Dlaczego kobiety hejtują
Mowa nienawiści stała się nieodłącznym towarzyszem internetu, a słowo „hejt” chyba już na stałe weszło do języka polskiego. Siedząc przed komputerem, mamy poczucie wolności, a przede wszystkim anonimowości, dlatego coraz chętniej właśnie w sieci wyładowujemy frustrację czy drzemiącą w nas agresję. Często nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.
Mowa nienawiści stała się nieodłącznym towarzyszem internetu, a słowo „hejt” chyba już na stałe weszło do języka polskiego. Siedząc przed komputerem, mamy poczucie wolności, a przede wszystkim anonimowości, dlatego coraz chętniej właśnie w sieci wyładowujemy frustrację czy drzemiącą w nas agresję. Często nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.
27-letnia Martyna Ciechanowska kochała modę, a dla wielu internautek była po prostu Maddinką (na zdjęciu wyżej), autorką popularnego bloga i aktywną użytkowniczką serwisów społecznościowych.
Jeszcze 22 czerwca ukazał się jej kolejny foto-wpis, prezentujący stylizację „z nutką elegancji”. Kilkanaście dni później młoda kobieta już nie żyła.
Taka szokująca informacja powinna teoretycznie wywołać falę smutnych i współczujących komentarzy, jednak tym razem stało się inaczej. Na profilach Maddinki zaroiło się od niewybrednych wpisów, np. „pustaka nie żal”, „życzę tego samego każdej pseudoblogerce”, „jednego hipstera mniej, hurra teraz pogrzeb i trumna z logo starbucks”.
Oberwało się przy okazji innym szafiarkom. Ukazał się też screen wpisu Weroniki Załazińskiej, autorki popularnego bloga „Raspberry and Red”, brzmiący: „To smutny dzień dla wszystkich osób z naszej branży, ale przede wszystkim bolesna strata dla rodziny i najbliższych Martyny. Najszczersze kondolencje z lotniska London Stansted. Ps. proszę rodzinę o kontakt, jak tylko dojdziecie do siebie po tej stracie, ponieważ pożyczyłam Martynie parę ciuchów”.
Szybko okazało się, że była mistyfikacja. „Bardzo mi przykro, że niektórzy ludzie okazują się być pozbawieni serca. Oficjalnie oświadczam, że z okropnym screenem na FB Maddinki nie mam nic wspólnego. Tych, którzy posunęli się do czegoś takiego, zachęcam do zastanowienia się, co najlepszego robią ze swoim życiem i jak bardzo krzywdzą najbliższych Maddinki” – napisała Załazińska.
Hejt to trend?
Z internetową falą nienawiści często zmagają się kobiety, które osiągają sukcesy i zdobywają sławę, o czym możemy przekonać się śledząc komentarze na profilach Ewy Chodakowskiej.
Błyskawicznie powiększające się grono fanek jest wprost proporcjonalne do wzrostu liczby wrogów „trenerki wszystkich Polek”.
Chodakowska jest bez wątpienia jedną z najczęściej hejtowanych gwiazd. Internetowe komentatorki regularnie atakują ją za rzekome poprawianie urody, błędy w programach treningowych czy czerpanie korzyści finansowych z wielkiej popularności.
Trenerka lubi polemizować z hejterkami. Gdy jedna z nich napisała, że usta Chodakowskiej zostały „zrobione”, trenerka zamieściła zdjęcie z dzieciństwa, które miało udowadniać, że zawsze miała pełne wargi i napisała: „Oleńka, a teraz przeproś ładnie i następnym razem grzecznie zapytaj, zanim ocenisz kogoś przez pryzmat swoich doświadczeń z chirurgią estetyczną”.
„Brzydzę sie hejtem. Blokuje hejt! I mam do tego prawo! …Znam taka jedną Panią, która jest prekursorką hejtu w Polsce, sama powoli jest okładana narzędziem którym wojuje, chowając się za zasłoną dymną mocno nadinterpretowanej profesji ...czy słusznie?” – pytała Chodakowska w poście na Instagramie, jednoznacznie sugerującym, że chodzi o Karolinę Korwin-Piotrowską.
- Mam nadzieję, że sytuacja i atmosfera się zmieni, bo media mocno gloryfikują hejt w Polsce. Zwłaszcza dużo uwagi skupia się na negatywnych opiniach i komentarzach. Hejt to trochę trend i istnieje na całym świecie, to taka nowa moda. Jestem zaskoczona, że akurat w taki sposób media relacjonują to co robię, bo robię fajne rzeczy - żaliła się Ewa Chodakowska w programie „Dzień dobry TVN”, tłumacząc się z emocjonalnych reakcji na niewybredne komentarze internautek.
Poczucie wolności
Przez długi czas hejt kojarzył się głównie z mężczyznami, jednak specjaliści badający realia globalnej sieci nie mają wątpliwości, że kobiety równie chętnie zamieszczają obraźliwe czy prowokujące komentarze.
Niektóre tego nawet nie ukrywają. Daria z Wałbrzycha tłumaczy: „Spędzam w internecie wiele godzin, głównie dla zabicia nudy, bo nie mam ciekawszych zajęć. Kilka miesięcy temu straciłam pracę, a nic nowego nie mogę znaleźć. Nie ukrywam, że zdarza mi się popełnić ostre wpisy, bo po prostu wkurza mnie, gdy czytam, że Anna Lewandowska lata na zakupy helikopterem albo Małgorzata Socha kupuje wózek za kilkanaście tysięcy. Ktoś może powiedzieć, że wynika to z zazdrości. Być może, ale wydaje mi się, że w tak biednym kraju jak Polska nie powinno się przechwalać bogactwem. Może mój komentarz nic nie zmieni, ale chociaż ja poczuję się lepiej” – tłumaczy Daria.
Taka motywacja nie dziwi dr Małgorzaty Majewskiej z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Hejtowanie jest dla mnie zjawiskiem dość zrozumiałym. W bezpośrednich relacjach społecznych jesteśmy zobowiązani do szanowania rozmówców. Nawet jeśli coś lub kogoś oceniamy negatywnie, to grzeczność sprawia, że nie powiemy tego głośno. Tymczasem internet pozwala na coś zupełnie innego. Siedzimy przed komputerem i mamy poczucie wolności wypowiadania myśli – wyjaśnia dr Majewska w rozmowie z Wirtualną Polską. – Wiele osób, szczególnie tych, które psychicznie nie radzą sobie z agresją, właśnie w internetowych komentarzach znajduje idealny sposób na ujście tej agresji, szczególnie w towarzystwie innych podobnych wpisów – dodaje specjalistka.
Kultura obrażania
Dwa lata temu badacze ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej przygotowali raport zatytułowany „Kultura obrażania”. Wynikało z niego, że tylko 2,5 proc. wypowiedzi internetowych przekracza granice kultury, ale ich siła rażenia jest jednak potężna. Ośmiu na dziesięciu internautów uznało bowiem, że dyskusje w sieci przekraczają granice dobrego smaku.
„Pesymizm wygrywa z optymizmem w wypowiedziach internautów. Podobnie jak w przypadku agresji można by postawić pytanie, na ile jest to zjawisko specyficzne dla dyskusji internetowych, a na ile jest ono związane z kondycją mediów oraz normami obecnymi w polskim społeczeństwie. W tym miejscu można by odwołać się chociażby do badań Bogdana Wojciszke i Wojciecha Baryły, którzy wykazali, iż w polskiej kulturze wypada źle mówić i myśleć o świecie, innych osobach i sobie samym. Normą jest spostrzeganie niesprawiedliwości otaczającego nas świata” – czytamy w raporcie.
Choć obraźliwe wypowiedzi stanowią margines wszystkich wpisów, bardzo negatywnie wpływają na wizerunek mediów internetowych. Aby zmienić postrzeganie globalnej sieci jako medium prowokującego do „hejtowania” Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska zorganizował w 2012 roku akcję „Komentuj. Nie obrażaj”, której zadaniem było promowanie postawy obywatelskiej i zachęcanie do komentowania, bycia sobą i reagowania na obraźliwe wpisy.
Zaszczute dzieci
Jednak problem wciąż jest poważny, co szczególnie odczuwają młodzi ludzie. Z raportu przygotowanego przez Fundację Dzieci Niczyje oraz Uniwersytet Warszawski wynika, że aż 40 proc. Polaków w wieku 14–17 lat doświadczyło przejawów „hejtu”, głównie pod postacią obraźliwych komentarzy czy dyskusji na forach internetowych. W grupie wiekowej 16–17 lat ten odsetek sięga już 45 proc.
Ofiarami są bardzo często dziewczynki, które są szczególnie narażone na nieprzychylne opinie dotyczące ich wyglądu czy sposobu zachowywania. Autorami takich nienawistnych i pogardliwych wpisów są zazwyczaj ich koleżanki. Sposobów zaszczuwania jest wiele, to nie tylko wulgarne wyzwiska, ośmieszanie, poniżanie czy upokarzanie, ale również zamieszczanie kompromitujących zdjęć czy filmów.
Tymczasem specjaliści alarmują, że młodzi ludzie doświadczający przemocy w internecie mogą to bardzo poważnie odchorować – częściej zapadają na depresję i mają zaburzenia lękowe objawiające się brakiem koncentracji, drażliwością czy skłonnością do płaczu. W skrajnych wypadkach mogą się u nich zrodzić myśli samobójcze.
„Hejtowanie” często wymyka się naukowym analizom. Na przykład w badaniach przeprowadzonych w Kanadzie okazało się, że spory odsetek internautów zamieszczających nienawistne wpisy, to ludzie o sadystycznym rysie osobowości. - To osoby, którym przyjemność sprawia robienie przykrości, zadawanie bólu i cierpienia innym. Internet daje im możliwość osiągania tej przyjemności. Prawdopodobnie chodzi o wąską grupę mocno zaburzonych osób – mówi w „Polityce” dr Wiesław Baryła z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
Kobieca rywalizacja
Dlaczego wśród „hejterów” jest tak wiele kobiet, zwykle atakujących przedstawicielki swojej płci? – To wypływa z naszego modelu społecznego. Ten obecnie obowiązujący kładzie niezwykle silny nacisk na rywalizację między kobietami, które są wciąż porównywane z innymi, ze względu na wielkość biustu czy kształt nóg. To doskonale widać po ilości tego typu rankingów w prasie kolorowej – przekonuje Małgorzata Majewska. – Dlatego tak wiele z nas żyje w przekonaniu, że inne kobiety są przede wszystkim rywalkami, z którymi należy walczyć. Hejtowanie staje się takim współczesnym orężem – dodaje ekspertka z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak powinny zachować się ofiary internetowych ataków? – Jeśli na agresję zaczynamy reagować agresją, to zaczynamy grać w tę samą grę, a to do niczego dobrego nie prowadzi. Gdy sama stałam się celem hejtu, natychmiast to upubliczniłam, ale bez własnego komentarza. I natychmiast dostałam ogromną ilość pozytywnych, wspierających komentarzy. Ale czy jest to najlepsze rozwiązanie? Sama nie wiem – przyznaje Małgorzata Majewska.
Nie brakuje także bardziej radyklanych pomysłów rozwiązania problemu. - Hejt powinien być karany jak każde inne molestowanie psychiczne! - apeluje Ewa Chodakowska.
Natomiast zdaniem telewizyjnego prezentera Jarosława Kuźniara osoby pozostawiające w sieci pełne nienawiści komentarze należałoby ścigać „jak pijanych kierowców” oraz upubliczniać ich dane osobowe. - To może zadziałać, ale musi być na to społeczna zgoda - tłumaczy dziennikarz.
Warto pamiętać, że od 2011 r. cyberprzemoc jest uznawana w Polsce za przestępstwo, za które grozi do trzech lat więzienia. Policja zajmuje się nim jednak dopiero po zgłoszeniu przez poszkodowanego, gdy ten przyniesie zarchiwizowane obraźliwe wpisy. W 2014 r. wszczęto ponad 6 tys. postępowań w takich sprawach. Ukarano 3,2 tys. osób.
Rafał Natorski/(gabi)/WP Kobieta