Znalazła się w "korytarzu śmierci". "Zaczęli do nas strzelać"
- Nie jestem w stanie zrozumieć, co Rosjan skłoniło do tego, aby nas po prostu niszczyć. Rozumiem, że jest to polityka, ale dla mnie to niewyobrażalne (...). Teraz sobie myślę, że może trzeba było nam zostać w tej okupacji. Ale kto miał pojęcie, co się potem wydarzy? - mówi Tetiana Syczewska, która wraz z synem i wnuczkiem przeżyła rosyjski ostrzał kolumny z cywilami.
Monika Andruszewska to współautorka raportu "Nie atakujemy cywili…", zawierającego relacje oraz zdjęcia dokumentujące, czego dopuścili się na okupowanych terenach Rosjanie. Polka wraz z Iryną Dowhań 3 kwietnia 2022 roku natknęła się na kolumnę spalonych aut, która znajdowała się na drodze z Lipówki (ukr. Łypiwki) do Korolówki (ukr. Koroliwki), wsi w rejonie buczańskim obwodu kijowskiego, w gminie Makarów (ukr. Makariw).
– Od razu uświadomiłyśmy sobie, że mamy do czynienia z rosyjską zbrodnią wojenną (...). Z lękiem zaglądałyśmy do wnętrza kolejnych spalonych pojazdów, mając do końca nadzieję, że nie będzie tam ludzkich szczątków. Niestety zobaczyłyśmy kilka garści poczerniałych kości. Jak się okazało później, to było wszystko, co pozostało po dwojgu dorosłych i dziecku. Jednak nawet wtedy nie wyobrażałyśmy sobie jeszcze całego okrucieństwa zbrodni, z którą mamy do czynienia. Dopiero podczas rozmów z ocalałymi zrozumiałyśmy, jak wielka tragedia się rozegrała – zaznaczyła w raporcie Monika Andruszewska.
Jedną z ocalałych jest 63-letnia Tetiana Syczewska, która złożyła świadectwo z tego, jak wyglądał przejazd kolumny ewakuacyjnej z okupowanej przez wojska rosyjskie Lipówki. Dramat jej rodziny rozegrał się na przestrzeni kilku tygodni. 12 marca 2022 roku podczas przejazdu, w wyniku ostrzału, straciła męża i synową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytaliśmy Polaków o rozmowy USA - Rosja. "Współczuję Ukraińcom"
Na linii frontu
24 lutego 2022 roku. Centrum Makarowa, małego miasteczka nieopodal Kijowa. Szósta rano. Tetiana Syczewska szykuje się do pracy, kiedy dzwoni jej syn i mówi, że zaczęła się wojna.
– To był dla mnie szok. Nie mogłam w to uwierzyć – mówi Wirtualnej Polsce. Rodzina Tetiany stwierdza, że bezpieczniej będzie na przedmieściach, dlatego 63-latka i jej mąż udają się do syna, który mieszkał wraz z żoną i kilkuletnim dzieckiem.
– Myśleliśmy, że centrum miasta będzie bardziej zagrożone. Było dokładnie na odwrót. Kto mógł w ogóle przewidzieć, że Rosjanie zatrzymają się w naszym Makarowie? Tędy poszła linia frontu – wspomina.
Pod rosyjską okupacją znalazły się dwie dzielnice. Paradoksalnie budynek, w którym mieszkała Tetiana, był na terenach kontrolowanych przez Ukraińców, w przeciwieństwie do obszaru, gdzie stał dom jej syna.
– Nie można było wyjechać, nie było możliwości ewakuacji. Znaleźliśmy się w środku piekła. Nie mieliśmy wtedy pojęcia, co to znaczy linia frontu – relacjonuje 63-latka.
Wojsko wroga zaczęło stawiać czołgi między domami, urządziło sobie bazę. Wówczas mieszkańcy okupowanych terenów przestali wychodzić z piwnic. Bali się Rosjan z bronią w ręku, którym "nie wiadomo, co może do głowy strzelić".
