Dostała wezwanie na komisję wojskową. Mówi, co usłyszała od lekarki
- Na początku spanikowałam i wstydziłam się wejść, bo byli tam sami młodzi mężczyźni. Jak wchodziłam, to wszyscy na mnie patrzyli - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Eliza Konieczna, studentka psychologii, która ma za sobą wizytę na komisji wojskowej.
Trwa kwalifikacja wojskowa, która dotyczy ok. 230 tys. obywateli Polski. List z wezwaniem przed komisję otrzymują również kobiety, które posiadają wykształcenie zawodowe z określonych dziedzin, przydatnych w przypadku konieczności obrony kraju. Dotyczy to takich zawodów jak: psycholożka, fizjoterapeutka, lekarka, pielęgniarka, dentystka czy tłumaczka.
Podczas spotkania wezwana osoba przejdzie przez wywiad lekarski. Zostanie też przeprowadzone badanie psychologiczne. Wiele młodych kobiet obawia się spotkania z komisją. Unikanie komisji może jednak zakończyć się karą grzywny lub pozbawienia wolności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojsko Polskie rośnie w siłę. "Polska staje się graczem"
Była na komisji wojskowej. "Dziwnie się czułam"
Eliza Konieczna jest studentką psychologii - w czerwcu tego roku będzie bronić pracę magisterską. Posiada też licencjat z dietetyki. W liście wzywającym na stawienie się na komisję została poproszona o zabranie ze sobą dokumentacji medycznej, dyplomu ukończenia szkoły, dowodu osobistego i prawa jazdy. Wspomina, że podczas komisji wojskowej była mocno zestresowana tym, że zostanie "oceniona z góry".
- Musiałam opowiedzieć o wszystkich chorobach, lekach, które biorę. Mam zaburzenia lękowe i dziwnie się czułam, mówiąc o tym. Na co dzień nie pracuję w zawodzie, prowadzę tylko pojedyncze konsultacje psychodietetyczne. Zawsze, gdy mówię osobom starszym ode mnie, że jestem twórcą internetowym i prowadzę własną działalność, czuję się skrępowana. Mam wrażenie, że z góry oceniają mnie jako osobę głupią, która marnuje swoje wykształcenie na rzecz działania w internecie – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Eliza mówi, że czuła się skrępowana - oprócz niej tego dnia na swoją kolej czekała tylko jedna dziewczyna. Resztę stanowili mężczyźni w wieku 18-19 lat. Jak dodaje, finalnie nie miała się czego obawiać.
– Widziałam, że pod moim TikTokiem pojawiło się dużo obaw dziewczyn. Dostałam mnóstwo wiadomości. Czytałam, że wiele było proszonych o rozebranie się do bielizny podczas komisji, a nawet zauważyłam komentarz jednej kobiety, która miała rozebrać się do naga. Dziewczyny pisały też, że do lekarza wchodziły w kilka osób, a musiały mówić o prywatnych sprawach. Osobiście tego nie doświadczyłam, w każdym pokoju byłam sama – wspomina Konieczna.
Jak dodaje, najwyraźniej wiele zależy od miasta, a także tego, kto znajdzie się w składzie takiej komisji.
"Jak wchodziłam, wszyscy na mnie patrzyli"
Eliza na komisji zjawiła się o 7:30. Kiedy tylko przyjechała na miejsce, zobaczyła pomieszczenie, które wyglądało jak klasa, a każda osoba siedziała w pojedynczej ławce.
– Na początku spanikowałam i wstydziłam się wejść, bo byli tam sami młodzi mężczyźni. Jak wchodziłam, to wszyscy na mnie patrzyli. Dostałam od pana nadzorującego dwie kartki do wypełnienia: jedna z informacjami ogólnymi o mnie, a druga do psychologa o stanie zdrowia – mówi Wirtualnej Polsce.
Pierwsza kartka zawierała pytania o wszystkie ukończone szkoły, PESEL, imiona rodziców, miejsce zamieszkania, stan cywilny, dzieci. Więcej pytań znalazło się w kolejnym dokumencie: o ówczesne samopoczucie, karanie sądowe, trudności w nauce, doświadczone urazy i uszkodzenia ciała, czy w jej rodzinie występowały problemy np. alkoholowe, czy u kogoś stwierdzono poważną chorobę. Pojawiły się też pytania dotyczące kondycji psychicznej samej Elizy, jej reakcji na stres, a także jak sobie radzi ze zmianami środowiska.
Po wypełnieniu dokumentów studentka została zawołana do pierwszego pokoju, gdzie pani spisała dane z pierwszej kartki i dopytała jeszcze o kilka szczegółów dotyczących szkół i o zawody rodziców. Padło też pytanie o to, czy Eliza potrafi pływać. Po wywiadzie następnym przystankiem była rozmowa z psychologiem.
– Pani przeanalizowała wypełnioną przeze mnie drugą kartkę i dopytała o szczegóły. Powiedziałam, że choruję na zaburzenia lękowe i pytała, co wywołuje u mnie ten lęk, dlaczego się stresuję, jaki zawód wykonuję – wspomina.
