Czym jest victim blaming? Stop oskarżaniu ofiar przemocy w związkach
- Kobiety żyjące w przemocowych związkach często cierpią z powodu syndromu stresu pourazowego, niektóre zmagają się z myślami samobójczymi, wiele z izolacją społeczną, objawami somatycznymi, zdeptanym poczuciem własnej wartości, poczuciem winy, wykluczeniem i niezrozumieniem. Tymczasem na każdym kroku obwinia się je za przemoc, która je spotkała, mówiąc, że to efekt ich deficytów i zaniedbań w dzieciństwie. A to jest retraumatyzacja i kolejna forma przemocy – uważa Anita Deskiewicz, która o victim blamingu rozmawia z Katarzyną Trębacką.
05.08.2022 | aktual.: 06.08.2022 13:29
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Właśnie skończyła się akcja prowadzona przez panią w mediach społecznościowych przeciwko victim blamingowi, czyli oskarżaniu kobiet, ofiar przemocy w bliskich relacjach o to, że są same sobie winne. Skąd pomysł na taką kampanię?
Anna Deskiewicz: Z gniewu i niezgody. Z solidarności z innymi kobietami w kryzysie przemocy, którym mówi się, że gdyby nie ich deficyty, ułomności czy cechy charakteru, przemocy by nie doświadczyły. A to nieprawda. Ale także z wiedzy i własnego doświadczenia. Sama byłam w związku z osobą o narcystycznych zaburzeniach osobowości i wiem, że to, co czyni kobietę atrakcyjną dla takich osób, to nie jej ułomności, a zasoby, z których można czerpać. Chciałam zrozumieć, co się w moim życiu wydarzyło.
Ukończyłam nawet na Uniwersytecie Sapienza w Rzymie fakultet, poświęcony kwestiom kultury wobec przemocy płciowej w ujęciu interdyscyplinarnym.
Tym, co panią oburza szczególnie, jest sposób, w jaki pisze się o kobietach – ofiarach przemocy w mediach.
Tak. Natrafiłam na setki artykułów, dziesiątki profili w mediach społecznościowych, które powielają nieprawdziwe, krzywdzące kobiety informacje i mity. Strony i grupy wsparcia, które z założenia mają nieść pomoc, pełne są treści oskarżających kobiety o to, że same są sobie winne znalezienia się w toksycznym związku.
Obwinianiu i stygmatyzacji towarzyszy pogarda wobec kobiet. Na stronie jednej z fundacji psycholog objaśniał kobietom, że są odpowiedzialne za doznaną przemoc. Twierdził, że ofiary mają cechy czy wręcz upodobania pretendujące je do tej roli. To wtedy coś we mnie pękło. Pamiętam, jak powiedziałam ze złością: k***a, sorry, ale nie! I stało się to głównym hasłem kampanii. Tak powstała strona "Mała rzecz. Miłość i inne przemoce", przeznaczona dla kobiet, które są lub były w toksycznych relacjach.
Co kryje się za zjawiskiem victim blamingu?
Najbardziej prostackim przykładem jest mówienie, że ofiara gwałtu była wyzywająco ubrana i tym samym o gwałt się prosiła. A przecież victim blaming ma o wiele bardziej subtelne formy. Choćby taki przykład: często słyszymy, że ofiara przemocy doświadczyła jej, ponieważ wyrastała w dysfunkcyjnej rodzinie i ma zaburzone wzorce relacji. Myślimy wtedy: okey, jest w tym prawda. Ale kiedy jednocześnie usprawiedliwia się sprawcę, mówiąc, że wyrastał w dysfunkcyjnej rodzinie i ma zaburzone wzorce relacji, odzywa się dzwonek alarmowy. Zaraz, zaraz, coś tu jest nie tak. Mówi się dziewczynie, że za mało poświęcano jej uwagi w dzieciństwie, dlatego tak jej łaknie, i tym samym określa się jej "defekt". To samo mówi się przestępcy, w celu usprawiedliwienia go.
Podkreśla pani, że kobiety, które doznawały przez lata przemocy psychicznej w bliskiej relacji, cierpią z powodu złożonego zespołu stresu pourazowego. Czym on się różni od "zwykłego" PTSD?
W obu przypadkach objawy są podobne, ale przy PTSD złożonym dochodzi element emocjonalnej więzi. I to jest dewastujące. Osoba, której kobieta zaufała, którą kochała, co do której była pewna, że odwzajemnia jej uczucie, manipulowała emocjami tej kobiety, często latami, dla własnych korzyści. Kobiety z PTSD w społecznym odbiorze oceniane jako niestabilne emocjonalnie, agresywne, niezdecydowane, uciążliwe, mściwe, bezwolne.
Tymczasem doświadczenie traumy rujnuje zarówno umysł, jak i ciało. Jak w takiej sytuacji można normalnie funkcjonować i np. podejmować się obrony w procesach sądowych?
Mówiła pani, że wyjście ze związku toksycznego jest trudne z powodu przerywanego wzmocnienia, manipulacji, którą często stosują przemocowi, toksyczni mężczyźni. Na czym ona polega?
