Dlaczego nie potrafię od niego odejść?
Nie jest fatalnie. Nie bije, z piciem nie przesadza, żadna patologia. A jednak czegoś brak. Brak miłości, szacunku, bliskości, wspólne życie przepełnione jest wzajemną niechęcią. Gra pozorów staje się coraz bardziej męcząca, życie razem, ale osobno. Pod wspólnym dachem ciąży nieprzyjemna atmosfera. Nikomu nie chce się nawet naprawiać relacji, ale decyzji o odejściu podejmować też nie. Dlaczego tak się dzieje?
15.11.2010 | aktual.: 17.11.2010 11:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie jest fatalnie. Nie bije, z piciem nie przesadza, żadna patologia. A jednak czegoś brak. Brak miłości, szacunku, bliskości, wspólne życie przepełnione jest wzajemną niechęcią. Gra pozorów staje się coraz bardziej męcząca, życie razem, ale osobno. Pod wspólnym dachem ciąży nieprzyjemna atmosfera. Nikomu nie chce się nawet naprawiać relacji, ale decyzji o odejściu podejmować też nie. Dlaczego tak się dzieje?
Najprostszym wytłumaczeniem tego, dlaczego kobieta nie potrafi odejść z mało satysfakcjonującego związku jest oczywiście strach. Uczucie to jest naturalnym towarzyszem wszelkiego rodzaju zmian, szczególnie w obliczu nieznanego. Matka myśli przede wszystkim o praktycznej stronie życia, o tym gdzie będzie mieszkać, za co utrzyma siebie i dzieci (które w przypadku rozstania zazwyczaj pozostają z nią), czy poradzi sobie sama. To, co znane, wydaje się o wiele bardziej bezpieczne, nawet jeśli sprawia dyskomfort, w porównaniu do tego, co możliwe, ale nieznane.
Innymi słowy, lepsza jest sytuacja, w której istnieje jako taka stabilizacja, a problemy są przynajmniej w miarę znane i przewidywalne, niż pozostawienie tego wszystkiego i wyruszenie w zupełnie nową rzeczywistość. I nie dotyczy to tylko i wyłącznie kwestii związków i odejścia od partnera, ale też zmiany pracy, zawodu, miejsca zamieszkania, itp.
Naszym naturalnym instynktem jest zachowanie bezpieczeństwa i stabilności, choć z tym dążeniem konkuruje chęć wzrostu, rozwoju i polepszania swojej sytuacji. Po to by podjąć decyzję o odejściu i rozpocząć nowe życie, szczególnie po latach funkcjonowania w związku, potrzeba nie lada odwagi. A jednak, odwaga nie jest brakiem lęku, jest działaniem mimo niego.
Innym powodem, dla którego kobietom ciężko jest wyjść z niedobrego związku, jest najnormalniejsza w świecie obawa przed samotnością. W naszym społeczeństwie, mimo postępującej liberalizacji obyczajów, nadal wartość kobiecie nadaje to, czy ma męża i rodzinę. Poza tym, często buduje się poczucie własnej wartości, a nawet swojej tożsamości w oparciu o relację małżeńską czy partnerską.
Niektóre kobiety mają tendencję do zlewania się ze swoim partnerem i poprzez niego określają to, kim same są. Dla nich rozstanie jest zupełnym roztrzaskaniem się świata, zarówno tego zewnętrznego, praktycznego, jak i wewnętrznego. Są bardzo mocno przywiązane do myśli (niekoniecznie świadomej), że same są nikim, że to relacja nadaje sens ich życiu - paradoksalnie nie biorąc pod uwagę jej jakości. Lepsza taka niż żadna. Bo kto mnie potem będzie chciał? Jak widać, sprowadza się to do poczucia swojej wartości jako niezależnej jednostki.
Nigdy nie jest tak, że ludzie tkwią w jakiejś relacji bez powodu. Zawsze niesie ona jakieś korzyści, w pewien pokrętny sposób czemuś służy, choć nie zawsze jest to takie oczywiste. Często największej odwagi wymaga odpowiedzenie sobie na pytanie czym ten powód jest, ale w momencie gdy wtórne korzyści wyjdą na światło dzienne, łatwiej jest podejmować świadome decyzje i przekraczać swoje wewnętrzne ograniczenia.
Tym, co może trzymać ludzi ze sobą, mimo, że ich relacja w rzeczywistości nie jest dobra, jest... nadzieja. Wydawałoby się, że ludzie to racjonalne istoty i potrafią ocenić sytuację na podstawie tego, jakie są fakty. Niestety racjonalni absolutnie nie jesteśmy. Każdy z nas ma jakąś wyśnioną wizję związku i nawet gdy życie przynosi własny, zupełnie inny, scenariusz, nasz "jasny sen" jak nazywa to psychologia zorientowana na proces, cały czas gdzieś krąży.
Nawet, jeśli nie jest łatwo się do tego przyznać, iskierka nadziei na to, że będzie lepiej albo, że będzie tak jak kiedyś, na początku (już samo to jest powodem, by nie porzucać nadziei, bo przecież kiedyś tego realnie doświadczyliśmy, co znaczy, że jest to możliwe) potrafi tlić się bardzo długo. I niestety przesłania ona chwilami rzeczywisty obraz, zmuszając do odwlekania trudnych decyzji w nieskończoność.
Często najlepszym rozwiązaniem jest zobaczenie, że nadzieja opiera się tylko na myśleniu życzeniowym i o ile jest ważna, bo mówi o tym, jakie mamy potrzeby (pokazując przy okazji rozdźwięk miedzy nimi a realną sytuacją), to szanse na jej realizację są niewielkie albo wręcz – zerowe.