Blisko ludziDwa dni z dżygitem

Dwa dni z dżygitem

Kaukaskie powiedzenie mówi, że prawdziwy mężczyzna musi mieć kindżał, konia i pieniądze. Bez tych atrybutów jest tylko samcem. O prawdziwym mężczyźnie na Kaukazie mówi się: dżygit. To synonim siły, odwagi i męskości. To też największy komplement, jaki może spotkać mężczyznę. Dżygit bywa porywczy i bezlitosny dla wrogów, ale jak kocha, to do utraty tchu.

Dwa dni z dżygitem
Źródło zdjęć: © sxc.hu

23.11.2010 | aktual.: 23.11.2010 13:21

Kaukaskie powiedzenie mówi, że prawdziwy mężczyzna musi mieć kindżał, konia i pieniądze. Bez tych atrybutów jest tylko samcem. O prawdziwym mężczyźnie na Kaukazie mówi się: dżygit. To synonim siły, odwagi i męskości. To też największy komplement, jaki może spotkać mężczyznę. Dżygit bywa porywczy i bezlitosny dla wrogów, ale jak kocha, to do utraty tchu.

Miłość dżygita

Najpiękniejszą historię o miłości dżygita usłyszałam w Baku – stolicy Azerbejdżanu. Na początku XX wieku, gdy w mieście w najlepsze trwał naftowy boom, jeden z naftowych potentatów Murtuza Muchtarow zlecił polskiemu architektowi Józefowi Płoszce budowę pałacu. Budynek miał przypominać Pałac Dożów w Wenecji, którym podczas podróży poślubnej zachwyciła się żona bogacza. Podobno pałac budowano w tajemnicy przed nią, a gdy był gotowy, Muchtarow zabrał ukochaną na spacer po mieście. Gdy znaleźli się przed budynkiem, żona spojrzała z zachwytem i wyszeptała: to bajka. Muchtarow miał w tedy powiedzieć: Ta bajka jest twoja.
Bajka ta trwała niecałe dziesięć lat. W 1920 r., po zwycięstwie rewolucji październikowej miasto zostało oddane we władzę komisarzy ludowych. Wtedy to do pałacu wtargnęło na koniach dwóch pijanych przedstawicieli ludowej władzy. „Nikt nie dał wam prawa, aby kopyta koni niszczyły marmur” – powiedział Muchtarow. Wyciągnął broń i zastrzelił ich i siebie. Podobno żonę ukryła i wywiozła gdzieś wierna służba.

Dzisiaj piękną bryłę pałacu można podziwiać przy dawnej ulicy Perskiej, noszącej teraz nazwę: Muchtarowa. Budynek wieńczy postać rycerza w zbroi, wzorowana podobno na polskim Zawiszy Czarnym. Projekt ten wybrał bogacz spośród innych zaproponowanych przez architekta Józefa Płoszkę, gdy prawosławny synod biskupi nie chciał się zgodzić się na zwieńczenie w formie muzułmańskiego półksiężyca.

POLECAMY: SZUKAM POMYSŁU NA BIZNES * Samochody zamiast koni*

Współcześni dżygici zamienili konie na mercedesy. Mogą to być też jaguary, ferrari, a ostatnio największym sentymentem cieszą się bentley`e. Być może zamiłowanie do maści rumaków sprawiło, że po ulicach Baku samochody jeżdżą praktycznie w dwóch kolorach: białym i czarnym, ewentualnie srebrnym. Gdy wśród monochromatycznych aut przemknie wóz innego koloru, mam wrażenie, jakby trafił tu przez pomyłkę. Współczesnym dżygitom fantazji kawaleryjskiej nie brakuje. Tak jak kiedyś poganiali konia stopami, aby szybciej jechał, teraz na maksa dociskają pedał gazu. Przepisy nie mają znaczenia. Wyprzedzają na linii ciągłej, pod górkę, na ósmego czy dziewiątego.

Jeden z dowcipów mówi o taksówkarzu, który wszystkie skrzyżowania przejeżdżał na czerwonym świetle, a na zielonym – zwalniał. Na pytanie turysty, dlaczego pędzi na czerwonym, ten odpowiedział: Ja jestem dżygit –Żadne czerwone światło nie będzie mną rządziło i mówiło, kiedy mam przystawać. Ale dlaczego wobec tego wjeżdża pan ostrożnie na zielonym – pyta turysta. Bo z prostopadłej może wyjeżdżać drugi dżygit, który ma akurat czerwone - odpowiedział taksówkarz.

Mój kaukaski dżygit wiezie mnie z miejscowości Quba do legendarnego górskiego aułu Xinaliq położonego na wysokości 2800 metrów. Nie ma mercedesa, tylko UAZ-a czyli sowieckiego jeepa. O samochodach tych najczęściej mówi się „łazik”, bo wjadą wszędzie. Prowadzenie samochodu po górach to dla niego pestka. Urodził się w sąsiedniej wsi i zna tu każdy zakręt. Jedną ręką pokazuje widoki, wyjmuje telefon z futerału, rozmawia przez komórkę. Porywcza dusza odzywa się w nim, gdy z przodu pojawia się inny samochód –. Ściska kierownicę niczym konia ostrogami i dotąd próbuje go wyprzedzić, aż mu się uda. Nie zwraca przy tym uwagi, że do przepaści zostało kilka centymetrów.

Gdy mówię, że ma dobrą maszynę, odpowiada z dumą: to ja jestem dobry kierowca. Ale najbardziej tajemnicze spotkanie z dżygitem przeżyłam w górskiej dolinie, niedaleko Xinaligu. Nagle z mgły wyłonił się na koniu jeździec, postał chwilę i odjechał wolno grzbietami gór.

Komentarze (0)