Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz: Emerytom wypada wszystko!

Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz prowadzą aktywne życie
Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz prowadzą aktywne życie
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA
Katarzyna Pawlicka

30.05.2024 06:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Poznali się w drugiej edycji "Sanatorium miłości". W sierpniu 2023 roku wzięli ślub. Edukują, pracują i dużo podróżują. - Za każdym razem na hejterskie komentarze odpowiadamy pozdrowieniami - mówią w rozmowie z Wirtualną Polską.

Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Do niedawna mówiło się, że niemieccy emeryci zwiedzają świat, a polscy - głównie ze względów finansowych - siedzą w domach. To się zmienia?

Iwona Mazurkiewicz: Bywamy w różnych miejscach świata i wszędzie spotykamy seniorów. Oboje mieszkaliśmy przez lata za granicą i faktycznie, gdy w Polsce panowała jeszcze szarość i komuna, przepaść była ogromna. W tej chwili zmienia się to na lepsze. Jesteśmy często zaskoczeni liczbą Polaków za granicą, chociażby w Omanie.

Gerard Makosz: Przez prawie 10 lat prowadziłem roboty w Niemczech i obserwowałem tamtejszych emerytów. Gdy "nasi" siedzieli w domach i zajmowali się wnukami, oni organizowali wyjazdy, zrzeszali się w różnych klubach. Dziś szczęśliwie dzieje się tak i u nas, choćby w ramach Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Przede wszystkim emeryci ubierają się inaczej niż kiedyś. Bardziej młodzieżowo!

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zmian w postrzeganiu dojrzałości jest zresztą więcej. Np. seksualność osób po 60. roku życia przestaje być tabu. Mówili państwo o niej głośno w programie śniadaniowym.

Iwona: Na temat seksualności seniorów wypowiedzieliśmy się raz, a temat wracał jak bumerang i za każdym razem pojawiały się komentarze "oni tylko o seksie". Doświadczyliśmy dużo hejtu. Tymczasem jesteśmy po prostu otwarci i świadomi problemu, zdajemy sobie sprawę, że należy o nim rozmawiać.

Utwierdziły nas w tym wiadomości od seniorów, którzy - jak się okazało - potrzebują rozmów, wskazówek, porad dotyczących tej sfery. Podczas konferencji seniorskich, np. w trakcie przerw na kawę, pojawiają się pytania osobiste kierowane do nas lub osobno do mnie i do Gerarda. Część osób dojrzałych ma np. intymny problem, ale wstydzi się pójść do lekarza. Nie jesteśmy ekspertami, ale widzimy, że perspektywa innej pary w zbliżonym wieku jest ważna, a inteligentna, niewulgarna rozmowa o seksualności seniorów konieczna. Przy czym polskie społeczeństwo jeszcze do takich tematów nie dorosło. Seks po 50. roku życia wciąż jest tabu.

Gerard: Tymczasem za granicą od dawna mówi się o seksualności seniorów otwarcie, także w telewizji.

Państwa profil na Facebooku zrzesza społeczność aktywnych emerytów. O jakich przeszkodach w aktywnym życiu mówią najczęściej?

Iwona: Największą przeszkodą jest brak świadomości na temat tego, jak wielki wpływ na starzenie się ma brak ruchu. Prowadzimy gimnastykę dla seniorów w nadmorskich ośrodkach Diuna i część uczestników dopiero po takim doświadczeniu zaczyna ćwiczyć! Na szczęście nigdy nie jest za późno, żeby zacząć - nawet przy słabej wydolności organizmu czy chorobie. Trzeba tylko postawić na odpowiednio dostosowane ćwiczenia i niewielką liczbę powtórzeń - u osób z bardzo ograniczonymi możliwościami ruchowymi sprawdzą się te izometryczne.

Gerard: W każdym wieku jest czas na to, żeby zacząć się ruszać. Znamy przypadek 50-kilku letniego pana, który wydawał ogromne pieniądze na wizyty u lekarzy, tracił mnóstwo czasu, aż w końcu zaczął ćwiczyć. Dziś jest szczupły, robi 100 pompek dziennie i jest w szoku, że nie potrzebuje już żadnego leczenia. Takich przykładów mamy bardzo dużo!

Iwona: Równie ważne jak ruch jest pozbycie się jadu, zastąpienie go uśmiechem. To ma kolosalny wpływ na samopoczucie.

Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz podczas sesji ślubnej
Iwona Mazurkiewicz i Gerard Makosz podczas sesji ślubnej© AKPA | Filip Radwanski

Uczestnicy "Sanatorium miłości" są wystawieni na nieprzychylne komentarze. Jak sobie państwo z nimi radzą?

Iwona: Wszystkich zawsze serdecznie pozdrawiamy i życzymy im dobrze. Gdy ktoś bardzo nas hejtuje, piszemy, że zazdrość jest największą formą podziwu, co właściwie nokautuje hejtera. Czasem kończymy zdaniem: "Każdy oferuje to, co posiada".

Mieliśmy zresztą przykład pana Andrzeja, który na początku strasznie nas hejtował, pisał, że zaraz będę Gerardowi zmieniać pieluchy itd. On jadem, a my mu chlebem i to powtarzało się wielokrotnie. Finalnie przeprosił za swoje zachowanie i przyznał, że rzeczywiście jest zazdrosny, chciałby zbudować taką relację, jaką nam się udało stworzyć. Jego niezadowolenie z sytuacji życiowej spowodowało, że wyrzucił z siebie tyle niedobrej energii.

Ludzie są często zazdrośni, także gdy przebywają w grupach, co było pokazane w każdej edycji "Sanatorium miłości", w tej ostatniej szczególnie. To brnięcie w ślepy zaułek. Mieszkając za granicą, zauważyliśmy, że ludzie pozdrawiają się na ulicy, uśmiechają się do siebie. Wtedy było to dla nas dziwne. Dziś staramy się robić to samo, gdy np. ćwiczymy w lesie czy podczas spaceru.

Najczęstszym przytykiem pod zdjęciami czy filmikami seniorów korzystających z życia jest stwierdzenie "przecież nie wypada".

Iwona: Kilka miesięcy temu puściliśmy w eter filmik, na którym pokazujemy, jak "jedziemy do pracy". Gerard wiezie mnie taczką, chcemy zagrabić liście przed domem. Komentarze ogólnie były fajne, ale ktoś musiał oczywiście napisać, że "w tym wieku to nie wypada". Tymczasem my czujemy, że nam wypada! (śmiech).

W wieku 56 lat nauczyłam się jazdy na rolkach, a w wieku 58 jazdy na nartach i dostałam od jakiejś pani na Facebooku komentarz: "pani Iwono, w tym wieku nie wypada". Mogłam jej tylko współczuć, bo naprawdę nie wypada tylko być chamskim i ranić.

Gerard: Emerytom wypada wszystko! Trzeba się bawić tak jak w młodości. A przede wszystkim trzeba się uśmiechać do ludzi, nawet jeśli danego dnia gorzej się czujemy czy coś nam doskwiera. Takie trochę zaklinanie rzeczywistości (śmiech).

Iwona: Nie ma też co udawać, że życie jest usłane wyłącznie różami. Często dostajemy takie komentarze: "wam to dobrze", "nie macie żadnych zmartwień". Tymczasem oboje przeszliśmy przez wiele traumatycznych zdarzeń - śmierci bliskich, ciężkie choroby - w moim przypadku nowotworowa - tylko nie chcemy obnosić się z tym, co było i z tym, czego nie można zmienić. Ogromną wartością jest umiejętność wybaczania, pójścia dalej. Nadal ciężko pracujemy. A to, że możemy jeździć? Pomyśleliśmy wcześniej o zabezpieczeniu się na wiek emerytalny.

Iwona i Gerard na weselu
Iwona i Gerard na weselu© Facebook | Emeryci NIEemeryci

Gdy pan Gerard zachorował ciężko na COVID-19, mówili o tym państwo publicznie.

Gerard: Doświadczenie tej choroby jeszcze silniej nas połączyło. Byłem ciężko chory, Iwonka się mną opiekowała i pokazaliśmy to na Facebooku. Zostałem okropnie skrytykowany, nawet przez rodzinę, od której usłyszałem: "przecież to nie wypada pokazywać się w tak ciężkim stanie". Tymczasem przekazaliśmy dużej grupie ludzi, że COVID-19 istnieje, jest okropną chorobą. Mam córkę, która jest doktorem nauk medycznych. Mieszka w Szwajcarii. Dzięki jej zaleceniom mogliśmy poradzić coś osobom, które pytały, jak walczyć z COVID-19. My też się do nich stosowaliśmy i być może dzięki temu nadal żyję.

Oboje mają państwo piękne domy z imponującymi ogrodami. Ich pielęgnacja też wymaga czasu i wysiłku.

Iwona: Naszym mottem jest, żeby chciało się chcieć. Pracujemy w ogrodzie czy w domu albo podróżujemy - tak wygląda nasza codzienność. Oboje bardzo to lubimy, a przy okazji mamy świadomość, że jest to trening dla naszego ciała. Jeszcze bardziej uwielbiamy wieczorem stworzyć sobie klimat i z czymś do picia, przy muzyce czy dźwiękach ogrodu podziwiać naturę i efekty naszej pracy. Celebrujemy każdy moment.

Gerard: Jesteśmy jedynym małżeństwem, które wyszło z "Sanatorium miłości". Nie dawano nam szans przez wzgląd na różnicę wieku, ale jak się okazuje, PESEL nie ma znaczenia, bo to, co najpiękniejsze, dajemy od serca na co dzień.

Iwona: Jeśli podchodzimy do życia wyłącznie materialnie, możemy nigdy nie znaleźć radości. Spotkałam w życiu bogaczy, którzy wiecznie grymasili i nie wiedzieli, czego chcą. Dlatego tak się cieszę z bukiecików, które Gerard dla mnie robi z kwiatów zerwanych w ogrodzie. Znaczą dla mnie więcej niż wszystkie pieniądze świata.

Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (245)
Zobacz także