Czy Oliver to Roman?

Czy Oliver to Roman?

Czy Oliver to Roman?
06.10.2005 12:45, aktualizacja: 30.06.2010 18:49

Pomysł zekranizowania „Olivera Twista” wydawał się ryzykowny i ekscentryczny, i to z kilku powodów. Po pierwsze, XIX-wieczna powieść Charlesa Dickensa z trudem przemawia do wyobraźni współczesnych dzieci, to „ramota” napisana specyficznym językiem, pełna dywagacji na tematy społeczno-polityczne i krytyki stosunków społecznych panujących w ówczesnej Anglii.
Po drugie, jak na dzisiejsze standardy historia sieroty tułającego się po londyńskich przedmieściach jest mało porywająca i nie ma w niej „współczesnego haczyka”, na który można byłoby złapać widzów wychowanych na Disneyu i Pixarze, oczekujących w kinie przede wszystkim fajerwerków i efektów specjalnych. Cóż, Dickens chyba nie przypadkiem odszedł w zapomnienie: ostatnia ekranizacja „Olivera Twista” powstała niemal 40 lat temu, a w Polsce po raz ostatni książka ukazała się dobrych lat temu 20...
A jednak z konfrontacji z zakurzoną powieścią Charlesa Dickensa Roman Polański wyszedł zwycięsko, tworząc piękny film przemawiający i do oczu, i do serca. Jak mu się to udało?
*Realizując „Olivera Twista”, Polański przekonywał, że „winien jest go swoim dzieciom”, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poprzez XIX-wieczną prozę wyruszył na spotkanie z własnym dzieciństwem, przypadającym na lata wojny. I że „Oliver Twist” okazał się narzędziem powrotu do emocji towarzyszących mu wówczas, bez sięgania po własne dramatyczne przeżycia: utratę rodziców wywiezionych przez Niemców z krakowskiego getta, tułaczkę po obcych ludziach, Wilkach, Putkach, Buchałach, z których wielu zgodziło się przechować żydowskie dziecko głównie dla zysku. *Całkowita zależność od innych, poczucie najgłębszego osamotnienia i bezradności oraz niepewności losu – wszystko to, co opisał sam Polański w autobiografii „Roman”, znajdziemy też w powieści Dickensa, której mały bohater Oliver (rewelacyjny w tej roli jasnowłosy Barney Clark) po śmierci matki trafia do przytułku, a stamtąd do pracy u robiącego trumny pana Sowerberry’ego. Źle traktowany przez domowników ucieka do Londynu i wpada w łapy złodziejskiej szajki.
Fagin (konia z rzędem temu, kto rozpozna w nim Bena Kingsleya!) i jego chłopcy chcą go nauczyć obrabiać kieszenie zamożnych londyńczyków, by w ten sposób zarabiał na swoje utrzymanie.

Do ostatniego guzika *Co ciekawe, do klasycznej powieści Polański podszedł równie klasycznie, nie uwspółcześniając na siłę Dickensowskiej historii. *To kawał porządnego, tradycyjnie opowiedzianego, dopracowanego do najmniejszych szczegółów filmu przygodowego, jakiego dawno już nie było w dziecięcym kinie. Nie ma tu również modnego dziś puszczania oka do dorosłych – „Oliver Twist” jest od początku do końca filmem dla dzieci, posługującym się prostym – ale nie prostackim! – językiem.Do dziecięcej wyobraźni może na pewno przemówić sposób, w jaki Polański stworzył filmowy świat: ciemne, błotniste, ponure zaułki biednej londyńskiej Wyspy Świętego Jakuba kontrastują z pogodną, jasną zamożną dzielnicą Pentonville, do której trafia biedny Oliver.
Zachwycają zdjęcia Pawła Edelmana i scenografia Allana Starskiego (to największa z dekoracji, jakie do tej pory budował). Fantastyczne są kostiumy Anny Sheppard, dopracowane do ostatniego guzika. Wiele z nich pochodzi z epoki. Na pozór to detale, ale w takim filmie to one tworzą prawdę ekranowego świata. *
*
Jak u braci Grimm *Dzieci nie zawiodą też wyraziści, soczyści, charakterystyczni bohaterowie, z których niemal każdy ma niesamowitą, przykuwającą uwagę twarz; począwszy od delikatnego, jasnowłosego Olivera o ogromnych, melancholijnych oczach, przez groteskowych urzędników z wielkimi bokobrodami, młodą prostytutkę Nancy z zadartym noskiem, po zgarbionego, szczerbatego Fagina, świetnie zagranego przez Bena Kingsleya i doskonale zdubbingowanego przez Wojciecha Pszoniaka. To, czego dokonał aktor, wykracza daleko poza powszechnie znienawidzony dubbing polegający na sztucznym dukaniu dialogów – Pszoniak po prostu od nowa stworzył postać, zagrał rolę, i to wyjątkowo skomplikowaną, bo Fagin to niejednoznaczna, smutna postać: zmusza dzieci do kradzieży i prostytucji, a jednocześnie daje im opiekę, a nawet odrobinę czułości.
*
Cały „Oliver Twist” wydał mi się filmem delikatnie przesyconym smutkiem – nawet wówczas, gdy zmierza do finału. I to kolejna zaleta opowieści Polańskiego: nie serwuje łatwego happy endu. Pokazuje dzieciom świat złożony, a nie czarno-biały, i nie ucieka od pokazywania jego ciemnej, brzydkiej i brutalnej strony: biedy, niesprawiedliwości, a nawet śmierci.
Miał rację Ben Kingsley, odtwórca roli Fagina, mówiąc, że pod tym względem „Oliverowi Twistowi” blisko do baśni braci Grimm. I choć mały Oliver znajduje wreszcie upragnione bezpieczeństwo i opiekę, i on, i my wiemy już, jak kruchą rzeczą jest owo szczęście i jak łatwo los może się odwrócić. I tu znów nie sposób zapomnieć o dziecięcych doświadczeniach Polańskiego. Nie wiem, czy zgodziłby się na czytanie „Olivera Twista” przez jego biografię, bez wątpienia jednak właśnie ten osobisty „filtr” czyni jego film – mimo historycznego kostiumu – tak niesamowicie wiarygodnym.

Małgorzata Sadowska/ _Przekrój _
**„Oliver Twist”, reż. Roman Polański, Wielka Brytania/Czechy/Francja/WŁochy 2005, Monolith