"Seniorzy są tego ofiarą". Duży problem dojrzałych Polek
- Kobiety często oddawały się rodzinie, wychowywały dzieci, a mąż w tym czasie robił karierę. "Nagrodą" za to jest przelew, który przychodzi im na konto co miesiąc - mówi psycholog. O starości, na jaką nie pisały się dzisiejsze seniorki, rozmawiamy z dr. hab. Katarzyną Popiołek.
Dorota Kuźnik, Wirtualna Polska: Starość bywa dla Polek rozczarowaniem?
Katarzyna Popiołek, psycholog, dr hab. nauk humanistycznych: Człowiek by chciał, żeby starość była koroną. Takim czasem, kiedy jest się nagrodzonym za dobre życie, docenionym, i to jeszcze cały czas będąc na scenie życia z innymi ludźmi. Chciałoby się być włączonym w codzienność innych ludzi, być dla nich ważną osobą, czuć się użytecznym i dostawać wyrazy uznania za to, co się robiło. Tymczasem rzeczywistość zwykle jest inna, a tym, co często dotyka kobiety w znacznie większym stopniu niż mężczyzn, są pieniądze.
Niskie emerytury to chyba flagowy problem seniorów ogólnie. Dlaczego seniorek bardziej?
Kobiety często oddawały się rodzinie, wychowywały dzieci, a mąż w tym czasie robił karierę. "Nagrodą" za to jest przelew, który przychodzi im na konto co miesiąc. Na jakim poziomie jest ta nagroda, wszyscy wiemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oswoić starość
Zwykle niemiarodajny do trudu młodości - trzeba to przyznać.
Mówiąc o obecnym pokoleniu emerytów, powinniśmy pamiętać, że kapitalizm dla nich zaczął się za późno. Oni nie zakładali, że wysokość emerytury będzie dla nich tak głodowa. Do tego system polityki społecznej był tak skonstruowany, że urlopu macierzyńskiego praktycznie nie było, więc kobiety nie pracowały tyle, ile by mogły. Dziś to odczuwają.
Nie miały z czego odkładać.
Też za bardzo nikt o tym nie myślał. Zmiana systemowa przyszła na tyle późno, że ludzie urodzeni w latach 40. czy 50. nie byli w stanie poczynić odpowiednich przygotowań od strony ekonomicznej - gdzieś czegoś ulokować, czy kupić na potem, żeby można to było sprzedać i z tego na emeryturze żyć. Nie było podejścia, które teraz mają młodsi.
Skutkiem jednak dzisiaj jest to, że ludzie starzy - zamiast właśnie czuć, że starość to jest ta korona i nagroda za dobre życie, muszą z wielu rzeczy rezygnować: przenosić się do tańszych mieszkań i jakoś sobie radzić z wieloma trudnościami ekonomicznymi.
Czyli "rośnie nam" pokolenie rozczarowanych życiem seniorów, z naciskiem na seniorki?
Poważnym problemem jest też chociażby poczucie zmniejszonego znaczenia, wywołanego zmianą technologiczną. Świat ogromnie przyspieszył i seniorzy są tego ofiarą. Współcześnie życie jest oparte na działaniach i na umiejętnościach technologicznych, których seniorzy - a seniorki zwłaszcza - nie pozyskali normalnie w toku swojego rozwoju.
Dopiero teraz, na starość musieli gwałtownie te swoje umiejętności poprawiać i nie wszystkim się udało. Ale chociaż bywa biednie i bywa się na technologicznym marginesie, to seniorzy nie dadzą się zepchnąć na margines.
Co ma pani na myśli?
Nie zapominajmy, to pokolenie ma jedną wspaniałą cechę, którą jest dzielność. I to niewątpliwie pomaga im patrzeć na to niełatwe życie przez nieco inny pryzmat.
Skąd to się wzięło?
To są ludzie, którzy byli wychowywani przez rodziców, którzy przeszli wojnę i którzy młodość przeżywali w PRL-u. Ci rodzice się z tymi dziećmi "nie cackali". Oczywiście trzeba podkreślić, że przemoc zawsze jest zła, więc nie twierdzę, że wszystkie ówczesne metody wychowawcze były dobre, ale ci żyjący w ciężkich czasach rodzice uczyli swoje dzieci walczyć z trudnościami.
Sami byli dzielni i po prostu inaczej wychowywali potomstwo - nie rozpieszczali go, lecz - najlepszym, bo swoim przykładem - pokazywali, że nie bojąc się wysiłku, da się jakoś znaleźć sobie drogę w tej trudnej PRL-owskiej rzeczywistości. I dlatego to pokolenie - bardziej lub mniej skutecznie - ale ostatecznie sobie radzi. W kwestii pewnych zasobów psychicznych pokolenie dzisiejszych seniorów - a seniorek zwłaszcza - jest wspaniałe.
Dlaczego kobiety zasługują na wyróżnienie?
