Dramaty na polskich porodówkach. "Konieczne są zmiany"
– Gdyby Polki składały skargi, to szpitale bardziej by się starały, żeby trzymać się przepisów. Kobiety muszą głośno mówić o rzeczach, które im się nie podobają – podkreśla Olga Vitoš, współzałożycielka nieformalnego ruchu Tulimy Mamy. To ogólnopolska inicjatywa społeczna działająca na rzecz poprawy systemu usług okołoporodowych. Bo, jak przyznaje Vitoš, do poprawy jest wiele.
26.01.2023 | aktual.: 27.01.2023 08:35
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Polskie położnictwo powinno się zmienić?
Olga Vitoš, ruch Tulimy Mamy: Zdecydowanie tak. Są w Polsce szpitale, które dbają o spełnianie wymogów standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej – to miejsca, które wspierają kobiety i wszystko tam działa w porządku – ale niestety w większości przypadków ten standard nie jest realizowany.
Z czym mamy największy problem?
Przede wszystkim z poszanowaniem godności i intymności Polek. Widzę, co prawda, że są zmiany w dobrą stronę, jednak nadal często się zdarza, że kobiety są na porodówkach źle traktowane. Bardzo często piszą do nas, że nikt ich nie zapytał o zgodę na wykonanie jakiejś procedury medycznej, że były pozbawione z dzieckiem kontaktu "skóra do skóry", choć nie było wskazań medycznych, żeby ten kontakt ograniczać. Często też dzieci są dokarmiane mlekiem modyfikowanym bez zgody matek.
Dużo mówi się o tym, że kobiety na porodówkach czują się traktowane przedmiotowo, a nie podmiotowo.
To wciąż jest niestety częste. Kobiet nie pyta się ani o zdanie, ani o zgodę, niczego nie tłumaczy. Często np. lekarz stwierdza, że należy podać oksytocynę. I tyle. Nie ma na ten temat rozmowy z pacjentką, tylko oznajmienie. Z drugiej strony kobiety, idąc do porodu, często nie znają swoich praw. Nie wiedzą, że mają prawo zapytać, dlaczego lekarz zalecił wykonanie danej procedury medycznej. Nie wiedzą też, że mogą odmówić jej wykonania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z rozmów z Polkami wiem, że na porodówkach ze strony personelu medycznego padają również komentarze dotyczące wyglądu. Np.: "Jest pani za gruba".
O tak, na szczęście jest to coraz rzadsze, ale nadal się w polskich szpitalach zdarza. Najczęściej to rzeczywiście dotyczy kobiet z nadwagą, które słyszą komentarze typu: "Nie mogę wykonać badania, bo przez te fałdy nic nie widać".
Co więc pani zaleca? Już na etapie ciąży poznać swoje prawa, dowiedzieć się, na co można się zgodzić, a na co nie trzeba?
Zdecydowanie. Zmiana polskiego położnictwa powinna iść w dwóch kierunkach. Z jednej strony, to musi być zmiana oddolna, czyli edukowanie kobiet, żeby dobrze znały swoje prawa, czytały standard organizacyjny opieki okołoporodowej, rozmawiały na ten temat, zanim znajdą się na porodówce. A z drugiej strony, chodzi o działania odgórne – żeby szpitale w końcu zaczęły ten standard respektować.
Jak pani w ogóle ocenia nasz standard organizacyjny opieki okołoporodowej?
Nie twierdzę, że jest idealny – ale gdyby wszystkie szpitale go stosowały, to nasze położnictwo byłoby o niebo lepsze. Moim zdaniem problem polega na tym, że nie ma wypracowanego systemu kontroli nad tym, czy standard jest realizowany. W zasadzie jedyny sposób na kontrolę to weryfikacja liczby skarg, które to z kolei nie są składane.
Ponieważ?
Ponieważ kobiety nie wiedzą, że mogą taką skargę złożyć! To przede wszystkim. Ale też nie wierzą, że złożenie skargi przyniesienie skutek. Bardzo często nie wiedzą również, że jakieś ich prawo na porodówce jest łamane.
Pani zdaniem składanie skarg ma sens?
