Co łączy Super Bowl i Audrey Hepburn? Odpowiedź jest jedna – Tiffany
Co takiego jest w diamentach, że tak czarują? Ten kawałek kamienia zapisał się w naszej kulturze jako symbol romantycznej miłości i nieśmiertelności. Ale też bogactwa i stylu.
02.09.2015 | aktual.: 02.09.2015 11:07
Obecność finałowego meczu o mistrzostwo w futbolu amerykańskim w tym zestawieniu może zaskakiwać – dobrze zbudowani faceci uganiający się za jajowatą piłką nie kojarzą się z najbardziej pożądanymi kamieniami na świecie. No, chyba że kupują je dla wybranek swoich serc. Ale to inna historia. A jednak fakty są takie, że projektanci działający pod szyldem „Tiffany & Co.” od 1967 roku (czyli od początku Super Bowl) projektują i wykonują puchar Vince Lombardi Trophy, o który walczą futboliści Ameryki podczas najważniejszego wydarzenia sportowego w Stanach Zjednoczonych.
Skojarzenie Tiffany’ego z Audrey Hepburn jest bardziej oczywiste. W filmie „Śniadanie u Tiffany’ego” piękna aktorka wcieliła się w postać Holly Golightly, która wodzi za nos bogatych adoratorów, którzy mogliby sprezentować jej wymarzoną biżuterię. Zdjęcie promocyjne filmu uważane jest za kultowe.
Nieważne, jak pięknym spojrzeniem uwodzić będzie Audrey, wzrok i tak przede wszystkim przyciąga jej naszyjnik, rzecz jasna – od Tiffany’ego. Autorem tego kawałka biżuterii jest Jean Schlumberger. On właśnie sprawił, że diamentowe wstążki oplotły klejnot, którego historia sięga XIX wieku. Kamień ten jest jednym z największych i najznamienitszych żółtych diamentów na świecie. Nosi nazwę „The Tiffany Diamond” i symbolizuje najwyższy standard jakości i najlepsze rzemiosło, które od pokoleń są znakami rozpoznawczymi Tiffany'ego.
Skarb został znaleziony w kopalni diamentów Kimberley w Afryce Południowej w 1877 roku i kosztował Charlesa Lewisa Tiffany’ego osiemnaście tysięcy dolarów. Swojemu właścicielowi zapewnił tytuł Króla Diamentów, ale przede wszystkim sprawił, że Tiffany stał się autorytetem w swojej dziedzinie.
Kamień przewieziono do Paryża, gdzie został oszlifowany pod czujnym okiem znawcy klejnotów, doktora George’a Fredericka Kunza. Nadano mu wagę 128,54 karatów. Diament ma 82 ścianki, czym przewyższa standardowo szlifowane kamienie, które zazwyczaj mają 58 ścian. Ten niezwykły, mieniący się swoim własnym płomieniem klejnot, do tej pory miały zaszczyt nosić zaledwie dwie osoby: wspomniana Audrey Hepburn oraz Mary Whitehouse, która założyła naszyjnik ozdobiony Diamentem Tiffany’ego na bal firmy w 1957 roku.
Na tych paniach lista szczęśliwców się kończy, chociaż była szansa, aby to się zmieniło, gdyby kamień zmienił właściciela. Wystawiono go na sprzedaż raz, a było to 17 listopada 1972 roku. Proponowana cena wynosiła pięć tysięcy dolarów (warte dziś pięć razy więcej), jednak gdy w ciągu doby nie znalazł się nabywca, ogłoszenie o sprzedaży usunięto.
Diament Tiffany’ego był atrakcją wielu ważnych targów jubilerskich, m.in. World’s Colombian Exposition w Chicago w 1883 roku, światowych targów w Nowym Jorku w 1939 czy jubileuszu stulecia Kimberley w Afryce Południowej w 1971. Natomiast zaledwie raz pojawił się w oknie słynnego flagowego sklepu Tiffany, który mieści się przy Piątej Alei w Nowym Jorku. Wydarzyło się to w 1955 roku, kiedy zaprezentowano witrynę sklepową odnowioną przez projektanta, Gene’a Moore’a. Piękny, złoty kontur anioła nie lśnił tak mocno, jak trzymany przez niego diament, który był widoczny nawet z drugiej strony ulicy.
