Fashion Philosophy Fashion Week Poland okiem blogerki
Na całym świecie Fashion Week określany jest jako święto mody, ten szczególny czas kiedy jest ona tematem numer jeden, nie schodzi z czołówek gazet, a miejsca, w których odbywają się pokazy zapełniają się setkami modomaniaków.
03.11.2011 | aktual.: 13.09.2018 13:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na całym świecie Fashion Week określany jest jako święto mody, ten szczególny czas kiedy jest ona tematem numer jeden, nie schodzi z czołówek gazet, a miejsca, w których odbywają się pokazy zapełniają się setkami modomaniaków.
Paryż, Mediolan, Nowy Jork czy Londyn – to stolice mody o ugruntowanej już pozycji, czy Łódź ma szanse do nich dołączyć i pokazywać modę na naprawdę światowym poziomie? Fashion Philosophy Fashion Week Poland, który w niedziele oficjalnie się zakończył, dał nam częściowo odpowiedź na to pytanie.
Był to już mój drugi Fashion Week, więc do Łodzi jechałam ze świadomością kolejek, tłumów na pokazach i problemów z akredytacjami. Kuu mojemu zdziwieniu zmieniła się w tym roku lokalizacja – wszystkie imprezy zostały przeniesione w jedno miejsce, a mianowicie na teren Łódzkiej Strefy Ekonomicznej na ul. Tymienieckiego 22/24. Po gorączkowych poszukiwaniach, dosłownie dziesięć minut przed końcem wydawania wejściówek, znalazłam wspomniane miejsce i cóż, bardzo mi się podobało!
Pokazy Off Schedule odbywały się na terenie starej fabryki, w otoczeniu zimnych murów i wysokich stropów i wyglądały naprawdę pięknie i nietuzinkowo – każda kolekcja miała swoją historię i przesłanie – a nie zdarza się to zbyt często. Mój numer 1 jeśli chodzi o Offy? Oczywiście Maldoror, który tym razem pokazał kolekcję typowo do noszenia, nie tracąc przy tym nic z charakterystycznego ducha swoich projektów – była i mroczna czerń i delikatne tkaniny. Piękne połączenie!
Na tym samym terenie, dosłownie obok strefy Off, organizatorzy umieścili Showroomy, które w tym roku naprawdę zachwyciły. Było mnóstwo stoisk z biżuterią, strefa eko, swoje projekty wystawiali młodzi i już bardziej znani twórcy. Ja stałam się dumną posiadaczką peleryny z kapturem marki Lambear, dłużej zabawiłam też przy uroczej biżuterii Animal Kingdom i Ooh!Andy oraz spodniach Madoxa i stoisku sklepu Bookoff.
Wokół showroomów można było znaleźć także stoiska sponsorów i restauracje (pyszne i niedrogie sushi). Ogólnie, podsumowując tę strefę, muszę przyznać, że dla uczestników Fashion Weeku przygotowano więcej atrakcji i udogodnień niż przed rokiem – sam pomysł restauracji na terenie pokazów wydał mi się genialny w swojej prostocie – nie trzeba było marnować czasu na dojazdy do centrum miasta w poszukiwania miejsc do posilenia się.
Wszystkie pokazy zakwalifikowane do tzw. Alei Projektantów odbywały się w namiocie rozstawionym obok pozostałych budynków - trochę jak w Bryant Park w Nowym Jorku, prawda? Niestety, nie udało się uniknąć także ,,nowojorskich'' kolejek, długiego oczekiwania na wejście czy gorączkowego przepychania się w tłumie. Może była to wina zbyt dużej ilości sprzedanych wejściówek, rozdanych zaproszeń typu Special Guest? A może po prostu trzeba cieszyć się z tego, że moda w Polsce zaczyna być wreszcie tematem numer jeden?
Ja na tłumy i kolejki byłam przygotowana i jakoś nie wywarły one na mnie wielkiego wrażenia, chociaż oburzenie widziałam na wielu twarzach. Pokazy były naprawdę świetne – mój faworyt – Zuo Corp, pokazali, że nawet inspirując się na największych markach (Prada, Marni), można wypuścić ciekawą i nowoczesną kolekcję, Agata Wojtkiewicz udowodniła, że jest wiele przepisów na kobiecość, a Joanna Klimas, że pewne fasony (długie, plisowane spódnice) są zawsze ponadczasowe i piękne. Pomimo że nie udało mi się zostać na niedzielne pokazy, to te sobotnie dostarczyły mi inspiracji na prawdziwie modową wiosnę.
Mam nadzieję, że już Wiecie jaka jest odpowiedź na postawione przeze mnie na samym początku pytanie – moim zdaniem polski Fashion Week coraz efektywniej może pretendować do tytułu stolicy mody. Oczywiście organizacyjnie ma przed sobą jeszcze długą drogę, ale to, co w tym najistotniejsze, czyli zdolni twórcy i fantastyczne projekty już są i to na absolutnie światowym poziomie.
Milena Wójcicka - ma 21 lat, mieszka w Warszawie. Kocha modę. Prowadzi blog "milles of fashion".