"Boże, a czego ty nie masz"
Po tej części i dziesięciu minutach w poczekalni Eliza znalazła się w pokoju, gdzie spotkała się z trzema lekarzami, którzy kontynuowali wywiad. Spytali o przebyte choroby i przyjmowane leki.
– Powiedziałam, że chorowałam na zapalenie stawów i anoreksję. Pani zapytała, czy już wyzdrowiałam z anoreksji, a ja odpowiedziałam, że mam już masę ciała w normie. Ona na to: "No... widać". Zrobiło mi się trochę przykro, ale była to starsza osoba i z doświadczenia wiem, że one wychowały się w innych czasach - wspomina.
Później dostała tablice Ishihary do odróżnienia kolorów. - Pani doktor zapytała, czy słyszę, odpowiedziałam, że tak - rozśmieszyło mnie to. Potem zmierzono mi klatkę piersiową centymetrem, bez rozbierania się, i zbadano wzrok. Powiedziałam, że noszę soczewki i mam wadę wzroku, a pani znów pozwoliła sobie na komentarz: "Boże, a czego ty nie masz, może zacznijmy od tego".
Eliza ocenia, że spotkanie przebiegało sprawnie i, mimo niezbyt dyplomatycznych komentarzy jednej lekarki, w miłej atmosferze. Po wszystkim czekała jeszcze 1,5 godziny na orzeczenie i wystawienie kategorii.
– Musiałam podpisać, że zgadzam się z wystawioną kategorią i sprawdzić dane. Dostałam kategorię D, a uzasadnieniem było to, że choruję na zaburzenia lękowe z napadami lęku – mówi.
"Dużo osób było w szoku"
Eliza Konieczna opowiedziała też o przebiegu komisji na TikToku.
– Dużo osób było w szoku, że istnieje coś takiego dla kobiet. Na końcu nagrania powiedziałam, że nie powinnam tego mówić, ale cieszę się, że mam kategorię D, bo czuję się niekompetentna do pomocy w trakcie wojny. Oczywiście otrzymałam trochę hejtu sugerującego, że nie powinnam studiować psychologii, skoro czuję się niekompetentna. Jestem dietetykiem i psychodietetykiem. Studiuję psychologię, aby rozwijać się w tym kierunku. Tak jak lekarze mają specjalizacje, tak psycholodzy również specjalizują się w różnych rzeczach. Nie znam się na sprawach wojskowych, uważam się niekompetentna w tej dziedzinie i umiem to przyznać – tłumaczy.
Tiktokerka i przyszła psycholożka uważa, że w przypadku kobiet stawienie się na komisji powinno być dobrowolne. Z drugiej strony przyznaje jednak, że rozumie ten obowiązek, ponieważ mało kobiet zgłasza się do wojska z własnej woli.
"Był lekki stresik"
Milena Zarzeczna jest na ostatnim roku fizjoterapii. Ma za sobą komisję wojskową, podczas której dostała kategorię A. – Przed spotkaniem był lekki stresik. Na samym początku wizyty przywitała mnie wspaniała pani pracująca w wojsku, bardzo przyjaźnie nastawiona do nas – mówi Milena.
Zaznacza, aby pilnować poczty w swoim miejscu zameldowania, bo właśnie tam przyjdzie list, który będzie zawierać wszystkie informacje dotyczące wstawienia się na komisję. Studentka radzi, aby w miarę się nie stresować i… nie czytać informacji, które krążą o przebiegu samej komisji w sieci.
– Nikt nie będzie wymagał rozbierania się do naga, czy innych zwariowanych rzeczy, którymi straszą nas w internecie – podkreśla.
Co w takim razie czeka kobietę, która zostanie wezwana? W przypadku Mileny komisja składała się z dwóch osób. Pracownicy wojska zawsze byli tuż obok, kierowali do właściwych pomieszczeń i tłumaczyli wszystko krok po kroku. Wszyscy byli bardzo pomocni i odpowiadali na zadawane przez studentkę pytania.
– Na końcu spotkania przydzielona zostaje kategoria, ale spokojnie! Nie oznacza ona, że musicie iść do wojska, co podkreślają osoby przeprowadzające spotkanie: to komisja, a nie nabór do wojska – zaznacza.
"Oby to była tylko formalność"
Milena dodaje, że w jej przypadku wszystko przebiegało sprawnie, dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy.
– Trzeba pamiętać, że otrzymanie kategorii wojskowej, szczególnie A, bo jej tak bardzo boją się wszyscy, lub jakiejkolwiek innej, nie jest równoznaczne z tym, że trzeba odbyć służbę wojskową – podkreśla.
Co natomiast studentka uważa o wzywaniu kobiet na komisję?
– Na pewno takie rozwiązanie jest przydatne po to, aby choćby usprawnić funkcjonowanie wojska. Rozumiem, że wiele osób może to stresować, ale myślmy pozytywnie. Oby to była tylko formalność – podsumowuje.
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski