Gdy alkohol wkracza pomiędzy kobietę a mężczyznę. Historie związków
"Każdy facet pije, czepiasz się", "Trzeba się czasem zresetować” - to najczęściej słyszy się od partnera, który nie wylewa za kołnierz. Ty już wiesz, że jego picie dawno wymknęło się spod kontroli, ale on jest przekonany, że to nadal tylko niewinna butelka wódki i zgrzewka piwa wypita z kumplami.
25.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 08:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W naszym społeczeństwie natura alkoholu jest dwoista. Z jednej strony pijemy niemal przy każdej okazji - opijamy sukcesy i porażki, narodziny i pogrzeby, a więc alkohol na stołach jest obecny przez całe życie. Od czasu do czasu można przecież się upić i zrobić coś głupiego i nieodpowiedzialnego. Z drugiej strony nie można zapomnieć, że istnieje granica, po przekroczeniu której zaczyna się problem. Wtedy picie zamienia się w tabu, a pijący i jego bliscy zostają odrzuceni przez społeczeństwo. "To patologiczna rodzina, sami są sobie winni" - mówią i odwracają wzrok. Dlaczego tak się dzieje? Kiedy powinna zapalić się czerwona lampka i jak zatrzymać efekt alkoholowego domina?
Dobre złego początki
- Z Łukaszem poznaliśmy się w liceum, byliśmy w jednej klasie. Pierwsze imprezy, papierosy i alkohol - to wszystko do dzisiaj mi się z nim kojarzy. W liceum czy później na studiach wszyscy wtedy dużo piliśmy, ale kiedy myślę o nim, mam wrażenie, że od początku pił inaczej niż reszta. Upijał się bardzo szybko, ale mógł pić w nieskończoność. Nigdy nie miał kaca, a podczas wspólnych wyjazdów jego pierwszego można było zobaczyć rano z butelką piwa. Mimo to wszyscy go uwielbialiśmy, bo po alkoholu był gwiazdą każdej imprezy. Przystojny, towarzyski, zawsze w dobrym humorze. Nawet kiedy na ostatnim roku zawalił studia i zamiast spełniać swoje marzenia o karierze ekonomisty, został "zmuszony" do pracy w rodzinnej firmie. Rodzice w ten sposób liczyli, że się opamięta, że "będzie musiał w końcu dorosnąć” - mówi Marta, partnerka Łukasza.
- Oczywiście tak się nie stało, mimo jego licznych zapewnień, że "to już ostatni raz” albo "od początku roku nie piję” itd. Lekka praca u rodziców była dla niego udręką, a jedyne, na czym mu zależało, to wypłata na czas. Stopniowo coraz mniej dokładał się do czynszu w naszym mieszkaniu, pieniądze "ginęły" mu z konta. Podobnie jak klucze i kolejne telefony z kieszeni. Wtedy patrzyłam na to wszystko inaczej, wydawało mi się, że on się trochę pogubił i jest jak mały chłopiec, którego trzeba poprowadzić za rączkę - opisuje swój dramat 30-latka.
Pewnie część z nas poproszona o opisanie alkoholika powiedziałaby, że to brudny dziad, który leży gdzieś w rynsztoku. Albo facet na zasiłku, który katuje rodzinę. To jednak tylko stereotypy. Alkoholizm to nie jest po prostu brak umiaru w piciu. Nie jest to też problem "ludzi z marginesu”.To społeczna i bardzo demokratyczna choroba, sięgająca od nizin po szczyty (tzw. wysoko funkcjonujący alkoholicy). Według danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), choroba może dotykać 2 proc. społeczeństwa (w Polsce ok. 800 tysięcy osób), a osób pijących szkodliwie może być nawet 2-2,5 miliona. To więcej niż liczba mieszkańców Warszawy.
Co więcej, nie każdy alkoholik upija się do nieprzytomności i pije tygodniami. Takie myślenie o chorobie zakrzywia jej obraz i sprawia, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z własnego uzależnienia lub uzależnienia kogoś bliskiego. Czasem wystarczy codzienna lampka wina albo "reset w każdy weekend”.
- O symptomach uzależnienia można w sieci przeczytać wiele i jeżeli cokolwiek nas niepokoi, czujemy, że cierpimy my lub rodzina, warto wybrać się do specjalisty, który postawi właściwą diagnozę - wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta Monika Dreger, psycholog, założycielka Warszawskiej Grupy Psychologicznej, współautorka książki "Co boli związek?”.
Świat iluzji i zaprzeczeń
- Jacek i ja poznaliśmy się na ślubie mojej kuzynki, miałam wtedy 20 lat, on był o 7 lat starszy, poważny. Świetnie tańczył. Właściwie to całe wesele przetańczyliśmy razem i tak już zostało. Szybko wzięliśmy ślub, po roku urodziła się córeczka. Wszystko zapowiadało się dobrze, ja byłam na urlopie macierzyńskim, później na pół etatu wróciłam do pracy. Jacek pracował jako handlowiec, sporo jeździł po Polsce, ale też dobrze zarabiał. Czy już wtedy widziałam niepokojące objawy? Nie… Zawsze lubił wypić, ale nie wykraczało to ponad normę… problemy zaczęły się po narodzinach drugiego dziecka - wyjaśnia Zuzanna. - Zrobił się bardziej nerwowy, narzekał, że dzieci są za głośno, a w domu nie można odpocząć. Coraz częściej wyjeżdżał w delegacje, a w piątki wychodził. W stosunku do mnie zrobił się oschły, a z czasem nawet złośliwy. Kiedyś wrócił do domu wstawiony, stanął w przedpokoju i powiedział: Poszli wreszcie spać, więc mogłabyś coś ze sobą zrobić i raz nie wyglądać jak sprzątaczka. Zatkało mnie wtedy, schowałam się w łazience, puściłam wodę do wanny i pierwszy raz płakałam - mówi ze łzami w oczach 41-latka.
Alkoholizm rozwija się stopniowo, a mechanizm iluzji i zaprzeczeń dotyka nie tylko chorego, ale rozciąga się na całe jego otoczenie. Często zdarza się, że nie tylko chory żyje w przekonaniu, że wszystko jest ok, a "urwany film to nie koniec świata”.
- Cały czas tłumaczyłam sobie, że Jacek ma prawo, żeby taki być. Jest zmęczony, dużo pracuje, dzieci faktycznie bywają męczące. A ja… no cóż. Figura trochę się zmieniła, a przy tylu obowiązkach nie miałam ani czasu, ani ochoty na wizyty u fryzjera. Straciłam też ochotę na seks. Wydawało mi się, że nie jest nieszczęśliwy, a to, że raz czy drugi wróci po paru kieliszkach i powie mi coś przykrego… zdarza się. Przecież każdy może mieć gorszy dzień. Mój mąż pracował, jeździliśmy na wakacje - jaki z niego alkoholik?! Myślę, że gdyby wtedy ktoś tak o nim powiedział, wywołałby we mnie oburzenie. Przemoc? Bez przesady! Nie jesteśmy jakąś patologią! - zapewnia Zuzanna.
Podobnie myśłała Marta. - Łukasz potrafił każdego przekonać, że wszystko jest w porządku. Nawet, kiedy leżał w domu i od rana pił piwo, tryskał humorem, a zaraz potem smażył jajecznicę i wyglądał normalnie. Wszyscy nadal go uwielbiali i wiele mu wybaczali. Tylko ja jakoś przestawałam lubić to jego mętne spojrzenie i czasem z kilkuset metrów potrafiłam odgadnąć, że pił. Czułam wtedy jakiś dyskomfort, rozczarowanie, ale nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Bałam się, że zostanę odrzucona i dostanę łatki Matki-Polki, co nie daje żyć - żali się kobieta.
Osoby współuzależnione czują, że coś jest nie tak, ale nie potrafią, a czasem nie chcą tego przerwać, ponieważ musiałyby stanąć twarzą w twarz z bolesną prawdą, od której na co dzień uciekają. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu obawa przed stygmatyzacją i odrzuceniem są w pełni uzasadnione: "Dzieci w szkole nie będą gadać, że moje mają ojca pijaka", "Co będzie jak w pracy się dowiedzą?”. Chyba nikt nie chciałby doświadczyć takich reakcji od swojego otoczenia.
- Te kobiety wstydzą się podwójnie: za niego, bo pije i za siebie, bo z nim są. Zwłaszcza, kiedy w parze z piciem idzie bicie. Tak działa współuzależnienie. Partnerki często nieświadomie wspierają uzależnienie, kryjąc mężczyznę, lecząc go podczas kaca, a nawet biorąc kredyty - mówi Monika Dreger, psycholożka.
Jako partnerki, nie chcemy też być odbierane jako opresyjne, przysłowiowe "baby z wałkiem”. Kultura ukształtowała nas tak, żeby "swoje brudy prać w domu” i często, zwłaszcza w małych społecznościach, kobieta, która zdecyduje się powiedzieć głośno o piciu partnera albo przemocy domowej, jest bardziej piętnowana niż sprawca.
- Partnerki alkoholików mają zerową samoocenę. Boją się, że jeśli nie on to nikt już ich nie zechce. Dodatkowym czynnikiem jest często przemoc ekonomiczna. Pamiętajmy, że wśród uzależnionych sa też wysoko funkcjonujący alkoholicy - prezesi firm, lekarze i prawnicy - dodaje specjalistka.
Czy jest nadzieja?
- Po tamtej kłótni postanowiłam zmienić swoje relacje z mężem - wspomina Zuzanna. - Poszliśmy razem na urodziny kolegi. Pierwszy raz od dawna wychodziliśmy razem i cieszyłam się, jakby to była nasza pierwsza impreza. Poszłam do fryzjera, kupiłam nową sukienkę i postanowiłam, że tego wieczora będziemy bawić się najlepiej, nie będzie kłótni, a ja zamiast "ciągle narzekać” (jak mówił mój mąż), sprawię, że znowu się we mnie zakocha. Niestety Jacek zamiast tańczeniem, zajęty był piciem wódki. Na mnie prawie wcale nie zwracał uwagi. Byłam wściekła i ze złości sama zaczęłam pić kieliszek za kieliszkiem, a kiedy już byłam wystarczająco pijana, poszłam do niego i nazwałam chamem, który nawet nie zatańczy z własną żoną. Zaczęliśmy się kłócić. Pociągnęłam go za koszulę krzycząc, że natychmiast wracamy do domu, odepchnął mnie i wykrzyczał "spie......j”. Czułam się upokorzona i samotna. A najbardziej zabolało mnie to, że nikt za mną nie wybiegł. To nie był pierwszy raz, kiedy mnie uderzył, ale pierwszy, kiedy zrobił to publicznie. Po tym wydarzeniu zabrałam dzieci i wyprowadziłam się do rodziców - tłumaczy kobieta. To przelało czarę goryczy.
Jedyną szansą na normalne życie są terapie uzależnień lub spotkania AA. Żadna miłość, żadne pieniądze ani groźby nie sprawią, że ktoś przestanie pić. To musi być jego świadoma decyzja. Rodzina również powinna liczyć się z tym, że to nie będzie droga usłana różami. Zdarzają się nawet przypadki, w których zmiana trybu życia doprowadza do rozbicia związków. Wielu specjalistów zaleca także terapię dla partnerek oraz dzieci alkoholików.
- Jestem za tym, żeby dawać drugą szansę, jeśli uważamy, że warto. Ale pamiętajmy, że to bardzo trudna choroba, z której długo i trudno się wychodzi. Czasem potrzeba kilku prób. Pamiętajmy też, że mamy tylko jedno życie i szkoda byłoby obudzić się w wieku 80 lat i stwierdzić, że było nieszczęśliwe - mówi Monika Dreger.
Nie każda kobieta ma siłę odejść od partnera-alkoholika. Nie zawsze jest to także konieczne, bo czasem dzięki terapii udaje się uratować związek. Zależy to jednak od determinacji osoby uzależnionej.
- Łukasz był na kilku terapiach, ale każdą przerywał. Raz mówił, że jest za młody na abstynenta, potem, że miał doła i musiał się napić. Trochę mi to zajęło, ale w końcu z nim zerwałam. Podobno nie mógł się z tym pogodzić, ale jakoś nie zmotywowało go to do zmian w życiu. Nie mamy kontaktu. Nie żałuję - dodaje 30-letnia Marta.
- U rodziców mieszkałam ponad rok. Poszłam na terapię, która pomogła mi być twardą po to, by ratować nasz związek. Bo w głębi duszy nadal kochałam męża. W tym czasie Jacek poszedł na terapię uzależnień i AA. Wybaczyłam mu i dzisiaj mieszkamy znowu razem. On kilka razy w tygodniu chodzi na swoje zajęcia, ja swoje. Próbujemy odbudować to, co było między nami i powoli się do siebie zbliżamy na nowo - zapewnia Zuzanna.
*Imiona bohaterów zostały zmienione
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl