Blisko ludziCo możemy zobaczyć na wystawie "Titanic the Exhibition"?

Co możemy zobaczyć na wystawie "Titanic the Exhibition"?

Co możemy zobaczyć na wystawie "Titanic the Exhibition"?
Źródło zdjęć: © materiały prasowe
Kamila Żyźniewska
24.04.2016 21:06, aktualizacja: 25.04.2016 10:42

Pełnowymiarowe rekonstrukcje wnętrz legendarnego statku i ponad 200 eksponatów, za którymi kryją się przejmujące historie pasażerów. Interaktywna wystawa „Titanic the Exhibition” odwiedziła już m.in. Sztokholm, Barcelonę, Sevillę i Madryt, a obecnie zawitała do Warszawy. Czego mogą spodziewać się jej goście? My już mamy za sobą ten rejs, dlatego postanowiliśmy zdradzić wam kilka ciekawostek. O ekspozycji opowiedziała nam promotorka wystawy Patrycja Narożna oraz ambasador tego wydarzenia, Tomasz Ossoliński – polski projektant, który nie od dziś interesuje się historią słynnego parowca.

Jeszcze przed swoim dziewiczym rejsem został okrzyknięty mianem „Niezatapialnego”. O dostaniu się na pokład Titanica marzyły miliony, jednak tylko część z nich mogła urzeczywistnić swoje pragnienia. Dla wielu pasażerów podróż legendarnym statkiem miała być przepustką do lepszego życia - już samo posiadanie biletu na rejs było niczym wielka wygrana w loterii.

- Bilet pasażera trzeciej klasy kosztował na ówczesne czasy równowartość jednego czynszu za wynajem mieszkania. Możemy sobie wyobrazić, jak ci ludzie musieli być zdeterminowani, kiedy zdecydowali się na kupno tak drogiego biletu, niejednokrotnie poświęcając na to oszczędności swojego życia. Trzeba pamiętać, że większość pasażerów trzeciej klasy płynęła tylko po to, by rozpocząć nowe życie na nowym lądzie. Pragnęli zrealizować swoje marzenia i zacząć w swoim życiu coś nowego – opowiedziała nam Patrycja Narożna.

W zupełnie innej sytuacji znajdowali się zamożni pasażerowie klasy pierwszej. Nie dość, że o wiele droższy bilet nie stanowił dla nich wielkiego wydatku, to jeszcze ich podróż była dyktowana bardziej chęcią przeżycia przygody niż potrzebą całkowitej zmiany swojego życia. A rejs Titanikiem z pewnością był dla nich wycieczką niezwykle prestiżową - o olbrzymim transatlantyku było głośno jeszcze przed jego wypłynięciem z portu w Southampton 10 kwietnia 1912 roku. Przy tak mocnej promocji rejsu, na pokładzie parowca po prostu warto było się znaleźć. Nic więc dziwnego, że podróż Titanikiem skusiła najbogatszych przedstawicieli elit tamtych czasów.

Szanse na bezpośrednie spotkanie przedstawicieli różnych klas były raczej znikome, ponieważ przebywali w zupełnie innych częściach statku. O wejściu na górny pokład pasażerowie trzeciej klasy mogli jedynie pomarzyć. Tego rodzaju ograniczenia z pewnością nie stanowiłyby problemu, gdyby nie doszło do tragedii. Otóż w momencie katastrofy drzwi do innych pomieszczeń na Titanicu były dla nich zamknięte. Co więcej, nawet ci, którym udało się wydostać z dolnej części statku nie mieli większych szans na przeżycie, gdyż nie wiedzieli, w jaki sposób mogą dotrzeć na górny pokład.

Podział klasowy na pokładzie panował nie tylko wśród pasażerów.

- Obowiązywał on również kucharzy. Tylko część z nich mogła przygotowywać posiłki dla pasażerów pierwszej klasy. Tacy kucharze stali wyżej w hierarchii obowiązującej załogę – opowiedziała nam o zasadach panujących na statku promotorka wystawy.

W trakcie zwiedzania mieliśmy okazję zobaczyć rekonstrukcje kabin pasażerów różnych klas, zapoznać się z materiałami archiwalnymi, takimi jak oryginalne listy i przedmioty należące do pasażerów. Ze zdjęć pokazanych na ekspozycji dowiedzieliśmy się również, jak prezentowało się wnętrze legendarnego transatlantyku. Eksponaty takie jak meble czy zastawa stołowa pochodzą z bliźniaczego statku Olympic, który należał do tej samej linii White Star Lines. Przedmioty nie różnią się jednak od tych, które znalazły się na pokładzie parowca.

- Linia White Starlines miała trzy bliźniacze statki (Gigantic, Olympic i Titanic – przyp.red.). One były budowane w ten sam sposób, więc do dokumentacji wystarczyły fotografie jednego z nich – powiedziała nam Patycja Narożna.

