Dziecko wyszło z domu, a sąsiedzi wzywają policję
Szkoły są zamknięte, ale osoby do 16 roku życia w dni robocze do godz. 16 muszą przebywać w domach. Oto, co dzieje się, gdy wychodzą.
15.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 09:41
A co się stanie, jeśli bez dorosłych pójdą do sklepu, czy podjadą komunikacją na dodatkowe zajęcia? Może dojść do nieprzyjemnej sytuacji. Dorośli mogą wezwać policję, a policjanci odwiozą dziecko do domu i sprawdzą, dlaczego uczeń nie jest na lekcjach.
- Społeczeństwo jest w miarę zdyscyplinowane. U nas w ostatnim czasie nie odnotowano takich zdarzeń. Podejrzewam, że rodzice tego pilnują - mówi Robert Koniuszy, rzecznik policji z warszawskiego Mokotowa.
Kto wyprosił chłopca? Nikt nie miał prawa
Warszawskie Centrum Handlowe. Jest piątek, kilka minut po godz.13. W jednej z sieciowych drogerii trzy nastolatki. Na oko mają nie więcej jak 12-13 lat. Oglądają kosmetyki.
Wybierają krem, kupują i wychodzą. - Nie reaguje pani? Powinny być w domu - zwraca uwagę kasjerce jeden z klientów. - Nie jesteśmy od tego. Miały maseczki. Miały pieniądze. Zostały obsłużone - tłumaczy kasjerka.
Zupełnie inaczej potraktowano 14-letniego syna pani Marty z Warszawy w ostatni poniedziałek. Chłopak sam jechał autobusem miejskim na lekcję angielskiego. Miał nawet przy sobie zaświadczenie od mamy.
Z pojazdu wyrzucili go kontrolerzy biletów. - Powiedzieli, że nie obchodzi ich, gdzie syn jedzie. Ma iść do domu, bo nie ma godz. 16 - opowiada nam pani Marta.
Dodaje, że syn chciał nawet zadzwonić do niej, ale nie pozwolili mu. Nie chcieli oglądać też zaświadczenia. - Syn wysiadł z autobusu, bo trudno 14 -letniemu chłopcu kłócić się z dorosłym mężczyzną. Na lekcje poszedł na piechotę - 5km. Zdążył na ostatnie 15 minut – żali się kobieta. I dodaje, że kontrolerzy nie mieli prawa wypraszać jej syna z pojazdu. Dziecko nie jest w stanie swoich praw egzekwować przed kimś, kto nie chce go nawet słuchać i traktuje jak zbira - narzeka kobieta.
Tomasz Kunert rzecznik stołecznego ZTM jest zszokowany tą sytuacją. - Pierwszy raz słyszę o takim przypadku. Kontrolerzy nie mają prawa wyprosić nieletniego, od przestrzegania obostrzeń jest policja, nie my - tłumaczy w rozmowie z nami.
Sprawdził dokładnie i okazało się, że w poniedziałek o godz. 14, w autobusie linii 173, z którego wyproszono nastolatka, nie powinno być kontrolerów. - Byli tam rano. Może ktoś się doczepił do młodego człowieka, udając kontrolera? Ktoś mógł się podszyć pod nich - uważa Tomasz Kunert.
Sami kierowcy czy motorniczowie w komunikacji miejskiej nie zajmują się młodymi wagarowiczami. - Ich zadaniem jest bezpieczne prowadzenie pojazdów. Chcąc zapewnić pasażerom najwyższą jakość usług. Nie nakładamy na nich innych zadań. Poza tym określenie wieku osoby na podstawie wyglądu jest trudne i mogłoby prowadzić do wielu nieporozumień - zauważa Krzysztof Balawejder, prezes wrocławskiego MPK.
Przypomina, że w ubiegłym roku dwukrotnie pracownicy pomogli w odnalezieniu kilkulatków, którzy umknęli rodzicom. - Ale nasi pracownicy nie będą ścigać wagarowiczów - dodaje prezes Balawejder.
Zapewnia też, że kontrolerzy biletów wrocławskiego MPK zostali wyczuleni na problem młodych pasażerów bez opieki przed godz. 16. - Mogą im tylko zwrócić uwagę, ale nie mają prawa wyprosić z pojazdu - zapewnia prezes Balawejder.
Odwiozą dziecko do domu
Pani Magda z podwarszawskiego Piaseczna jest mamą 13-letniej Zuzi i rocznego Bartka. - Córka w przerwie między zajęciami musiała wyjść do sklepu po baterie, bo się wyczerpały w myszce do laptopa - opowiada. Ona sama gotowała obiad i zajmowała się rocznym synkiem.
- Sklep mamy 100 metrów od domu. Córka wróciła przerażona, bo starsze małżeństwo krzyczało na nią i dzwoniło na policję. Nawet nie pomyślałam, żeby dać jej zaświadczenie, to było bardzo blisko - opowiada kobieta.
Edyta, mama trójki dzieci z Lublina, nie wypuszcza swoich pociech z domu przed godz. 16. - My bardzo restrykcyjnie stosujemy do wszystkich zakazów i nakazów - opowiada.
Przyznaje, że sama z okna swojego bloku widzi, że na tzw. długiej przerwie uczniowie chodzą między blokami w czasie niedozwolonym.
- Moja córka opowiadała, że policjanci gonili jakiegoś 8-latka, w ciągu dnia, gdy powinien być w domu na lekcjach. Dzieciak wyszedł na chwilę po napój i batonik, a gdy tylko opuścił sklep, podjechał radiowóz i tak się przestraszył, że uciekł do lasu. Nie wiem, co było dalej. Ale widzę, że policja na to bardzo zwraca uwagę i pilnuje - mówi pani Edyta.
Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej, mówi, że ta formacja nie zajmuje się nieletnimi na ulicach w godzinach zakazu. - Każdy obywatel może zwrócić uwagę, my też możemy porozmawiać - wyjaśnia Marek Anioł.
Podkreśla, że wszystkimi sprawami nieletnich zajmuje się ustawowo policja. - My jak mamy interwencję, że nieletni jakiś czyn popełnił to i tak wzywamy policjantów. Ale nie odnotowaliśmy takich przypadków, żeby wzywać policję, że uczniowie są na wagarach - dodaje rzecznik krakowskiej straży.
Okazuje się, że szwędające się po ulicach dzieci to nie problem. - Nie docierają do mnie takie informacje, a docierałyby gdyby były jakieś jaskrawe przykłady naruszenia przepisów prawa, wykroczenia czy przestępstwa i żeby małoletni chodzili po ulicy, i wybijali szyby. Takich przypadków nie stwierdzamy - mówi nam Robert Koniuszy, rzecznik komendy policji na warszawskim Mokotowie.
Jego zdaniem społeczeństwo jest w miarę zdyscyplinowane. - Podejrzewam, że rodzice pilnują tych kwestii i nikt nie chce wydać 30 tys. zł na to, że ktoś wbrew zakazowi wyszedł z domu - uważa Robert Koniuszy.
Także mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, w rozmowie z nami przyznaje, że w Poznaniu nie ma problemu z wagarującymi uczniami.
- Policjanci zwracają uwagę na to, czy dzieci przed 16 rokiem życia są bez opieki do godz. 16 - zapewnia.
Co zrobiliby mundurowi, gdyby natknęli się na dziecko? – Odprowadzili do domu, a jeśli tam nie byłoby nikogo dorosłego, zabrali go na komisariat i tam młoda osoba poczekałaby na opiekuna - wyjaśnia mł. insp. Andrzej Borowiak.
Czy rodzicom za wałęsanie się dzieci w godzinach zakazanych grożą jakieś sankcje? - To zależy od sytuacji. Na pewno nie ukarzemy nikogo za to, że dziecko poszło po zakupy, bo mama jest chora - tłumaczy policjant.
Dodaje, że np. w przypadku wałęsającego się bez opieki 10-latka, którego pijana matka spała w domu, to w takiej sprawie skierowalibyśmy wniosek do sądu rodzinnego o zbadanie, czy nad dzieckiem sprawowana jest właściwa opieka.
- Do każdej sytuacji podchodzimy indywidualnie. Każdą wyjaśniamy z rodzicami. Jeśli nastolatek sam jedzie na dodatkowe zajęcia związane z nauką - to ma do tego prawo - podkreśla rzecznik wielkopolskiej policji.