Blisko ludziIn vitro – czyli zabójstwo

In vitro – czyli zabójstwo

In vitro – czyli zabójstwo
Źródło zdjęć: © JupiterImages/EAST NEWS
15.12.2008 14:09, aktualizacja: 27.06.2010 21:21

Tłumaczenie, że sztuczna prokreacja jest nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ wyobcowuje ją od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, niemal przestało istnieć.

Tłumaczenie, że sztuczna prokreacja jest nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ wyobcowuje ją od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, niemal przestało istnieć. Nie będą się nad tym zastanawiać polscy parlamentarzyści – w większości wielcy admiratorzy Jana Pawła II, jakże często przywołujący jego nauki, głosując za rządową propozycją refundowania zabiegów in vitro z publicznej kasy.

Zabójstwo niewinnych istot ludzkich, nawet gdy przynosi korzyść innym, jest dla katolika aktem absolutnie niedopuszczalnym.

Gdy w ubiegłym roku urodziła się w Genewie „dziewczynka-lekarstwo”, cały świat cieszył się wraz z jej rodzicami. Poczęta sztucznie w laboratorium w Brukseli, wybrana spośród pewnej liczby embrionów, dopasowana genetycznie, mogła być dawcą szpiku kostnego. Jej zadaniem było uratować życie chorego braciszka.

Z roku na rok media coraz częściej donoszą o podobnych rewelacjach z dziedziny biotechnologii. Odbieramy je, na ogół niewiele się zastanawiając, z radością i nadzieją na nowy wspaniały świat bez chorób i nieszczęść. I tylko ostrzegawczy głos Kościoła zdaje się nieco zaburzać tę uciechę. Dlaczego właściwie Kościół ciągle mówi „nie”, dlaczego sprzeciwia się postępowi nauk biologicznych? Dlaczego tak bardzo stara się ograniczyć wolność badań naukowych? Stawiamy te pytania – z bezmyślnym zarzutem – nie poświęcając ani chwili na tę głębszą, bioetyczną refleksję, jaką zaproponował nam już przecież Jan Paweł II.

ZOBACZ TEŻ

O przypadku genewskiej „dziewczynki-lekarstwa” watykańscy eksperci, powtarzając niemal dosłownie niepokoje Jana Pawła II, mówią dziś: jeśli nawet trudno krytykować subiektywne pragnienie rodziców, którzy bardzo cierpieli z powodu choroby swego dziecka, a następnie ucieszyli się z uzdrowienia go, to należy uznać, że technika „dzieci-lekarstw” stanowi niepokojącą formę eugenizmu; ponadto trzeba pamiętać o tym, że aby przyszła na świat „dziewczynka-lekarstwo”, w laboratorium wytworzono prawdopodobnie 20-30 zarodków ludzkich w celu wytypowania tylko tego jednego dziecka – tylko jedno z nich mogło więc przeżyć, pozostałe zostały wyeliminowane i zniszczone, jak pospolity towar... Tego rodzaju praktyka – mówią kościelni bioetycy w 2008 r. – oznacza cofanie się człowieczeństwa, i to szczególnie podstępne, gdyż ukrywają je emocje związane z chorym dzieckiem i cierpieniem jego rodziców.

Przeciw biopolityce

„Nie sposób wreszcie nie odczuwać głębokiego zaniepokojenia wobec niewiarygodnych wprost możliwości badań w dziedzinie biologii (...). Lekceważenie lub odrzucanie podstawowych norm etycznych prowadzi człowieka na próg samozniszczenia” – pisał w Orędziu na światowy dzień pokoju już w 1990 r. Jan Paweł II. Bardzo niechętnie przyjmowano jego ostrzegające wypowiedzi o tym, że „postęp” niesie ze sobą najprawdziwsze zagrożenia dla samej istoty człowieczeństwa, że w jego wyniku już teraz człowiek obraca się przeciw sobie samemu, zupełnie tego nie zauważając. Może zauważy, gdy będzie za późno? – zdawał się pytać Papież.

Narastającym zagrożeniom życia ludzkiego poświęcony był Nadzwyczajny Konsystorz Kardynałów w 1991 r., potwierdzający świętą nienaruszalność życia ludzkiego od poczęcia. Po dodatkowych konsultacjach z biskupami całego Kościoła w 1995 r. Jan Paweł II podpisuje encyklikę „Evangelium vitae”. Zawarta w niej bezkompromisowość przypieczętowała opinię o polskim Papieżu jako zatwardziałym i zacofanym konserwatyście, niegodzącym się np. na dopuszczalność aborcji i antykoncepcji w celu ratowania świata przed przerostem zaludnienia i głodem. ¦wiat się gorszył i nie chciał pojąć tego, że Jan Paweł II jest nie tylko bezwzględnym obrońcą życia, ale też wrogiem wszelkiej biopolityki, czyli politycznego wpływu np. na planowanie rodziny w celu rozwiązania „problemu demograficznego”. Media nagłaśniały, jak zawsze, tylko watykańskie „nie”, nie zajmując się wcale papieskimi uzasadnieniami, że ubóstwo i głód mają całkiem inne przyczyny i można im zaradzić innymi metodami. Że przyczyną wszechogarniającej świat „cywilizacji
śmierci” są błędne ideologie, które nakłaniają do życia bardziej wygodnego, do rezygnacji z wartości etycznych. Ten prymitywny utylitaryzm, to wygodnictwo człowieka, zabija wrażliwość na Boga, odbiera człowiekowi godność, a w końcu i samo życie – mówił Jan Paweł II.

