Głóg jest dobry na wszystko!
Kiedyś w antykwariacie znalazłem ilustrację głogu wyciętą ze starego niemieckiego atlasu. Piękne czerwone owoce i białe kwiaty odcinały się od eleganckiego kremowego tła. Czego tam nie było! Przekroje , powiększenia, zbliżenia... Twórca tego cuda musiał się wiele godzin natrudzić, by stworzyć swoje dzieło. A przecież rzecz dotyczyła banalnej roślinki, którą spotkać można w Polsce niemal na każdym kroku.
Kiedyś w antykwariacie znalazłem ilustrację głogu wyciętą ze starego niemieckiego atlasu. Piękne czerwone owoce i białe kwiaty odcinały się od eleganckiego kremowego tła. Czego tam nie było! Przekroje , powiększenia, zbliżenia... Twórca tego cuda musiał się wiele godzin natrudzić, by stworzyć swoje dzieło. A przecież rzecz dotyczyła banalnej roślinki, którą spotkać można w Polsce niemal na każdym kroku.
Głóg wygląda malowniczo, choć niezbyt reprezentacyjnie. Można go połączyć z jesiennymi kwiatami, by stworzyć oryginalny bukiet. Daleko mu do elegancji oleandrów, czy bogactwa pigwowca. Pojawia się jednak czasami jako dekoracja „ludowych” stołów, czy miłych dla oka ikeban. Dla mnie stanowi nieodłączny składnik jesieni. Krzewy głogu obsypane owocami oglądałem na obrzeżach kaszubskich lasów. Jego pędy i liście dziwnym trafem kojarzyły mi się z ostrokrzewem, znanym jedynie z bożonarodzeniowych pocztówek przysyłanych przez ciocię z Niemiec. Głóg był więc namiastką tamtej dziwnej i egzotycznej dla mnie rośliny.
W niepozornym krzewie kryje się najprawdziwsza apteka. Ileż to ludzi w minionych wiekach głóg postawił na nogi! Na wsi z głogu robiono najróżniejsze cuda. Oczywiście w tym głogowym repertuarze najważniejsze pozycje stanowiły wszelkiej maści wina, nalewki i napary.
W celach leczniczych stosuje się owoce w pełni dojrzałe. Można je suszyć na powietrzu w słońcu, lub w suszarni. U mojej babci chodziło się do klinkierni. W ogromnej hali nad piecami, w których wypalano cegły, układało się na szarym papierze owoce głogu, jabłka, gruszki i grzyby.
Takie podsuszone i odpowiednio spreparowane owoce głogu działają nasercowo, moczopędnie, rozkurczowo i uspokajająco. Głóg pomaga w zwalczaniu bezsenności i nadpobudliwości. Łagodzi również bóle mięśniowe i stawowe. Jest świetny w rehabilitacji po zawale mięśnia sercowego. Roślina zawiera całą masę najrozmaitszych związków, garbników i witamin. Wśród zielarzy są tacy, którzy uważają, że głóg jest nas w stanie wyleczyć ze wszelkich boleści. Oczywiście w tym wypadku należy zastosować słynną zasadę, że jeśli nie pomoże , to na pewno nie zaszkodzi.
Stare polskie książki kucharskie zalecają przede wszystkim syropy i konfitury z głogu. Czasami zdarzają się jednak przepisy nad wyraz oryginalne. W którymś z wiekowych poradników znalazłem przepis na „Żenichę kresową”. Jest to nalewka, którą przygotowywano jedynie w tych domach, w których znajdowały się panny na wydaniu. Do tej pory nie wiem, czy ów rarytas miał upić czy też raczej przyciągnąć do chałupy niezdecydowanych kawalerów? Tak czy inaczej z przepisu wynika, że naleweczka mogła mieć ogromną siłę rażenia. Przygotowywało się ją z kilograma dorodnych i dojrzałych owoców głogu, prawie litra czystego spirytusu, pół litra wódki i pół litra miodu. Do tego dochodziło sześć aromatycznych goździków, łyżeczka suszonego kwiatu rumianku, oraz łyżeczka suszonej mięty. Owoce głogu musiały być przy tym lekko zmrożone.
Większość składników trzeba było zamknąć w dużym słoju na pięć tygodni. Potem zlać i dodać miód zagotowany z dwiema szklankami wody i wódką. Następnie trunek rozlany do butelek i szczelnie zamknięty musiał dojrzewać prawie 3 miesiące. Cierpliwość jednak była nagradzana. Dzięki takiej nalewce nawet największa wioskowa potwora znajdowała swego amatora.