Gwiazdy"Dom, który zaprasza zapachem” czy lans - skąd się wziął boom na świece?

"Dom, który zaprasza zapachem” czy lans - skąd się wziął boom na świece?

W styczniu w polskich domach nie pachnie dogorywającą choinką, ale świecami zapachowymi. Takich kolejek przed świętami, jak przy oferujących je stoiskach, nie było ani w Sephorze, ani w Victoria’s Secret, ani nawet przy lodówkach z karpiami, które zaznały szczęścia. To część szerszego trendu.

"Dom, który zaprasza zapachem” czy lans - skąd się wziął boom na świece?
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas

Są świece zapachowe i świece zapachowe. Te produkowane w zamierzchłym 2004 roku były prowincjonalnymi koleżankami współczesnych. Kilkanaście lat temu o zapachach takich jak "Błękitne satynowe wstążki" (kompozycja lawendy i rozmarynu z nutami drzewnymi) albo "Ciepły wiatr pustyni" (zapach otwartej przestrzeni, muśnięty egzotyczna paczulą) filozofom się nie śniło. To znaczy, o ile filozofowie śnią o Yankee Candles.

Gdy tańszy to drogi

Marka, którą kilka lat temu "testowała" połowa polskiej blogosfery, zaskakiwała nie tylko wymyślnymi zapachami, ale i cenami. Za wosk w dużym i średnio estetycznym słoiku z pokrywką trzeba wysupłać ponad 100 złotych.

Na rynku tzw. "świec luksusowych" to i tak wersja dla ubogich. Świeca z ekologicznego wosku kokosowego od kalifornijskiej Voluspy kosztuje niemal trzykrotnie więcej. Szaleństwo? Owszem, ale świece zapachowe bywają jeszcze droższe. Żeby postawić w salonie wosk z logo Fornasetti, marki pielęgnującej spuściznę po włoskim surrealiście, nazywanym czasem "poetą designu", trzeba być człowiekiem majętnym. Opcjonalnie: fetyszystą wosków i zakupoholikiem. Ile, zapytacie? Bagatela 690 złotych.

Marketing 2.0. nie polega już na tym, żeby sprzedawać. To znaczy polega, ale równie ważne jest co innego. Kreowanie pragnień i uświadamianie potrzeb potencjalnym klientom. W przypadku świec poszło całkiem sprawnie. Aspirująca klasa średnia zapragnęła "domu, który zaprasza zapachem”. Ten zapach nie jest już kadzidełkiem ze sklepu indyjskiego ani syntetyczną konwalią przywodzącą na myśl raczej odświeżacz do toalet niż cienistą dolinę.

Palenie pieniędzy

Świeca zapachowa ma być jak dobre perfumy. Nie tylko pięknie pachnieć, ale i podkreślać status zapalającego. Stała się też synonimem eleganckiego prezentu. Chętnych, by wąchać i kupować, a czasem i kupować bez wąchania, jest coraz więcej.

Net-a-porter, strona z ubraniami i dodatkami z wyższej półki, w listopadzie zanotowała wzrost sprzedaży świec o 180 proc. Jak podaje "Bussiness of Fashion" rynek luksusowych świec w mijającym roku zwiększył swoje dochody o jedną trzecią. O tak dynamicznym wzroście branża perfumiarska może tylko pomarzyć.

Nic dziwnego, że trend podchwyciły domy mody. Jeśli na pytanie o świecę chcecie odpowiedzieć "jest to Gucci”, przygotujcie portfele. Ceny zaczynają się od 1000 złotych. Wolicie Louisa Vuittona? Nie ma problemu, Francuzi w październiku tego roku wypuścili pierwszą linię świec. Stety-niestety bez przechodzonego logotypu.

Obraz
© gucci.com

Kaganek świętego spokoju

Co takiego stało się w naszych niespokojnych czasach, że zapragnęliśmy akurat luksusowego wosku? Pewną rolę odgrywa w tym przypadku moda na tak zwany "wellness”. Trudno precyzyjnie zdefiniować to pojęcie. To równowaga ciała i ducha, ale w znacznie płytszym i łatwiejszym wydaniu niż buddyjskie zen. To poczucie ogólnego dobrobytu, zadowolenia z życia, którego osiągnięcie możemy wspomóc konsumpcją. Bliskie duńskiemu hygge i szwedzkiemu lagom.

Skandynawskie lifestyle radzą polegiwać na wygodnej kanapie sącząc wino. Do tego jeść to, na co ma się ochotę i otoczyć się zapalonymi świecami, jak gdyby gwiazdka trwała cały rok. Słowem: skupić się na pierdołach, żeby nie myśleć o pierdołach. Szkoleniowiec BHP mógłby pogrozić palcem na te zwyczaje. Świeczki ustawione w nieodpowiednich miejscach to nie tylko częsta przyczyna pożarów. Opary niektórych bywają porównywalnie toksycznie co spaliny. Nie przeszkadza to jednak statystycznemu Duńczykowi spalać rocznie 6 kilo zapachowego wosku.

