Blisko ludziDobiegają 30-stki. Rodzice traktują je jak swoją własność

Dobiegają 30‑stki. Rodzice traktują je jak swoją własność

Dobiegają 30-stki. Rodzice traktują je jak swoją własność
Źródło zdjęć: © Getty Images

11.12.2020 15:29, aktual.: 13.12.2020 14:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Choć zarówno Dagmara, jak i Karolina od dawna są już dorosłe, ich rodzice nie mogą pogodzić się z tym faktem, skutecznie przeszkadzając im w budowaniu własnego życia. Szantaże emocjonalne, sceny zazdrości i liczne manipulacje to tylko część ze stosowanych przez ich rodziców działań. O toksycznej relacji z rodzicami opowiadają w rozmowie z WP Kobieta.

– Mam 29 lat, w tym od dwóch jestem mężatką. Niestety moi rodzice wciąż nie potrafią wybaczyć mi tego, że wyprowadziłam się z domu – zwierza się Karolina, która po ślubie zdecydowała się wraz z mężem przeprowadzić z rodzinnego Rzeszowa do oddalonej o 298 km Warszawy.

Z kolei 28-letnia Dagmara wyprowadziła się od kontrolujących ją rodziców dopiero kilka miesięcy temu. – Zrobiliby wszystko, żebym tylko została z nimi. Po kryjomu wynajęłam więc mieszkanie, a w dzień przeprowadzki zabrałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i zanim rodzice zdążyli zareagować, zamknęłam za sobą drzwi – opowiada Dagmara.

Rodzice byli zazdrośni o… jej męża

Chociaż obie są już dorosłe, ich rodzicom trudno zaakceptować ten fakt. – Nie mogą zrozumieć, że nie jestem już ich małą Karolinką, a mojego męża traktują jak wroga, który ukradł im ich ukochaną córkę – wyznaje Karolina.

Jest najmłodsza z trójki rodzeństwa. – Traktowali mnie jak przysłowiową księżniczkę na ziarnku grochu, bo moi starsi bracia dużo wcześniej ‘wyfrunęli z gniazda’ – tłumaczy. Jako dziecko zawsze miała świetny kontakt z rodzicami, których traktowała jak swoich przyjaciół. Do czasu. – Problem pojawił się, kiedy poznałam swojego przyszłego męża. Byli zazdrośni, że w moim życiu pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, kto może zająć ich miejsce – wyznaje.

– Zaczęli krytykować moje wybory, a przed wyjściem na spotkanie z Tomkiem zawsze coś się działo – to mama się źle poczuła, to coś z tatą, to z kolei babci skończyły się leki i musiałam pilnie biec do apteki zamiast na randkę. Robili wszystko, by nasze spotkania nie dochodziły do skutku, a kiedy już udało mi się z nim zobaczyć, zawsze musiałam wracać wcześniej, wezwana przez rodziców w jakiejś nagłej, niecierpiącej zwłoki sprawie – opowiada.

Jej związek, mimo wielu manipulacji rodziców, udało się jednak uratować, a w minione wakacje para obchodziła 2. rocznicę ślubu. – Odwiedzam rodziców regularnie, co drugi weekend. Traf chciał, że to właśnie na jeden z tych weekendów wypadła nasza rocznica ślubu. Z tej okazji Tomek zaplanował niespodziankę i zamiast do Rzeszowa, zabrał mnie nad morze. Rodzice nie mogli mi tego wybaczyć. Twierdzili, że ich zaniedbuję. Choć są zdrowi i w sile wieku, domagają się ode mnie ciągłej uwagi, a każda decyzja, jaką podejmuję z mężem, musi uwzględniać też ich – mówi.

I chociaż codziennie rozmawia z nimi przez telefon, to wciąż wydaje się im nie wystarczać. – Mąż dostał w Warszawie lepszą propozycję pracy, więc od razu po ślubie zdecydowaliśmy się wyjechać – mówi. I jak przyznaje, jej rodzice do dziś mają jej to za złe. – Podczas niemalże każdej rozmowy, kiedy opowiadam im, co u mnie, słyszę historię o niewdzięcznych dzieciach sąsiadów, którzy zdecydowali się opuścić rodziców w pogoni za karierą. Oczywiście mają na myśli mnie, a cała radość z awansu, podwyżki, czy nowego mieszkania pryska jak bańka mydlana. W jej miejsce pojawia się jedynie smutek i wyrzuty sumienia – wyznaje.

Jak podkreśla psychoterapeutka Olga Paszkowska, do której gabinetu trafia wiele młodych dorosłych z podobnymi problemami, takie zachowanie rodziców prowadzi do wielu przykrych konsekwencji.

– Rodzice, wprowadzając dzieci w ciągłe poczucie winy, sprawiają, że te cierpią. Koncentrują się wtedy na emocjach rodziców zamiast na własnych. Czasem rezygnują z wymarzonych studiów, pozostają rodzinnym w mieście… zaspokajając potrzeby rodziców, przestają przy tym czuć własne. Takie uwiązanie ma wpływ na odczuwanie później braku satysfakcji z życia, z relacji z partnerami. Osoby te wypalają się zawodowo w pracach, których właściwie nigdy nie chcieli wykonywać. Odcinają się od własnych emocji, potrzeb, chorują na depresję. W efekcie prowadzi to jedynie do złych relacji dorosłych z ich rodzicami, do kłótni, żalu, braku bliskości, a w końcu do rzadkich kontaktów, a nawet ich zerwania – tłumaczy psychoterapeutka.

Skupiali całą uwagę na niej, bo nic ich nie łączyło

W ciągłe poczucie winy rodzice wprowadzają także Dagmarę. – Rodzice twierdzą, że powinnam mieszkać z nimi w dwupokojowym mieszkaniu, a pieniądze, które płacę za wynajem pokoju, oddać im na remont. Argumentują, że całe życie robili wszystko z myślą o mnie, a ja nie potrafię się im odwdzięczyć. Nie rozumieją, że chcę mieć swoje życie – zwierza się.

W jej domu nigdy się nie przelewało, a relacje z rodzicami, szczególnie z matką, zawsze należały do skomplikowanych. – Mama nigdy nie pracowała, a jej życie kręciło się wokół mnie. Jako dziecko nie widziałam w tym nic złego, dopiero później zrozumiałam, że to nie powinno tak wyglądać – mówi Dagmara. Co więcej, w małżeństwie rodziców Dagmary przestało się układać tuż po jej narodzinach. – Nie pamiętam ich razem szczęśliwych. Od zawsze żyli bardziej obok siebie, a ja byłam chyba jedynym, co ich łączyło, dlatego skupili na mnie całą swoją uwagę – tłumaczy.

Dagmara ze względy na kiepską sytuację finansową rodziców i ich trudne relacje nie mogła zapraszać do siebie gości. – Nikt nigdy mnie nie odwiedził, nie organizowałam przyjęć urodzinowych, nie mogłam nikogo gościć, a każdą wolną chwilę musiałam poświęcać nauce i obowiązkom domowym – opowiada. I przyznaje, że przełożyło się to na jej relacje z rówieśnikami. – Nawet nie miałam najlepszej przyjaciółki, zastępowała mi ją mama, a przynajmniej tak mi się wydawało. Choć mam 28 lat, nigdy nie związałam się też na poważnie z mężczyzną.

Na drodze w nawiązaniu jakiejkolwiek relacji zawsze stała bowiem jej rodzicielka. – Nikt nigdy nie był dla niej wystarczająco dobry, w każdym dostrzegała jedynie wady. Od zawsze liczyłam się z jej zdaniem, więc nawet jeśli na początku myślałam inaczej, szybko przyjmowałam jej punkt widzenia. Dopiero teraz przejrzałam na oczy i zaczęłam dostrzegać jej toksyczny wpływ na moje życie – wyznaje Dagmara.

Jak opowiada, rodzice zawsze wiele od niej wymagali. – Oczekiwali ode mnie najlepszych wyników w szkole. Dostałam czwórkę? Musiałam ją poprawić, jeśli ktoś w klasie dostał piątkę. To ja, ich córka, musiałam być najlepsza.

Zdaniem Dagmary, zachowanie jej rodziców wynika z rozczarowania ich własnym życiem. – Mam wrażenie, że chcą uchronić mnie przed złym światem i powieleniem ich błędów. Nie mogą jednak zrozumieć, że ich marzenia nie są moimi. Kocham ich, ale nie jestem ich własnością – mówi.

Chociaż mieszka teraz zaledwie 10 minut spacerem od rodziców, nie zdecydowali się jej jeszcze odwiedzić. – W dzień wyprowadzki usłyszałam jedynie, że teraz nie mają już po co żyć i żałują, że wykupili to mieszkanie, skoro ma teraz zostać puste. Zachowują się tak, jakbym umarła, a ich życie nagle przestało mieć sens – opowiada.

I teraz Dagmara zaczyna mieć wątpliwości, czy postępuje właściwie. – Może faktycznie postępuję egoistycznie i powinnam do nich wrócić? Z drugiej jednak strony marzę o założeniu własnej rodziny – przyznaje rozdarta Dagmara.

Dzieci wychowujemy dla świata, nie dla siebie

Paszkowska podkreśla, że tęsknota rodzica za dzieckiem, które wkroczyło w dorosłość i zaczyna budować własne życie poza rodzinnym domem, jest w pełni uzasadniona. – Taka jest kolej rzeczy, a przeżywanie straty, że jakiś okres w życiu rodziny się kończy, jest zupełnie naturalne. Rodzice często doświadczają wtedy smutku, pustki, przygnębienia. Pytanie tylko, czy rodzice obarczają swoimi trudnymi emocjami dziecko, próbując tym samym wymusić na nich zmianę decyzji lub powrót, czy są dla nich wsparciem i cieszą się z odnoszonych przez nie sukcesów? – mówi.

Wyjaśnia, że problem z odcięciem emocjonalnej pępowiny wynika najczęściej ze strachu rodziców przed samotnością. – Często w takich przypadkach relacje małżonków nie są najlepsze, a przy tym skupiając się na wychowywaniu dzieci, zapomnieli o swoich pasjach, porzucili marzenia, ambicje, kariery… Perspektywa pustki staje się wtedy dojmująca, wręcz nie do zniesienia – wyjaśnia.

Ekspertka podkreśla, że rodzice muszą pamiętać o tym, że dziecko prędzej, czy później "wyfrunie z gniazda", a ich rolą jest przygotowanie dziecka do samodzielnego życia, tak by mogło podejmować autonomiczne decyzje i budować bliskie relacje z partnerami, bez poczucia winy, że krzywdzą tym rodziców.

– Dzieci wychowujemy dla świata, nie dla siebie. Nieprzerwanie pępowiny może zasilać toksyczną relację, a dzieje się tak, gdy rodzice uważają, że ich własne potrzeby i uczucia są ważniejsze niż uczucia ich dzieci – mówi psychoterapeutka. – Młodzi ludzie w takich sytuacjach, muszą pamiętać, że mają prawo żyć swoim życiem i nie ma w tym nic złego. Mają prawo realizować swoje marzenia, pragnienia, decydować o sobie bez poczucia winy i pytania o zgodę rodziców. Mają prawo uczyć się na własnych błędach – kończy Paszkowska.

Komentarze (139)