Horrendalny biznes

Gdy w styczniu 2001 r. wyższa izba brytyjskiego parlamentu po wielogodzinnej, burzliwej debacie przyjęła projekt zezwalający na klonowanie ludzkich embrionów w celach terapeutycznych, fakt ten uznano w świecie za prometejski punkt zwrotny w dziejach medycyny i zarazem początek pewnej nieuchronności. Mimo przeważających zachwytów Jan Paweł II, jak zwykle, bardzo zdecydowanie zaprotestował. I, oczywiście, wywołał tym zdziwienie, a nawet pewne zniecierpliwienie. Jak chyba nigdy wcześniej – nawet przy okazji potępienia aborcji – wyrzucano mu, że usiłuje nałożyć kaganiec na wolną naukę, na cudowny postęp.

ZOBACZ TEŻ

Brytyjska debata była poprzedzona równie burzliwą wcześniejszą dyskusją na forum międzynarodowym. Dyskusja była najwyraĽniej dwubiegunowa: Kościół katolicki – reszta świata. Strona watykańska zwracała uwagę na rysującą się możliwość niebezpiecznego rozluĽnienia prawa zakazującego uczonym prowadzenia eksperymentów na człowieku. Dziennik „L’Osservatore Romano” ostrzegał, że w ten sposób zostaje otwarta furtka wprost do klonowania ludzi. Dziennik przypomniał też, że Kościół katolicki potępia wszystkie formy sztucznej prokreacji i za jedyną dopuszczalną formę tworzenia życia uznaje stosunek płciowy między mężem a żoną. Tego rodzaju stwierdzenia nie tylko nie trafiały do przekonania zachwyconej większości, ale wywoływały lekceważące uśmiechy „światłych elit”.

Pod koniec XX wieku możliwość badań nad klonowaniem komórek i tkanek embrionalnych człowieka rozważano już także w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech i w innych krajach. Latem 2000 r. prasa całego świata rozpisywała się o korzyściach medycznych z zastosowania macierzystych komórek zarodkowych, np. przy leczeniu choroby Alzheimera czy Parkinsona. Papieska Akademia Życia ucinała dyskusję, oświadczając, że żaden cel nie może usprawiedliwić podobnej interwencji, gdyż klonowanie embrionów ludzkich – czy to w celach terapeutycznych, czy naukowych – jest głęboko niemoralne. Przypomniano tu znane i niepodważalne stanowisko Kościoła o szacunku dla życia ludzkiego od samego poczęcia, padło też – co bardzo istotne – oskarżenie, że decyzje rządów o dopuszczalności tych badań są jawnym ustępstwem wobec przemysłu zainteresowanego handlem materiałem ludzkim, umożliwiają rozrost najbardziej horrendalnej gałęzi gospodarki, jaką jawi się już niezwykle dochodowy biznes biotechnologiczny.

Niebezpieczeństwo mentalności eugenicznej

Trudno zrozumieć, dlaczego Jan Paweł II, a za nim Kościół, potępia techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją. Może dlatego, że nigdy nie nagłaśniano dostatecznie i obiektywnie tego, co starał się wytłumaczyć.

Tłumaczenie, że sztuczna prokreacja jest nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ wyobcowuje ją od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, niemal przestało istnieć. Nie będą się nad tym zastanawiać polscy parlamentarzyści – w większości wielcy admiratorzy Jana Pawła II, jakże często przywołujący jego nauki, głosując za rządową propozycją refundowania zabiegów in vitro z publicznej kasy. Trochę – ale bez przesady i bez zagłębiania się w możliwości technologiczne – dyskutuje się już o tzw. nadliczbowych zarodkach potrzebnych dla zapewnienia sukcesu sztucznego zapłodnienia, o ograniczeniu ich liczby… Rzeczywistość jest nadal taka, że w procesie zapłodnienia in vitro wciąż notuje się wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju zarodka wystawionego na ryzyko rychłej śmierci. A zatem w procesie takiego zapłodnienia wytwarza się większą liczbę embrionów, niż to jest konieczne, a następnie „embriony nadliczbowe” są zabijane lub
wykorzystywane w badaniach naukowych, „które mają rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie jedynie do roli «materiału biologicznego», którym można swobodnie dysponować” (EV 14). To, co pisał Jan Paweł II w „Evangelium vitae”, pozostaje tragicznie aktualne.

Dlaczego Jan Paweł II nie popierał badań prenatalnych, które przecież nie wzbudzają obiekcji moralnych, ponieważ ich celem jest zdrowie dziecka nienarodzonego? To pytanie stawiają, jakże często, także ludzie wierzący. Problem wydaje się mało istotny. Jednak Jan Paweł II jest specjalistą od pokazywania, jak z małych rzeczy powstają wielkie. Niewinne badania prenatalne – ostrzegał – zbyt często dostarczają okazji do przerwania ciąży. Jest to wówczas „aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów «terapeutycznych»: mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę” (EV 14).

To – zdaniem Jana Pawła II – kolejne ogromne niebezpieczeństwo dla współczesnego świata.

ZOBACZ TEŻ

Źródło artykułu:WP Kobieta