Na wystawie pojawiło się również wiele przedmiotów z Titanica. To właśnie one stanowią punkt wyjścia do opowieści o pasażerach statku. Wśród eksponatów nie zabrakło znanego z "Titanica" Jamesa Camerona „Serca Oceanu”, naszyjnika, który stał się lejtmotywem słynnej hollywoodzkiej produkcji z 1997 roku. Oryginalna biżuteria, którego właścicielką była niejaka Kate Phillips, jest jednak znacznie mniejszych rozmiarów niż filmowy rekwizyt. Jaka jest jego historia? Otóż 19-letnia pasażerka wybrała się w podróż Titanikiem wraz ze swoim narzeczonym, starszym od niej o 20 lat właścicielem sklepu jubilerskiego. Spora różnica wieku stanowiła w ich środowisku duży mezalians społeczny, dlatego zakochani postanowili zostawić wszystko i rozpocząć nowe życie w Ameryce. Niestety, mężczyźnie nie nie udało się przetrwać tego rejsu. Naszyjnik stał się symboliczną pamiątką po tragicznej miłości kochanków.

- W trakcie tego rejsu poczęli dziecko. Niestety, narzeczony Kate Phillips nie przeżył katastrofy, tak jak większość mężczyzn. Ratowano przede wszystkim kobiety i dzieci. Ocalała pasażerka nie wróciła już nigdy do równowagi psychicznej. Jej córka, już jako dorosła kobieta oddała matkę do kliniki psychiatrycznej - tragedia była tak silna i wstrząsająca, że Philllips nie potrafiła sobie z tym poradzić – dowiedzieliśmy się od promotorki wystawy.

Tego rodzaju przejmujących opowieści zwiedzający poznają znacznie więcej. Wrażeniami z wystawy podzielił się z nami również projektant mody, Tomasz Ossoliński. Jaka historia szczególnie zapadła mu w pamięć?

- Piorunujące wrażenie robią na mnie oryginalne buciki małej Louise Kink, jednej z uratowanych pasażerek, czy naszyjnik, wokół którego Cameron zbudował oś fabularną swojego filmu (choć jak się dowiadujemy, jest to historia w dużej mierze odbiegająca od rzeczywistości). Takich smaczków możemy wyłapać więcej. Na przykład słynne schody, po których Kate Winslet schodziła w filmie do sali balowej w swojej pięknej sukni. Jak opowiedział nam kurator wystawy Claes-Goran Wetterholm w rzeczywistości nad schodami był już tylko pokład statku, zatem pasażerowie ze swych kabin wchodzili do głównej sali z dołu, a nie z góry, jak w filmie Camerona.

Znany projektant nie przez przypadek został ambasadorem wystawy o Titanicu, gdyż od wielu lat interesuje się jego historią. Jak zaczęła się ta fascynacja?

- Pamiętam, że kiedy usłyszałem po raz pierwszy piosenkę Lady Pank „Zostawcie Titanica”, zapytałem mamę, o co w niej chodzi, a ona opowiedziała mi tę historię. To były lata 80., w smutnej i szarej komunistycznej Polsce, bardzo mnie to wówczas poruszyło i uruchomiło moją wyobraźnię. Jakiś czas później natrafiłem na książkę opisującą tę tragedię, wtedy zacząłem zagłębiać się w temat coraz bardziej. W końcu zobaczyłem cudowny film Jamesa Camerona, który moim zdaniem - szczególnie przez perspektywę wystawy, którą będziemy mogli za chwilę oglądać - jest nie tylko doskonałą hollywoodzką produkcją, ale i dobrze udokumentowaną ludzką tragedią.

Biorąc pod uwagę, że Titanic był nie tylko pływającym ekskluzywnym hotelem, ale również statkiem, na którego pokładzie odbywała się prawdziwa rewia mody, nie mogliśmy nie zapytać Tomasza Ossolińskiego o modowe akcenty z wystawy.

- Każdy pamięta scenę z filmu „Przemięło z wiatrem” czy właśnie z „Titanica”, w której bohaterkom sznurowano gorsety. To właśnie gorsety wówczas dyktowały linię i proporcję sylwetki kobiecej. Dziś ten element bielizny nie funkcjonuje w tej formie, w jakiej funkcjonował wówczas. Myślę, że gdyby współczesna kobieta miała być zasznurowana w taki gorset, nie dotrwałaby do końca kolacji. Zastanawiam się, jak dziś panie zniosłyby tak sztywne reguły ówczesnej mody. Dobry gorset potrafi nawet o 15 cm. wyszczuplić talię, i co panie na to - może warto? - zażartował projektant.

Ekspozycję „Titanic the Exhibition” można zobaczyć w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie do 9 października 2016 roku, w godzinach od 9 do 20.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (5)
Zobacz także