Oczywiście! Skarga ma "brzydką" nazwę, kojarzy nam się negatywnie. A to jest informacja zwrotna dla szpitala, który powinien wiedzieć, co robi dobrze, a co wymaga poprawy. Bardzo często zdarza się, że szpitale uważają, że wszystko jest w porządku – bo przecież nie ma skarg. Fundacja Rodzić po Ludzku zwracała uwagę, że tylko mały odsetek kobiet, których prawa zostały naruszone, zdecydował się złożyć skargę na szpital. Myślę, że gdyby Polki składały skargi, to przede wszystkim szpitale bardziej by się starały trzymać się przepisów. Kobiety muszą głośno mówić o rzeczach, które im się nie podobają!
Jaką taka skarga ma moc sprawczą? Co może się wydarzyć po jej złożeniu?
Dla kobiety, która skargę składa, być może niewiele. Może uda jej się uzyskać przeprosiny ze strony szpitala. Ale to jest bardzo ważna rzecz dla kobiet, które będą rodziły w danej placówce w późniejszym czasie – dla naszych sióstr, koleżanek i córek w przyszłości. Jeżeli dzięki skargom szpitale będą się zmieniać, to Polki będą rodziły w coraz lepszych warunkach. Bo czasem na porodówkach rozgrywają się prawdziwe dramaty.
Jakie na przykład?
Jest szczególnie dużo przykładów z okresu pandemii, kiedy szpitale separowały dzieci od matek.
Bezprawnie?
Tak, na to zwrócił uwagę sam minister zdrowia, że na separację od dziecka matka powinna wyrazić zgodę, chyba że istnieje poważne wskazanie medyczne. Tymczasem gdy kobiecie wychodził pozytywny test na COVID, to wiele szpitali postępowało w ten sposób automatycznie. Było mi bardzo trudno rozmawiać potem z tymi kobietami, bo dla nich to była ogromna tragedia i trauma na całe życie – łącznie z traumą ich dzieci. Co więcej, matki odseparowane od dzieci miały znacznie utrudnione karmienie piersią. Teraz na szczęście separacji jest mniej, choć wciąż się zdarzają, mimo że nie mają uzasadnienia.
W takim przypadku też pani zdaniem: poskarżyć się?
Tak! To jest kluczowa kwestia, żeby zmiany na porodówkach mogły postępować szybciej. Inna rzecz, że są różne przyczyny, przez które personel medyczny zachowuje się tak, a nie inaczej. Swoje robią przepracowanie i braki kadrowe. Nikt nie jest też uczony empatii na studiach. Czasem szpitale szkolą w tym zakresie, ale rzadko.
A po porodzie, gdy kobieta trafia do sali z noworodkiem, otrzymuje wsparcie?
Też bywa różnie. W Polsce bardzo kuleje wsparcie karmienia piersią. W wielu miejscach dzieci są dokarmiane mieszanką. Kobiet w ogóle nie pyta się o zdanie – a nawet jak się pyta, to nie udziela im się informacji, co dla karmienia piersią oznacza dokarmianie mlekiem modyfikowanym. Dużym problemem jest także brak właściwej opieki nad matką po cesarskim cięciu, a pamiętajmy, że jest to operacja wiążąca się z bólem, dłuższym gojeniem się ran i wolniejszym powrotem do pełni sił. Kobieta często jest wtedy pozostawiona sama sobie. Jeśli jest w sali, w której może przebywać jej partner, to ma pomoc, jednak nie w każdym szpitalu są ku temu warunki. Poza tym w wielu szpitalach odbywa się to za dodatkową opłatą.
Jest jakiś kraj na świecie, który uważa pani za wzór, jeśli chodzi o opiekę okołoporodową?
Jest kilka takich krajów. W wielu coś takiego jak nasz standard organizacyjny opieki okołoporodowej nie istnieje, a porodówki działają tam lepiej. W Niemczech po cesarskim cięciu stosuje się pełen kontakt "skóra do skóry". W Republice Czeskiej standardem jest to, że lekarz przed wejściem do sali puka, a po wejściu się przedstawia. U nas nadal jest z tym ciężko.
Powiedzmy sobie szczerze: tego praktycznie nie ma.
No właśnie. A w Czechach to jest absolutne minimum. Lepsze wsparcie fizjologicznego porodu jest np. w Wielkiej Brytanii. Mniej się tam kobiety niepotrzebnie pośpiesza. Warto wspomnieć też o Holandii, gdzie odbywa się dużo porodów domowych. U nas wciąż za mało mówi się o tym, że przy zdrowej, fizjologicznej ciąży poród domowy jest bezpieczny oraz dobry dla matki i dla dziecka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.