Facet "foch". Nie wie, dlaczego wpada w furię i niszczy związek... ale to robi
- Gdy między nimi się nie układa, informuje o tym, że odchodzi i wycofuje się w związku. Robi to tylko po to, żeby uzyskać odpowiedni efekt w postaci płaczu, strachu i uległości partnerki - uważa psycholożka Anna Wenta.
12.02.2021 12:12
Mówią o sobie "kobieta po przejściach", "mężczyzna z przeszłością" i nucą przy tym piosenkę Agnieszki Osieckiej "Czy te oczy mogą kłamać". Oboje są po czterdziestce, każde z nich ma za sobą małżeństwo, które w tabelce "życie" zapisali po stronie porażek. Aneta przez rozwód przeszła kilka lat temu, Dawid ma go ciągle przed sobą. Jego dwie córki - studentka i licealistka - mieszkają ze swoją mamą, syn Anety - też licealista - razem z nimi. Decyzję o wspólnym lokum podjęli cztery lata temu.
- Jesteśmy fajną parą, nie tylko się kochamy, ale też lubimy, mamy udany seks, kochamy wspólne wyjazdy, ale... No właśnie… - mówi Aneta. - Po pierwsze on nieustająco ma do mnie pretensje o to, że źle wychowuję mojego syna. Nie opuszcza mnie poczucie, że jest o niego zazdrosny. Nie mówi mu nigdy nic miłego, tylko wiecznie wytyka wady. Gdy między synem a partnerem dochodzi do awantur, co niestety często ma miejsce, Dawid ma do mnie pretensje, że nie włączam się w te spory - opowiada.
Wcześniej starała się być obiektywnym arbitrem. - Ale od obu dostawałam po łbie, że staję po stronie tego drugiego - dodaje Aneta. Wtedy podjęła decyzję, że jej partner i syn muszą sobie ułożyć relację sami. Gdy ostatnio jej Dawid zwyzywał syna od chamów i nieuków, zainterweniowała. Awantura, krzyki, wszyscy na siebie obrażeni.
Zobacz też: Otyłość leczy się wiele lat. "Lekarze mówią: jest pani gruba. My nie chcemy tego słyszeć"
To nie ma sensu
- W takich sytuacjach mój partner mnie porzuca - wyjawia Aneta. - Mówi, że ten związek nie ma sensu, że nikt go nie szanuje w tym domu, że cham i gówniarz rządzi, a ja z tym nic nie robię. Gdy tłumaczę, że sam musi się dogadać z Bartkiem i że nie ułożę ich relacji, zaczyna szukać mieszkania. Szantażuje, że skoro z tym nic nie robię, to on się wyprowadza. Gdy coś dzieje się nie po jego myśli, zrywa związek - opowiada.
Aneta wspomina, jak pół roku temu znów zapytała Dawida, kiedy planuje w końcu się rozwieść. Od czterech lat prosiła go o to, tymczasem on ciągle mówił, że to zrobi za miesiąc, za dwa, do czerwca, do września, do grudnia. I nic. W końcu ponownie zapytała go czy w ogóle planuje rozwód i jeśli tak, to w jakiej perspektywie czasowej.
- Wtedy dostał furii. Krzyczał, że nie planuje rozwodu, że nie złoży pozwu, bo nie ma kasy, bo musi utrzymywać mnie i mojego bachora - relacjonuje Aneta. - A przecież ja pracuję i zarabiam nie mniej niż on. Tymczasem moje pytanie dla niego równoznaczne jest z końcem naszej relacji. Powiedział, że nie chce już tego związku. Pierwszy raz potraktowałam poważnie to, co powiedział i wyprowadziłam się z synem ze wspólnie wynajmowanego mieszkania. Już w dniu wyprowadzki mówił, że mnie kocha i że myślał, że przyjdę do niego z planem naprawczym naszego związku - wspomina kobieta.
Nerwy i płacz
Zdaniem terapeutki i seksuolożki Anny Wenty, związek Anety i Dawida trudno określić inaczej niż toksyczny. - Po jednej stronie barykady mamy mężczyznę, który nie może się zdecydować, czy opuścić swoją żonę i wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. W momencie, gdy między nim a obecną partnerką się nie układa, informuje ją o tym, że odchodzi i wycofuje się w związku. Robi to tylko po to, żeby uzyskać odpowiedni efekt w postaci płaczu, strachu i uległości drugiej osoby - uważa specjalistka.
Według Wenty Aneta jest z kolei kobietą, która nieświadomie i niemal automatycznie wchodzi w rolę ofiary. Przyjmie wszystko, co partner jej proponuje i jeszcze gotowa jest wyprowadzić się ze wspólnego mieszkania.
