Piotr Marzec kolekcjonuje wyłącznie chodzieską porcelanę © Archiwum prywatne | Piotr Marzec

Drogie, bo dobre i polskie

Katarzyna Pawlicka
14 lipca 2021

"Grzybiarka" jest zalotna, "Sułtanka" opływowa, a "Gibon" zgrabny. Twoja babcia trzyma na strychu dostojnego "Byka"? Może być wart małą fortunę. Cena za kilkucentymetrową figurkę potrafi osiągnąć nawet 8 tys. złotych. Warunek? Polski projekt.

Dom aukcyjny Desa Unicum, kwiecień 2020 r. Przedmiotem aukcji jest jasna figurka o delikatnych kształtach, wyrysowanych smukłymi liniami porcelany.

Sprzedana. Dwadzieścia dwa tysiące złotych. Nic dziwnego. Za dzieła takie jak "Dziewczyna na plaży" projektu Lubomira Tomaszewskiego kolekcjonerzy płacą ogromne pieniądze. A słowa "Zakłady Porcelany Stołowej 'Chodzież' w Chodzieży" oznaczają jakość i prestiż. Polska porcelana - z Chodzieży i Ćmielowa - to rarytas. Szczególnie jeśli z charakterystycznym stylem epoki idzie w parze indywidualny sznyt jej twórcy.

BIAŁE ZŁOTO

- Najstarsza filiżanka, jaką mam, pochodzi z końca XIX wieku. Zawsze, gdy piję z niej kawę, zastanawiam się, czy ponad sto lat spędziła na półce u kilku pokoleń jednej rodziny? A może przewędrowała pół świata? Trzeba pamiętać, że przed podróżą porcelanę często zakopywano lub zamurowywano w piwnicach. Sztandarowym przykładem jest scena z "Czterech pancernych" z Honoratą, która robiła wszystko, by z niemieckiego domu ocalić właśnie "białe złoto" – opowiada Piotr Marzec.

"Białe złoto" zaczęło powstawać w Polsce już pod koniec XVIII wieku w Zakładach Porcelany "Ćmielów".

Jednak to w latach 50. XX wieku artyści plastycy zatrudnieni w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego rozpoczęli pracę z porcelaną, tworząc wspomniane figurki - w znakomitej większości inspirowane naturą, utrzymane w stylu New Look, czyli prostych, często asymetrycznych formach z geometrycznymi dekoracjami. "Współczesne bibeloty" były powszechnie dostępne. Szybko stały się popularnym upominkiem, z łatwością wpisując się w krajobraz polskich meblościanek.

A po przełomie 1989 wpisały się w krajobraz śmietników albo kartonów na strychu i bywa, że leżą tam do dziś, bo mało kto znał ich realną wartość.

Ćmielowska "Grzybiarka" jest jedną z najpopularniejszych figurek
Ćmielowska "Grzybiarka" jest jedną z najpopularniejszych figurek © Archiwum prywatne | Gabriela Wójcik

Piotr Marzec ją zna. Jest kolekcjonerem i wielkim miłośnikiem porcelany z Chodzieży (od 2013 r. w jednej grupie z Ćmielowem, sam zakład w Chodzieży został zamknięty w lutym 2020 r. – przyp. red.). Elementów swojej kolekcji szuka po całej Polsce, a czasem także za granicą. Przyznaje, że trzymając w rękach nową filiżankę, za każdym razem zastanawia się, co działo się z nią na przestrzeni lat. Kupując porcelanę, rozmawia z jej poprzednimi właścicielami, kolekcjonując nie tylko przedmioty, ale także stojące za nimi historie.

"Reginę" z 12 filiżankami (każda w innym kolorze) skompletowała w przeszłości kobieta, której nie było stać, by od razu sprawić sobie cały serwis. Gdy odłożyła wystarczającą ilość pieniędzy, kupowała jedną filiżankę i rozpoczynała oszczędzanie na kolejną. Natomiast "Szczecin" z filiżankami do espresso, kupiony w Krakowie od starszego małżeństwa, okazał się ich prezentem ślubnym.

TOWAR POŻĄDANY: FIGURKI

Dziś upolowanie figurki w dobrym stanie za mniej niż kilkaset złotych graniczy z cudem. Identyfikacji doczekało się ok. 130 wzorów.

