Jak kobieta z kobietą
„Kobiety całują się, bo się pogryźć nie mogą” – mówiła Magdalena Samozwaniec. Wigilia to dobry czas, by kobiety przemówiły do siebie ludzkim głosem.
„Kobiety całują się, bo się pogryźć nie mogą” – mówiła Magdalena Samozwaniec. Jej słowa są nadal aktualne, choć życie uczy, że powinny się wspierać. Wigilia to dobry czas, by kobiety przemówiły do siebie ludzkim głosem.
Jak to się dzieje, że wokół nas jest aż tyle przegranych, sfrustrowanych kobiet, które chowają się za maskami fałszywego szczęścia i nie przepuszczają żadnej okazji, aby podstawić nogę albo dogryźć do żywego, nawet najbliższej przyjaciółce? Za to pytanie dostało się wiele razy i Małgorzacie Domagalik, i Krystynie Kofcie, autorkom „Harpii, piranii, aniołów”. Kobiety zarzucały im, że łamią solidarność jajników i piszą nieprawdę. Bo przecież tylko kobieta zrozumie kobietę i tylko na siebie nawzajem możemy liczyć w męskim świecie.
– Niestety, moje doświadczenia pokazują co innego – mówi Krystyna Kofta. – Jako młoda pisarka nie miałam wsparcia ze strony starszych koleżanek. To Janusz Głowacki uczył ją negocjować kontrakty i walczyć o honoraria. To mężczyźni polecali jej książki zagranicznym wydawcom. Także piosenkarka Gosia Andrzejewicz przyznaje, że kobiety, pomijając najbliższą rodzinę, często są nielojalne i rzucają sobie kłody pod nogi. Kiedy miała 14 lat, musiała zmienić nauczycielkę śpiewu.
– Przestała mnie wysyłać na konkursy, bo wszystkie wygrywałam, stając się konkurencją dla jej zespołu. To mężczyźni, tacy jak Remik Łupicki z My Music, zawsze mi pomagali – wspomina. Kiedy pytam ją o przyjaciółki z branży, wzrusza ramionami. W show-biznesie każda liczy na siebie. Bo mężczyźni sobie pomagają, a kobiety zazdroszczą.
Krystyna Czubówna, dziennikarka, prezenterka i lektorka filmów przyrodniczych, przyznaje, że jej mistrzami w zawodzie lektorskim byli wyłącznie mężczyźni, m.in.: Bolesław Kielski, Jerzy Rosołowski czy Ksawery Jasieński.
– Wynikało to także ze specyfiki zawodu, w którym do dziś wyżej ceni się głos męski. Ale to właśnie z mężczyznami lubię się mierzyć – podkreśla. Pierwsze kroki w zawodzie dziennikarskim stawiała w męskim zespole. Tak jej się spodobało, że do dzisiaj woli pracować z mężczyznami. Najlepiej czuje się, gdy jest jedyną kobietą w grupie.
– Nie ma intryg, walk podjazdowych, nieczystych gier. Choć mężczyźni podchodzą do pracy ambicjonalnie, nie rywalizują ze mną. To chwała wygrać z kobietą, ale porażka byłaby upokarzająca – żartuje.
To, jaka jest różnica między solidarnością damską a męską, najlepiej ilustruje dowcip. Mąż, nie ufając żonie, która wróciła nad ranem do domu i tłumaczy się, że grała w karty z przyjaciółką, dzwoni do tej przyjaciółki: „Czy moja Kasia była u ciebie?”. „Ależ skąd – odpowiada ona. – Na pewno ma kochanka i cię zdradza”. Za to kiedy żona, nie ufając mężowi, dzwoni do jego przyjaciela z pytaniem, czy jej Kazio rzeczywiście był u niego na kartach, przyjaciel mówi: „Czy był? Jest i gra!”.
To tylko dowcip, ale przykłady babskiej niesolidarności można mnożyć. Kiedyś przyszedł do Krystyny Kofty włoski tłumacz, by przetłumaczyć jej opowiadanie. Poprosił przy okazji, żeby poleciła mu jakieś inne pisarki.
– Kiedy wymieniłam kilkanaście nazwisk, zaczął się śmiać. Okazało się, że już był u tych kobiet. Żadna z nich nie poleciła mu innej. Nie trzymamy się razem – kwituje. Sama stara się promować młode pisarki. Kiedy jednak czyta potem wywiady z nimi, nie wspominają o tym i mówią wyłącznie o sobie.
– Tylko dwie osoby, Anna Janko i Małgorzata Kalicińska, przyznają, że pomogłam im w karierze – mówi.
Dlaczego kobiety nie lubią się wspierać? Socjoantropolog Tomasz Szlendak twierdzi, że mają one zakorzenioną niezdolność do zrzeszania się w taki sposób, w jaki czynią to mężczyźni. Nic dziwnego. W pierwotnych społecznościach to przede wszystkim mężczyźni byli ze sobą spokrewnieni, a kobiety były „dobrem nabytym”. To mężczyźni wytworzyli umiejętność zawiązywania trwałych i bardzo silnych koalicji, służących do obrony terytorium i do dziś mają przewagę we wszelkiego rodzaju stowarzyszeniach, takich jak korporacje czy partie polityczne. Dlatego męskie koalicje, w których faceci się nie znoszą, działają równie sprawnie, jak te, w których się lubią, a kobiece nie działają, ponieważ… nie istnieją. Z racji innych strategii reprodukcyjnych kobiety odnoszą się nieufnie do silnych związków z innymi kobietami.
Po prostu ewolucyjnie nie bardzo im się opłacało zaufanie do kobiet. W tradycyjnych systemach monogamicznych wystrzegały się wchodzenia w związki z innymi kobietami, ponieważ jeden mąż zapewniał utrzymanie jednej żonie. Warto zatem było (i nadal jest) raczej szukać dobrego męża niż oddanej przyjaciółki. Silne koalicje z innymi kobietami stanowiły wręcz zagrożenie, bo mąż zawsze mógł łakomie spojrzeć na przyjaciółkę i uszczuplić żonine zasoby na rzecz nowej wybranki. To myślenie nadal w nas tkwi. Kiedy Tomasz Lis rozwodził się z Kingą Rusin, mało kto wieszał na nim psy. Dostało się natomiast wielokrotnie Hannie Smoktunowicz, którą postrzegano jako nielojalną przyjaciółkę.
Phyllis Chessler, autorka książki „Woman’s Inhumanity to Woman” („Bestialstwo kobiet wobec kobiet”) uważa, że słabość kobiet tkwi w tym, że we wszystkich obszarach życia powielają schemat powiązań rodzinnych: „Gdy kobieta poznaje kobietę, myśli: to będzie moja najlepsza przyjaciółka, matka chrzestna, której nigdy nie miałam. Kiedy okazuje się to niemożliwe, wybranka zamienia się w mityczną złą teściową, krnąbrną córkę” – pisze. Badania potwierdzają, że kobiety niechętnie ze sobą współpracują. Z badań CBOS z 2006 roku wynika, że tylko 12 proc. kobiet woli pracować z kobietami. Ta grupa maleje – w roku 1998 z innymi kobietami chciało pracować 17 proc. Badania pokazują także, że maleje sympatia kobiet do szefowych. O ile w roku 1992 zwierzchnika kobietę wybrałoby 14 proc. kobiet, o tyle w 2006 roku już tylko 9 proc. Nie ma się co dziwić. Victoria Burbank, antropolożka z
University of California, przebadała 1370 Amerykanek różnych zawodów. 91 proc. skarżyło się, że największe szykany spotkały je właśnie ze strony innych kobiet.
Sytuacja wygląda najgorzej wśród dziennikarek i aktorek, które rzucają sobie kłody pod nogi i obgadują się nawzajem.
– Kobiety zwykle rywalizują z atrybutami kobiecości, a mężczyźni z kompetencjami. Im młodsza, bardziej atrakcyjna i szczęśliwa kobieta, tym jej trudniej – tłumaczy psycholog Violetta Nowacka. – Ze strony innych kobiet jest podświadomie postrzegana w atawistyczny sposób, jak „młoda samica” będąca zagrożeniem. A im więcej kompleksów i problemów mają jej przełożone, tym bardziej będą ją „kąsać”, bo prawo odreagowywania kompleksów działa z góry na dół.
– Kobiety, którym trudno wywalczyć swoją pozycję, zwykle mszczą się na swoich następczyniach. Nie okazują jednak swojej agresji wprost, ale w zawoalowany sposób, przez intrygi, przykre słowa – mówi Violetta Nowacka. George Sand twierdziła, że jeśli jedna kobieta może drugą tolerować, odnosi się do niej uprzejmie, a jeśli nie może, jest wtedy bardzo uprzejma. Chyba że ma władzę i nie musi się patyczkować.
Dlatego nikt tak nie usadzi młodej kobiety, jak starsza koleżanka. Jak Elżbieta Zapendowska, która oceniając Edytę Herbuś w programie „Jak oni śpiewają”, powiedziała, że brakuje jej nie tylko słuchu, ale też talentu i osobowości. Po młodej gwiazdce przejechała się później także Karolina Korwin Piotrowska, pisząc w jednym ze swoich felietonów: „Edyta przoduje w plebiscytach na najlepsze nogi, biust czy najbardziej seksownych. Zasłużenie, bo patrzy się na nią z przyjemnością, bez odruchu wymiotnego. Niech »jedynie« spojrzy na siebie obiektywnie i posłucha, jak śpiewa i co opowiada w programach telewizyjnych. I publicznie nie otwiera więcej ust”. Beztalenciem Elżbieta Zapendowska nazwała także Gosię Andrzejewicz. Ta w akcie zemsty w teledysku do piosenki „Siła marzeń” umieściła sobowtóra Zapendowskiej.
– Ten teledysk opisuje moje życie i pokazuje, jak ciężko jest się przebić debiutantce bez żadnych znajomości w środowisku. Postać pani Zapendowskiej pojawia się tam specjalnie. Jestem oburzona jej zachowaniem, bo buduje swój wizerunek gwiazdy kosztem opinii dyskredytujących debiutantki – mówi Gosia Andrzejewicz. Wspomina, że kiedy kilka lat temu spotkały się na warsztatach wokalnych, Elżbieta Zapendowska bardzo ją chwaliła.
– Dała mi najtrudniejszą piosenkę do wykonania, twierdząc, że z moją skalą zaśpiewam ją bez trudności, a na końcu powiedziała, że mam świetny głos i wróży mi karierę – wspomina. Gosia była wtedy zupełnie nieznaną nastolatką. Spotkanie z „legendą” było dla niej ogromnym przeżyciem.
– Nawet wymieniłyśmy się telefonami. Jej słowa były dla mnie wielkim dopingiem. Tym bardziej przykre były jej słowa, że jestem beztalenciem, kiedy już osiągnęłam swoją pozycję.
Waśnie w tej osiągniętej pozycji tkwi szkopuł. Kobiety nie lubią sukcesów innych kobiet. Badając język mężczyzn i kobiet, amerykańska socjolingwistka Deborah Tannen odkryła, że rozmowa służy mężczyznom do ustalenia hierarchii ważności między nimi. Za to kobiety, rozmawiając, tworzą poziome relacje, takie, w których wszyscy muszą być równi. Ta zasada znajduje odzwierciedlenie w codziennym życiu. Jeśli znajdujesz się na niższej pozycji, będą wyciągać do ciebie rękę, by cię wynieść na poziom reszty. Jeśli jednak za bardzo wystajesz – masz lepszą pozycję zawodową, fajniejszego męża, lepiej wyglądasz – raczej podstawią ci nogę, byś znalazła się na tym poziomie co inne. To dlatego Bożena Łopacka wygrała batalię z Biedronką, ale przegrała kampanię do Sejmu w 2005 roku we własnym mieście. Kobiety uważały ją za bohaterkę, póki była przegrana. Gdy przyszło do głosowania,
górę, niestety, wzięła zazdrość.
– Jest w nas potrzeba i wielki potencjał solidarności, ale tylko w dramatycznych okolicznościach. Trzymamy sztamę w przypadku śmierci lub ciężkiej choroby – mówi Krystyna Kofta. Dopiero gdy zachorowała na raka, kobiety stanęły za nią murem, i to całkiem obce: czytelniczki, urzędniczki na poczcie, które wciąż trzymają kciuki, pytają o zdrowie.
– Prawdziwe przyjaciółki poznaje się nie w biedzie, ale w sukcesie – kwituje pisarka. Bo powodzenie innej kobiety nas wkurza, za to upadek wywołuje potrzebę, aby jej pomóc. – Intuicyjnie obawiam się kobiet. Kiedy byłam spikerką Polskiego Radia, w moim otoczeniu było ich dużo. Moje powodzenie zawodowe było powodem zazdrości. Równoważyłam to przegraną w sprawach osobistych, dlatego nie zostałam „zadziobana”. Szłam przez życie sama i na tym polu moje koleżanki czuły się lepsze ode mnie – dodaje Krystyna Czubówna. Dla kobiet nie do zniesienia jest myśl, że inna ma lepiej. Nie lubimy młodszych, ładniejszych, bogatszych, jednym słowem – wygranych. Krystyna Kofta przyznaje:
– Jeśli się chwalę jakimś powodzeniem, to raczej mężczyznom. W oczach kobiet widzę zawód: dlaczego ona, nie ja?! I zamiast radości, czuję niesmak. Aktorka Renata Dancewicz twierdzi co prawda, że jest zbyt roztrzepana, by zwracać uwagę na spiski, ale przyznaje:– Gdy byłam młodsza, docierały do mnie sygnały, że nie dostałam roli, bo jakaś kobieta mnie nie lubiła lub czyjaś żona była zazdrosna. Gosia Andrzejewicz potwierdza tę opinię: – Najgorsze relacje mam z kilkoma koleżankami z liceum. W tamtym okresie wydałam pierwszą płytę, a one robiły wszystko, żeby mi zaszkodzić – mówi. Jedna z nich sprzedała nawet ostatnio do jednego z portali jej zdjęcie z liceum, na którym beznadziejnie wygląda. Inna wypisywała na jej stronie internetowej wulgarne komentarze. Zresztą, według Gosi Andrzejewicz, większość negatywnych wpisów na stronach internetowych znanych kobiet zamieszczają
właśnie inne kobiety. Często znajome. Wiedzą, jak uderzyć, żeby było naprawdę przykro, nie mają hamulców.
– Przemawiają przez nie zawiść i frustracja, bo kto spełniony i szczęśliwy chciałby tak tracić czas? – pyta piosenkarka i dodaje: – Właśnie z powodu takich „spotkań” napisałam piosenkę „Pozwól żyć”.
Z damską solidarnością jest kiepsko także dlatego, że kobieca uległość, kiedyś cecha „prawdziwie kobiecych kobiet”, wyszła z mody. Świat należy do kobiet bezwzględnie walczących o swoje. Wzrasta społeczne przyzwolenie, a nawet zapotrzebowanie na przebojowość. Tylko takie kobiety osiągają sukces w męskim świecie.
– Zawsze byłam męska i stanowcza. Nie sądzę, żeby praca w mediach mnie zmieniła – mówi Dorota Gawryluk, dziennikarka radiowa i telewizyjna, o której niedawno plotkowano, że zastąpi w Polsacie Tomasza Lisa. I dodaje:
– W mojej branży to nie jest walka kobietz kobietami, a wszystkich ze wszystkimi. Nienawiść, podkopywanie i antypatie zdarzają się w każdej pracy.
