Dlaczego jej posłuchałam?
Rośnie lawinowo liczba związków, które rozpadają się, bo „przyjaciółka poradziła, żebym wystawiła mu walizki za drzwi”. Dlaczego tak łatwo oddajemy nasze losy w obce ręce?
Rośnie lawinowo liczba związków, które rozpadają się, bo „przyjaciółka poradziła, żebym wystawiła mu walizki za drzwi”. Dlaczego tak łatwo oddajemy nasze losy w obce ręce?
Magda jest lubianym przez pacjentów stomatologiem. Ma własny gabinet, mieszkanie, pasję w postaci podróży po Europie. Właściwie nie chciałaby w swoim życiu nic zmieniać czy ulepszać, poza jednym. - Chciałabym cofnąć czas i powiedzieć mojej przyjaciółce: odczep się – mówi bez ogródek.
Magda jest singielką. Wiele czasu spędza w swoim gabinecie, poza tym organizuje sobie czas na tyle, by nie czuć się osamotniona w swoim komfortowym mieszkaniu. Od czasu do czasu spotyka się z mężczyznami, których poznaje w klubach, albo ze znajomymi znajomych. - Oczywiście takimi, którzy podobnie jak ja nie znoszą swatania i zwyczajnie potrzebują nowych twarzy wokół siebie – uśmiecha się pani doktor.
Nie jest jej jednak do śmiechu. Jeszcze dwa lata wcześniej była w długotrwałym związku, zaręczona z mężczyzną, z którym zamierzała spędzić resztę życia. Tylko jakiego życia? - Byliśmy z Andrzejem pięć lat, zaręczyliśmy się po trzech latach znajomości. Trochę z mojej inicjatywy, bo on miał tę cechę, że właściwie czekał na mój ruch w prawie każdej kwestii – wspomina Magda.
Nurtowało ją, czy tak będzie już zawsze. Andrzej był ciepły, opiekuńczy, zaanagażowany, ale czekał stale na wskazówki, co powinien zrobić w danej chwili. Magdzie brakowało w nim szaleństwa, inicjatywy, rozmachu.
– Gdyby tak padł przede mną na kolana i wręczył bilet na samolot do Lizbony, a na miejscu zaciągnął na statek i w czasie rejsu karmił truskawkami, i poił winem – myślałam. Zaczęłam omawiać ten temat z przyjaciółkami – mówi.
Koniec narzeczeństwa
Jedna z nich, Sabina, wzięła Magdę w ostre obroty. Mówiła, że czas płynie a Andrzej czeka nie wiadomo na co. Nie oświadcza się, nie zabiega. Uważa Magdę za pewną zdobycz, naznaczoną pierścionkiem zaręczynowym. Wątpliwości Magdy w połączeniu z krytyką, która stale sączyła się z ust Sabiny pod adresem Andrzeja, zrobiła swoje. Podejrzliwość rosła tak długo, aż Magda wylała negatywne emocje w konfrontacji z narzeczonym.
- Poszło o jakąś bzdurę. Andrzej zapytał, czy wolałabym, żebyśmy zamówili pizzę, czy wyskoczymy na obiad do restauracji. Wpadłam w szał. Zaczęłam mu punktować, jakie to wspólne decyzje zapadły tylko dlatego, że ja je podjęłam. Że zawsze składa wszystko na moje barki, wykonując tylko moje polecenia, jak jakiś automat. Mówiłam okropne rzeczy – przyznaje.
W końcu rzuciła zaręczynowym pierścionkiem o podłogę i zażądała, żeby Andrzej się wyprowadził. Zrobił to. Powiedział tylko, że nie sądził, jak dużym jest dla niej ciężarem i że Magda ma rację, jest w swoim i ich życiu zbyt bierny.
Przyjaciółki tryumfowały, była narzeczona też. Przynajmniej tak to wtedy odczuwała. - Sabina mówiła: widzisz, nie walczył o ciebie, spakował się i poszedł z podkulonym ogonem, zasługujesz na kogoś, kto będzie walczył o ciebie jak lew. Byłam usatysfakcjonowana, bo wykryłam, że mój narzeczony to pasożyt i pozbyłam się go ze swojego życia. Niestety, tryumf był krótki – w głosie Magdy słychać żal.
Andrzej odszedł i po roku był już w nowym związku. Co ciekawe, wieści o nim dostarczała Magdzie Sabina. Okazało się, że nowa partnerka wychwala go pod niebiosa, na każdym kroku przed znajomymi podkreśla, jaki jest wspaniały. Andrzej kwitnie, rzucił pracę i założył dobrze prosperujący sklep. Szykuje się też do otwarcia następnego.
Pewnego razu, siedząc w kawiarni centrum handlowego, Magda zobaczyła Andrzeja, jak idzie trzymając za rękę wysoką blondynkę. Kiedy przechodzili obok salonu jubilera, figlarnie pociągnął ją do środka.
- Widziałam przez szybę, jak bierze z lady pierścionek i uśmiechnięty pada przed nią na kolana a ona z błyskiem w oku całuje go, jakby świat miał się za chwilę skończyć. W jednej sekundzie dotarło do mnie wszystko – mówi zdruzgotana Magda.
Zdała sobie sprawę, że jej były partner potrzebował jej wiary w niego i zaufania, nie krytyki i pretensji. To pomogłoby mu rozwinąć skrzydła. Gdy jego aktualna dziewczyna obdarzyła go absolutnym uwielbieniem i dała mu odczuć, że akceptuje go, jakim jest, okazał się rzutki i pomysłowy. Ciepły, wspierający i czuły był już wcześniej.
Magdzie trudno się uporać nie tylko z tym, jak postąpiła i z uczuciem tęsknoty za Andrzejem, jakie jej wciąż towarzyszy i chyba nie pozwala związać się z kimś innym. Jest zawiedziona samą sobą i tym, jak łatwo i szybko wprowadziła w życie rady koleżanki, nie zastanawiając się nad tym, że konsekwencje poniesie ona, nie Sabina.
– Najzabawniejsze jest to, że niedługo po tym, jak widziałam Andrzeja z nową dziewczyną, Sabina przestała odbierać moje telefony. Podobno była nawet na ich ślubie w charakterze znajomej pana młodego. Ja mam tymczasem dość przyjaciółek. Nie wiem, czy kiedyś się pozbieram po tym, co się stało – mówi bezradnie Magda.
Podryw w drink barze
Iwona też nie pali się do babskich wieczorów i ploteczek przy kawie. Wszystko dlatego, że przez paczkę koleżanek straciła chłopaka. Zaczęło się niewinnie: od równouprawnienia. - Postanowiliśmy z Wojtkiem, że nie możemy spędzać każdego wieczoru razem, gapiąc się w serial na ekranie laptopa i żując popcorn, przygotowywany na zmianę przeze mnie albo przez niego. W weekendy dajemy sobie wolną rękę! - opowiada dziewczyna.
Szybko zebrała grono koleżanek, które dotąd znały się dość luźno, łączyła je głównie praca w jednej firmie. Zaczęły się wspólne wypady do kina zwieńczone drinkami w klubie. W tym czasie Wojtek i jego kumple sączyli piwo w pubie, komentując kolejne mecze ligowe. Pomysł był dobry. Iwona zauważyła, że po weekendzie rzucali się na siebie z Wojtkiem, jak świeżo zakochani. Wieczory na kanapie zyskały przez to na świeżości.
- Z dziewczynami rozkręcałyśmy się z coraz bardziej. Po kinie przychodził czas na plotki, wyznania i opowieści o wspólnych znajomych. Jeden czy dwa drinki tylko dodawały nam skrzydeł. Generalnie było super – mówi Iwona.
Do czasu, kiedy złapała grypę. Tę sobotę spędziła sama na kanapie, obłożona kocami i chusteczkami do nosa. Wojtek proponował, że zostanie z nią, ale wypchnęła go do kolegów, po co miał oglądać ją w tak żałosnym stanie. Po weekendzie Iwona zwlekła się z łoża boleści i pojawiła w pracy.
- Zaraz za drzwiami windy za łokieć schwyciła mnie Gośka, przyjaciółka z weekendowej paczki. Była zaaferowana, powtarzała: nie uwierzysz. Zaciągnęła mnie do toalety i współczującym tonem zaczęła opowiadać – wzdycha dziewczyna. W sobotni wieczór przyjaciółki zaszalały i zmieniły miejsce spotkań. Trafiły na pub, gdzie bawił się Wojtek z kumplami. Gośka znała go z widzenia, on jej – nie. Opowiadała oburzona, że w lokalu pojawiły się jakieś dziewczyny i Wojtek zagadywał jedną z nich przy barze. – Dałam się ponieść tej opowieści. Oczyma wyobraźni widziałam, jak mój chłopak wiesza się na jakiejś wylaszczonej niuni a moje przyjaciółki widzą to i gorąco mi współczują. Bo oczywiście Gośka narobiła rabanu, pokazała dziewczynom scenę przy barze i wszystkie komentowały, jakie to świństwo wobec mnie się odbywa – ironizuje Iwona.
Solidarność weekendowej paczki
Sytuacja miała poważne konsekwencje. W poczuciu bycia zdradzoną Iwona postawiła sprawę na ostrzu noża, żądała od chłopaka wyjaśnień, ale te, których udzielał nie zadowalały jej. Wojtek tłumaczył, że zauważył u tej dziewczyny zapalniczkę z logo klubu, w którym kiedyś pracował. Okazało się, że ona pracuje tam teraz i porozmawiali chwilę o kierownictwie, klimatach w pracy i zarobkach.
– Przyrzekał, że to wszystko. A mnie te wyjaśnienia wydawały się piramidalną bzdurą i zawiłym kłamstwem mającym udawać prawdę. Nasze stosunki z Wojtkiem bardzo się zepsuły, straciłam do niego zaufanie. Po pół roku wyprowadziłam się – mówi.
Paczka weekendowa wspierała ją solidarnie i podtrzymywała na duchu, kiedy Iwona wyrażała żal, że tak fatalnie skończył się związek, który tak dobrze się rozwijał. Po dłuższym czasie jedna z dziewczyn powiedziała Iwonie w cztery oczy, że właściwie to Gośka wtedy mocno przesadziła, relacjonując wydarzenia wieczoru. Wojtek porozmawiał z dziewczyną kilka minut, nie wyglądali na zainteresowanych sobą, nawet nie uśmiechnęli się do siebie ani razu. Iwonie nie dało to spokoju i zapytała Gośkę jeszcze raz o tamtą sprawę.
– Oświadczyła, że mój facet nie powinien pozwalać sobie na barowe rozmówki z innymi, kiedy ja leżę chora w domu. Stwierdziłam w duchu, że to jakaś paranoja. Mnie nie przeszkadza w zasadzie, kiedy mój chłopak zwyczajnie rozmawia z kobietami, które nie są mną. Nie wymagam od niego, żeby zamknął się w piwnicy i nie wychylał z niej nosa, bo po świecie chodzą inne baby. No, ale nie muszę chyba mówić, że na ratowanie związku z Wojtkiem było już za późno - mówi Iwona, wyleczona na dłuższy czas z babskich wieczorów i przyjacielskich porad w damsko-męskich sprawach.
Dobra rada uspokaja emocje
Jak tłumaczy Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta, najlepszym sposobem dbania o związek jest niezwierzanie się ze wszystkich kłopotów przyjaciółkom. - Sprawa często jest wielowątkowa. Musimy wziąć pod uwagę, że to, co nam powie czy poradzi, na pewno nie będzie obiektywne – ostrzega specjalista. - Osoba, której się zwierzamy a na pewno ma jakieś nastawienie do partnera przyjaciółki. Jeżeli nie przepada za nim, na pewno nie stanie po jego stronie albo nawet nie będzie się siliła na obiektywizm.
Ba, ważny jest także taki szczegół czy twojej przyjaciółce dobrze się wiedzie w życiu emocjonalnym i seksualnym. Jeżeli źle, to raczej na pewno zachęci cię do zakończenia związku, ponieważ będzie projektowała swoje negatywne przeżycia na twoją relację. Poza tym, musisz brać także pod uwagę tak nieoczywiste sprawy jak twoja aktualna relacja z przyjaciółką.
- Czasami złote rady to nic innego jak wyraz walki o władzę lub chęć dowartościowania się rozbiciem związku przyjaciółki – mówi Andrzej Gryżewski. - Nie wszystkie osoby, które uważamy za bliskie, powinny być adresatami naszych kłopotów. Zanim wybierzesz odpowiedniego do zwierzeń człowieka, zadaj sobie następujące pytania: jakiej reakcji mogę spodziewać po przedstawieniu tego konkretnego problemu? Czy przyjaciółka ma świadomość moich potrzeb względem rozmowy z nią: czy chcę być tylko wysłuchana, czy oczekuję porady? Czy przyjaciółka bywa obiektywna w swoich ocenach? Te wszystkie zmienne trzeba wziąć pod uwagę.
Dobrze jest także uświadomić sobie, że naprawdę przydatna i dobra rada charakteryzuje się tym, że człowiek, opowiadając, uświadamia sobie rzecz dotąd dla niego niejasne. Poza tym pozwala odreagować złe emocje, ale także zrozumieć perspektywę partnera. Dobra rada - co pewnie najważniejsze - powinna zwiększać wewnętrzne uczucie spokoju, a nie powodować jeszcze silniejsze rozedrganie emocji. Skąd się bierze w ludziach nieprzemożna chęć do udzielania wskazówek innym?
- Ciekawie to ujął John Gray w książce „Kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa”. Twierdzi on, że osoba, do której kierujemy się o poradę, czuje się nobilitowana. Zakłada od razu czapkę eksperta i w skupieniu (mniejszym lub większym) słucha naszej narracji. Jako radzący czujemy dumę, sprawczość, moc, siłę. Czujemy się ważni i potrzebni - konkluduje Andrzej Gryżewski.
Szkoda tylko, że dla tej odrobiny dumy nie wahamy się przewrócić czyjegoś życia do góry nogami.
Maja Lenartowicz/(mtr), WP Kobieta