Georgii mieszka w Polsce od 5 lat. Właśnie został zaatakowany przez ochroniarza w dyskoncie
– Nie ma nic bardziej poniżającego, niż kiedy idziesz w kajdankach, pchany przez ochroniarza, w centrum Krakowa. Patrzyłem przez łzy na ludzi dookoła i nie rozumiałem, czemu mi nikt nie pomógł – opowiada Georgii Stanishevskii.
25.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 14:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dramatyczny incydent w krakowskiej Biedronce opisał w mediach społecznościowych Georgii. Jest Rosjaninem o polskich korzeniach. Od pięciu lat wraz z rodziną mieszka w Polsce, a od roku ma polskie obywatelstwo.
W poniedziałek jego młodsza siostra obchodziła 15. urodziny. Mężczyzna poszedł rano do sklepu, by kupić jej kwiaty i słodycze. Zapłacił za nie w kasie samoobsługowej Biedronki, a paragon schował do kieszeni i spokojnie wyszedł ze sklepu.
Szedł powoli w kierunku przystanku na ulicy Starowiślnej. Był już prawie na przystanku, kiedy poczuł trzy mocne uderzenia w plecy.
– Obróciłem się i  zobaczyłem grubego, ok. 25-letniego mężczyznę, który chwycił mnie za ręce i próbował coś z nimi zrobić – relacjonuje Georgii.
Okazało się, że zaatakował go ochroniarz z Biedronki. Georgii zapytał go, co się dzieje. – Kiedy usłyszał obce dźwięki, powalił mnie na ziemię, usiadł na moim kręgosłupie i zaczął zakładać mi kajdanki. Ja natomiast z twarzą przyciśniętą do chodnika prosiłem, by mnie puścił. Nie wiedziałem, co się dzieje – opisuje klient dyskontu.
Według jego relacji ochroniarz nie tylko nie puścił, ale zaczął mocniej dociskać swoim kolanem. – Zacząłem krzyczeć, że się duszę, wołałem przechodniów o pomoc, prosiłem, by wezwali policję – podaje Georgii.
Nikt mu jednak nie pomógł. Krakowianie przechodzili obok niego i nawet nie zwracali uwagi na incydent. – Nie udało mi się wzbudzić reakcji tłumu, ale reakcja kretyna, który mnie dusił, była błyskawiczna – wspomina napadnięty mężczyzna.
Ochroniarz miał warknąć do niego: "Zamknij się ty, k**wa, Ukraińcu". A później spryskał go po oczach gazem pieprzowym.
Mężczyzna przestał krzyczeć, bo bał się, że może pogorszyć swoją sytuację. W kajdankach został doprowadzony z powrotem do dyskontu.
– Nie ma nic bardziej poniżającego, niż kiedy idziesz w kajdankach, pchany przez ochraniarza Biedronki, w centrum Krakowa. Patrzyłem przez łzy na ludzi dookoła i nie rozumiałem, czemu mi nikt nie pomógł? – opowiada mężczyzna.
Podkreśla, że w momencie, w którym zrozumiał, że mężczyzna, który go zaatakował jest ochraniarzem z Biedronki, to powiedział mu, że ma paragon.
Zostawiony bez pomocy
Dopiero na zapleczu sklepu ochroniarz miał zapytać: - No i gdzie, k**wa, niby masz ten paragon?!
Georgii wskazał kieszeń kurtki. Ochroniarz wyjął paragon z kieszeni, a potem ściągnął mu kajdanki i wypchnął z powrotem na halę sklepu. – Nie powiedział do mnie nic. Nie przeprosił za to, że się pomylił, po prostu mnie wyrzucił – opowiada klient Biedronki.
Na sali sprzedażowej Georgii zaczął szukać kierownika sklepu. W końcu podeszła do niego jedna z pracownic twierdząc, że jest kierownikiem. – Odmówiła mi pomocy, a miałem okropny ból w oczach, chciałem je przepłukać wodą. Dopiero jak zadzwoniłem na policję, zostałem dopuszczony do kranu z wodą – relacjonuje mężczyzna.
W sklepie czekał na przyjazd policji. – Co jako pierwsze zrobił policjant? Zmusił mnie do nałożenia maseczki, a przez to dusiłem się dwa razy mocniej, bo nie mogłem normalnie oddychać. Cała maseczka była zalana gazem – tłumaczy napadnięty klient.
Policjanci wzięli jego dowód, wprowadzili dane do systemu, poprosili o dowód ochroniarza i tyle. – Zostałem poinformowany, że żeby wszcząć postępowanie, muszę stawić się osobiście na komisariacie na ul. Szerokiej w Krakowie – mówi Georgii.
Ale zgłoszenia o przestępstwie w poniedziałek od niego nie przyjęto. – Usłyszałem, że niepotrzebnie czekam, bo bez karty informacyjnej ze szpitala nie będę przyjęty. Poszedłem więc do szpitala – dodaje mężczyzna.
Wrócił na komisariat we wtorek. I znów został odesłany. To samo było dziś. – Usłyszałem, że nie ma policjanta, któremu teraz została przydzielona moja sprawa – mówi nam Georgii.
Nie chcemy tego pracownika
Redakcja Wirtualnej Polski skontaktowała się z siecią handlową, policją i firmą ochroniarską. "Ta sytuacja nie powinna się zdarzyć, a klienta przede wszystkim przepraszamy", napisało nam biuro prasowe dyskontu.
Zapewniło też, że "natychmiast po otrzymaniu pierwszego sygnału poddało zdarzenie gruntownej analizie". "Nie ma i nie będzie naszej zgody na takie zachowanie, a ten pracownik zewnętrznej agencji ochrony nie będzie więcej pracował w naszych sklepach", poinformowała nas Biedronka.
Dziś po południu z klientem skontaktował się przedstawicielka Biedronki i oficjalnie go przeprosiła. - Kobieta, która ze mną rozmawiała, powiedziała, że jeszcze jutro zadzwoni, bo sklep musi zająć oficjalne stanowisko w tej sprawie - powiedział nam wieczorem Georgii Stanishevskii.
Anna Wolak-Gromala z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Krakowie w rozmowie z Wirtualną Polską przyznała, że taka interwencja miała miejsce w Biedronce. – Więcej szczegółów będę mogła podać w czwartek, gdy dostaniemy informacje z komisariatu – dodała Anna Wolak-Gromala.
Po naszej interwencji do Georgija odezwano się z komisariatu i zaproszono na złożenie zeznań, które, jak dowiedzieliśmy się przed chwilą, miało miejsce w środowy wieczór.
Agencja ochrony do czasu publikacji nie odniosła się do poniedziałkowego incydentu. Czekamy na jej stanowisko.
Stanishevskii studiuje w Polsce informatykę i, jak twierdzi, Polacy przyjmują go zawsze wspaniale.
– Nigdzie nie spotkałem tak życzliwych ludzi jak w Polsce. Wcześniej miały miejsce co prawda dwie sytuacje ze mną i tatą, ale bez użycia przemocy, jak w tym przypadku – opowiada nam mężczyzna. – Wówczas to byli kibice albo bardzo pijana młodzież. Działo się to poza Krakowem. Rozumiem, że to są wyjątki. W tamtych przypadkach wyzywali mnie i tatę, ale w Rosji takie sytuacje są dużo częstsze. Natomiast przez ochroniarza zostałem pobity pierwszy raz w życiu.
Czy odebrał to jako atak na tle narodowościowym?
– Gdy mnie złapał, jeszcze chyba nie wiedział, że jestem obcokrajowcem. Ale gdy zacząłem mówić, jego agresja wielokrotnie się nasiliła. Zaczął mnie torturować – relacjonuje nam.
– Gdybym krzyczał do ludzi bez akcentu rosyjskiego, może by ktoś zwrócił na mnie uwagę, nie wiem. Szczególna agresja wobec mnie ewidentnie była skutkiem tego, że byłem obcokrajowcem – dodaje. – Ale ja dalej zamierzam mieszkać w Polsce, bo tu mam najwięcej znajomych, jestem już Polakiem.