Lustro, umywalka i knot

Na popularność świec pewien wpływ miała też moda na "bathroom selfie"- zdjęcia robione w łazience. Kiedy dwa lata temu Anna Wintour, współorganizująca galę MET, zakazała fotografowania się na przyjęciu, Instagram zalała fala zdjęć z łazienek, na czele z tym zrobionym przez Kylie Jenner.

Toalety uchodzące wcześniej za przestrzeń prywatną stały się pożądanym tłem do zdjęć wartych tysięcy (w przypadku Jenner - milionów) lajków. Fotogeniczność łazienek zaczęto podrasowywać świeżymi kwiatami, designerskimi mydelniczkami i świeczkami. Magazyn "Vogue” wprowadził nawet nagrywany w łazienkach cykl wideo, w którym znane kobiety pokazywały, jak szykują się do wyjścia.

W sklepach z wystrojem wnętrz, i to nie tylko tych z wyższej półki, zaczęły rozrastać się półki z elegancko opakowanymi woskami i gadżetami do tychże. Zara i H&M Home w swoich ofertach mają już nie tylko świece. Znajdziemy tam też szpatułki do gaszenia płomienia (bo i kto chciałby plebejsko w niego dmuchać), podstawki czy szklane klosze mające przedłużać trwałość zapachów. Świecomania pełną gębą.

Pachnieć jak salon Britney

Pragniemy już nie tylko wyglądać coraz lepiej, ale i mieszkać coraz fotogeniczniej. To tłumaczyłoby boom na kupowanie świec zapachowych online. I to nawet tych, które trudno znaleźć w sklepie stacjonarnym i powąchać. Zapach to często bonus do prestiżu dawanego przez świece "odpowiednich” marek.

Te z logo Dyptique wybierają Meghan Markle (liść figowy), Beyonce (wanilia)
, Kate Hudson (kwiat pomarańczy), a nawet Teresa May. Świeczki Byredo palą Taylor Swift (bambus i skóra) oraz Jennifer Aniston (róża). Fankami marki Tobi Tobin, oprócz świeczek produkującej też luksusowe czekoladki, są zaś Reese Witherspoon (gardenia, drzewo sandałowe) i Britney Spears (jaśmin, werbena, melon)
. Jak nietrudno zauważyć, na tej celebryckiej liście są wyłącznie kobiety, bo i one - czy to ze względu na zapach, czy dbałość o odpowiedni wizerunek w mediach społecznościowych - są ich głównymi nabywczyniami i konsumentkami.

Pustka zalana woskiem

Co zabawne, miłość do świec doczekała się nawet kilku mizoginistycznych teorii. Na jednym z forów użytkownik X zastanawia się, czy nie jest tak, że świece zapachowe najbardziej lubią fleje. Zapalenie świecy maskuje w końcu odór nieumytych naczyń, nierozwieszonego prania i nadpsutej zawartości lodówki. To trochę tak, jakby założyć, że ludzie używający perfum stronią od kapieli.

Z kolei autor bloga "Shrouded in doubt" wysnuwa teorię, że świece zapachowe mają nie tyle maskować, ile wypełniać. Ma jednak na myśli nie wypełnianie zapachem, ale zapełnianie pustki emocjonalnej. Jego zdaniem po świece naczęściej sięgają kobiety, które nie gotują i nigdy nie założyły rodziny. Za pomocą wosków otaczają się woniami "prawdziwego domu", takimi jak jabłecznik z cynamonem, rozwieszone pranie albo perfumy babci. Cóż, dobrze że autor nie wiedział, że są też świece o zapachu zasypki dla niemowląt.

Świeczka o zapachu magdalenki

Odkładając na bok seksizm, w tej karkołomnej teoryjce jest ziarnko prawdy. Nie trzeba być od razu Proustem, żeby doznania zmysłowe przywoływały wspomnienia i budziły skojarzenia. Im lepsze, tym bardziej będzie nam odpowiadał bodziec.

Wspomniane przez blogera "rozwieszone pranie” (częściej występujące pod nazwą "bawełna"), to popularny zapach świec niezależnie od półki cenowej. Chętnie wybieramy kompozycje mogące budzić skojarzenia z sytuacjami i miejscami - zapach olejku do opalania, mroźnego lasu jodłowego, starej biblioteki czy jesiennych liści (12. najpopularniejszy zapach Yankee Candle). To zapachy, po które nie sięga się dla prestiżu, ale raczej, podobnie jak po ulubione perfumy, żeby poprawić sobie nastrój.

Węch to najtrwalszy ze zmysłów. Pierwszy, który wykorzystujemy po narodzeniu i ostatni, który nas opuszcza. Umiejętnie używany może nie tylko budować wizerunek, ale też wpływać na humor, a nawet wprowadzać pożądaną atmosferę. Są zapachy dodające energii, zapachy erotyczne i takie, które usypiają (choć niekoniecznie nudzą).

Jak bardzo snobistyczna nie byłaby moda na świece z wyższej półki, nie można odebrać jej tego, że skłania do korzystania z nosa bardziej świadomie. Pod warunkiem, że nie będzie chodziło tylko o fotkę na Instagram i zrobienie wrażenia na gościach. No i któż nie wolałby zapachu pieczonych jabłek (choćby i syntetycznych) od woni bigosu sąsiadów (choćby i organicznego).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (12)