Mają w sobie pewne otwarcie na zmianę warunków. W transformacji ustrojowej mężczyźni się pogubili. One wtedy umiały sobie lepiej radzić niż mężczyźni. Po prostu wzięły nowy plecak na plecy i poszły. Były przyzwyczajone do tego, że się od nich wiele wymaga, że one w tych trudnych warunkach muszą radzić sobie z dziećmi, z rodziną i z tym, co je otacza. Że muszą ugotować obiad czy ubrać dzieci, nawet jak nic nie ma w sklepach oprócz oleju.
Często ta emerytura dzisiejsza bywa dla seniorek rozczarowaniem, ale ostatecznie one dają sobie radę lepiej niż mężczyźni, nawet gdy zostają same. Patriarchat przez dziesięciolecia sprawiał, że mężczyźni otaczani byli przez kobiety dużym wsparciem, co pomagało im w codziennym skutecznym działaniu, ale nie wzmacniało zaradności i samodzielności. I gdy nowe warunki społeczne spowodowały osłabienie tego wsparcia, pojawiły się trudności w pełnieniu roli męskiej.
Co zatem jest w stanie pokonać współczesne seniorki?
Niestety nie mają najlepszego zdrowia, ponieważ nie były chowane "witaminowo" i nie żyły w warunkach, w których dbano o sprawność fizyczną i zdrowie ogólnie.
No tak, to pokolenie, dla którego flagowym sloganem było, że "cukier krzepi".
Dlatego od strony fizjologicznej i fizycznej są w trudniejszej sytuacji niż - zakładam - kobiety, które wejdą w ten wiek za 20 czy 30 lat. Zresztą widać, że Polki w wieku emerytalnym dziś wypadają gorzej pod tym kątem fizyczno-zdrowotnym niż kobiety, które nie przechodziły większości życia w PRL. A wszystko to się jeszcze zbiega z fatalną ochroną zdrowia w Polsce i towarzyszącym temu podejściu do seniorów.
Pewnie wielu seniorów liczyło, że to właśnie rodzina będzie elementem, który - mimo przeciwności losu - da im na koniec życia satysfakcję.
Zmiana ustroju i związane z nim reguły postępowania spowodowały, że trochę mniej zaczęliśmy dbać o integrację, o współdziałanie, o wspieranie się. Oczywiście dla seniorów są organizowane różnego rodzaju centra aktywności, ale statystyki są bezlitosne i pokazują, że z Uniwersytetów Trzeciego Wieku korzysta niewielki procent całej grupy. Do tego rodzina zajęta jest sobą, głównie dorabianiem się czegoś, zwykle wszyscy pracują i trochę tę osobę starszą widzi się jak piąte koło u wozu. Trudno więc o poczucie, że jest się pełnowartościowym członkiem rodziny.
Nie ułatwiają sprawy też konflikty i zadry, które przecież w relacjach rodzicielskich często wychodzą właśnie dopiero wtedy, kiedy jesteśmy już dorośli. Mam na myśli to, o czym pani wspomniała, czyli "wychowanie bez cackania się". Młodzi ludzie mają w sobie często dużo żalu do rodziców za to, jakich metod ci używali w ich wychowaniu. Te przecież często były przemocowe.
Kar fizycznych faktycznie było niestety bardzo dużo i trzeba powiedzieć wprost, że za dużo. Jeśli są ludzie poważnie skrzywdzeni, trzeba się od rodziców odciąć. Natomiast wielu terapeutów wykonuje złą robotę, bo próbuje zgodnie z odczytywaną tak potrzebą klientów, całą winę za wszystkie porażki obecnego młodego pokolenia skierować właśnie na to, co wydarzyło się w dzieciństwie czy w relacji z rodzicami. Bywają sytuacje, że rodzice nie byli źli - karzący czy krzywdzący - a też są obwiniani. Dorosłe dzieci potrafią mówić, że "matka nie przygotowała ich do pokonywania trudności" albo mają pretensje, że otaczała je nadmierną opieką i czułością.
Wystarczy spojrzeć na popularność książki "Chłopki". To lektura, która bardzo zmienia perspektywę.
Chodzi właśnie o to, żeby kobiety, które łączą często tak silne emocje, potrafiły się nawzajem nie tylko obwiniać, walczyć i wyrzucać sobie nawzajem najróżniejsze niedociągnięcia, ale też wspierać. To zresztą dotyczy relacji z rodzicami w ogóle. Oczywiście, że nie zawsze da się wybaczyć i nie wszystko powinno się wybaczyć. Są sytuacje, w których po prostu trzeba się odciąć, ale w przeważającej liczbie przypadków próba zrozumienia się może być wyzwalająca dla wszystkich. W przypadku seniorów gra jest jeszcze o tyle warta świeczki, że to osiągnięcie na "ostatniej prostej" dobrych relacji z bliskimi może być tym prawdziwym - wspomnianym - ukoronowaniem ich życia.
Rozmawiała Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski