Chcesz zaadoptować zwierzę? Przygotuj się na drogę przez mękę
Do kupna zwierzęcia z hodowli wystarczą odpowiednie zasoby finansowe i sympatyczny uśmiech na twarzy. Do adopcji zwierzaka z azylu nie potrzebujesz kilku(nastu) stówek w portfelu, ale musisz spełnić szereg wymagań. Jesteś studentką? Nic z tego nie będzie.
18.02.2018 | aktual.: 18.02.2018 14:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak przykuć uwagę współrozmówców w jakichkolwiek okolicznościach? Możesz poruszyć temat aborcji, Jarosława Kaczyńskiego lub kryzysu imigracyjnego, albo iść na łatwiznę i wspomnieć, że chciałbyś mieć zwierzę - najlepiej psa lub kota, bo do rybek nie można się przytulić.
Interlokutorzy nadstawią ucho, żeby sekundę później wygłosić złotą radę - niezależnie od tego, czy jej oczekujesz. Usłyszysz na pewno, że warto wziąć zwierzaka ze schroniska, żebyś uważała na pseudohodowle i zwierzaki z genetycznymi wadami (jak np. buldożki francuskie). A poza tym, żebyś się zastanowiła, bo zwierzę to nie zabawka. Jeśli przebywasz w towarzystwie ciężarnej (albo swojej babci), to jest niemal pewne, że usłyszysz również komentarz na temat własnego egoizmu, który sugeruje ci wejście w posiadanie zwierzęcia, zamiast dziecka. Bo przecież dzieci to przyszłość narodu, a zegar biologiczny tyka i młodsza już nie będziesz.
Idąc za głosem znajomych i swojego kryształowego serduszka, wybierasz więc do schroniska lub fundacji, kupujesz po drodze piętnaście kilogramów karmy i serce bije ci już mocniej, bo wyobrażasz sobie wieczorny spacer z twoim nowym przyjacielem. Myślisz sobie, że już dziś dasz komuś dom. To uczucie uskrzydla.
Dojeżdżasz do schroniska lub fundacji i zderzasz się z rzeczywistością.
Na oficjalnej stronie warszawskiego Schroniska Na Paluchu napisane jest, że przyszły właściciel zwierzęcia musi wypełnić "ankietę przedadopcyjną" na podstawie której pracownik Biura Adopcyjnego decyduje czy możesz dokonać adopcji - i nie jest to tylko formalność. Jeśli chcesz zaadoptować psa, obowiązkowe są przynajmniej dwa "spacery zapoznawcze"; zazwyczaj jest ich jednak więcej. To zresztą procedura obowiązująca w niemal każdym miejscu, w którym jest możliwość zaadoptowania bezdomnego zwierzaka. - Kiedy próbowałam zaadoptować kota, okazało się, że przeszkodą jest nie tylko to, że nie mam zabezpieczonych okien i balkonu, ale również to, że mieszkam ze współlokatorką na 40 metrach kwadratowych. Zdaniem pani, z którą rozmawiałam, nie jest to sytuacja stabilna. Pani kazała mi "najpierw zabezpieczyć okna, potem się zgłosić i wtedy pomyślimy" - opowiada Anka z Warszawy. Była wściekła, bo uważała za oczywistość, że zwierzak będzie miał lepiej u niej, niż w schronisku.
Ale okien nie zabezpieczyła. Ważna dla niej jest estetyka mieszkania, a miała w przeszłości trzy koty - żaden z nich nie powiesił się przypadkowo na uchylonym oknie, ani nie zginął inną śmiercią tragiczną.
Jak słusznie zauważyła pani ze schroniska, która z nią rozmawiała - to, że w przeszłości miała szczęście, nie oznacza, że powtórzy się ono tym razem.
Zdarza się również, że pracownik fundacji lub schroniska odwiedza potencjalnego właściciela zwierzęcia i sam ocenia jego warunki lokalowe. - Do mnie przyszła pani, która ewidentnie traktowała mnie jak potencjalną sadystkę. Wytrzymałam jednak serię upokorzeń i koniec końców - po dwóch miesiącach - zamieszkała ze mną moja kotka. Było warto - opowiada Weronika. Mieszka na 65 metrach kwadratowych, ale często nie ma jej w domu. Od odmownej odpowiedzi schroniska w sprawie adopcji prawdopodobnie uratowała ją zdalna praca męża. Kotka nie będzie siedzieć sama - w zeszycie pracownicy azylu pojawił się plus. Weronika założyła też zabezpieczenia na okna i wygospodarowała specjalny kącik dla kota - kolejne plusy.