– Jak w ogóle wychodzić z piwnicy z małym dzieckiem, kiedy wszystko lata ci nad głową? 500 metrów od domu strzały oddawały rosyjskie czołgi – mówi Tetiana.
Rosyjscy żołnierze wygnali ludzi do piwnic, a sami zajęli ich domy. Jak dodaje Tetiana, nikt nawet nie pomyślał, do czego posunie się Rosja. W samym Makarowie mieszkało wielu etnicznych Rosjan, w tym znajomi Tetiany.
– Nie jestem w stanie zrozumieć, co Rosjan skłoniło do tego, aby nas po prostu niszczyć. Rozumiem, że jest to polityka, ale dla mnie to niewyobrażalne, bo żyliśmy spokojnie, w zgodzie – mówi Wirtualnej Polsce.
"Rosjanie potrafili wejść do piwnicy i wszystkich rozstrzelać"
Jak wyglądało życie pod rosyjską okupacją? Brak toalet, prysznica. Po dwóch, trzech dniach zgasło światło. Zamiast bieżącej wody, do dyspozycji cywili były jedynie duże kanistry. Rodzina Tetiany korzystała z latarek, lamp naftowych oraz świeczek. Przez 14 dni kobieta spała na siedząco, na krześle.
– Teraz sobie myślę, że może trzeba było nam zostać w tej okupacji. Ale kto miał pojęcie, co się potem wydarzy? Rosjanie potrafili wejść do piwnicy i wszystkich rozstrzelać – mówi 63-latka.
Znajomy kobiety został rozstrzelany, bo wyszedł na podwórko. Jedną z kobiet okupanci zgwałcili, zabili i odcięli jej głowę. Znalazły się też osoby, które szukały drogi ucieczki. Jedną z nich była córka znajomej Tetiany. Została zastrzelona przez Rosjan, gdy próbowała wraz z dzieckiem przedostać się do tej części Makarowa, która była pod kontrolą wojsk Ukrainy. Rodzina zmarłej długo nie mogła odzyskać jej ciała, gdyż wrogie wojska nie pozwalały się do niego zbliżyć.
– Na początku myśleliśmy, że jakoś przetrwamy tę okupację. Mieliśmy nadzieję, że Rosjanie nie zostaną tu na długo, ale oni zaczęli w pewnym momencie nam grozić, że zrobią "czystkę", że mamy wyjechać. Wtedy zaczęliśmy prosić o pozwolenie na wyjazd – podkreśla Tetiana.
Nerwowa sytuacja trwała dwa, trzy dni. Rosjanie chodzili, mówili, że jeszcze nie można ruszyć. W rzeczywistości czekali, aż zbierze się więcej samochodów z cywilami, którzy będą chcieli opuścić okupowane tereny.
– Poprosiliśmy o to, aby nas przepuścili do sąsiadów. Kiedy się u nich znaleźliśmy, był już wieczór. Znów usłyszeliśmy, że nie można jechać. Wtedy spaliśmy wszyscy razem w piwnicy. Rosjanie siedzieli na schodach z bronią w ręku. Rano usłyszeliśmy, że będziemy mogli ruszyć kolejnego dnia. Dojechaliśmy do Lipówki. Droga była straszna, wszystko dookoła płonęło, słyszeliśmy strzały. Do wieczora krążyliśmy po Lipówce, bo nie pozwalano nam jej opuścić – opowiada Tetiana.
Dobrzy ludzie, mieszkańcy Lipówki, przenocowali rodzinę mojej rozmówczyni w swojej piwnicy. Rano 63-latka zdążyła ugotować ziemniaki i spakować je do torby.
– Nawet przez głowę mi nie przeszło, że za moment stracę rodzinę – mówi.
W pułapce Rosjan
Rosjanie znów wstrzymywali wyjazd cywili. Około godziny 15:00 Tetiana wraz z bliskimi ruszyła samochodem, aby ponownie, przez kolejne trzy-cztery godziny kręcić się w kółko po Lipówce. Kiedy zebrało się 14 pojazdów, wojsko rosyjskie oznajmiło, że przepuści auta wskazaną drogą. W samochodach znajdowały się głównie kobiety i dzieci. Nikt nie miał broni. Pojazdy zostały oznaczone białymi wstążkami oraz napisami "dzieci". Wszyscy mieli przemieszczać się powoli, jedną stroną jezdni, bo druga miała być zaminowana.
Jechali gęsiego. Za kierownicą syn Tetiany, za nim jego żona. 63-latka znalazła się z przodu na fotelu pasażera, za nią - jej mąż. Między mamą a dziadkiem siedział kilkuletni wnuczek. Myśleli, że będzie bezpieczniej, gdy z przodu usiądzie starsza pani. Ich auto było piąte lub szóste w kolejce. Kolumna ruszyła 12 marca 2022 roku. Na wspomnienie tamtych wydarzeń mojej rozmówczyni załamuje się głos.
– Przejechaliśmy tylko trochę i zaczęli do nas strzelać. Z prawej strony. To nie były czołgi, tylko opancerzone pojazdy. Teraz już rozumiemy, że oni (Rosjanie - przyp. red.) specjalnie starali się skierować nas jak najbliższej, aby zaatakować, a potem obwinić o ostrzał ukraińskie wojsko – relacjonuje 63-latka. W jej oczach widzę łzy.
– Mojego męża zabił pocisk. Oderwało mu pół głowy. Nie było szans, aby go uratować. Synowa osłoniła własnym ciałem mojego wnuka. Udało nam się dojechać do ukraińskiego posterunku, próbowano ją reanimować, niestety bezskutecznie. Wnuczek był ranny, przeszedł dwie operacje - dodaje cicho, łamiących się od emocji głosem.
Chłopiec w tym roku na wiosnę skończy jedenaście lat.
Powrót do domu
Tetiana i jej najbliżsi przeszli przez traumatyczne wydarzenia. Wnuczek kobiety stracił mamę, za którą bardzo tęskni. Początkowo nie rozumiał, co się właściwie stało.
– Wcześniej miał jeszcze nadzieję, że ona gdzieś jest. Często pytał, kiedy mama wróci. Teraz, czasami stara się o niej nie myśleć, nie wspominać. Rozmawialiśmy między sobą i wnuczek słyszał, że mama osłoniła go własnym ciałem. Przez pierwszy rok bywało, że płakał i mówił: "Dlaczego mama zginęła przeze mnie?" – wspomina 63-latka.
Kobieta tłumaczyła dziecku, że nie jest niczemu winne, że trwa wojna, a odpowiedzialni za to, co się stało, są Rosjanie. Wnuczkiem Tetiany zaopiekowali się psycholodzy. Chłopiec rozumie, że jego mama nie wróci.
– On jest taki podobny do mamy, ma jej rysy twarzy – dodaje Tetiana.
Wiosną, gdy Rosjanie opuścili okupowane wcześniej tereny Makarowa, syn Tetiany wrócił do domu. Na miejscu mężczyzna zobaczył kotkę, która cały czas czekała na rodzinę. Zwierzę przygarnęła wcześniej synowa 63-latki. Wrogie wojska splądrowały wszystko - od pralek, lodówek, poprzez przedmioty codziennego użytku, kończąc na generatorach prądu czy instrumentach muzycznych. Część łupów mieli wysyłać pocztą na Białoruś, w ręce Rosjan.
Budynek, w którym znajduje się mieszkanie Tetiany, jest w procesie odbudowy. Wnuczek w rozmowach z babcią podkreśla, że czeka na koniec remontu. Wspomina, jak wraz z mamą przyjeżdżał do babci i dziadzia. Niedaleko chodził do przedszkola.
Tetiana zaznacza, że wcześniej chłopiec bał się schodzić do piwnicy. Po wszystkim, co przeszedł, pewnego dnia wszedł tam sam po ziemniaki. Stał chwilę, zatrząsł się i uciekł. Wszystko sobie przypomniał. Piwnica była jednym z ostatnich miejsc, gdzie widział mamę żywą.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski