Gita i Lale. Wielka miłość w czasach Zagłady© Materiały prasowe | .

Gita i Lale. Wielka miłość w czasach Zagłady

Heather Morris nie może powstrzymać łez, gdy mówi o Lale Sokołowie, "Tatuażyście z Auschwitz". Historia o wielkiej miłości i woli przetrwania, którą opowiedziała Nowozelandka, wstrząsa i porusza.

Rok 1942. Obóz Auschwitz. Przy małym stoliku siedzi 26-letni Żyd. To Lale Sokołow. Igła, tusz, ukłucie – na skórze kolejnego więźnia pojawia się obozowy numer. Następny więzień i następny. Tatuażysta Lale zatraca się w swojej pracy. Nigdy nie podnosi wzroku. Nie chce patrzeć współwięźniom w oczy. Wyjątek zrobił raz, gdy poczuł w swoich dłoniach miękką, kobiecą rękę. Zerknął w górę, a to spojrzenie odmieniło całe jego życie. To była ona. Ta jedyna. Gita.

Karolina Błaszkiewicz: Czy Lalemu spodobałaby się pani książka "Tatuażysta z Auschwitz"?
Heather Morris: Tak. Myślę, że byłby wręcz zachwycony. Miał okazję przeczytać scenariusz, który napisałam wcześniej i bardzo mu się podobał.
W scenariuszu było sporo rzeczy, które potem Lale poprosił, żebym napisała od nowa. Okazało się, że nie zrozumiałam ich tak, jak powinnam, więc je zmieniłam.

Czuła pani, że ma jego błogosławieństwo?
Kiedy pisałam książkę na podstawie scenariusza, to czułam obecność Lalego. Wręcz jakbym słyszała jego głos w głowie mówiący: "To nie tak miało być! Musisz to zmienić". Aż miałam ochotę się odwrócić i spojrzeć za siebie. Miałam wrażenie, że stoi za mną.

Kim dla pani był Lale? Spędziliście razem dużo czasu.
3 lata. Dokładnie tyle czasu minęło odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy do chwili jego śmierci. Bo miałam okazję spędzić z nim czas kilka godzin przed jego odejściem. Przez ten czas zdążyliśmy się zaprzyjaźnić.

W pewnym momencie nie chodziło już o pisanie książki, tylko właśnie o przyjaźń. Przyjaźń pomiędzy mną a nim, a także między nim a moją rodziną. Moi bliscy bardzo go kochali.

Chodziliśmy do kina, zabierał mnie na różnego rodzaju spotkania towarzyskie podczas, których przedstawiał mnie jako swoją dziewczynę. Kiedyś poprosiłam, by tak nie mówił, bo jestem mężatką.. Zwiesił głowę, prawda jest taka, że umiał wyglądać jak taki zbity pies, i odparł: - No dobrze, nie będę już tak mówił. To nie jest moja dziewczyna, to moja kochanka! (śmiech)

To, co mnie uderzyło, to fakt, że Lale zakochał się w Gicie od pierwszego wejrzenia. Przecież był taki młody. Miał tylko 26 lat i już wiedział, że to miłość jego życia.
To było tym bardziej zaskakujące, bo zanim trafił do obozu był playboyem. Miał dużo kobiet, bardzo się tym chwalił i był z tego dumny. Wiedząc to, rozmawiając z nim 60 lat później, byłam więc zdziwiona.

Ta jego przemiana była naprawdę niesamowita. Chociaż warto pamiętać, że flirciarzem pozostał do końca życia.

Czym według pani dla Lalego była miłość?
Dla niego to było wszechogarniające uczucie. Od momentu, kiedy Gita pojawiła się w jego życiu, kochał ją absolutnie całym sobą, każdą częścią siebie. Przez 60 lat małżeństwa był absolutnie skupiony na Gicie. Nie mógł oczu od niej oderwać, co widać na zdjęciach w książce. Aż jestem zazdrosna.

Czy może pani zdradzić coś, czego w niej nie było?
Mogę na pewno powiedzieć, że fizyczna miłość Lalego i Gity, gdy byli w obozie, daleko wykraczała poza to, co opisałam. Nie zdradziłam więcej po pierwsze dlatego, że czułam, że jest to nie na miejscu. Druga sprawa, miałam ograniczoną liczbę stron, nie wszystko mogło się zmieścić. Ale Lale i Gita byli młodzi. Mieli swoje potrzeby. A on był po prostu prawdziwym facetem, działy się więc różne rzeczy.

Z drugiej strony bardzo nie chciałabym sprawić wrażenia, że to była historia dwojga kochanków, którzy mogli spotykać się, kiedy tylko chcieli. Przez 2,5 roku mieli może kilkanaście zbliżeń.

Pamiętam fragment, że syn Gary był jednak wstrząśnięty opisem seksu rodziców w Auschwitz.
Lale bardzo nalegał, by ta scena znalazła się w książce. A jest ona w pewien sposób hołdem dla niego. Chociaż rzeczywiście, kiedy Gary się dowiedział, trzepnął ojca po głowie i krzyknął: "Jak mogłeś spać z moją mamą przed ślubem?".

Kiedy siedzieliśmy razem z Garym w domu Lalego, specjalnie wykorzystałam jego obecność, by spytać czy prawdą jest to, co napisałam. Lale powiedział, że tak. Drugie pytanie, jakie mu zadałam brzmiało: "Czy chcesz, żebym to wyrzuciła". Odpowiedź brzmiała: "Absolutnie nie".

W obozie między ludźmi istniała niesamowita bliskość. Dziś każdy żyje trochę sam dla siebie.
Być może żyjemy inaczej, ale mam nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli znaleźć się w takich okolicznościach, jak te opisywane w książce. Natomiast wszyscy jesteśmy ludźmi. Ludzie to stworzenia stadne. Potrzebujemy innych.

Ci, którzy żyli w Auschwitz zdawali sobie sprawę, że najprawdopodobniej ich rodzin na zewnątrz już nie ma, że nikt na nich nie czeka. W związku z tym tworzyli nowe rodziny wewnątrz obozu. Taka potrzeba pocieszenia drugiego człowieka i bliskości była, wydaje mi się, najsilniejszym uczuciem, jakie w obozie istniało. Poza tym wszyscy mieli wspólnego wroga. To też zbliżało.

Lale był szczególnie związany z Cyganami, z którymi dzielił blok.
To historia, która sprawiała, że Lale zamieniał się w kłębek nerwów. To było dla niego niewyobrażalne przeżycie. Pamiętajmy, że żydowski mężczyzna i przedstawiciele społeczności cygańskiej w normalnym świecie raczej by się nie spotkali. Dla niego było to więc coś niezwykłego. Kiedyś powiedział: "Gdy ktoś nas postrzeli, każdy krwawi na czerwono".

Pytała pani wcześniej o to, czego nie umieściłam w książce. Jest jeszcze coś takiego. Zaczęłam mówić o tym dopiero niedawno. Chodzi o fakt, że Lale tatuował dzieci. Poprosił, żebym wycięła z książki. To sprawiało jemu i tym dzieciom niesamowity ból… Ale zaczęłam mówić, ponieważ w Wielkiej Brytanii pojawiło się kilka krytycznych komentarzy wobec tego faktu. Pomyślałam wtedy: "Ludzie, dajcie spokój". Spełniam obietnice, które dałam starszemu człowiekowi. Więc naprawdę już nie drążmy tego.

Ja bym jednak chwilę podrążyła. Wanda Witek-Malicka, badaczka Centrum Badań Muzeum Auschwitz, w swoim artykule zarzuciła pani świadome przeinaczanie faktów, np. zawyżanie numerów więźniów, wykorzystanie penicyliny, której nie wynaleziono w 1943 r. czy stworzenie niemożliwej relacji seksualnej między Żydówką a esesmanem.
Jeśli chodzi o zarzut dotyczący penicyliny, to rzeczywiście myślę, że to błąd mój i mojego wydawcy. Powinniśmy to lepiej sprawdzić. Ja cytowałam Lalego, który opowiadał tę historię w kontekście 2015 r. Biorę za to odpowiedzialność. W kolejnej wersji książki zmieniliśmy słowo "penicylina" na lek. Ale myślę, że to nie jest taki szczegół, który zniekształca historię, którą przedstawiłam.

Odniosę się też do Cilki, dziewczyny wykorzystywanej przez niemieckiego dowódcę. Mama zeznania tak wielu osób, które były wtedy na miejscu i potwierdzają ich relację. Niemożliwe, by wszyscy kłamali. Zresztą powodem, dla którego potem trafiła do gułagu było prostytuowanie się z wrogiem. Oczywiście tego nie robiła. To była 16-letnia młoda dziewczyna, która nie miała wyboru. Ludzie mogą oczywiście mówić, że to nieprawdopodobne. Cóż, wysoce nieprawdopodobne było również to, że 6 mln ludzi zginie w obozach, a tak się stało.

Co pani wiedziała o Auschwitz, zanim poznała Lalego?
Prawda jest taka, że bardzo mało. Miałam bardzo ogólny obraz. Wiedziałam o tym, że obozy koncentracyjne istniały, czytałam dzienniki Anny Frank, słyszałam o tym, co się działo, ale nie znałam żadnych szczegółów.

W takim razie Lale mógł trochę podkoloryzować tamten okres swojego życia. Sama pani pisała i mówiła, że potrafił się wykpić z każdej sytuacji i był bon vivantem.

Ciężko powiedzieć, czy to zrobił. Lale starał się czerpać z życia całymi garściami. Ale muszę powiedzieć, że kiedy rozmawialiśmy o Auschwitz, był zawsze bardzo skupiony i mówił do rzeczy. Mam taką nadzieję, że między wierszami widać, jakim naprawdę był człowiekiem i jakie potem miał życie. Było dobre. Ale dopiero kiedy uporał się ze swoją przeszłością.

Odwiedziła pani Auschwitz trzykrotnie. Co pani tam czuła?
Byłam otumaniona, ogłuszona. Kiedy tam trafiłam po raz pierwszy, nie czułam niczego. Nie byłam w stanie nic przetworzyć. Kiedy po 5 godzinach w Birkenau razem z grupą żydowskich studentów z USA wracaliśmy do autobusu, poprosili byśmy na chwilę usiedli na trawie.

Poza nauczycielami, byli z nimi rabini. W pewnym jeden wstał i opowiedział, że przed przyjazdem – a pochodził z Florydy – odwiedził dwie kobiety z jego kongregacji, które przeżyły Auschwitz jako dzieci. Zawsze widział, że bezwładnie dotykają tatuaży. W końcu zapytał je o nie. Odpowiedziały, że nie pamiętają czy bolało, gdy je im robiono, ale pamiętają, że tatuujący je człowiek powtarzał: "Bardzo przepraszam, jest mi strasznie przykro. Mam nadzieję, że was nie boli. Przepraszam, przepraszam".

To był Lale?
Tak. Wtedy wszystko złożyło się dla mnie w całość.

Najpierw opisała pani jego historię w formie scenariusza. Muszę więc zapytać, kiedy powstanie filmie o Lalem?
Na razie nie będzie filmu, ale powstanie serial. Pewna brytyjska stacja podjęła się jego realizacji i ujrzy on światło dzienne za około 12 miesięcy. I być może potem powstanie film.

Hollywoodzki?
Na pewno nie. Chociaż Lale chciał, żeby zagrał go Ryan Gosling. W roli Gity widział zaś Natalie Portman. To były jego typy.

Nie będę pytać, kto mógłby zagrać Cilkę, ale zapytam o książkę o niej.
Jak wszystko dobrze pójdzie, to książka zostanie opublikowana w październiku tego roku. To, czego dowiedziałam się na temat czasu, który spędziła w gułagu, jest absolutnie niezwykłe. Była tam 10 lat i ta jej chęć przetrwania, którą miała już w jednym obozie, przetrwała również w drugim. W gułagu pracowała w szpitalu, co dało jej szansę na przeżycie. Wiem, że potem odbyła kursy, by stać się profesjonalną pielęgniarką. Była niesamowicie odważną kobieta, która uratowała niezliczoną liczbę żyć. Potem się zakochała i przeżyła ze swoim mężem 50 lat, mieszkając w Koszycach na Słowacji.

Na koniec zapytam, co powiedziałaby pani Lalemu, gdyby miał okazję być świadkiem sukcesu książki?
Nie miałabym szansy nic powiedzieć, on mówiłby cały czas za nas dwoje (śmiech). Ale myślę, że tańczylibyśmy na środku pokoju szczęśliwi i podekscytowani. Bo to robiliśmy, gdy zdarzały się wesołe chwile. Chociaż dla mężczyzny w jego wieku tańce to nie taka prosta sprawa. Miał też psa i czasem, gdy był bardzo radosny, to łapał go za przednie łapy i tańczyliśmy we trójkę.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (164)