Halamki – roztańczone siostry
Loda, Zizi, Punia – zespół taneczny złożony z trzech sióstr Halama był sensacją przedwojennej Polski. Najsłynniejszą z nich, Lodę, nazywano polską Josephine Baker. Tancerki występowały w najbardziej popularnych kabaretach i teatrach, grały w filmach. Na scenie artystki pełną gębą, ale w domu normalne dziewczęta – nad ich karierą i wychowaniem czuwała matka.
10.02.2016 | aktual.: 10.02.2016 13:16
Loda, Zizi, Punia – zespół taneczny złożony z trzech sióstr Halama był sensacją przedwojennej Polski. Najsłynniejszą z nich, Lodę, nazywano polską Josephine Baker. Tancerki występowały w najbardziej popularnych kabaretach i teatrach, grały w filmach. Na scenie artystki pełną gębą, ale w domu normalne dziewczęta – nad ich karierą i wychowaniem czuwała matka.
Historia tej barwnej trupy artystycznej zaczęła się na początku XX wieku w Rosji, gdzie mieszkała Marta Cegielska, pochodząca ze znanej rodziny poznańskich przemysłowców. Tam poznała Stanisława Halamę akrobatę i muzyka, który urodził się we Wrocławiu. Loda Halama tańczyła w duecie z matką jeszcze przed swoim przyjściem na świat. Marta Cegielska 20 lipca 1911 roku występowała na scenie w Czerwińsku nad Wisłą, po występie pojechała prosto do szpitala i w pół godziny urodziła Lodę.
W Czerwińsku Cegielska i Halama byli tylko przejazdem podczas tournee. W 1921 roku małżeństwo wraz z czterema córkami po długiej i wyczerpującej podróży przybyło do Polski ponownie, by osiedlić się tu na stałe. Ich pierwszym przystankiem był Sosnowiec, tutaj Marta Cegielska założyła grupę taneczną, w której tańczyła razem z trzema starszymi córkami. Loda Halama w swoich wspomnieniach nazwała tę grupę balecikiem młodzieżowym. Z występami objeżdżały okoliczne miasta, tańczyły w music-hallach, kabaretach, kasynach, a nawet w cyrkach.
Pieniądze z tego były marne, więc czasem dawały kilka pokazów jednego wieczoru, by zarobić na utrzymanie rodziny. Przez kilka lat żyły na walizkach, mieszkały w hotelach, lekcje odrabiały w garderobie przed wyjściem na scenę. Ponieważ nigdzie nie zatrzymywały się na dłużej, nie mogły chodzić do normalnej szkoły. Uczył ich wynajęty korepetytor. Loda chodziła do szkoły przez kilka miesięcy w Sosnowcu, ale ojciec postanowił ją wypisać, bo „numer bez niej nie miał powodzenia” i musiała wrócić na stałe do zespołu. Loda nie była z tego powodu zachwycona, gdyż polubiła szkołę, odgrażała się ojcu, że nie będzie tańczyć i wstąpi do klasztoru, lecz dosyć szybko okazało się, że taniec pochłonął ją do reszty.
Po kilku latach tułaczki matka dziewczynek stwierdziła, że muszą mieć bardziej stabilne życie i prawdziwy dom. Zapadła decyzja, że rodzina przenosi się do Warszawy – z nadzieją, że stolica się „na nich pozna”.
Początki w obcym mieście były trudne, pierwsze występy Halamki dały na scenie ogrodowej w Dolinie Szwajcarskiej, eleganckim ogrodzie wypoczynkowym i popularnym przed wojną miejscem spotkań. Niestety, przyszła zima, scenę zamknięto, grupa sióstr została bez kontraktu, trzeba było wrócić z występami na prowincję, tam były już znane. W operetce w Bielsku-Białej zerwano z nimi kontrakt, bo miały za duże powodzenie. Siostry Halama zatrudnione były jako „wkładka do baletu”, ich popisy taneczne bardziej podobały się publiczności niż taniec artystów baletowych, co deprymowało tancerzy.
Wróciły do Warszawy, gdzie matka załatwiła przez znajomego audycje do znanego teatrzyku rewiowego "Perskie Oko". Loda była pewna obaw, gdyż, jej zdaniem, nie wyglądały jak tancerki rewiowe.
Najstarsza Zizi, była najładniejsza, sześć lat młodsza Loda, ubrana, że „pożal się Boże” i najmłodsza Alicja, z nóżkami jak zapałki i kokardą we włosach. Matka powiedziała, że mają pokazać, na co je stać. Jak się nie uda, czeka ich powrót na prowincję, znowu włóczęga z miasta do miasta, z teatru, do cyrku. Loda poczuła, że nie mogą zmarnować tej szansy, wpadła w amok, tańczyła na całego. „Pokazałam wszystko, co umiem, całą moją technikę taneczną połączoną z akrobatyką i to w takim tempie, że widzowie na sali oniemieli. Zakończyłam skokiem na ścianę, a raczej na bok kulisy, skąd znów efektownym akrobatyczno-tanecznym skokiem wylądowałam na podłodze” – opisuje tę chwilę w swojej autobiografii „Moje nogi i ja”. Zatrzymały ją dopiero brawa obserwujących ją tancerzy i dyrekcji. Zdyszana pobiegła prosto do matki. Marta Cegielska już wiedziała, że udało się, dostały angaż.
Kariera sióstr Halama w "Perskim Oku" nie trwała jednak długo, trafiły tam w momencie, gdy teatr był bliski zamknięcia. Jednak tancerki już złapały wiatr w żagle i zaczynały być na fali. Prawdziwy sukces czekał na nie na scenie "Morskiego Oka", prowadzonego przez Andrzeja Własta. Tutaj radziły sobie znakomicie. Zizi – bardzo kobieca, dała się poznać jako tancerka klasyczna, Punia (Alicja) wiotka i subtelna, była świetna w tańcach stylowych. Dla Lody Włast przywoził z Paryża najnowsze szlagiery, musiała więc szybko uczyć się skomplikowanej choreografii z elementami akrobatycznymi.
Nad wszystkim czuwała Marta Cegielska, surowa matka, była na próbach, występach, przeganiała absztyfikantów, którzy zakradali się do garderoby jej córek. Wykłócała się z Włastem o pensje. Po dobrych recenzjach Halamek w prasie matka szła do dyrektora po podwyżkę. Gdy odmawiał, kazała się córkom pakować i opuścić teatr, wtedy Włast wybiegał za nimi na ulicę i zgadzał się na warunki Cegielskiej. Gaże sióstr Halamy sukcesywnie rosły, popularność też. Występowały u boku największych sław – Eugeniusza Bogo, Zuli Pogorzelskiej, Konrada Toma.
Loda, jako specjalistka od popisów akrobatycznych, była najbardziej narażona na kontuzje. Upadków, poślizgnięć było mnóstwo. Pogruchotana tancerka mdlała z bólu, a dyrektor - ze strachu, że trzeba będzie odwołać premierę. A dla teatru to katastrofa, bo bilety wyprzedane, afisze rozwieszone. W prasie pojawiały się nawet pełne oburzenia komentarze, że „zmuszona do występów Loda Halama prawie mdleje na scenie”.
Matka podgrzewała ambicje córek, przypominając, że publiczność wiele od nich wymaga. Loda, która zawsze brała sobie do serca tego typu uwagi, na jednej z premier wykonała tak efektowne salto, że widzowie zamarli z podziwu, a dyrektor Włast był bliski zawału „Niech pani zabroni tej wariatce takich akrobacji! Zabije się i rozłoży mi teatr” – krzyczał do Cegielskiej. „Nic jej nie będzie” – skwitowała matka artystki. Wkrótce oprócz występów na scenie, siostry Halama zaczęły pojawiać się także w filmach, śpiewały, tańczyły, grały niewielkie rólki.
Po latach Loda wyznała, że lubiła chorować. Odpoczywała wówczas w twierdzy przy Pięknej 11 B, czyli dwupokojowym mieszkaniu matki. Mogła się wreszcie najeść, wyspać, przyjmować gości. Przy jej łóżku dyżurowali ówcześni adoratorzy, którzy przychodzili jeden za drugim – młodzi arystokraci - Tyszkiewicz, Władek Potocki, Andrzej Dembiński.
Wpadali z kwiatami i bombonierami na imieniny, urodziny lub pocieszyć Lodę, gdy leżała ze złamaną nogą, naruszonym ścięgnem albo mocno poobijana po kolejnym upadku.
Na życie prywatne roztańczone siostry nie miały za dużo czasu, w swoich wspomnieniach Loda zaznacza, że wolnych chwil starczało na jedzenie, kąpiel lub pacierz. Wybierały to ostatnie, bo tak ich wychowała surowa, mimo artystycznego zawodu, matka.
Halamki, piękne i młode, miały grono oddanych wielbicieli, nazwane przez nich „klubem myśliwskim”. Do tego klubu należeli panowie, którzy okupowali pierwsze rzędy na każdej premierze w teatrze. Lodę adorował hrabia Andrzej Dembiński, oświadczył się jej w Paryżu na spacerze w Lasku Bulońskim. Oświadczyny zostały przyjęte. „W niedługim czasie zostałam Andrzejową Dembińską, miałam 18 lat, za sobą karierę rewiową” – przypomina tancerka w swojej autobiografii.
Mniej więcej w tym samym czasie jej młodsza siostra, Alicja, zaręczyła się z wojskowym, a najstarsza Zizi z tancerzem i choreografem. W krótkim czasie w rodzinie odbyły się trzy śluby. U Lody, przyszłej hrabiny Dembińskiej, świadkiem był Wieniawa Długoszowski. Zespół taneczny Halamek przestał istnieć, kończyły się także szalone lata 20. Marta Cegielska oświadczyła córkom – „Niech teraz mężowie się o was martwią”. Najmłodszą latarośl, Helenę, która sporadycznie towarzyszyła słynnym siostrom na scenie, wysłała na naukę do Belgii.
Pożegnalne tournne Halamek odbyło się tuż przed ślubem Lody. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, reklama opłacona, sale wynajęte, bilety wyprzedane, gdy nagle okazało się Zizi musi jechać z mężem na Olimpiadę Tańca do Berlina, a Alicja nagle zachorowała. Odwołanie występów przyniosłoby duże straty finansowe, więc Loda wpadła na iście szatański pomysł. „Postanowiłam, że będę tańczyć za wszystkie trzy. Że nie padłam wtedy trupem, to tylko ta moja niesamowita kondycja sprawiła, no i te osiemnaście lat”.
Małżeństwa roztańczonych sióstr zakończyły karierę ich zespołu. Loda, Zizi i Alicja powróciły na scenę, ale każda z nich poszła w inną stronę. Loda pracowała w Paryżu (gdzie zarekomendował ją sam Ignacy Paderewski), Berlinie, USA, a nawet Tokio, została też primabaleriną Teatru Wielkiego w Warszawie, chociaż nie uczyła się w szkole baletowej. Nazywano ją Polską Josephine Baker. Loda Halama pięciokrotnie wychodziła za mąż. Zmarła w Warszawie w 1996 roku.
MGB/(gabi)/WP Kobieta