"Dezynfekcja wewnętrzna". Alkohol w czasie kwarantanny płynie strumieniami
– Mówią, że muszą się zabezpieczyć, a kolejnego dnia robią to samo – mówi Marta, która pracuje w sklepie monopolowym w Poznaniu. – Są to przeważnie studenci organizujący imprezy i osoby w średnim i starszym wieku. Mam wrażenie, że dodatkowe wolne wykorzystywane jest jako okazja do picia – dodaje.
23.03.2020 | aktual.: 24.03.2020 07:39
W dobie pandemii koronawirusa produktami pierwszej potrzeby dla niektórych stały się nie tylko mydła i papier toaletowy, ale również alkohol. Polacy przede wszystkim kupują w hurtowych ilościach spirytus, którym dezynfekują przedmioty codziennego użytku, ale jak się okazuje, w wielu sklepach monopolowych ustawiają się kolejki ludzi, którzy chcą zrobić zapasy wina, wódki czy rumu.
Potwierdza to Marta, która pracuje w jednym ze sklepów monopolowych na terenie Poznania. – Obecnie mamy dwu, a czasem i trzykrotnie większy utarg w ciągu jednej doby. Nie brakuje zarówno stałych klientów, jak i osób, którzy przychodzą na większe zakupy – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Ludzie wychodzą od nas z pełnymi torbami alkoholu i papierosów. Schodzi sporo wódki i tanich piw. Widać, że to zakupy na zapas – dodaje.
Podobne spostrzeżenia ma Zofia, ekspedientka z monopolowego sklepu w centrum Łodzi. – Mamy mniej klientów, ale zarabiamy tyle samo, bo rachunki są o wiele wyższe – twierdzi i na moje pytanie, jaki rodzaj alkoholu najczęściej teraz schodzi, odpowiada: "wszystko".
W całodobowych delikatesach "Korona "na terenie Krakowa również alkohol sprzedaje się niczym świeże bułeczki. – Widać, że ludzie robią zapasy również i alkoholowe – mówi nam miła pani Jadwiga.
Marta z Poznania zauważa dodatkowo, że często te same osoby robią duże zakupy dwa dni z rzędu. – Mówią, że muszą się zabezpieczyć, a kolejnego robią to samo – mówi. – Są to przeważnie studenci organizujący imprezy i osoby w średnim i starszym wieku. Mam wrażenie, że dodatkowe wolne wykorzystywane jest jako okazja do picia – podkreśla.
Pół żartem pół serio
Sprzedawczyni może mieć sporo racji. Rząd zalecił przebywanie w domach i Polacy na szczęście potraktowali bardzo poważnie, jednak po kilku dniach odizolowania wiele osób może zacząć tęsknić za spotkaniami w gronie znajomych. Jak się okazuje i w czasach zarazy można uporać się z tym problemem. Ostatnio popularne stało się organizowanie grupowych wideo rozmów. Ludzie całymi godzinami dyskutują online, siedząc we własnych domach i dodatkowo popijają alkohol. W końcu w większym gronie lepiej on smakuje, a dla wielu osób jest nieodłącznym elementem udanego spotkania.
Ponadto w mediach społecznościowych jest wysyp zdjęć i wpisów ludzi, którzy pokazują, jak "odkażają się od środka" przy pomocy alkoholu. Zapewne większość robi to pół żartem, pół serio, wychodząc z założenia, że alkohol na pewno im nie zaszkodzi, a może akurat zlikwiduje niepotrzebne bakterie w naszym organizmie. Wirusolog prof. dr hab. Krzysztof Pyrć wyprowadza jednak takie osoby z błędu. – Alkohol w żaden sposób nie uratuje nas przed chorobą wirusową – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Prawdą natomiast jest, że spirytus świetnie sprawdza się jako środek dezynfekujący różnego rodzaju powierzchnie. – Tylko proszę wybierać ten ze stężeniem alkoholu etylowego na poziomie około 70 proc. Wbrew pozorom działa on skuteczniej niż 96-procentowy, który tworzy barierę wokół cząstki białkowej, przez którą etanol może nie wejść do środka – wyjaśnia prof. Krzysztof Pyrć.
Niesprzyjające warunki
Alkohol nie ma wpływu na rozwój koronawirusa w naszych organizmach, jednak częste sięganie po wino czy drinki przy obecnej sytuacji może w przyszłości negatywnie odbić się na naszym zdrowiu.
Zdaniem terapeuty uzależnień Andrzeja Jeża, więcej będą pić osoby, które już wcześniej zaczynały popadać w nałóg. – Wszechobecny stres spowodowany koronawirusem nie pomaga w ograniczaniu spożywania alkoholu. Zawsze warunki niesprzyjające potęgują w nas chęć ucieczki do rozwiązań, które chwilowo przynoszą nam ukojenie – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta.
A co z tymi, którzy teraz twierdzą, że otwierają butelkę wina, bo nie mają lepszego pomysłu na spędzenie kolejnego dnia w domu? – Mówienie, że ktoś sięga po alkohol z nudów, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Również dobrze z nudów można sięgnąć po książkę, wyjąć planszówki czy iść spać – wyjaśnia Andrzej Jeż. – Wydaję mi się, że powodem jest nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, które obecnie towarzyszą wielu osobom lub nieumiejętnością dysponowania wolnym czasem – analizuje terapeuta.
Ekspert podpiera swoją tezę istotnym argumentem. – Żyjemy w czasach nieustannego pędu, w dobie konsumpcjonizmu i skupiania się na swoich potrzebach. Gdy nagle ten świat się zatrzymuje tak, jak teraz, to jesteśmy zdezorientowani, bo okazuje się, że nie wiemy, jak spędzać wolny czas, jak właściwie porozumiewać się z rodziną. Uświadamiamy sobie, że nie mamy hobby i nie do końca wiemy, jak się w tym wszystkim odnaleźć, więc sięgamy po alkohol, który już wcześniej w tym nam pomagał – tłumaczy Andrzej Jeż.
– Teraz w ogóle jest dobry moment, żeby zastanowić się nad sobą, przyjrzeć się swoim emocjom i popracować nad nimi. Nie odsyłam od razu nikogo do terapeuty uzależnień, ale być może skorzystanie z psychoterapii pomoże nam lepiej zrozumieć samych siebie. Dostrzec skąd wzięły się niektóre braki w naszych umiejętnościach radzenia sobie z lękiem czy stresem. Na dzień dzisiejszy jest wiele form pomocy online, a niektóre gabinety obniżają koszty nawet o połowę ceny. Warto wydać pieniądze na to, niż na alkohol – podpowiada ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl