Domowa edukacja. Ich rodzice są ich nauczycielami

Domowa edukacja. Ich rodzice są ich nauczycielami

Domowa edukacja. Ich rodzice są ich nauczycielami
Źródło zdjęć: © 123RF
Przemysław Bociąga
11.10.2018 17:03, aktualizacja: 12.10.2018 23:06

Eliza z mężem mieszkają w Warszawie razem z dwiema córkami. Obie uczą się świetnie, dobrze zdają egzaminy, czytają lektury szkolne. Od dwóch lat nie były w szkole. Na tradycyjną naukę poświęcają może godzinę dziennie, nie wychodząc z domu. Ich nauczycielką jest mama, czasem też tata.

Edukacja domowa to zjawisko, które dotyczy dziś w Polsce, według szacunków, około 14 tys. dzieci. Według prawa, każdy Polak między 7 a 18 rokiem życia, podlega obowiązkowi nauki, który wiąże się z innym obowiązkiem – szkolnym, czyli obowiązkiem uczęszczania do konkretnych placówek oświatowych publicznych lub prywatnych.

Edukacja oparta na rodzinie

Jeśli rodzice są zdecydowani, by posłać dziecko do niewielkiej szkoły, na przykład: demokratycznej, tzw. wolnej szkoły lub innej alternatywnej formy edukacji, muszą przede wszystkim znaleźć sposób, by „wymeldować” swoje dziecko z systemu szkół publicznych.

A w Polsce jest na to tylko jeden sposób: zdobyć z poradni psychologiczno-pedagogicznej opinię o konieczności prowadzenia edukacji domowej. Z takim dokumentem trzeba udać się do dyrektora szkoły, w której zarejestrowane jest dziecko, i uzyskać zgodę na edukację domową. I wtedy nie ma już znaczenia, czy dziecko de facto będzie uczyło się w domu, czy trafi do jakiejś alternatywnej szkoły.

– Prawdziwa edukacja domowa to edukacja oparta na domu i rodzinie – mówi Izabela Budajczak-Moder, ekspert od edukacji domowej i matka-nauczycielka bodaj pierwszych dzieci w Polsce, które uzyskały wykształcenie w tym systemie. Dwoje z nich, czyli Emilia i Paweł, mają już ponad 30 lat. Do szkoły przestali chodzić, odpowiednio, po drugiej i pierwszej klasie podstawówki.

– Tymczasem w Polsce edukacja domowa to nazwa zwyczajowa. W ustawie nie ma o niej nawet mowy, zamiast tego mówi się o spełnianiu obowiązku szkolnego poza szkołą. Formuła "poza szkołą” jest, jako wytrych, wykorzystywana przez różne nieformalne grupy edukacyjne. W ich funkcjonowaniu nie ma, oczywiście, nic złego, bo ubogacają one nasz rynek edukacyjny i przez to rodzice mają szersze możliwości wyboru. Jednak grupy te de facto korzystają z prawnego rozwiązania będącego w istocie edukacją domową. W efekcie ci, którzy wcale nie chcą edukacji domowej, ją właśnie uprawiają - kontynuuje Budajczak-Moder.

Dzieci uczą się same

Bo dzień z życia edukatora domowego z prawdziwego zdarzenia wygląda – jeśli wierzyć opowiadaniom rodziców-nauczycieli – tak jak ten Elizy: dzieci spędzają czas w domu, chyba że akurat są w podróży. – Wiadomo, że podróże kształcą najlepiej – mówi Eliza. To właśnie dlatego zdecydowali się zabrać dzieci ze szkoły baletowej, żeby oddać im do dyspozycji więcej czasu i spróbować czegoś nowego. Czy ich kształcenie na tym ucierpiało?

Izabela Budajczak-Moder: Jest taka oto ciekawa rzecz, jeśli chodzi o dzieci edukacji domowej. W przypadku rodziców, z którymi rozmawiam, dzieje się tak, że dzieci w wieku 14-15 roku życia zaczynają doskonale pracować same i rodzic staje się tylko ich przewodnikiem. Dzieci, które zostały "zainfekowane” edukacją domową, rzeczywiście bardzo poważnie do nauki podchodzą i robią to w znakomity sposób. Tak było też u nas.

U Elizy podobnie. Zwłaszcza starsza dziewczynka, dziś piętnastoletnia, zajmuje się swoją edukacją sama. – Oczywiście przy naszej pomocy, gdy trzeba, przy fizyce, chemii, matematyce. Tu jest troszeczkę trudniej, bo wiele rzeczy jest zbyt skomplikowane dla niej – tłumaczy mama. Najważniejsze, że dzieci zdają egzaminy. W razie czego mogą też korzystać z pomocy nauczycieli w tzw. szkole waldorfskiej, która edukację wspiera. To właśnie z tej szkoły na początku roku przychodzą wytyczne co do tego, jaki materiał ma zostać zrealizowany.

A najciekawsze, że dziewczynki uczą się godzinę dziennie.

– Godzinę!? – nie dowierzam. – To co robicie cały dzień?