- Czy taki związek można nazwać dojrzałym emocjonalnie? Niestety nie, natomiast na pewno jest bardzo trudno poczuć się w nim bezpiecznie. Nie wolno w nim wyrazić swojego zdania, być wysłuchanym, bo za szczerość można zostać ukaranym - wycofaniem i porzuceniem. Dopóty dopóki partnerzy nie zdadzą sobie sprawy ze swoich patologicznych, autodestruktywnych mechanizmów rządzących ich własnym życiem, życie w harmonii zostanie tylko pobożnym życzeniem - zaznacza.
Zobacz też: Nauki o rodzinie ofertą dla studentów? Absolwentka katolickiej uczelni rozczarowana, czego była uczona
Bunt dwulatka?
Andżelika i Paweł mają równo po 30 lat, jakieś mało istotne związki młodzieńcze za sobą i poczucie, że świat należy do nich. Mieszkają razem od dwóch lat, oboje uprawiają boks, kochają spływy kajakowe, japońskie horrory i picie wina z przyjaciółmi do białego rana. Gdy tylko skończy się pandemia, planują ślub.
- On jest cudownym facetem, ale czasami miewa spadki nastroju. Wtedy bez kija do niego nie podchodź. Nauczyłam się, że lepiej wtedy do niego nic nie mówić - opowiada Andżelika.
- Efekt jest taki, że wystarczy drobny pretekst, cokolwiek, by Paweł zerwał nasz związek. Ale nie krzyczy, choć widzę, że jest wtedy zdenerwowany. Mówi, że miarka się przebrała, że on ma dość. Gdy pytam czego ma dość, to nie umie mi nigdy powiedzieć. Nie potrafi też wyjaśnić, co jest przyczyną takiej jego decyzji, bo przecież chyba nie to, że powiedziałam mu, żeby przestał wypluwać obgryzione paznokcie na dywan lub uprał w końcu swoje rzeczy, bo w koszu z bielizną zalegają tylko jego ciuchy.
Jak podkreśla Andżelika, nawet najdrobniejsza uwaga wyprowadza Pawła z równowagi, gdy jest w stanie rozdrażnienia. - Potem, po kilku dniach mojego płakania i jego bezwzględności w zachowaniu, zły humor mu przechodzi i wtedy udaje, że się nic nie stało – mówi kobieta.
- Zaczyna normalnie ze mną rozmawiać, ale nie przeprasza. Gdy próbuję poruszyć ten temat, on zamienia wszystko w żart i mówi, że sam nie wie, dlaczego tak robi... Mam czasem obawę, że jest poważnie zaburzony. Miał potwornie apodyktyczną matkę furiatkę, która skłócała wszystkich ze wszystkimi i w ten sposób zarządzała rodziną. Z drugiej strony wydaje mi się to bardzo dziecinne zachowanie, jakbym patrzyła na bunt dwulatka - mówi.
Anna Wenta wyjaśnia, że stany spadku nastroju Pawła powodują dużo cierpienia, zarówno u niego, jak i u partnerki. - A czy wiadomo, co jest przyczyną tego stanu rzeczy? Wydaje mi się, że jest to stan niepokojący, wymagający wizyty u specjalisty - mówi terapeutka.
- Stan, który może odpowiadać za występowanie tych trudności to tzw. dysocjowanie. Polega on na tym, że wskutek przeżytej traumy, nawet bardzo dawno temu, człowiek zaczyna rozdzielać swoje funkcje psychiczne, które wcześniej działały wspólnie, i zaczyna się zachowywać w sposób niezrozumiały, obcy. Czasami same sytuacje życiowe, które przypominają o traumie, mogą działać jak wyzwalacz - dodaje.
Rzadko kiedy można wytłumaczyć, co tak naprawdę się stało i czemu ma się po prostu wszystkiego dość. Równie niezrozumiałe w tym momencie jest uruchamianie się mechanizmu ucieczki, jednak mężczyzna chce uwolnić się od związku, bez racjonalnego wytłumaczenia. Wywołuje jednocześnie panikę i dezorientację u partnerki.
- Przyjrzałabym się tym zachowaniom bliżej. Warto sprawdzić, czy jest jakiś czynnik, który je wywołuje, jak to wygląda, czy jest w tym jakiś modus operandi, bo być może nie ma to nic wspólnego z zachowaniem partnerki, tylko z trudnościami osobistymi człowieka, który to przeżywa. Oczywiście to tylko jedno z możliwych tłumaczeń - kończy Wenta.