I choć jej się udało, to na forach internetowych wielokrotnie natknąć można się na posty osób, którym nie wydano zwierzęcia ze względu na nieodpowiednie warunki lokalowe. "Ja mam małe mieszkanko, a mimo wszystko uważam, że na moich 35 metrach byłoby mu lepiej niż w ciasnym, zimnym kojcu i w samotności" - pisze jedna z użytkowniczek Kafeterii. - Mnie kiedyś odmówiono ze względu na mieszkanie na blokowisku. Nie podobało im się też to, że studiowałem - opowiada Grzesiek, 28-latek z Krakowa.
Okazuje się bowiem, że istotny dla pracowników schronisk jest styl życia danej osoby i jej status rodzinny (obecny i planowany). A obowiązkowe wizyty przedadopcyjne niekiedy dotyczą również bliskich osoby adoptującej. - Moja koleżanka chciała wziąć psa przed świętami i musiała wyrobić "godziny spotkań". Nie tylko ona, ale również jej chłopak. I matka, z którą nie mieszka, ale powiedziała nieopatrznie pani ze schroniska, że odwiedza ją dwa razy w tygodniu - mówi moja redakcyjna koleżanka.
To piękne, że pracownicy schronisk, domów tymczasowych i fundacji troszczą się o los "naszych braci mniejszych", niekiedy jednak ich wymagania są oderwane od rzeczywistości, a sposób odnoszenia się do potencjalnych właścicieli pozostawia wiele do życzenia. "Wnioskuję, że idealny kandydat na właściciela psa to bezpłodny rentier w średnim wieku z willą, ogromnymi połaciami ziemi i mnóstwem czasu wolnego. Hm, ciekawe ilu takich ludzi mieszka w Polsce?" - napisała kolejna z użytkowniczek forum.
Co się dzieje, kiedy w końcu się uda i pracownicy schroniska czy fundacji wydadzą ci zwierzę? Podpisujesz cywilno-prawną umowę adopcyjną i bierzesz zwierzaka do domu. Zazwyczaj w umowie pojawia się zapis o możliwości oddania zwierzęcia w ciągu dwóch tygodni - na przykład wtedy, kiedy posiadasz już innego pupila, który może nie zaakceptować nowego towarzysza. - I to jest bardzo dobra opcja. Zastanawiam się właśnie nad adopcją, ale mam już kota, który jest bardzo płochliwy i delikatny. Nie brałbym drugiego bez zagwarantowanej możliwości zwrotu, bo gdyby mój kot dostał ze strachu ciężkiej biegunki i się odwodnił, to chcę mieć możliwość oddania - tłumaczy Jacek, właściciel ośmioletniego kota rasy maine coon.
Wciąż jednak istnieją ludzie, którzy w takich sytuacjach wyrzucą zwierzę z samochodu albo przywiążą je w lesie do drzewa. Wprowadzona w styczniu nowelizacja prawa stanowi, że za uśmiercanie lub znęcanie się nad zwierzętami grozi do 3 lat pozbawienia wolności oraz obligatoryjna wpłata na cel związany z ochroną zwierząt (od tysiąca do nawet stu tysięcy złotych). Nie sposób nie ucieszyć się z faktu, że psychopaci (bo jak inaczej nazwać osobę, która znęca się nad zwierzęciem?), będą surowiej karani, ale wciąż najistotniejsze jest to, żeby takim sytuacjom zapobiegać.
Właśnie temu służą wszystkie procedury związane z adopcją zwierzęcia. Pracownicy azylu bywają oschli i obcesowi, żeby sprawdzić, czy naprawdę ci zależy i czy nie zrezygnujesz. Bo jeśli poddasz się z powodu niewielkich trudności, to chyba oznacza, że nie nadajesz się na właściciela zwierzaka, który będzie z tobą żył przez kilkanaście lat. I nie ma żadnej gwarancji, że zawsze będzie zdrowy i grzeczny.
Jest też druga strona medalu - ci, którzy zrezygnują z adopcji, niekoniecznie zrezygnują z posiadania psa czy kota. I niekoniecznie wezmą go z ulicy. Zgadnij - kupią rasowego zwierzaka za kilka tysięcy, czy zasilą konto pseudohodowli?
Tylko czy w tej sytuacji schroniska powinny obniżyć wymagania i zwiększyć ryzyko, że zwierzę zostanie ponownie porzucone?