Chciała ustąpić mi miejsca w autobusie. "Dziękuję" cedziłam przez zęby
Połowa września, Warszawa, chłodny poranek. Jadę do pracy zapchanym autobusem. Kiedy robi się nieco luźniej, spotykam wzrok siedzącej pasażerki. Patrzy to na moją twarz, to na brzuch i mówi: "Ojej, może pani chce usiąść?". Problem w tym, że od 14 miesięcy nie jestem już w ciąży.
O pierwszym wrażeniu wolałabym zapomnieć. Co tu dużo gadać, chyba większość kobiet, które mają za sobą ciążę i nie do końca są zadowolone ze swojego nowego ciała, cierpi na pewną nadwrażliwość na tym punkcie. Mówiąc wprost: zrobiło mi się przykro. Bo owszem, został mi wydatny brzuszek, ale łudziłam się, że po pierwsze bardziej widać go wieczorem niż rano, a po drugie, że nauczyłam się maskować go ubraniem i nikt poza moimi domownikami go nie widzi.
Prosić się nie będę
Po rozczarowaniu przyszła refleksja, że lepiej późno niż wcale. Bo kiedy faktycznie byłam w ciąży, to z tym ustępowaniem miejsca było różnie. Dosyć szybko też ustaliłam sama ze sobą, że "prosić się nie będę". Takie postawienie sprawy ułatwiła na pewno moja sytuacja – przez większą część ciąży czułam się bardzo dobrze, nic mnie nie bolało, w krzyżu nic nie strzykało.
Zobacz też: Ginekolog o ciążach w późnym wieku. "Staramy się mówić pacjentkom, co może się wydarzyć"
Na użytek własny prowadziłam jednak ranking. I tak (co w sumie jest łatwe do przewidzenia) najchętniej miejsca ustępowały mi kobiety w średnim wieku, najprawdopodobniej matki. Drudzy w kolejności byli mężczyźni, również w średnim wieku, najprawdopodobniej ojcowie.
Na drugim końcu rankingu uplasowały się, co było już dla mnie sporym szokiem, starsze panie. Nie, nie to, żebym ja od nich oczekiwała, że wstaną. Zdarzyło mi się natomiast dwukrotnie, że starsza kobieta prosiła mnie o zwolnienie miejsca i to w sytuacji, kiedy niedaleko siedział młody chłopak. Raz ja ustąpiłam, raz wstał ktoś obok.
Ciąża to nie choroba
O niechęci starszych kobiet do ciężarnych słyszałam wcześniej wiele, ale byłam pewna, że te opowieści są jakąś miejską legendą. Przestałam kwestionować ich prawdziwość po pewnej wycieczce tramwajem. Jechałam już z synem. Starsza pani podeszła do ciężarnej i wprost zażądała, żeby ta wstała. Rzuciła: "Ciąża to nie choroba". "Starość to też nie choroba" – odparła dziewczyna i wróciła do czytania gazety.
Koleżanka z redakcji usłyszała za to, że "jak miała siłę się ru..ać, to powinna mieć siłę teraz stać". Sytuacja była tym bardziej żenująca, że miejsce chciał jej zwolnić ktoś zupełnie inny, a ona nie była w ciąży. Zezłoszczona odparła, że po prostu jest gruba. Starszej pani zrzedła ponoć mina.
Trudne "dziękuję"
Ja dziś rano postanowiłam jednak zebrać się w sobie, zaprezentowałam najbardziej promienny uśmiech, na jaki było mnie stać w tej sytuacji i przez zęby wycedziłam: "Dziękuję, nie trzeba". W końcu pani miała czyste intencje, a ja nie chciałam sprawić jej przykrości.
Chociaż faktycznie z dobrymi chęciami trochę tak jest, że jest nimi wybrukowane piekło. Bo kiedy zacząć gratulować przyszłej mamie? Czekać, aż sama się przyzna, że jest w ciąży? Zapytać? Nie pytać? A co jak się okaże, że to tzw. ciąża spożywcza, czyli po prostu syty obiad?
O to, by same ciężarne jak najwcześniej "przyznawały się" do swojego stanu, apelują lekarze, a wśród nich celebrytka Nicole Sochacki-Wójcicka, czyli Mamaginekolog. Bo wśród konwenansów często zapominamy, jak ważne jest zdrowie. Kiedy na ulicy lub w komunikacji miejskiej zasłabnie ciężarna, a ratownicy nie będą wiedzieć, że spodziewa się dziecka, może być nieciekawie. Mamaginekolog radzi wręcz, by ciężarne nosiły przypinki z hasłem: jestem w ciąży. Niezbyt to eleganckie, ale na pewno rozsądne.
Z autobusu wysiadłam dziś w niezbyt dobrym nastroju. Teraz nie jestem już przekonana, że spotkało mnie coś przykrego. W porannym ścisku trafiłam na kogoś życzliwego, kto chciał pomóc. To nie zdarza się codziennie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl