Goła kostka w styczniu, czyli jak powstają trendy

Jeśli zatrzymaliście się na etapie, na którym największym modowym obciachem jest założenie skarpet do sandałów, to znaczy, że jesteście opóźnieni bardziej niż TLK Karpaty na dzień przed sylwestrem. Wiem, co mówię. Jechałam kiedyś tym pociągiem i miałam wielkiego farta, że w ogóle do niego wsiadłam. Przez okno. Wyruszając z Warszawy Wschodniej do Centralnej dojechał z czterogodzinnym poślizgiem.

Goła kostka w styczniu, czyli jak powstają trendy
Źródło zdjęć: © Pinterest
Karolina Głogowska

19.01.2017 | aktual.: 19.10.2018 14:29

Dziś, jak się okazuje, obciachem jest założenie skarpet w ogóle. Do butów. W zimie. Jeśli nie wierzycie, to zróbcie eksperyment i przejdźcie się w okolice jakiejś uczelni czy modnej knajpy (bo trend lansują głównie młodzi hipsterzy) i znajdźcie człowieka w sneakersach oraz zwykłych, regularnych skarpetach. Powodzenia.

Okej, brutalne fakty są takie, że goła kostka wygląda dużo lepiej niż skarpeta, ale ludzie, jest minus osiem stopni! Co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku, że młodzi ludzie nagle zrzucili skarpety? Na ulicy rządzi teraz taki styl: zielona parka lub puchówka, komin czy inny koc, czapka i goła kostka. Śnieg, nie śnieg, pada poziomo, wieje jak na Uralu, stylówa być musi. Przywodzi mi to na myśl trzy wesołe wspomnienia i jeden smutny morał.

Pierwsze wspomnienie to takie, jak pierwszy raz w życiu poleciałam jesienią do Londynu. Któregoś dnia pobytu mój kolega siłą musiał odciągać mnie na przejściu dla pieszych od zszokowanej kobiety z niemowlęciem na ręku. Półnagim niemowlęciu w moim mniemaniu, tzn. występującym wśród brytyjskiej aury jedynie w śpioszkach i kaftaniku. Bez czapki, bez kurteczki, ba – bez żadnego sweterka. Kobieta spojrzała na mnie jak na wariatkę, bo chciałam oddać jej swój szalik, żeby zamotała w niego dziecko. Dopiero później wytłumaczono mi, że na Wyspach małe dzieci maszerują do szkoły w podkolanówkach w grudniu, ogrzewanie domu to wymysł, a noszenie kurtek fanaberia. Ciekawe, co by powiedzieli na Włocha w futrze zwiedzającego Gdańsk w maju. Mimo wyjaśnień brytyjskich przyjaciół, widok gołych dziecięcych kolanek zimą na londyńskiej ulicy wciąż sprawia mi ból.

Drugie wspomnienie jest ze szkoły. My wtedy nie mieliśmy fajnych ciuchów. To były czasy, kiedy nie wynaleziono jeszcze nawet podróbek Adidasa, bo mało kto wiedział, co to w ogóle jest Adidas. Nie było H&M, Reserved ani nawet New Yorkera. Jesteście w ogóle w stanie wyobrazić sobie taką sytuację? Że macie do wyboru tylko „butik u Danusi” albo sklep odzieżowo-wielobranżowy „Luz”, w którym obok dresów z Myszką Mickey (dobre i to) można było kupić małe AGD? A w środku, nie w rzędach obrotowych wieszaków, nie, na ladzie wyłożone były trzy koszulki (słowo T-shirt też jeszcze do nas nie dotarło), jedna z napisem „fun”, druga w jakieś kwiatki, trzecia z Michaelem Jacksonem. Z tego sklećcie stylówę, mądrale. Więc jak kiedyś przed imprezą andrzejkową koleżanka Agnieszka pokazała mi u siebie w domu szałowy komplet ze skaju: mini-spódniczka i krótka kurtka, czarno-białe, pikowane, to myślałam, że zemdleję z wrażenia. Jakoś ochłonęłam, spojrzałam smutno na moje dekatyzowane spodnie, zaczęłam zakładać buty do wyjścia, patrzę, a Agnieszka w tym komplecie, odstawiona już, mota sobie wełniany szal wokół gołej talii. A widząc mój pytający wzrok, odpala:

– No co, zapalenia pęcherza to ja sobie nie chcę załatwić.

Może i była modna, ale nie głupia.

Trzecie wspomnienie to dwie skostniałe dziewczęta, przytwierdzone na sztywno do ławki na przystanku tramwajowym, gdy o 4.00 nad ranem wyszłam kiedyś z maratonu filmowego. Minus dziesięć, na ulicach tunele ze śniegu i one dwie: w cienkich rajstopach, szpilkach, miniówkach i jakichś śmiesznych małych kurteczkach. W pewnym momencie zaczęłam nawet podejrzewać, że może one już zamarzły i trzeba je będzie od tej ławki odrywać, ale stanowcze „Na co się k… gapisz” z ich strony, rozwiało moje wątpliwości.

Jaki z tego morał i co oznacza goła kostka w styczniu? Po pierwsze, zastanawiam się, jaka jest granica zimna tych odważnych ludzi. Zacisną zęby i wytrzymają przy minus dziesięciu? Minus piętnastu? Po drugie uważam, że potencjał tego trendu jest naprawdę spory: mogą powstać specjalne ozdoby na kostki, malowanie, tatuowanie, kolczykowanie kostek. Na Instagramie, po modzie na #bikinibridge #thighgap i #thighbrow zacznie królować selfie kostek, czyli #anklefie. Brzmi wystarczająco perwersyjnie, żeby się sprzedało. Magazyn „People” stworzy listę najseksowniejszych kostek celebrytów, a ludzie zaczną operować sobie kostki, żeby zbliżyć się do ideału. Polskie nastolatki z braku kasy na operacje będą sobie robić domowe zabiegi przy użyciu młotka, i zamieszczać w sieci wideo z tytułem „Ankle Challenge”. Wreszcie powstanie nowa choroba cywilizacyjna, zespół chronicznie przemarzniętych kostek, na którą jakaś firma farmaceutyczna z pewnością wymyśli skuteczne lekarstwo typu „Puknij się w głowę Megafast”, i tak to się wszystko skończy.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (41)