Co się dzieje na wyjazdach integracyjnych?
Seksualne orgie, niekontrolowane pijaństwo, przymuszanie do udziału w upokarzających zabawach? A może świetny sposób na zbudowanie dobrego zespołu oraz zacieśnienie więzi między pracownikami? Wyjazdy integracyjne stały się w ostatnich latach powszechną praktyką stosowaną przez polskie firmy, jednak wciąż budzą kontrowersje.
Temat intryguje nawet filmowców, czego efektem jest komedia "Wyjazd integracyjny”, w której pracownicy korporacji Polish Lody i wybrani klienci firmy trafiają do malowniczo położonego kompleksu hotelowego, aby pod wodzą ambitnego, choć fajtłapowatego dyrektora kadr (Tomasz Kot)
zacieśniać zawodowe więzi i świętować sukcesy lidera branży lodziarskiej. Sprawy szybko wymykają się jednak spod kontroli i wyjazd zamienia się w imprezową apokalipsę: alkohol leje się strumieniami, a po korytarzach biegają faceci w sukienkach. Nie brakuje nawet dzikiej Jadzi, ubranej w lateksowy kostium, z pejczem w dłoni.
Czy tak rzeczywiście wygląda integracja pracowników polskich firm? "Często jest jeszcze gorzej” – twierdzi Kinga, która musi regularnie uczestniczyć w wyjazdach organizowanych przez jej korporację. "Dla mnie to koszmar. Nie dlatego, że nie lubię sią bawić czy integrować z innymi, ale dlatego, że nie mam ochoty uczestniczyć w popijawach i dziwnych zabawach moich współpracowników. Zabawa zabawą, ale pewien dystans wypada zachować i pewnych granic nie wolno przekraczać dla zachowania dobrego smaku i profesjonalizmu. Nie wypijam jednego drinka za drugim, nie uprawiam tańca brzucha i nie obściskuję się z koleżanką zza biurka w damskiej toalecie, by uwiecznić to na zdjęciach, które później będą oglądali wszyscy w firmie. Mnie to nie kręci, ale przez moje zasady jestem traktowana jak odmieniec, co chyba kłóci się z ideą integracji” – twierdzi Kinga.
Romans integracyjny
Teoretycznie wyjazdy integracyjne mają dużo zalet. Służą zbudowaniu silnego i dobrze rozumiejącego się zespołu, zacieśnieniu więzi między pracownikami, a także ograniczeniu napięć i stresów, których przysparza codzienna aktywność zawodowa. Takie spotkania pozwalają też zmotywować załogę do działania, ponieważ większość z nas ceni dobre relacje i atmosferę w pracy. Dlatego nie tylko korporacje, ale również mniejsze firmy chętnie organizują wypady integracyjne, w czasie których wszyscy mogą się lepiej poznać. Sprzyja temu nieformalna atmosfera.
Niektórzy dają się jej jednak ponieść. "Pracuję w dziale marketingu sporej firmy. Tomasz jest szefem mojego działu. Zaczęło się banalnie, od flirtowania na wyjeździe integracyjnym” – opowiada Weronika. "Po powrocie okazało się, że między nami zaiskrzyło na dobre. Od trzech miesięcy jesteśmy razem, ale ukrywamy to przed współpracownikami, ponieważ chcę uniknąć posądzeń o faworyzowanie. Jednak taka konspiracja bywa cholernie męcząca, szczególnie jeśli siedzi się przy sąsiednich biurkach. Czasem cudem powstrzymuję się przed wskoczeniem Tomkowi na kolana” – śmieje się kobieta.
Podobne historie mogłoby opowiedzieć wiele Polek. Romanse w pracy są bowiem na porządku dziennym. "Bywa, że w nieformalne układy angażuje się nawet jedna trzecia zespołu, zwłaszcza jeśli pracodawca organizuje wyjazdy integracyjne” – mówi w "Newsweeku” Jacek Santorski, psycholog biznesu.
Takie wypady sprzyjają również zdradzie – do takich wniosków doszedł prof. Zbigniew Izdebski, autor raportu "Seksualność Polaków na początku XXI wieku. Z jego badań wynika, że do aktów niewierności dochodzi najczęściej w pracy albo właśnie na wyjazdach integracyjnych. Wśród ankietowanych (3200 osób), co piąty przyznający się do zdrady tłumaczy swoje zachowanie chęcią przeżycia nowej przygody. 17 proc. szuka nowego uczucia, natomiast 15 proc. wini za to wypalenie związku. 18 proc. ankietowanych samokrytycznie przyznaje, że zaliczyło "skok w bok” z głupoty".
Jak na weselu w remizie
Seksualnym ekscesom sprzyja upojenie alkoholowe, czyli stan świadomości bardzo często osiągany na wyjazdach integracyjnych. Dla Pauli to jednak nie pijaństwo czy erotyczne rozpasanie jest najgorsze podczas tego typu imprez.
"Dla mnie szczególnie uwłaczające inteligencji są atrakcje organizowane przez dział HR. Doświadczyłam tego na początku grudnia. Na wejściu do luksusowego ośrodka każdy musiał wylosować karteczkę z symbolem. Ja miałam szczęście, ponieważ był to wyjazd świąteczny, z Mikołajkami, wylosowałam bezpieczną rolę elfa i spokojnie pakowałam upominki w papier i wstążki. Gorąco współczułam jednak tym, którzy musieli zasuwać w mrozie przez las, aby znaleźć jakąś kretyńską gwiazdkę betlejemską schowaną w lesie. Dodam, że większość tej ekipy wróciła z wyjazdu chora” – relacjonuje młoda kobieta.
Wieczorem wylosowane osoby musiały wystąpić w korporacyjnej „szopce wigilijnej”. "Śpiewanie a’capella na scenie przed 300 innymi pracownikami żenującego hymnu na cześć firmy na pewno do przyjemności nie należało. A jeśli ktoś dostał się do grupy choreograficznej, to musiał w przygłupim pół-negliżu aniołka odtańczyć przed całą firmą balecik. Urocze, nie?” – pyta Paula.
Na zakończenie wszystkich zaproszono na dyskotekę i zaczęło się pijaństwo. "Pomyślałam sobie wtedy, że tu po prostu jest jak na weselu w remizie – na trzeźwo się nie da i trzeba się z tym pogodzić. W związku z tym zaczęłam wlewać w siebie duże ilości wódki, próbując jednocześnie wykrzesać z siebie jakiś entuzjazm. Próbowałam ze szczerego serca i nie udało mi się aż tak upić. Około 3 w nocy dałam sobie spokój i poszłam spać” – tłumaczy.
Plusy i minusy
Firmy eventowe prześcigają się w pomysłach na uatrakcyjnienie wyjazdów integracyjnych. Standardem są survivale, rajdy na quadach, ogniska czy wypady do SPA. Odważniejsi mogą przelecieć się balonem, powspinać na skałkach albo wziąć udział w spływie kajakowym.
Nie wszystkim się to podoba. "Dla mnie zajęcia w terenie to horror. Był jeden taki sądny dzień w lesie, gdzie musieliśmy przeprawiać się przez strumień po wąskim pniu, wciągać się na jakichś linkach, szukać czegoś po ciemku na czas. Wszystkich tych rzeczy śmiertelnie się bałam. Pomimo zachęty i życzliwości ludzi, nic mi nie wychodziło – wpadałam do wody jak ostatnia ofiara, opóźniałam swoją drużynę. Powiedziałam sobie: nigdy więcej!” – opowiada Marta. "Koleżanki i koledzy z biura naśmiewali się ze mnie jeszcze długie tygodnie po powrocie. Jeśli tak ma wyglądać integracja, to ja dziękuję” – dodaje.
Jednak nie brakuje też miłośniczek takich wyjazdów. "To świetna okazja do bliższego poznania ludzi, z którymi spędzamy codziennie długie godziny, a często niewiele o nich wiemy. Uczestniczyłam w wielu integracyjnych imprezach i jakoś nie zauważyłam szczególnego flirtowania, chlania czy innych orgiastycznych akcji. Może dlatego, że na takich wyjazdach są przecież też bezpośredni przełożeni i nikt o zdrowych zmysłach nie ma ochoty, żeby szef go zapamiętał jako wymiotującego człowieka z głową w kiblu” – przekonuje Dominika. "Dla mnie to świetny sposób na odstresowanie. Mój boss zawsze wymyśla wyjazdy do jakichś fajnych miejsc. Byliśmy w SPA, lataliśmy w tunelu aerodynamicznym, graliśmy w paintball. Dzięki takim wyjazdom spróbowałam czegoś, czego bym prawdopodobnie normalnie bym nie zrobiła” – dodaje.
"Jako że pracuję w korporacji i parę takich wyjazdów mieliśmy, to mogę napisać, jak to wyglądało u nas. Nie zauważyłam jakiegoś szczególnego flirtowania, chlania ani innych orgiastycznych akcji. Może dlatego, że na takich wyjazdach są przecież też bezpośredni przełożeni i nikt o zdrowych zmysłach nie ma ochoty, żeby szef go zapamiętał jako człowieka z głową w kiblu namiętnie wymiotującego. Czy jest tam okazja do zdrady, no jest. Tylko kurczę, wszędzie taka okazja może się zdarzyć. Większość ludzi korzysta z okazji, żeby załapać się na drogie jedzenie fundowane przez firmę, na atrakcje też fundowane przez firmę i na złapanie trochę luksusu w hotelu, w jakim normalnie raczej by się nie zatrzymali bo drogi. Fakt, ja nigdy nie byłam na dłuższym wyjeździe integracyjnym niż 3 dni (2 noclegi). A jak byłam na wyjazdowym szkoleniu, to to naprawdę było szkolenie (wykłady jak w szkole) i tam o piciu nikt nie myślał.”