Epidemia zmusiła młodych dorosłych do zamieszkania z rodzicami. Mają już dość
Stracili prace, studiują online, a wynajęcie mieszkania swoje kosztuje. Na okres epidemii młodzi dorośli wrócili do swoich rodzinnych domów. Nie są zachwyceni wizją spędzenia w nich kolejnych miesięcy.
28.04.2020 | aktual.: 29.04.2020 11:08
Zuzanna przez pandemię koronawirusa straciła zarówno pracę, jak i dotychczasowe miejsce zamieszkania. Jest na pierwszym roku studiów magisterskich. Do tej pory mieszkała w akademiku, a dodatkowo pracowała jako opiekunka do dzieci.
– Gdy wybuchła epidemia, moja pracodawczyni tymczasowo zrezygnowała z moich usług. W tamtej chwili żadna z nas nie zdawała sobie sprawy, że to potrwa tak długo. Później zawieszono prace uniwersytetów. Początkowo tylko na dwa tygodnie, więc postanowiłam wyjechać do domu.
Spakowała rzeczy pierwszej potrzeby i wyjechała z akademika. Szybko ucieszyła się jednak, że nie zostawiła w nim cennych przedmiotów.
Studentów z akademika spotkała przykra niespodzianka
– Dwa tygodnie po moim wyjeździe zakazano powrotu do akademika. Ci, którzy zostali, musieli się wyprowadzić, bo budynek zamieniano na izolatkę dla osób będących na przymusowej kwarantannie. Nawet gdybym czegoś bardzo potrzebowała, to nie mogłam wrócić po swoje rzeczy osobiste. Poinformowano nas, że zostały przeniesione do depozytu i będziemy mogli odebrać je później – tłumaczy.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Zuzanna od 4 lat mieszka poza domem i ciężko było jej się na nowo przyzwyczaić do życia z rodzicami. Ma dobry kontakt z rodziną, ale dotkliwie odczuła zmianę trybu życia. – Czuję się życiowo zawieszona gdzieś w próżni. Brakuje mi własnych pieniędzy. Sprawy nie polepsza fakt, że mój chłopak też wrócił do rodzinnego domu i nie możemy się spotykać – opowiada.
Rodzice Zuzanny ucieszyli się z powrotu córki. Teraz spędzają razem zdecydowanie więcej czasu. – Ich nastawienie podnosi mnie na duchu. Mamy dobry kontakt, a gdy potrzebuję prywatności, wychodzę na spacer z psem. Nie zmienia to jednak faktu, że tęsknię za samodzielnym życiem.
Ciężko jej dostosować się do trybu życia rodziców
Kasia już od klasy maturalnej pragnęła niezależności. Z rodzinnej wsi przeniosła się do Lublina, gdzie zaczęła studia. Była na drugim roku, gdy zaczęła rozglądać się za pracą.
– Jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji o przeprowadzce i szybko się odnalazłam. Pracę znalazłam niedługo przed wybuchem epidemii koronawirusa, ale niestety, zaledwie dwa tygodnie później zamknięto uczelnie i galerie handlowe, a ja dostałam przymusowe wolne – opowiada.
Studentka zdała sobie sprawę, że sytuacja wygląda bardzo poważnie i sama podjęła decyzję o powrocie na bezpieczniejszą i mniej zaludnioną wieś. – Byłam przerażona tym, co się dzieje – opowiada.
Rodzice Kasi bardzo ucieszyli się na jej przyjazd. Uznali, że w domu będzie bezpieczna, tym bardziej że na wsi nie było żadnych przypadków koronawirusa. – Na początku w domu czułam się bardzo dobrze. To miejsce zawsze działa na mnie uspokajająco, bo mam las praktycznie za płotem i mogę w każdej chwili iść na spacer, oczywiście, jeśli nie ma zakazu. Podwórko przed domem to też komfort – mówi.
Po kilku tygodniach spędzonych w domu Kasi zaczęło jednak brakować samodzielnego życia. Rodzice mieli własne przyzwyczajenia, do których nie chciała się dopasować.
– Brakuje mi ciszy i spokoju, które miałam w wynajmowanym mieszkaniu, a przede wszystkim prywatności. Zaczynam się już denerwować wszystkim i czasem mam naprawdę kiepskie dni, bo potrzebuję odpocząć w ciszy, a często nie ma takiej możliwości – wyjaśnia. – Ja potrafię zasnąć bardzo późno, czasem nawet o 3 w nocy, a gdy oni budzą się o 7, hałasują i mnie budzą. Nie raz ze snu wyrwał mnie gwizdek czajnika albo trzaskanie drzwiami. Dla nich to normalne, ale ja odzwyczaiłam się od takiego trybu życia.
