Blisko ludziCo wbijamy do głów naszym dzieciom?

Co wbijamy do głów naszym dzieciom?

My rodzice chcemy dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze. Dbamy by dobrze się odżywiały, o ich zdrowie i rozwój emocjonalny. Chcemy, aby miały możliwość zdobycia dobrego wykształcenia. Nie chcemy też popełniać błędów, które popełniali nasi rodzice w stosunku do nas, ale czy tak naprawdę nam się to udaje?

Co wbijamy do głów naszym dzieciom?

22.04.2008 | aktual.: 28.05.2010 12:02

My rodzice chcemy dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze.Dbamy, by dobrze się odżywiały, o ich zdrowie i rozwój emocjonalny. Chcemy, aby miały możliwość zdobycia dobrego wykształcenia. Nie chcemy też popełniać błędów, które popełniali nasi rodzice w stosunku do nas, ale czy tak naprawdę nam się to udaje?

Niestety nie możemy trwać w przekonaniu, że jesteśmy idealnymi rodzicami. Z dwóch powodów. Po pierwsze ideały po prostu nie istnieją, a po drugie, chociaż tego nie chcemy, to faktycznie wiele błędów popełniamy i najczęściej robimy to nieświadomie. Czemu tak się dzieje? Ano, dlatego, że nasze własne uprzedzenia z dzieciństwa wywołują w nas postawę, chęci uchronienia naszych dzieci przed tymi samymi bolączkami. Nierzadko próbując je chronić i zapobiegać, sami zapędzamy je w pułapki zachowań, które w ich późniejszym, dorosłym życiu będą miały na nie niekorzystny wpływ.

Musisz być najlepszy!

Najczęściej każdy z nas ma jakieś niespełnione ambicje. A nasze dziecko to nasza krew, dlaczego więc miałoby nie dążyć do osiągania sukcesów, których lata wstecz, pomimo różnych starań nie udało nam się zrealizować. Nierzadko zaczynamy traktować nasze dziecko, tego małego człowieka, jako narzędzie, które pomoże nam samym w spełnieniu własnych marzeń. Niekiedy wpływ otoczenia wywiera na nas presję, mówiącą nam o tym, że nasze dziecko musi poświęcać swój czas na określone zajęcia, bo wszyscy tak robią. Więc i my musimy.

I tak zapisujemy syna na dodatkowe zajęcia sportowe, na przykład na wybrane sztuki walki, które mają wykształcić w dziecku nie tylko odruchy związane ze sprawnością fizyczną, ale także nauczyć je asertywności, umiejętności rozpoznania niebezpieczeństwa i samoobrony, gdy ta jest konieczna. Sądzimy, że dziecko dzięki takiemu przygotowaniu, nie będzie musiało uciekać przez szkolnymi kolegami, nie będzie tym słabszym w grupie i poradzi sobie w każdej sytuacji. W przeciwieństwie do nas, gdy byliśmy dziećmi. Ale przychodzi moment, że zauważamy brak większego zainteresowania u dziecka zajęciami. Wręcz niechęć do kolejnych szkoleń.

Dziwimy się w duchu, ale mimo to staramy się tłumaczyć i namawiać dziecko do dalszej nauki, bo twierdzimy, że postępujemy słusznie. A sytuacje, gdy pociecha przynosi ze szkoły gorszą notę? Nie potrafimy sami przed sobą zaakceptować tego faktu, przecież nasze dziecko jest najzdolniejsze i najmądrzejsze pod słońcem! Motywujemy je do ciężkiej pracy nad poprawieniem złych ocen. Ale czy zawsze robimy to tak jak należy? Czy może wpajamy mu przy okazji przekonanie, że zawsze musi przynieść do domu piątkę z plusem, bo inaczej nie będziemy z niego zadowoleni?

Tymi właśnie sposobami, ograniczając krąg zainteresowań naszego malca, który niekoniecznie musi przejawiać zaciekawienie w takich, jak my dyscyplinach, doprowadzamy do sytuacji, że dziecko za naszym gorącym dopingiem stara się sprostać naszym oczekiwaniom. A my motywujemy je do robienia wszystkiego tylko na najwyższym poziomie. Przez to powodujemy, że dziecko nie czerpie radości z tego, co robi.

Czuje, że nie istotne są jego własne chęci i odczucia, a liczy się tylko i wyłącznie wynik, który zawsze musi być zadowalający. Jaka jest rada, aby nie doprowadzać do takich sytuacji? Pozwólmy naszym pociechom na odnalezienie, swojej własnej ścieżki. Niech próbują się w różnych dziedzinach, niech rozwijają swoje zdolności zgodnie z wyrażanymi chęciami. Po podejmowanych próbach w końcu odnajdą te obszary, w których będą mogły się spełnić. A motywując je do osiągania lepszych wyników, nie skupiajmy się tylko i wyłącznie na tym, jakie mają być ich ostateczne osiągnięcia, ale na tym, jakie podejmowały starania w walce o uzyskanie danego efektu. I te przygotowania wskazujmy, jako bardziej dla nas istotne.

Tym sposobem pomożemy im zwiększyć swoją samoocenę, nauczymy je umiejętności polegania na swoich możliwościach i pozwolimy na ukształtowanie zdolności do kreowania zdrowej motywacji w podejmowanych działaniach. Nie możesz odczuwać negatywnych emocji! Czy my dorośli potrafimy ze sobą rozmawiać? Nie chodzi tu o rozmowy lekkie, łatwe, związane z przyjemnościami i radosnymi sytuacjami, jakie nas spotykają w życiu.

Chodzi o poruszanie drażniących nas wzajemnie kwestii, rozmów podczas delikatnych momentów związanych z odejściem naszych bliskich z rodziny czy znajomych i bolesnych porażek, które zapędzają nas na emocjonalne dno. Czy w takich chwilach umiemy się ze sobą porozumieć i pokazać, jakie trawią nas uczucia? Dobrze wiemy, że różnie z tym bywa. A gdy córka wraca ze szkoły i płacze, bo jej najlepsza przyjaciółka nagle zmieniła towarzyszkę wspólnej zabawy i nie chce z nią już spędzać swojego czasu, mówicie jej, żeby się nie smuciła, bo znajdzie sobie inną koleżankę?

Ganicie syna w sytuacji, gdy płacze, bo z jego winy zawody przegrała jego szkolna drużyna? Mówicie mu, że chłopcy nie powinni płakać? Że w życiu przychodzą czasem takie chwile, że trzeba być twardym i nie okazywać słabości, bo inni to wykorzystają. Gdy któreś z dzieci złości się na rodzeństwo, bo to zabrało jego ulubioną zabawkę i nie chce jej oddać, czy mówicie może, że nie powinno się złościć na brata lub siostrę? Takimi stwierdzeniami, nawet przepełnionymi dobrymi zamierzeniami i ciepłymi uczuciami, wpajamy dzieciom, ze okazywanie tych niedobrych, złych emocji nie jest właściwe.

Uczymy je, że nie mogą okazywać swoich uczuć, aby wydać się w oczach innych Tymi słabszymi. Wpajamy, że w ich życiu nie powinny mieć miejsca sytuacje mogące odsłonić ich rozczarowanie, frustrację i wzruszenie. Przez to doprowadzamy je do stanu, kiedy w swoim już dorosłym życiu, podczas przeżywania silnych uczuć związanych ze smutkiem czy złością nie będą potrafiły ich okazać. Nie tylko same przed sobą, ale też swoimi najbliższymi. A w takich momentach, potrzebne jest wsparcie bliskich. Brak umiejętności okazywania swojego negatywnego stanu emocjonalnego spowoduje, że pojawiają się tylko zażenowanie, oschłość i wściekłość, skierowane na tych, którzy okażą „słabość". Zamkną się na otaczający ich świat.

Jaka jest rada, aby nie doprowadzać do takich sytuacji? Nie bagatelizujmy złości i rozczarowań okazywanych przez nasze dzieci, muszą wiedzieć, że te, tak samo jak pozytywne i radosne uczucia, pojawiają się podczas całego życia. Nie powodują, że jest się lepszym czy gorszym, bardziej czy mniej „twardym". Są naturalne i każdy ma prawo do ich wyrażania. Dlatego płacz czy złoszczenie się nie są złe same w sobie. Złe może być tylko nieodpowiednie rozładowywanie tych naturalnych emocji. Jeśli będziemy dbać o przekazanie im tych przekonań, będą otwarte na otaczający je świat. Umiejętność dawania wsparcia bliskim i dzielenia się swoimi negatywnymi uczuciami nie będzie przeszkodą w tworzeniu udanych relacji w ich dorosłym życiu. Zawsze bądź miły i nie popadaj w konflikty!

Czy zdarzyło się wam podejmować ważne życiowe decyzje biorąc tylko i wyłącznie pod uwagę czyjąś opinię, która była dla was tak istotna, że byliście w stanie zrezygnować z własnych przekonań byle tylko się komuś nie narazić? A jak zachowujecie się w spornych sytuacjach, gdy doskonale wiecie, że macie rację, ale zachowanie, drugiej w konflikcie strony, wyraźnie się jej przeciwstawia? Czy jesteście wtedy skłonni do odstąpienia od swoich racji? Uczymy nasze dzieci, żeby były dla wszystkich miłe. Wpajamy im, konieczność częstego podporządkowywania się silnym autorytetom, wbrew własnemu innemu przeświadczeniu na temat danej sprawy. Te autorytety to my sami, babcie, dziadkowie czy pani nauczycielka w szkole.

Powtarzamy, że my dorośli mamy rację i lepiej wiemy, co dla niego, dziecka jest lepsze. Wskazujemy mu, co ma zrobić, żeby zachować się właściwie i jak nie popadać w konflikty z otoczeniem. Co samo w sobie nie jest złe, o ile nie zagalopujemy się i nie zrobimy tego nie zapoznając się nawet z opinią dziecka. Nie pochwalamy, że kłócą się z koleżankami lub kolegami, nie wiedząc nawet, o co poszło. Ostro krytykujemy podejmowane przez nie próby zrobienia czegoś, gdy z góry wiemy lub tylko zakładamy, że zakończą się niepowodzeniem. Nie chcemy im pozwalać na popełnianie błędów, podając gotowe rozwiązania jak na talerzu, nawet wtedy, gdy dzieci się przed tym wzbraniają.

Na pomysły naszych pociech reagujemy odmową, nie zastanawiając się czy przypadkiem ten sposób nie gasimy ich „ducha walki". A wpajając im, że zawsze trzeba ustępować racjom innym, osłabiamy ich samoocenę i automatycznie ograniczamy ich przyszłą samodzielność. A jako dorosłe osoby, nie będą umiały osiągnąć szczęścia, bo cały czas będą się oglądać na to, co powiedzą inni, na to jak wypadną w ich oczach. Bo przecież tego ich uczono, gdy byli dziećmi. Ze muszą robić wszystko, żeby rodzice byli zadowoleni. Żeby w szkole i sąsiedztwie dobrze o nich mówiono. Tacy grzeczni, niepopadający w żadne kłótnie, zgodni i spokojni.

Ale co z ich własnym poczuciem wartości i szczęściem? Czy jeszcze, jako nastolatki będą potrafili wyjść obronną ręką z groźnej sytuacji, gdy na przykład w szkole ktoś lubiany w towarzystwie zaproponuje im zażycie narkotyków? Czy będą mieli odwagę powiedzieć „Nie"? Jaka jest rada, aby nie doprowadzać do takich sytuacji? Uczmy dzieci jak żyć w zgodzie i harmonii, mówmy, że konflikty nie powinny się zdarzać, ale nie kończmy na tym. Powiedzmy im także, jak naturalne jest to, że spory czasem się zdarzają, bo każdy przecież może mieć swoje racje. A przecież nie wszyscy muszą lubić wszystkich. Wskazujmy, ale nie narzucajmy tych prawidłowych rozwiązań i decyzji, które powinny podejmować. Pozwalajmy im na popełnianie błędów, jednak stale przy nich bądźmy, tak, aby w razie potrzeby dać im potrzebne wsparcie. I wreszcie pokażmy im, jak ważna jest umiejętność słuchania drugiego człowieka. Nie zawsze trzeba się zgadzać z jego zdaniem, bo przecież każdy ma prawo do odmiennego przekonania. Czy zdarza się wam padać ze
zmęczenia, bo wszystkie obowiązki musicie wykonywać sami? Nie, dlatego, że nie ma, kto wam pomóc. Tylko z tego powodu, że chcecie mieć pewność o należytym wykonaniu wszystkiego „dobrze" i robicie to sami. Poza tym boicie się poprosić o pomoc, tym samym moglibyście pokazać, że nie jesteście do końca tak zaradni jakby się wydawało. Gdy przytrafiają się nawet jakieś drobne pomyłki, ukrywacie je nawet przed najbliższym otoczeniem, jak gdybyście zrobili coś naprawdę strasznego.

A gdy dzieci psują coś nieopatrznie, przewracają donice z kwiatami podczas biegania, nieumyślnie, zbyt mocno uderzą siostrę czy brata w trakcie zwykłej zabawy lub podczas picia upuszczą szklankę, potraficie odpowiednio zareagować? Czy może unosicie się krzykiem i dajecie ostrą reprymendę? A jak zachowujecie się w sytuacji, gdy dziecko prosi was o pomoc na przykład w wykonaniu zadania domowego, bo wydaje się mu za trudne? Starcie się wskazać właściwe kroki dla uzyskania rozwiązania, czy krótko ucinacie, że musi sobie poradzić samo i może liczyć tylko na siebie? No, bo przecież na klasówce mamy czy taty z nim nie będzie. Owszem, ale dziecko dostaje wyraźny komunikat, że jest zdane tylko i wyłącznie na siebie.

Tak samo w dorosłym życiu uważa, że każdy musi sobie radzić sam. Nie oczekuje pomocy lub boi się o nią poprosić, a także nie pomaga innym. Ukrywa swoje słabości, nie chcąc uchodzić w oczach innych za życiowego niezdarę. A gdy już sobie z tym wszystkim nie radzi, bardzo szybko się załamuje. Jaka jest rada, aby nie doprowadzać do takich sytuacji? Róbmy i mówmy tak, aby dziecko widziało, ze błędy są naturalne, i wypływają z natury człowieka. Zdarzają się nawet największym orłom. Bo przecież błędy popełniamy przez całe życie i przez całe życie się czegoś na nowo uczymy. A w nauce samodzielnego bytu pokazujmy, że czasem nie obędzie się bez pomocy innych. Proszenie o pomoc i jej otrzymywanie nie jest hańbiące, bo człowiek, człowiekowi jest potrzebny.

Pamiętajmy!Od tego, jaką stworzymy atmosferę w domu, zależy w głównej mierze to, czy nasze dzieci wyrosną na dorosłych ludzi znających swoją wartość. Także, to czy dzięki naszej bezwarunkowej miłości i znając poczucie bezpieczeństwa będą mogli rozwijać się i poznawać smak nie tylko radości, ale i porażek, z których będą umieli wyciągać właściwe wnioski. My sami nie jesteśmy rodzicami tylko, dlatego, że kiedyś urodziło nam się dziecko. Rodzicami stajemy się przez wszystko to, co robimy, aby zapewnić naszemu dziecku szczęśliwe dzieciństwo i stworzyć mocne fundamenty jego dorosłej osobowości.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)