Ciąża była błogosławieństwem, potem przyszła depresja. Dziś opowiada, jak niszczył ją alkohol
Gwiazdy o tym nie mówią. Szczególnie te "wielkiego formatu", z pierwszych stron gazet, które śmieją się do nas z okładek kolorowych magazynów. Chrissy Teigen, popularna modelka i żona muzyka Johna Legenda, została jakiś czas temu mamą. Jako jedna z nielicznych opowiedziała o tym, jak przygniatała ją depresja poporodowa. Tym razem postanowiła opowiedzieć o problemie, który wyniszcza dziś wiele kobiet w branży rozrywkowej.
Piła za dużo
- Przyzwyczaiłam się, że gdy robiono mi włosy i makijaż, piłam wino. Potem brałam kieliszek czerwonego wina i szłam na rozdanie nagród. Potem piłam podczas ceremonii. A potem czułam się źle, bo byłam nieprzyjemna dla ludzi, których naprawdę szanowałam. I to uczucie... Czujesz się wtedy okropnie. To nie było dobre ani dla mnie, ani dla Johna, ani kogokolwiek – mówi Chrissy Teigen w rozmowie z "Cosmopolitan".
W Hollywood alkohol leje się strumieniami
_- Nie potrafiłam odmówić – _przyznaje modelka. Imprezy, koktajle okolicznościowe, duże uroczystości – wszystko to zakrapiane jest zawsze solidną porcją alkoholu. _– Wyobraź sobie, że mogliśmy mieć wszystko. Każdy alkohol, zawsze. Nawet nie wiedziałam, jak to jest iść na rozdanie nagród i nie pić – _dodaje szczerze.
Nikt nie widział problemu
Teigen przyznaje, że w rodzinie doświadczyła już problemu alkoholowego. Ma bliskich, którzy zmagali się z uzależnieniem. Ona sama jeszcze do niedawna nie zdawała sobie sprawy, że powinna się pilnować lub iść na terapię. Wszystko zmieniło się teraz, gdy planuje z mężem kolejne dziecko. – Naprawdę nikt mi wcześniej tego nie wytknął. Myśleli, że wszystko jest ze mną w porządku, bo następnego dnia zawsze czułam się dobrze. Ale wiedziałam, że to nie było dobre. Ludzie myślą, że fajnie jest wyskoczyć z kimś na zakrapianą imprezę, ale kryje się za tym dużo większy problem – mówi gwiazda.
Nie ukrywa swoich problemów
Alkohol, leki i depresja poporodowa to nie najlepsza kombinacja. Teigen to wie. Przyznaje, że musiała wyjechać z kraju na kilka tygodni, by zrozumieć, że niszczy życie nie tylko sobie, ale i rodzinie. Na Bali przeszła detoks i ma nadzieję, że po powrocie do Stanów nie wróci już do starych nawyków. Ale, jak wytykają jej dziś dziennikarze, to samo mówiła w kwietniu 2013 roku. – Wiem, że byłam głupia. Teraz wiem więcej. Nie chcę być tą osobą. Chcę się naprawić – podkreśla.
Karierę buduje na szczerości
Teigen zasłynęła ostatnio wyjątkowo szczerymi wyznaniami. W środowisku, w którym młode mamy czują nieustanną presję bycia perfekcyjnymi, przyznała się, że cierpi na depresję poporodową. - Gdy nie byłam w studio, nie wychodziłam z domu. Gdy ktoś do mnie przychodził i był mokry, pytałam czy pada. Skąd mogłam wiedzieć, skoro wszystkie rolety były zasłonięte. Większość dni spędzałam na kanapie, w jednym miejscu. Rzadko miałam siłę, by pójść na górę do sypialni. John spał ze mną na tej kanapie, czasem przez cztery noce z rzędu. Zaczęłam trzymać szlafroki i wygodne ubrania w spiżarni, żebym nie musiała chodzić na piętro, gdy John był w pracy. Było też sporo spontanicznego płaczu – zdradziła w marcu tego roku.
Depresja poporodowa nie dyskryminuje
Dopiero po kilku miesiącach Teigen trafiła do lekarza, który natychmiast rozpoznał u niej depresję poporodową i stany lękowe. - Zaczęłam brać antydepresanty, które pomogły. I zaczęłam dzielić się informacją z rodziną i przyjaciółmi. Miałam wrażenie, że każdy zasługiwał na wyjaśnienie, a że nie wiedziałam, jak inaczej to powiedzieć, mówiłam wprost. Z każdym kolejnym razem było coraz łatwiej - wspomina w swoim eseju, ale jednocześnie przyznaje, że do dziś ma problem ze słowem depresja. Głównie dlatego, że przeraża ono wiele osób. Ma jednak świadomość, że nazywanie rzeczy po imieniu pomaga usunąć piętno i oswoić zjawisko.
Co ciekawe, zanim pojawiła się w gabinecie lekarskim, Chrissy ani przez chwilę nie pomyślała, że cierpi na depresję, choć co siódma matka w USA zmaga się z tym problemem. - Przed diagnozą nigdy w życiu żadna osoba nie powiedziała mi "Mam depresję poporodową". Dorastałam w latach dziewięćdziesiątych i łączyłam tę chorobę z Susan Smith (kobieta, która chorowała na depresję, skazana na dożywocie za zabicie swoich dwóch synów), z ludźmi, którzy nie lubią swoich dzieci lub chcą je skrzywdzić. Ja nie czułam nic takiego. Codziennie patrzyłam na Lunę z zachwytem. Więc nie myślałam, że to co się dzieje, to depresja poporodowa - podsumowuje Teigen i bardzo szczerze przyznaje, że nie sądziła, że coś takiego może dotknąć właśnie ją._ - Mam świetne życie. Wszelką wyobrażalną pomoc: Johna, mojej mamy, niani. Ale depresja poporodowa nie dyskryminuje. Nie mogłam tego kontrolować. I może dlatego tak długo zwlekałam z zabraniem głosu. Czuję się samolubnie, dziwnie, mówiąc głośno, że sobie nie radzę._