– I to jest właśnie najpiękniejsze w edukacji domowej. Nasze dzieci rozwijają się przede wszystkim w dziedzinach społecznych – tłumaczy. – Młodsza biega na podwórku z rówieśnikami, odnajduje się w zróżnicowanej grupie dzieciaków. Rozwinęła się niesamowicie w porównaniu do tego, jak gdy chodziła do szkoły. To paradoks, bo większość ludzi myśli, że zabranie dziecka ze szkoły łączy się z wykluczeniem ze społeczeństwa. W naszym przypadku było dokładnie odwrotnie.

Rzeczywiście, kiedy przejrzeć artykuły na temat edukacji domowej, dziennikarze przeważnie sięgają do ekspertów z dziedziny psychologii. A ci ostrożnie przyznają, że faktycznie w samej edukacji domowej nie ma nic złego poza tym jednym, że dziecko nie styka się w takim stopniu z rówieśnikami.

Tymczasem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie jest to żaden problem. Izabela Budajczak mówi bowiem to samo. Jako ekspertka od edukacji domowej i współprowadząca wraz z mężem poświęcony jej Instytut Educatio Domestica, często spotyka się z tym zarzutem. – Nasza córka nie potrzebowała tak bardzo kontaktów rówieśniczych jak syn - on zawsze był towarzyskim dzieckiem – jednak dla obojga wszystko to funkcjonowało, jak trzeba.

Wieczne wakacje

"Szkoła, powrót, lekcje, jedzenie, spanie" – takie podsumowanie nauki w tradycyjnej szkole pojawia się często w opowiadaniach rodziców uczących dzieci w domu. Na zmianę z utyskiwaniem, że szkoła to wynalazek pruskiego porządku, a kiedy wprowadzano ją w XVIII i XIX wieku, nie chodziło o to, by dzieci realizowały swój potencjał. Miały być dobrymi poddanymi króla, wyrosnąć na żołnierzy słuchających dowódcy i produktywnych robotników. Dlatego, żeby zerwać z tym modelem i pozwolić im stać się dojrzałymi, wierzącymi w swoje możliwości i dobrze dostosowanymi do rzeczywistości dorosłymi, trzeba dać im coś innego. Dosłownie: wyrwać je z łap szkoły.

Wydaje się, że musi to mieć swoją cenę. Jeśli rodzic bierze na siebie rolę nauczyciela własnych dzieci, czy nie prowadzi to do schizofrenii – rano nauczyciel, po południu rodzic?

Eliza: – Był taki konflikt. Nasza starsza córka miała z początku do mnie pretensje, że zachowuję się wobec niej jak nauczycielka, a przecież jestem jej mamą. Ale w końcu zrozumiała. Dzieci są naprawdę kompetentne i potrafią zrozumieć, o co w tym chodzi.

– Naszym celem nie było kreowanie dzieci na małych geniuszy. To była z jednej strony regularna, planowa nauka, a z drugiej spontaniczne odpowiadanie na pojawiające się okazje poznawcze. Co się zaś tyczy wychowywania, to dopiero rozmawiając z innymi rodzicami zdałam sobie sprawę z tego, że u naszych dzieci nie było czegoś takiego, jak bunt młodzieńczy – kontynuuje Izabela Budajczak-Moder – U nas edukacja domowa wyglądała w taki sposób, że właściwie nie było końca nauki. To było jedno wielkie przedsięwzięcie edukacyjne, nauka była u nas codziennym życiem. Nie robiliśmy niczego na siłę. Mój mąż jest naukowcem, zawsze było więc w domu mnóstwo książek. To tworzyło tak szczególną edukacyjną atmosferę, że nawet nie zauważyłam, kiedy nasze dzieci nauczyły się czytać.

Elizę pytam, czy mają czasem wakacje. – To są wieczne wakacje – odpowiada bez namysłu. – Ale zarazem nie, bo jeżeli wyjeżdżamy gdzieś, to bierzemy ze sobą podręczniki. Na przykład do matematyki. W rodzinie odkryliśmy, że matematyka to coś, co wymaga treningu. Więc trenujemy codziennie. Codziennie jest też czytanie, młodsza z naszych córek pisze pamiętnik – to też forma nauki. A przy okazji podróży zbieramy informacje o architekturze, geografii.

– A czy skoro są to wieczne wakacje, nie jest to też przypadkiem wieczny rok szkolny?
– To jest ściśle związane z naszym życiem. Nie jest tak, że jesteśmy po szkole i mamy wolne – tłumaczy Eliza.
– A jak mam sprawdzić, czy się nadaję na nauczyciela domowego?
Moja rozmówczyni wzdycha.
– Ja nie sprawdzałam, ja to zrobiłam. I wierzę, że potrafię. Ale wierzę też, że dzieci są bardzo kompetentne i potrafią nauczyć się uczyć. Mimo wszystko to nie była łatwa decyzja. To jest wrzucenie na bardzo głęboką wodę. My od pokoleń jesteśmy w tym szkolnym systemie, który nadaje nam poczucie bezpieczeństwa, bo ktoś za nas odpowiada. Ale przełamaliśmy się i da to się zrobić. Chociaż na co dzień to wymaga pracy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (161)
Zobacz także