Cieszyła się z przyjazdu dziecka
Córka Pani Małgorzaty od 4 lat mieszka poza rodzinnym miastem. Skończyła studia w Warszawie i tam znalazła pracę w korporacji. Gdy wybuchła epidemia koronawirusa, kobieta od razu zasugerowała córce powrót do domu.
– Od paru miesięcy córka mieszkała w swoim nowo kupionym mieszkaniu i nie znała sąsiadów. Mój niepokój nasilił się w momencie, gdy ze sklepów zaczynały znikać różne produkty, takie jak chociażby makaron, ryż czy papier toaletowy. Nie wiedziałam, jaki będzie przebieg epidemii i wraz z mężem uznaliśmy, że łatwiej nam będzie przeżyć ją wspólnie w jednym mieszkaniu. Tym bardziej że firmie córki narzucono pracę zdalną – tłumaczy.
Po dwóch tygodniach życia z córką okazało się, że epidemia wcale nie zbliża się ku końcowi. – Nie spodziewałam się, że jeszcze przyjdzie okres w moim życiu, w którym znów będziemy mieszkać w trójkę. Dla mnie to trochę jak powrót do czasów, kiedy córka była jeszcze nastolatką i czuję psychiczny komfort, mając pewność, że jest bezpieczna i zdrowa – mówi pani Małgorzata. – Jednak widzę, że ona nie jest zachwycona. Tęskni za swoim mieszkaniem i przyzwyczaiła się do samodzielnego życia. Rozumiem, że jej tego brakuje, ale ja naprawdę cieszę się z tego, że tu jest.
Niektórzy długo budowali swoją niezależność
Aleksandra Żyłkowska, psycholog z Uniwersytetu SWPS, podkreśla, że jednym z zadań rozwojowych systemu rodzinnego jest oddzielenie rodziców od dziecka.
– Kiedyś ten czas bardziej sygnalizowała matura, teraz może moment wyprowadzenia się z domu czy wejście w związek małżeński. Możemy mówić o rodzinach, które są w miarę elastyczne i ta zmiana nie wpłynie znacząco na ich życie i wzajemne relacje, ale są też takie, które bardzo to odczują. Wszystko zależy od rodziny, z której się wywodzimy – mówi.
Zdaniem ekspertki niektórzy rodzice nie odczują powrotu dziecka na czas epidemii, ale są też tacy, dla których to będzie ważne wydarzenie.
– Kiedy dziecko wyprowadza się z domu, rodzice są zmuszeni przejść przez kolejne zmiany w swoim życiu. Powinni wytworzyć sobie nowy system komunikacji między sobą. Mogło być tak, że wcześniej rozmawiali dużo o dzieciach, a gdy te się wyprowadziły, skończyły się tematy do rozmów i zaczęli milczeć. Dla nich powrót dziecka, który był tematem rozmowy dającym radość, będzie znaczący, ale nie każda rodzina tak to odczuje – mówi.
Żyłkowska zauważa, że dla młodych ludzi, który długo budowali swoją tożsamość, moment wyprowadzenia się z domu mógł być triumfem.
– Poczuli, że są odrębnymi jednostkami, które mogą o sobie decydować. Bywa, że w domu żyli według ściśle określonych reguł, a po wyprowadzce mogli zbudować zupełnie odmienne otoczenie, pełne chaosu. Powrót do poprzedniego stanu rzeczy może złościć – wyjaśnia. – Jeśli dana osoba, wychodząc z domu, włożyła dużo pracy, żeby stworzyć swój własny kąt i przyzwyczaiła się do pewnych swoich rytuałów, zachowań, wykształcając z rodzicami relacje partnerskie, może być niezadowolona, gdy po powrocie do rodzinnego domu to się zmieni. Komunikaty typu "moje zasady, mój dom" mogą niszczyć dotychczasową, wypracowaną relację – dodaje.
W sytuacjach, gdy rodzic wnika w prywatność lub próbuje odwzorować dawne zwyczaje, jak np. budzenie na śniadanie o świecie, należy spokojnie wyjaśnić, że jesteśmy już dorosłymi ludzi.
– Nie chodzi o to, żeby się obrazić i trzasnąć komuś drzwiami przed nosem, ale na spokojnie wyjaśnić, że jesteśmy dorośli i na przykład zaproponować późniejszą rozmowę. Warto się odnieść do uczuć, emocji, naszego aktualnego stanu. To wymaga jednak pewnej dojrzałości i nie każdy, kto opuścił dom, tej dojrzałości się nauczył.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl