Blisko ludziIntercyza, która chroni ojców. I dyskryminuje kobiety

Intercyza, która chroni ojców. I dyskryminuje kobiety

Intercyza, która chroni ojców. I dyskryminuje kobiety
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Karolina Głogowska
16.06.2016 16:03, aktualizacja: 17.06.2016 09:38

„Żona będzie mogła odmówić mężowi współżycia seksualnego, tylko wówczas, gdy będzie miała zwolnienie lekarskie, dwa dni przed i po menstruacji”. Oprócz tego nie może obciąć włosów krócej niż do ramion i jest zobligowana do noszenia sukienek. To tylko wyrywki z intercyzy przedmałżeńskiej, którą radzi spisywać Fundacja Ojców Pokrzywdzonych przez Sądy. Cel? Przywrócenie spokoju i ładu w polskiej rodzinie, zmniejszenie liczby rozwodów oraz przeciwdziałanie dyskryminacji mężczyzn.

We wzorze dokumentu czytamy również, że : „O wyborze przedszkola i szkół dla dzieci do ich pełnoletności, będzie decydował Roman Nowak po konsultacjach z żoną.” Podobnie jak o miejscu spędzania rodzinnych wakacji, wspólnych wyjściach do teatru, kina, na przyjęcia i inne uroczystości. W jednym z punktów znalazł się również zapis o tym, że rodzina będzie spożywać wszystkie posiłki razem. Każdorazowo przygotowane oczywiście przez panią domu. W razie niedotrzymania warunków umowy przewidziane są kary pieniężne. Najwyższe, gdy okaże się, że jedno z partnerów zmieni orientację seksualną: wówczas zapłaci byłemu małżonkowi 100 000 zł odszkodowania.
Brzmi jak żart, ale w rzeczywistości nim nie jest. Takie rozwiązanie, czyli spisanie przedmałżeńskiej intercyzy, rzeczywiście proponuje jedna z fundacji. Nie trzeba wspominać, że jej założyciel oraz pomysłodawca dokumentu, reprezentuje bardzo konserwatywne poglądy. Dlaczego propozycje są tak stronnicze?
- Polskie prawo dyskryminuje ojców, więc taki dokument mógłby ich chronić – mówi z przekonaniem Janusz Faliński.
Co ma jednak do tego wygląd kobiety i dlaczego o rozpad małżeństwa mogą być obwiniane jej krótkie włosy i nienoszenie sukienek?
- Żonaci mężczyźni chcą mieć piękne kobiety, ale nie mają wpływu na ich wygląd. Gdyby to było zapisane w intercyzie, to kobieta byłaby zobligowana do dbania o siebie i on nie musiałby jej rzucać albo szukać gdzie indziej – wyjaśnia prezes. – A wiadomo, że żadnemu normalnemu i zdrowemu mężczyźnie nie podobają się krótkie włosy.
Na szczęście, jak udaje mi się ustalić w dalszej rozmowie, kobieta również ma prawo wpisać do dokumentu swoje wymagania, np. zastrzec, że mąż nigdy nie zapuści brody, jeśli ona tego nie lubi. Bo choć długie włosy to rzecz obligatoryjna, pozostałe punkty są dość umowne.
- Celowo tak skonstruowałem intercyzę, żeby trochę podrażnić i zwrócić uwagę na problem rozpadu rodzin i dyskryminacji mężczyzn.
Zdaniem Falińskiego współczesne prawo sprzyja lub wręcz sankcjonuje rugowanie mężczyzn z rodzin, a kobiety masowo korzystają z tej możliwości pod byle pretekstem.
- Dzwonią do mnie panowie i żalą się, że przestają się podobać żonom.
Sam prezes twierdzi, że główna przyczyna rozwodów leży zupełnie gdzie indziej.
- Kobiety przestają sypiać z mężczyznami, a dla mężczyzny to jest prawdziwa udręka. Jeśli on nie współżyje, to zaczyna chorować, tyć, jest zestresowany.

Czy dokument zaproponowany przez fundację, zostałby uznany w sądzie, jeśli faktycznie doszłoby do rozprawy rozwodowej?
- W polskim prawie nie ma takiej tradycji, intercyza dotyczy tylko spraw majątkowych - wyjaśnia radca prawny, Piotr Pawłowski. - Prawdopodobnie tego typu dokument wywołałby na ustach sędziego uśmiech. Jednak nie rozpatrywałbym go tylko w kategorii żartu. Prawo, choć powoli, to zmienia się zgodnie ze specyfiką społeczeństwa. Taka intercyza to kalka z prawa amerykańskiego, gdzie małżonkowie wpisują naprawdę różne rzeczy, a prosze pamiętać, że podczas rozprawy rozwodowej wyciąga się czasem kuriozalne dowody. Oczywiście sąd musiałby rozpatrzyć taki dokument pod kątem całego prawa rodzinnego i wziąć pod uwagę specyfikę konkretnego związku. Myślę, że upłynie jeszcze co najmniej 10, 20 lat, zanim tego typu intercyzy staną się w Polsce popularne, o ile w ogóle do tego dojdzie.
Zdaniem autora intercyzy sam rozwód jest ostatecznością, a jego pomysł ma utrudniać podjęcie takiej decyzji i skłaniać małżonków do poznawania i respektowania swoich potrzeb jeszcze przed ślubem.
- Dzieci z rozbitych rodzin są niedorozwinięte życiowo. Te, które wychowały się bez ojca, nie potrafią znaleźć np. żadnej pracy.
A jeżeli rodzice są rozwiedzeni, ale ojcowie utrzymują z nimi kontakty? Na to, jak twierdzi prezes fundacji, stać jedynie niewielu polskich ojców.
- Według moich danych, kontakty z dzieckiem po rozwodach ma tylko od 5 do 10 procent mężczyzn. Wszystko dlatego, że kobiety je utrudniają.
Dopytuję, co w sytuacji, gdy to ojciec nie interesuje się swoją latoroślą.
- Każdy ojciec kocha swoje dziecko, ale jeśli on ma zasądzone alimenty i jeszcze wydaje pieniądze na spotkania z dzieckiem, to on już nie chce podwójnie płacić.
Takie spotkanie z dzieckiem, według Falińskiego kosztuje co najmniej 100 złotych. Sugeruję, że może nic nie kosztować, jeśli ojciec spotka się z malcem np. w domu albo zabierze je do parku.
- To jest praktycznie niemożliwe, bo najczęściej matka ma już drugiego faceta i nie chce, żeby ten ojciec przychodził do domu. Poza tym zarobki są małe, a koszty utrzymania duże, więc on nie ma często nawet na bilet na tramwaj.

- Prawa polskich ojców są często łamane i trzeba o tym mówić - stwierdza Piotr Pawłowski - Obawiam się jednak, że walka takimi argumentami, działa raczej na ich szkodę.

Nie jest odkryciem, że najmniej winną, a często najbardziej pokrzywdzoną osobą podczas rozwodu rodziców bywa dziecko, i w tym miejscu trzeba przyznać Januszowi Falińskiemu rację: ono chce mieć obojga rodziców. Ograniczanie kontaktów z ojcem, który pragnie widywać dziecko (z wzajemnością) jest w istocie niesprawiedliwe i krzywdzące, wymaga społęcznej debaty i wsparcia niezależnych organizacji. Czy jednak walka o prawa ojców powinna polegać na dyskryminacji kobiet?

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (323)
Zobacz także