Dziwne zwyczaje żywieniowe gwiazd z dawnych lat

Dziwne zwyczaje żywieniowe gwiazd z dawnych lat
Źródło zdjęć: © Getty Images
Maja Miloch

Dzisiejsza obsesja na punkcie diety bezglutenowej czy surowej wśród celebrytów nie jest niczym szczególnym. Wystarczy cofnąć się o 60 czy 70 lat, by zobaczyć, że ówczesne gwiazdy także stosowały zadziwiające, ekstremalne i bardzo dziwne plany żywieniowe.

Na początku kariery wyglądał jak młody bóg. Szybko jednak narkotyki, alkohol i uwielbienie dla kalorycznych potraw przysporzyły mu dodatkowych kilogramów. Król rock'n'rolla potrafił zjeść posiłek liczący 8 tysięcy kalorii i… spać przez trzy dni.

Mary Jenkins, kucharka Presleya, opowiadała, że jego kanapki składały się z kalorycznego masła orzechowego, banana i… bekonu smażonego na maśle. Wszystko to upakowane było w pieczywo tostowe. Bywały też dni, kiedy do chleba zjadał całą zawartość słoika z masłem orzechowym, galaretką winogronową, a do tego funt bekonu. Takie zachcianki nachodziły go o rozmaitych porach dnia i nocy. „Przygotowywałam je, kiedy budził się rano, i kiedy wstawał na przykład o drugiej w nocy”. Presley nawet w szpitalu domagał się swoich kalorycznych przysmaków. Czasami twierdził, że tylko jedzenie jest w stanie uczynić go szczęśliwym.

Być może Elvis był prekursorem tzw. Sleeping Beauty Diet, czyli diety Śpiącej Królewny. Zdarzało się, że po obfitych posiłkach po prostu spał kilka dni. Jest to pewien sposób na uniknięcie spożywania dodatkowych kalorii, ale w tym wypadku zupełnie nieskuteczny.

Jego jadłospis był na tyle „specyficzny”, że jedną z amerykańskich potraw „ochrzczono” nawet jego imieniem. Elvis' Party Meatballs to klopsiki wieprzowe owinięte bekonem.

1 / 3

Niebezpiecznie i niezdrowo

Obraz
© Getty Images

Maria Callas

Wielka śpiewaczka od wczesnej młodości borykała się z otyłością. „Przez wysokokaloryczną dietę zalecaną wtedy jako środek na trądzik młodzieńczy, bardzo przybrałam na wadze. To był zaklęty krąg – rekompensując sobie wszystko to, czego pozbawiała mnie surowa dyscyplina narzucona przez matkę, objadałam się i naturalnie zaczęłam tyć”. – wyznała kiedyś Callas.

Karierę rozpoczynała z ogromną nadwagą, co wtedy było normą w operowym świecie. Śpiewaczki często usprawiedliwiały apetyt i mało ruchliwy tryb życia teorią o "śpiewaniu masłem". Przekonywały, że duży głos wymaga siły, która miała brać się z dużej wagi ciała. Nie ma co ukrywać - Callas była ciężka. Ważyła, według różnych źródeł, między 92 a 115 kg! Prawdziwe problemy artystki zaczęły się po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Proponowano jej role eterycznych kobiet, których nie chciała grać. Czuła się niekomfortowo, gdy na scenie wcielała się w rolę pięknej młodej dziewczyny. Była tym po prostu zmęczona.

Czuła, że powinna zgubić kilogramy. W wywiadzie, jaki przeprowadził z nią angielski dyrygent Edward Downes, stwierdziła nawet, że „jest tak ciężka, że nawet jej śpiew staje się ciężki”. Przełom nastąpił, gdy w jej życiu pojawił się Luchino Visconti, który reżyserował wówczas opery. Beznadziejnie zakochana w tym zdeklarowanym homoseksualiście Callas, bardzo schudła. Nową figurą olśniła widzów w czasie premiery opery Belliniego "Lunatyczka" w La Scali. Ważyła 63 kilogramy – była smukła, z talią osy.

Wówczas pojawiły się plotki, że jej metamorfoza to efekt diety tasiemcowej, która znana była w USA od lat 30. XX w. Stosowali ją najlepsi dżokeje, by osiągnąć jak najniższą wagę. Polega ona na połykaniu pastylek z jajeczkami tasiemca – pasożyt zadomowia się wtedy w jelitach człowieka. Tasiemiec zakłóca trawienie i wchłanianie substancji odżywczych. Oznacza to, że można jeść więcej niż dotychczas, a mimo to chudnąć, bo część pokarmu pochłania pasożyt. Jednak tasiemiec konkuruje również o witaminy i inne potrzebne składniki odżywcze, co może prowadzić do niedoborów żywieniowych. Odchudzanie tą metodą wiąże się z ogromnym ryzykiem – dziś specjaliści zdecydowanie ją odradzają.

Ostatecznie jednak Callas nigdy nie potwierdziła, że stosowała tasiemcowe tabletki. Mówiła, że jej sylwetka jest efektem zdrowego odżywiania. Z dawnej miłości do jedzenia pozostało jej… spisywanie przepisów ulubionych przysmaków od kucharzy z całego świata. W notatniku znalazły się podobno porady, jak przyrządzić omlety pomidorowe, babkę piaskową czy pączki z czekoladą.

2 / 3

Marilyn Monroe

Obraz
© Getty Images

Najseksowniejsza kobieta świata dzisiaj może zostałaby uznana za zbyt pulchną, jednak wiele pań chciałoby mieć taką figurę. Chociaż nawyków żywieniowych gwiazdy raczej nie warto kopiować.

Monroe wzbudziła sensację, kiedy w 1952 r. opowiedziała w wywiadzie dla magazynu Pageant, co składa się na jej śniadanie. Surowe jajka wymieszane z podgrzanym mlekiem były jej ulubionym odżywczym porannym koktajlem. „Mówiono mi, że moje zwyczaje żywieniowe są bardzo dziwaczne, ale ja tak wcale nie uważam. Wątpię, czy jakikolwiek lekarz mógłby polecić bardziej pożywne śniadanie pracującej zabieganej dziewczynie” – wyznała Monroe. Dziś wiadomo, że taka mieszanka stanowi duże zagrożenie salmonellą, ale aktorce to najwidoczniej niespecjalnie przeszkadzało.
Obiadowe menu gwiazdy nie było już tak oryginalne. Lubiła steki, pieczoną wątrobę i warzywa – przede wszystkim marchew i to wersji na surowo.

Podczas gdy dzisiejsze celebrytki jak ognia unikają tłuszczów, seksbomba uwielbiała desery – lody i bita śmietana królowały w jej wieczornym jadłospisie. Przyznała, że po wieczornych zajęciach teatralnych często wstępowała do lokalu Wil Wright's Ice Cream Parlor na lody z polewą krówkową. Tę lodziarnię odwiedzało zresztą wiele słynnych osobistości, m.in. Frank Sinatra często tam gościł. Ich słodkości zawierały mniej więcej dwa razy więcej tłuszczu niż dzisiejsze lody. Teraz są już są tylko wspomnieniem – lokal zamknięto bowiem w latach 70.

Monroe jadła nieregularnie i niezbyt zdrowo, a mimo to mieściła się w rozmiarze 40. Być może to efekt ćwiczeń – była dość wysportowana, chociaż za systematycznymi ćwiczeniami nie przepadała. Na poranną gimnastykę przeznaczała codziennie 10 minut. Lubiła ciężarki i jogę, ale też nie w nadmiarze. Twierdziła, że tenis, golf czy pływanie woli zostawić mężczyznom.

3 / 3

Elizabeth Taylor

Obraz
© Getty Images

Aktorka miała swój pogląd na zdrowe żywienie. A jej dieta i sylwetka ewoluowała wraz z kolejnymi małżeństwami. Gwiazda uwielbiała niecodzienne połączenia smaków. Na śniadanie wybierała na przykład jajecznicę z boczkiem oraz gałązką mimozy. Na lunch zajadała się francuską bagietką z masłem orzechowym oraz boczkiem. Do obiadu nierzadko piła szklankę whisky. Nie było dla niej problemem zjedzenie całej, całkiem imponującej wielkości pizzy.

Główny posiłek złożony z pieczonego kurczaka, frytek, chleba kukurydzianego, ziemniaczanego puree, sosu, groszku i szklanki Jacka Danielsa nie należał do rzadkości.

Po siódmym małżeństwie aktorka w końcu postanowiła przejść na specyficzną dietę, a swoje złote przepisy zamieściła w książce „Elizabeth Takes Off”. Co tam znajdziemy? Zalecenia jedzenia kwaśnej śmietany z serkiem wiejskim na śniadanie czy potężnych steków z groszkiem na obiad. Podobno takiego programu żywieniowemu trzymała się aż do śmierci.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (3)