Przerywane wzmocnienie i trauma są ze sobą ściśle powiązane. W latach 80. kanadyjscy badacze Donald G. Dutton i Susan L. Painter opracowali teorię traumatycznej więzi (z ang. trauma bonding). Pojawia się ona wtedy, gdy partner wysyła kobiecie sygnały, że ich związek nie jest niczym pewnym, a w niej rodzą się obawy, że tę relację może utracić. To zachowanie nie występuje na początku relacji, ale dopiero gdy partnerka jest już zaangażowana uczuciowo, a u jej partnera narasta potrzeba wzmocnienia nad nią władzy i kontroli. To zasada ciepło-zimno, partner myśli: "zrobisz tak, jak ja chcę albo wycofam uczucia". Korygowanie zachowań przybiera delikatne formy. Partner mówi: "wiesz, ja to się chyba nie nadaję do związków" albo "musimy to jeszcze przemyśleć…" A przecież więź i relacje to podstawa naszego przetrwania jako gatunku.
Znam historię kobiety, której partner, gdy nie podobało mu się jej zachowanie, dostawał furii i mówił, że to koniec związku, że zrywa z nią… Takie rzucanie jej miało miejsce wielokrotnie, a za każdym razem osobą winną takiego stanu rzeczy miała być… ona.
Przerywane wzmocnienie może mieć różne formy. Większość sprawców początkowo działa subtelnie, dopiero później, gdy partnerka się broni, otwarcie grożą jej końcem związku. Cel jest jeden: kobieta ma się czuć niepewnie. To jest przemyślana strategia, która niesie ze sobą konkretne konsekwencje, z których przemocowy partner doskonale zdaje sobie sprawę.
A co ze zdesperowanymi kobietami, które świadomie wchodzą w relację z toksycznym partnerem? Znam 50-letnią mężatkę z dwójką dzieci, która wdała się w pozamałżeński związek z narcyzem i przemocowcem, mimo że miała niezbite dowody na piśmie tego, że ją zdradzał, sypiając jednocześnie ze swoją partnerką, z którą "ratował związek", okłamywał, traktował przedmiotowo. Trudno patrzeć na nią jak na ofiarę...
Też spotkałam takie osoby. Znam przypadek kobiety, której przyjaciółka wyrwała się z wieloletniego toksycznego związku i której historię znała w szczegółach. Mimo to, weszła w relację z byłym partnerem swojej przyjaciółki, z jej oprawcą. Informowała go o jej życiu, zdradzała mu jej tajemnice. Pyta pani, jak to możliwe… Uważam, że tamta kobieta też jest ofiarą.
Ale jak? Skoro wszystko wiedziała…
Została uwiedziona, wykorzystana, użyta, choćby do tego, by mężczyzna miał wciąż kontrolę nad poprzednią partnerką. Doktor Mina Rienzo, włoska psychoterapeutka, która od ponad 25 lat zajmuje się przemocą narcystyczną, napisała książkę "Przemoc psychiczna. Nadużycie, którego nie widzimy". Twierdzi w niej, że ofiary przemocy są zawsze niewinne. Ich odpowiedzialność pojawia się dopiero wtedy, kiedy zaczynają dostrzegać, w czym tkwią.
Odejście nie kończy przemocy. Sprawca tworzy nową narrację, w której kobieta jest krzywdzicielką, a on ofiarą. Wykorzystuje jej objawy traumy, którą sam spowodował, by zaprezentować partnerkę jako osobę niezrównoważoną, nieprzewidywalną, groźną. W ten sposób odbiera jej wiarygodność i szuka sprzymierzeńców, odcinając ją jednocześnie od sieci wsparcia. Straszy często zabraniem dzieci, bo dzieci są dla niego doskonałym narzędziem kontroli i władzy.
Dlaczego zatem kobieta, która ma wiedzę uzyskaną od innej kobiety, że ten mężczyzna jest przemocowcem, narcyzem, kłamcą, wchodzi mimo to z nim w relację? Nie zdaje sobie sprawy ze swojej roli, że jest narzędziem?
Nie, bo jego narracja zadziałała. Pamiętajmy, że narcyz angażuje ogromną energię i siły, by chronić swój wizerunek. Ta druga kobieta wchodzi z nim w relację, bo nie wierzy, że ten wspaniały, ciepły, czuły mężczyzna, na dodatek skrzywdzony i okrutnie potraktowany przez swoją poprzednią partnerkę, mógłby zrobić coś okropnego. Narcyz jest mistrzem manipulacji, jeśli chodzi o uwodzenie.
Aż trudno w to uwierzyć…
Tak, ale proszę pamiętać, że jako ludzie, których egzystencja oparta jest na współpracy, chcemy i potrzebujemy ufać innym. I zakładamy, że nie robią nam intencjonalnie krzywdy, że nie wykorzystają cynicznie. To naturalne. Potrzebujemy związków i relacji, bo nasze życie jest od nich zależne. Jesteśmy zwierzętami społecznymi, a nasza bezbronność nie wynika z naszego frajerstwa czy naiwności, a z podstawowych ludzkich potrzeb i zachowań.
Anita Deskiewicz - edukatorka, pisarka, asystentka zdrowienia, pracująca z kobietami z doświadczeniem przemocy. Terapeutka w Metodzie Otwartego Dialogu. Wiedzę czerpała w WSPS w Sopocie (Psychologia Społeczna) oraz w L’Università Sapienza w Rzymie (Kultura wobec przemocy płciowej). Certyfikowana Mediatorka Rodzinna. Rzeczniczka Praw Ofiar Przestępstw przy MSWiA w 2001/2002 roku. Działała w Radzie Konsultacyjnej OSK ds. Przemocy. Z doświadczeniem relacji z osobą narcystyczną.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!