W 1995 roku Diament Tiffany’ego wykorzystano do stworzenia figurki przedstawiającej ptaka. Z okazji 175 rocznicy powstania marki Tiffany (obchodzonej w 2012 roku), klejnot znów wkomponowano w naszyjnik, tym razem zdobiony białymi diamentami, łącznie przekraczającymi masę 100 karatów. Praca nad stworzeniem tego dzieła trwała rok. Naszyjnik zawitał do Tokio, Pekinu i Dubaju, po czym wrócił na swoje miejsce w głównym salonie marki. Słynny sklep przy Piątej Alei mieści się tam od 21 października 1940 roku, czyli niewiele ponad wiek od powstania marki.
Marzenia z błękitnego pudełka
Były lata trzydzieste XIX wieku, a Nowy Jork przeżywał dynamiczny rozwój. Miasto dawało szansę na sukces każdemu, kto dysponował minimalną gotówką i niczym nieskrępowaną wyobraźnią. Tysiąc dolarów, które otrzymał od ojca dwudziestopięcioletni Charles Lewis Tiffany, było kwotą niemałą, za którą młody przedsiębiorca wraz z partnerem, Johnem B. Youngiem, otworzył sklep papierniczy. Sprzedawał też biżuterię, którą skupował od francuskich arystokratów uciekających z upadającej monarchii, pilnie wyprzedających rodowe skarby w poszukiwaniu gotówki. Klejnoty podbiły rynek amerykański, podobnie jak brytyjskie srebra stołowe. „W moim sklepie jest jedna rzecz, której nie możesz kupić, niezależnie od tego, ile masz pieniędzy. Możesz ją jedynie ode mnie otrzymać” – Charles zachęcał klientów, ukrywając pożądane towary w firmowym pudełku w kolorze jaj drozda. Ten jasnoniebieski odcień zyskał miano „Tiffany Blue” i z czasem stał się synonimem elegancji i stylu. Do dziś biżuterię Tiffany’ego sprzedaje się w
charakterystycznym niebieskim pudełku.
Charles i John obserwowali modę uliczną i potrzeby dam spacerujących po nowoczesnej amerykańskiej metropolii. Zauważyli, że społeczeństwo stara się odciąć od europejskich tradycji. Na początku lat 50. XIX wieku namówili Johna Moore’a, najlepszego nowojorskiego wytwórcę sreber, żeby ten wraz z synem Edwardem zajął się produkcją biżuterii wyłącznie na zamówienie sklepu Tiffany’ego. Intuicja nie zawiodła przedsiębiorców, którzy wkrótce mogli sprzedawać własną biżuterię o prostych liniach i kształtach, tak bardzo odróżniającą się od mody wiktoriańskiej, wciąż panującej na Starym Kontynencie.
Wyroby te podbiły rynek nie tylko amerykański, ale i europejski. W 1867 roku na międzynarodowych targach biżuterii w Paryżu, produkty sygnowane nazwiskiem „Tiffany” po raz pierwszy otrzymały uznanie międzynarodowego jury. Sukces ten powtarzał się właściwie na każdych kolejnych targach, a że taka forma handlu stawała się coraz popularniejsza, laurów przybywało. Zaszczytem dla marki Tiffany były zamówienia składane przez europejskie dwory. Po klejnoty od amerykańskiego Króla Diamentów sięgnęli monarchowie z Hiszpanii, sułtan osmański i car Rosji. Kolekcje produktów, które były w sprzedaży, prezentowano na łamach specjalnej publikacji z jasnoniebieską okładką. „Blue Book” był pierwszym takim katalogiem dystrybuowanym w Stanach Zjednoczonych.
Studio biżuterii Tiffany było również pierwszą amerykańską szkołą designu. Jej uczniowie szkolili się w rysunku i sztuce pod okiem Edwarda Moore’a, którego uznanie i talent zawiodły na sam szczyt grupy nowojorskich złotników. W 1870 roku firma Tiffany zyskała pozycję lidera na rynku jubilerskim w Stanach Zjednoczonych, a u progu dwudziestego wieku zatrudniała ponad tysiąc osób i miała swoje oddziały w Londynie, Paryżu i Genewie.
Charles Lewis Tiffany zmarł w 1902 roku. Jego imperium jubilerskie przejął syn, Louis Comfort Tiffany, który został pierwszym dyrektorem artystycznym firmy. Miał już na koncie opinię najlepszego amerykańskiego projektanta, do zdobycia której przyczyniło się zlecenie od prezydenta USA, Chestera Arthura, polegające na nowej aranżacji wnętrz Białego Domu. Louisa Comfort Tiffany’ego uznawano za czołowego designera secesji oraz ruchu Arts and Crafts. W historii sztuki zapisał się też jako mistrz szkła kryształowego, doceniany zwłaszcza za niesamowite wzory kwiatów i roślin, a także wynalazca techniki zwanej iryzacją, polegającej na nadawaniu szkłu tęczowej poświaty. Opracował również metodę łączenia szkła, która pozwala na tworzenie form przestrzennych.
Louis, podobnie jak pozostali, znamienici projektanci w Tiffany, mieli doskonałe wyczucie ducha czasów – potrafili uchwycić to, co ulotne zarówno dla ekstrawaganckich lat dwudziestych, kolejnej dekady owiniętej modernizmem czy aerodynamicznych lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku. Wśród najsłynniejszych designerów, którzy przewinęli się przez pracownie Tiffany’ego, znaleźli się Jean Schlumberger, Paloma Picasso i Elsa Peretti.
Czym jednak byłby Tiffany bez swoich klientów? Oni sami tworzą ważny rozdział w historii firmy. Tiffany obsługiwał rody Vabderbiltsów, Astorów, Whitneyów i Havemeyerów, w których kolekcjach znalazły się bezcenne zastawy stołowe oraz złoto, a wieczorowe suknie dam mieniły się blaskiem diamentów. Prezydent Lincoln zamówił u Tiffany’ego dla swojej żony, Mary Todd Lincoln, zestaw biżuterii wysadzanej perłami. Także u Tiffany’ego Franklin Roosevelt kupił pierścionek zaręczynowy dla wybranki swojego serca. Obok marki tej nie przechodziła obojętnie Jacqueline Kennedy Onassis ani wielka miłośniczka biżuterii, Elizabeth Taylor.
Jej słynną platynową broszkę, zdobioną szafirem i diamentami, zaprojektował sam Schlumberger. Był to prezent od jednego z mężów aktorki, Richarda Burtona, który nie bał się wydawać kroci na prezenty dla swojej ukochanej, przewrotnie twierdząc, że gdy ludzie przestaną chcieć ją oglądać, Elizabeth będzie miała z czego się utrzymać. Pełna sukcesów aktorka nie musiała jednak pozbywać się swoich klejnotów. Część jej oszałamiającej kolekcji sprzedano w domu aukcyjnym Christie’s, a wspomniana broszka osiągnęła cenę 542500 dolarów.
Kolekcję wyrobów Louisa Comforta Tiffany’ego posiada też Madonna. Stałym klientem firmy jest rząd amerykański, dla którego, na specjalne zamówienie, Tiffany przygotowuje pamiątki i odznaczenia. Wśród nich znalazły się miecze ceremonialne dla generałów wojny secesyjnej, Medal Honoru i najwyższe odznaczenia wojskowe. Wielka Pieczęć z 1885 roku, która znajduje się na banknocie jednodolarowym, to także dzieło Tiffany’ego. Niektóre wyroby dziś można podziwiać w nowojorskim Metropolitan Museum of Art.
Ideologia miłości
Co takiego jest w diamentach, że tak czarują? Ten kawałek kamienia zapisał się w naszej kulturze jako symbol romantycznej miłości i nieśmiertelności. Ale też bogactwa i stylu.
W 1886 roku Tiffany wprowadził do swojego asortymentu pierścionek zaręczynowy w kształcie, który dziś uznawany jest za klasyczny, przy deklarowaniu przez zakochanych chęci spędzenia ze sobą całego życia. Nazywany „the ring of rings” lub „The Tiffany Setting” wykonany jest ze złota lub platyny. W sześciozębowym gnieździe, które dostarcza dużo światła, osadza się oszlifowany diament o masie 0,25 lub jednego karata. Najniższa cena takiego pierścionka przekracza półtora tysiąca dolarów. Produkt symbolizujący miłość aż do śmierci stanowi aż 41 proc. całkowitej sprzedaży w salonach Tiffany’ego w Japonii, a 25 proc. w Europie.
Chociaż w historii, filmach i literaturze pogoń za diamentami często narażała bohaterów na niebezpieczeństwa lub kamienie te były powodem rozczarowania, Holly Golightly uważała, że sklep Tiffany’ego przy Piątej Alei to „najlepsze miejsce na świecie, gdzie nic złego nie może się przytrafić”. To właśnie w tym sklepie Walter, bohater filmu „Bezsenność w Seattle”, wręcza Annie niebieskie pudełeczko, w którym czeka na nią pierścionek zaręczynowy jego matki. Wreszcie to po Tiffany imię nosi Tiffany Case, kobieta Jamesa Bonda z filmu „Diamenty są wieczne”. To prawda, są. Nie można temu zaprzeczyć.
Karolina Karbownik/(mtr), WP Kobieta