Fundacja kupiła komputery i dostęp do internetu. Mieszkańcy stworzyli pracownię, która połączyła pokolenia

Przybiegają, by pochwalić się dobrą oceną lub pożalić na kolegę z klasy. Dzwonią, by podstępem zwabić na przygotowane własnoręcznie naleśniki. Pracownia Orange w Tarnowskiej Woli już dawno wyszła poza ramy multimedialnej świetlicy, stając się miejscem rozwoju nie tylko cyfrowych, ale też społecznych kompetencji.

Fundacja kupiła komputery i dostęp do internetu. Mieszkańcy stworzyli pracownię, która połączyła pokolenia
Źródło zdjęć: © Fundacja Orange
Monika Rosmanowska

19.10.2017 | aktual.: 20.10.2017 16:17

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Tarnowska Wola w gminie Lubochnia w województwie łódzkim. Wieś licząca około 450 mieszkańców. Wielu pracuje w pobliskim Tomaszowie Mazowieckim, inni zajmują się gospodarstwem. Już dojazd do wsi jest wyzwaniem, szczególnie gdy GPS uparcie wyprowadza mnie z Kielc w stronę Tarnowa, a nie Łodzi. I gdy później wybiera coraz węższe i bardziej odludne szosy, by wreszcie przez las i piękną aleję pozwolić mi wjechać do miejscowości.

Po obu stronach drogi domy - w sumie kilkadziesiąt. Wjeżdżających od strony Tomaszowa wita przydrożna kapliczka, a żegna sklep i dawna szkoła. Dziś to jedna z 77 Pracowni Orange. Ta akurat z boiskiem do… piłki plażowej. Jeszcze pięć lat temu budynek stał pusty. Gruntownie wyremontowany przez gminę za unijne pieniądze czekał, aż ktoś wypełni go życiem. Czekał na Joannę Seligę.

To była technologiczna pustynia
– Pracowałam wtedy w Gminnym Domu Kultury w Lubochni i zobaczyłam ogłoszenie zachęcające do zgłaszania wniosków na stworzenie Pracowni Orange. Mieliśmy pusty budynek, a fundacja obiecywała wyposażenie – wspomina Joanna Seliga, dziś animatorka w Powiatowym Centrum Animacji Społecznej w Tomaszowie Mazowieckim.

Chcąc spróbować, Joanna musiała zebrać grupę inicjatywną. Zgłosił się nauczyciel, lokalny przedsiębiorca, radny, fryzjerka, księgowa, gospodyni domowa. Wszyscy z Tarnowskiej Woli i pobliskiego Dębniaka. Napisali wymagany przez organizatorów regulamin i przygotowali wniosek poparty przez wójta, właściciela budynku. Ze złożeniem zwlekali do ostatniego dnia.

– Nie do końca wierzyliśmy, że się uda. Radość po ogłoszeniu wyników była ogromna, bo w tym projekcie upatrywaliśmy szansę dla gminy. Wtedy nie byliśmy świadomi, jaka to jest szansa – wspomina Seliga.

Pracownia powstała, by dzieci z Tarnowskiej Woli i okolicznych wsi mogły korzystać z internetu. – Wiem, jak mało ambitnie to brzmi. Jednak pięć lat temu Tarnowska Wola była technologiczną pustynią, a internet był luksusem, dostępnym zaledwie w kilku domach – tłumaczy.

Dziś dzieciaki uczą się w tym miejscu robotyki, programowania, fotografii i samodzielnie drukują w technologii 3D. Pracownia chętnie współpracuje też z sąsiednimi gminami i podobnymi placówkami, rozsianymi po całej Polsce - Otłoczynem, Ryczywołem, Grabowcem.

– W tym ostatnim miejscu, w studiu nagraniowym, które powstało dzięki grantowi Fundacji Orange, nagrywaliśmy muzykę do teledysku naszego autorstwa – chwali się Joanna.

Druk 3D? Łatwizna!
Fundacja Orange wyposażyła świetlicę m.in. w komputery, łącze internetowe, niezbędne meble, telewizor, a nawet konsolę do gier. Zorganizowała również szkolenia i warsztaty dla prowadzących zajęcia wolontariuszy. Mieszkańcy odmalowali ściany, zrzucili się też na dywan i gry dla dzieciaków. Z kolejnego grantu kupili drukarkę 3D, z którą jeżdżą do szkół nie tylko w gminie, ale i poza nią.

– W Tomaszowie nasze dzieci, swobodnie rozprawiające o druku 3D, zrobiły niemałe wrażenie na swoich kolegach z miasta – śmieje się Seliga.

*Dziś świetlica to miejsce spotkań. W sali obok pracowni komputerowej ćwiczą tancerze. *
– Gdyby nie Pracownia Orange ta formacja nigdy by nie powstała. Przychodząc na zajęcia komputerowe, dzieciaki odkryły w sobie talenty – taneczny, wokalny… – zapewnia Seliga.

Bo pracownia to nie tylko komputery i nowe technologie. Od kilku lat młodzi integrują się ze starszym pokoleniem, organizując dzień seniora i obchodząc ze swoimi babciami i dziadkami ich święto. Wspólnie nagrali piosenkę, w której starsi rapują, a sami intonują refren na ludową nutę. W pracowni szlifują angielski, mają zajęcia fitness, garncarskie, florystyczne, kulinarne. Organizują maratony filmowe, ogniska, grille.

– Kiedyś to my musieliśmy zapraszać młodzież, organizować im czas. Dziś przychodzą i nas motywują do działania – przyznaje animatorka.

Wokół pracowni mieszkańcy mają do dyspozycji teren z murowanym grillem, altanką, boiskiem do piłki nożnej i plażowej. Wszystko zrobili sami. Działając w ramach tzw. inicjatywy lokalnej, dali swój czas i energię do pracy, znaleźli sponsorów.

Jedna świetlica, 500 wychowanków
Pierwsi podopieczni pracowni studiują dziś w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu. Dzięki aktywności w świetlicy wyjazd do dużego miasta nie był dla nich problemem. To w świetlicy dzieciaki nauczyły się pracy w grupie, wzajemnej tolerancji, rozmowy, ale też rozwiązywania problemów i konfliktów.

– Przychodzą do nas, gdy chcą się pochwalić dobrą oceną lub pożalić na kolegów w szkole. Są z nami związani, nazywają pracownię drugim domem. Często zostają po zajęciach, gotują we wspólnej kuchni. Zdarza się, że dzwonią do mnie, bym szybko przyjechała, bo mają ważną sprawę, po czym witają mnie od progu naleśnikami i herbatą – śmieje się Joanna.

Na stałe z oferty pracowni korzysta kilkadziesiąt osób. – Jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Podczas organizowanego przez nas co roku pikniku integracyjnego przewija się co najmniej pół tysiąca gości. Po tej imprezie zostaje w pracowni nowy narybek. Dziś ci, którzy przychodzili tu na początku, są wolontariuszami pracującymi z kolejnym pokoleniem – mówi Joanna.

Tak jak Jakub Golak. – Wychowałem się tu, a teraz wychowuję innych – śmieje się.
Do pracowni trafił, bo potrzebny był wokalista do musicalu. Na próbie się spodobał i został, a gdy podczas drugiego przedstawienia na scenę nie wyszedł tancerz, w pół godziny nauczył się choreografii. – Zacząłem tańczyć i trwa to do dziś. Pomagam też przy formacji tanecznej, uczę się pracy po drugiej, organizacyjnej stronie – mówi.

Do pracowni wpada między jedną a drugą pracą. – Dziś patrząc na te dzieciaki, widzę siebie sprzed lat. Osoby trochę roztargnione, które nie zawsze poważnie podchodzą do sprawy, nie w pełni się angażują, ale takie już jest prawo młodości. Kiedyś to oni – mam nadzieję – zastąpią mnie w pracy z kolejnym pokoleniem – zdradza.

Do końca roku powstanie 25 kolejnych pracowni. Gdzie? To zależy także od Ciebie. Do 20 października trwa internetowe głosowanie, po którym zostaną wybrane Grupy Inicjatywne którym zostanie wręczony grant w wysokości 30 tys. zł na działania Pracowni. Wyniki już 26 października!

Komentarze (0)