jakieś 35 tys. złotych, gdyby ktoś z wrażenia miał problem z przeliczeniem). Jest w tym gronie również Dariusz Michalczewski, który co miesiąc wyjmuje z kieszeni 9 tysięcy, ale uwaga – euro. Pieniądze trafiają do dwóch jego synów z pierwszego małżeństwa. Jest Artur Boruc – piłkarz płaci na syna 17 tysięcy złotych. Jest Kai Schoenhals – 20 tysięcy złotych na dwie córki ze związku z Katarzyną Figurą. I jeszcze Krzysztof Ibisz – po 7 tysięcy złotych na dwóch synów.

Zasady dotyczące wysokości alimentów niby skomplikowane nie są. Po pierwsze dziecko ma mieć zabezpieczone pieniądze na wszystkie podstawowe potrzeby – na dach nad głową, jedzenie, naukę, leki. Proste i oczywiste. Ale co już bardziej skomplikowane, że wysokość alimentów ma odpowiadać aktualnym zarobkom i sprawiać, że dziecko będzie żyło na takim samym poziomie jak płacący alimenty rodzic.

Czy aktualna sytuacja Zbyszka Zamachowskiego i jego warunki bytowe są lepsze niż jego dzieci? Przynajmniej z relacji jednej ze stron wynika, że niekoniecznie. Czy Zamachowski i Justa faktycznie wydawali na każde z dzieci minimum te 3,5 tysiąca złotych? Jak wygląda sytuacja dwójki dzieci Moniki Zamachowskiej, która jak twierdzi dokłada zarobione przez siebie pieniądze do wychowania dzieci nowego męża?

Te kilka, czy kilkanaście tysięcy gwiazdorskich alimentów kłuje w oczy nie tylko dlatego, że większość Polaków nie ma z takimi sumami do czynienia. Te pieniądze szokują, bo podejrzewany, że są czymś więcej niż tylko prostym rachunkiem potrzeb dzieci. Dla jednych być może najłatwiej dostępnym balsamem na wyrzuty sumienia po nieudanym związku. Dla innych może gorzkim sposobem, by się odegrać na małżonku, który odszedł, porzucił na pastwę losu.

I tylko dzieci żal. I tych, które nie mogą się doczekać na należne im pieniądze. I tych, które stały się elementem rozgrywki między rodzicami. Chcemy wierzyć, że na szokująco wysokich alimentach skorzystają. Że pójdą do elitarnych szkół, skończą niszowe kursy, będą mogły rozwijać wszystkie swoje pasje i spędzać wakacje, gdzie tylko im się zamarzy. Chcemy wierzyć, że wszystkie te pieniądze wydajecie na dzieci.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (25)