Często zdarza się jednak, że kobietom przebojowość myli się ze zwykłą agresją.
– Najgorsze są tzw. babochłopy, które tak upodobniły się do mężczyzn, że straciły swoją tożsamość płciową – mówi psycholog Katarzyna Korpolewska. Kobiety, które pozostająkobiece, tworzą wspaniałą atmosferę w pracy, świetnie motywują pracowników i o wiele lepiej przydzielają im zadania. Za to te, które próbują zachowywać się jak ich prezesi, nigdy nie będą w tym dobre, to tak, jakby mężczyźni udawali migrenę przed miesiączką.
Zdaniem Katarzyny Korpolewskiej mężczyźni są wobec siebie bardziej solidarni: wolą awansować innego mężczyznę niż kobietę. A kobieta doczeka się awansu z rąk innej kobiety tylko wówczas, gdy jest o niebo lepsza od mężczyzn. Kilka lat temu Instytut Filozofii i Socjologii PAN przeprowadził badanie. Pokazało ono, że kobiety na wysokich stanowiskach przymykają oczy na przejawy mobbingu wobec innych kobiet.
– Od pewnego szczebla w karierze przechodzą na stronę mężczyzn – tłumaczy Katarzyna Korpolewska. – Wynika to stąd, że ścigają się z nimi w pracy. Wiedzą, że jako kobiety mają trudniej. Dlatego, by ułatwić sobie życie, przestają patrzeć oczami kobiety. Stają się bardziej męskie niż mężczyźni, mniej wyrozumiałe dla matek z dziećmi i młodych kobiet. Same musiały przecież walczyć o swoją pozycję i nie chcą nikomu niczego ułatwiać.
Może za jakiś czas kawały o babskiej solidarności odejdą do lamusa, bo kobiety zaczynają się lubić. Renata Dancewicz twierdzi, że opinia o aktorskim piekiełku jest przestarzała.
– Sama mam dwie przyjaciółki z branży, a moje stosunki z innymi koleżankami po fachu pozbawione są intryg i zawiści. Chociaż zdarza mi się czuć wielką zazdrość, gdy oglądam czyjąś świetną rolę – przyznaje.Gosia Andrzejewicz podkreśla, że kobiety, które poznała już jako piosenkarka, na studiachw Bielsku, mają do niej całkiem inny stosunek. – Są przyjazne, cieszą się razem ze mną z sukcesów – mówi.
Szczególnie bizneswomen zmieniają się na lepsze. Kiedyś się krytykowały, dziś podziwiają się wzajemnie. Pomagają sobie, polecają księgowe i inne specjalistki. I coraz częściej oceniają kompetencje, nie dzieląc pracowników na kobiety i mężczyzn.
Także Irena Eris potwierdza, że kobiety w biznesie przekonały się, że w grupie jest raźniej.– W mojej firmie zupełnie nie ma problemu niesolidarności kobiet. Większość pracowników to kobiety – stanowią prawie połowę składu zarządu. Może dlatego, że moja firma jest bardziej „kobieca” i stawia na współpracę, a nie na rywalizację? Dziwi ją więc informacja, że tylko 9 kobiet na 100 chciałoby mieć szefa kobietę. Kiedy Irena Eris zatrudnia ludzi, liczą się kwalifikacje i potencjał, a nie płeć. Także pisarki, które do tej pory nie trzymały się razem, tworzą grupy wsparcia.
– Jest to około 10 kobiet, na których mogę polegać – mówi Krystyna Kofta. Z młodymi kobietami pracującymi dla portalu Onet, do którego pisuje felietony, ma dobry kontakt. Kiedy źle się czuje i nie może napisać tekstu w terminie, dzwonią zatroskane. – Może to nowe pokolenie będzie lepsze? – zastanawia się. A może po prostu młodsze koleżanki są dla niej miłe, bo nie traktują jej jak konkurencji?
Wydanie Internetowe