Artyści zatrudnieni do ich tworzenia (przede wszystkim Henryk Jędrasiak, Mieczysław Naruszewicz, Hanna Orthwein oraz Lubomir Tomaszewski), oswojeni z nowym, niełatwym materiałem, wkrótce zaczęli projektować także naczynia użytkowe: mleczniki, patery, półmiski, dzbanki czy filiżanki. Wiele z tych projektów do dziś uwodzi nowoczesną i zaskakująco ponadczasową formą oraz oryginalną malaturą, czyli po prostu sposobem malowania.

Figurka z kolekcji Piotra Marca
Figurka z kolekcji Piotra Marca © Archiwum prywatne | Piotr Marzec

Gwarantem ich długowieczności jest jakość oraz sposób obróbki użytego materiału. Ćmielowska porcelana jest świetlista, cienka, ale jednocześnie bardzo twarda i wytrzymała, dzięki wysokiej temperaturze wypalania, sięgającej 1400 stopni. W praktyce oznacza to wysoką odporność na zarysowania (np. podczas używania sztućców) czy pęknięcia.

- Mariaż wybitnych artystów i przemysłu był fenomenem na skalę światową. Z braku alternatywy i rynku zbytu dla polskich plastyków zrodziły się projekty znane i pożądane na całym świecie. Figurki z tamtego okresu osiągają dziś astronomiczne ceny, chociaż od 2000 roku AS Ćmielów wytwarza je ponownie – często z oryginalnych form, starające się być jak najbliżej oryginału – przekonuje Marek Cecuła, dyrektor kreatywny Ćmielów Design Studio.

- Porcelana ma w sobie element nostalgii. Serwisy przechodzą przecież z pokolenia na pokolenie. Właśnie dlatego wiele osób przywiązuje się do tradycyjnych wzorów i zachowawczych kolorów – dodaje Cecuła, próbując odpowiedzieć na pytanie, skąd tak duże zainteresowanie projektami sprzed lat.

- Po wojnie wyrzucało się wszystko co pańskie. Gdy do sprzedaży weszły meblościanki, pozbywano się pięknych, dębowych mebli, które nie mieściły się w niewielkich mieszkaniach w bloku. Podobnie było z porcelaną w latach 90., kiedy to zaczął królować arcoroc. Każde pokolenie odbija się najpierw mocno w prawo lub w lewo – jak wahadło. Dziś wiele osób wciąż wybiera Ikeę czy woli wydać w Pepco 30 złotych i kupić sześć nowych talerzy, niż wyciągnąć serwis po mamie czy babci. Jednak zawsze w pewnym momencie to wahadło zaczyna wyhamowywać. I ludzie zaczynają zbierać to, czego nie zdążono się pozbyć – tłumaczy popyt na polską porcelanę Piotr Marzec. - Pytanie, co i jakim kosztem uda się ocalić – dodaje.

Chodzieska porcelana ma wielu miłośników
Chodzieska porcelana ma wielu miłośników © Archiwum prywatne | Piotr Marzec

Dla tych, którzy, podobnie jak on, ulegli czarowi projektów sprzed lat, stworzył facebookową grupę zrzeszającą obecnie 7 tys. członków – miłośników wyłącznie porcelany z Chodzieży.

KAWAŁ POLSKIEJ HISTORII

Są wśród nich kolekcjonerzy, którzy kompletują oryginalne, autorskie kolekcje - zbierają jeden serwis w różnych malaturach, wyroby wyłącznie w jednym kolorze, czasem tylko mleczniki lub jedynie cukiernice. Porcelana z Ćmielowa również ma swoją, około 10-tysięczną społeczność.

- Myśmy naprawdę robili piękne rzeczy. Ta porcelana to kawał polskiego wzornictwa przemysłowego i rodzimej historii: dziesiątki projektantów, tysiące pracowników na różnym szczeblu. Otwórzmy oczy na naszą przeszłość – gdyby nie wczoraj, nie byłoby nas dzisiaj. Naprawdę mamy powody do dumy z dorobku intelektualnego i materialnego - apeluje Piotr Marzec.

W jego przypadku miłość do wyrobów tego zakładu przypomina scenariusz komedii romantycznej, której bohaterowie początkową nienawiść szybko zamieniają w gorące uczucie. Chodzież kojarzył bowiem (jak zresztą wielu Polaków) przede wszystkim ze słynnym serwisem "Iwona" z malaturą w różyczki i złoceniami.

Niezwykła popularność tego wzoru sprawiła, że prywatne zakłady zaczęły skupować za bezcen odrzuty i kopiować go na własną rękę. Efekty pozostawiały często wiele do życzenia, u wyczulonych na detal wywołując uraz do chodzieskiej ikony. Tymczasem, jak przekonuje Piotr, w oryginale można naprawdę się zakochać. Wówczas nierzadko "Iwona" staje się preludium do odkrywania kolejnych projektów.

Wśród swoich ulubionych wymienia "Romana", którego ceni za ergonomię, empirową "Reginę" na nóżce ("w mocnych kolorach to bardzo pobudzający serwis"), prostą, geometryczną "Elżbietę" czy "Szczecin" ("ma w sobie to coś").

O ile kawowego "Romana" można kupić już za 200-300 złotych (choć wszystko zależy od stanu i malatury), o tyle za "Elżbietę" czy dużo rzadszy "Szczecin" trzeba zapłacić kilkaset złotych więcej. Wśród najczęściej poszukiwanych wśród kolekcjonerów serwisów są natomiast również chodzieskie "Prometeusz" czy "Goplana" (aukcje zaczynają się od tysiąca złotych i jest ich niewiele), a ćmielowska "Ina" to koszt rzędu co najmniej 3 tys. złotych.

Serwis "Elżbieta" z kolekcji Piotra Marca
Serwis "Elżbieta" z kolekcji Piotra Marca © Archiwum prywatne | Piotr Marzec

SWEGO NIE ZNACIE

- Kiedy podczas tegorocznych Świąt Wielkanocnych wyjąłem Elżbietę w pięknym, prostym dekorze, z szerokimi paskami w kolorze pomarańczy oraz matowego złota, goście nie chcieli wierzyć, że to chodzieska porcelana. Jakość, fason i dekor robiły tak piorunujące wrażenie – zapewnia.

Obaj moi rozmówcy podkreślają, że historia polskiej porcelany jest także opowieścią antropologiczną – m.in. o tym, jak zmienia się styl życia poszczególnych pokoleń. Obecny niekoniecznie sprzyja korzystaniu z potencjału serwisów przeznaczonych dla 12 osób. - Robimy coraz mniej przyjęć w domu, królują grille, na większe okazje wynajmujemy salę czy stoliki w restauracji. Odeszliśmy także od tradycji niedzielnych obiadów, podczas których można przecież zaszaleć, wyciągnąć fajną porcelanę - zauważa Marzec.

Odpowiedź na zmieniające się przyzwyczajenia, także kulinarne, młodszego pokolenia próbuje znaleźć Ćmielów Design Studio, odpowiedzialne za śmiałe, nowoczesne projekty. – Nie jadamy już tylko schabowego czy ziemniaków. W polskich domach pojawiają się dania kuchni japońskiej, chińskiej, tajskiej czy meksykańskiej, liczy się także prezentacja dania. Porcelana jest nierozerwanie związana z pokarmem, więc musi zmieniać się jej forma - stąd w naszej ofercie wiele stylowych imitacji drewna czy kamienia, więcej misek niż płaskich talerzy - wyjaśnia Marek Cecuła.

Twórcy porcelany Ćmielów Design Studio idą z duchem czasu
Twórcy porcelany Ćmielów Design Studio idą z duchem czasu © Materiały prasowe

W grupie Urok Chodzieskiej Porcelany wciąż pojawiają się zdjęcia niezidentyfikowanych wyrobów – fabryka nie doczekała się bowiem do tej pory monografii (jej napisania podjęła się Karolina Irzyńska-Matwiejczuk, album czeka na publikację). Wiedza na temat projektów oraz historii polskiej porcelany wciąż jest znikoma, o czym świadczy ogromna liczba próśb o identyfikację oraz wycenę poszczególnych elementów.

Piotr Marzec wspomina, że gdy pokazał kilka serwisów ze swojej kolekcji na niewielkiej wystawie zorganizowanej w jednym z hoteli w Zamościu, wielu oglądających nie kryło zaskoczenia polskim pochodzeniem eksponatów. Nie zdawali sobie sprawy, że tak piękne projekty powstały w rodzimych zakładach:

- Jako społeczeństwo w dziwny sposób pojmujemy patriotyzm. To dla większości wciąż Kasztanka, szabelka, maciejówka na głowie i biało-czerwona flaga. Nie ma w tym nic złego, jeśli jednocześnie nie zapominamy o polskiej kulturze. Artyści współpracujący z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego byli świetnymi projektantami światowej klasy. Gdyby żyli w innym czasie lub ustroju, ich nazwiska trafiłyby do podręczników. Dlatego powinniśmy zrobić wszystko, by nie dopuścić do zapomnienia tego, co zdołało ocaleć.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (90)