GwiazdyJak kobieta z kobietą

Jak kobieta z kobietą

Jak kobieta z kobietą
Źródło zdjęć: © Agnieszka Malmon
21.12.2007 13:47, aktualizacja: 03.03.2008 14:42

„Ko­bie­ty ca­łu­ją się, bo się po­gryźć nie mo­gą” – mó­wi­ła Mag­da­le­na Sa­mo­zwa­niec. Wi­gi­lia to do­bry czas, by kobiety prze­mó­wi­ły do sie­bie ludz­kim głosem.

„Ko­bie­ty ca­łu­ją się, bo się po­gryźć nie mo­gą” – mó­wi­ła Mag­da­le­na Sa­mo­zwa­niec. Jej sło­wa są na­dal ak­tu­al­ne, choć ży­cie uczy, że po­­win­ny się wspie­rać. Wi­gi­lia to do­bry czas, by kobiety prze­mó­wi­ły do sie­bie ludz­kim głosem.

Jak to się dzie­je, że wo­kół nas jest aż ty­le prze­gra­nych, sfru­stro­wa­nych ko­biet, któ­re cho­wa­ją się za ma­ska­mi fał­szy­we­go szczę­ścia i nie prze­pusz­cza­ją żad­nej oka­zji, aby pod­sta­wić no­gę al­bo do­gryźć do ży­we­go, na­wet naj­bliż­szej przy­ja­ciół­ce? Za to py­ta­nie do­sta­ło się wie­le ra­zy i Mał­go­rza­cie Do­ma­ga­lik, i Kry­sty­nie Kof­cie, au­tor­kom „Har­pii, pi­ra­nii, anio­łów”. Ko­bie­ty za­rzu­ca­ły im, że ła­mią so­li­dar­ność jaj­ni­ków i pi­szą nie­praw­dę. Bo prze­cież tyl­ko ko­bie­ta zro­zu­mie ko­bie­tę i tyl­ko na sie­bie na­wza­jem mo­że­my li­czyć w mę­skim świe­cie.

– Nie­ste­ty, mo­je do­świad­cze­nia po­ka­zu­ją co in­ne­go – mó­wi Kry­sty­na Ko­f­ta. – Ja­ko mło­da pi­sar­ka nie mia­łam wspar­cia ze stro­ny star­szych ko­le­ża­nek. To Ja­nusz Gło­wac­ki uczył ją ne­go­cjo­wać kon­trak­ty i wal­czyć o ho­no­ra­ria. To męż­czyź­ni po­le­ca­li jej książ­ki za­gra­nicz­nym wy­daw­com. Tak­że pio­sen­kar­ka Go­sia An­drze­je­wicz przy­zna­je, że ko­bie­ty, po­mi­ja­jąc naj­bliż­szą ro­dzi­nę, czę­sto są nie­lo­jal­ne i rzu­ca­ją so­bie kło­dy pod no­gi. Kie­dy mia­ła 14 lat, mu­sia­ła zmie­nić na­uczy­ciel­kę śpie­wu.

– Prze­sta­ła mnie wy­sy­łać na kon­kur­sy, bo wszyst­kie wy­gry­wa­łam, sta­jąc się kon­ku­ren­cją dla jej ze­spo­łu. To męż­czyź­ni, ta­cy jak Re­mik Łu­pic­ki z My Mu­sic, za­wsze mi po­ma­ga­li – wspo­mi­na. Kie­dy py­tam ją o przy­ja­ciół­ki z bran­ży, wzru­sza ra­mio­na­mi. W show-­biz­ne­sie każ­da li­czy na sie­bie. Bo męż­czyź­ni so­bie po­ma­ga­ją, a ko­bie­ty za­zdrosz­czą.

Kry­sty­na Czu­bów­na, dzien­ni­kar­ka, pre­zen­ter­ka i lek­tor­ka fil­mów przy­rod­ni­czych, przy­zna­je, że jej mi­strza­mi w za­wo­dzie lek­tor­skim by­li wy­łącz­nie męż­czyź­ni, m.in.: Bo­le­sław Kiel­ski, Je­rzy Ro­so­łow­ski czy Ksa­we­ry Ja­sień­ski.

– Wy­ni­ka­ło to tak­że ze spe­cy­fi­ki za­wo­du, w któ­rym do dziś wy­żej ce­ni się głos mę­ski. Ale to wła­śnie z męż­czy­zna­mi lu­bię się mie­rzyć – pod­kre­śla. Pierw­sze kro­ki w za­wo­dzie dzien­ni­kar­skim sta­wia­ła w mę­skim ze­spo­le. Tak jej się spodo­ba­ło, że do dzi­siaj wo­li pra­co­wać z męż­czy­zna­mi. Naj­le­piej czu­je się, gdy jest je­dy­ną ko­bie­tą w gru­pie.

– Nie ma in­tryg, walk pod­jaz­do­wych, nie­czy­s­tych gier. Choć męż­czyź­ni pod­cho­dzą do pra­cy am­bi­cjo­nal­nie, nie ry­wa­li­zu­ją ze mną. To chwa­ła wy­grać z ko­bie­tą, ale po­raż­ka by­ła­by upo­ka­rza­ją­ca – żar­tu­je.

To, ja­ka jest róż­ni­ca mię­dzy so­li­dar­no­ścią dam­ską a mę­ską, naj­le­piej ilu­stru­je dow­cip. Mąż, nie ufa­jąc żo­nie, któ­ra wró­ci­ła nad ra­nem do do­mu i tłu­ma­czy się, że gra­ła w kar­ty z przy­ja­ciół­ką, dzwo­ni do tej przy­ja­ciół­ki: „Czy mo­ja Ka­sia by­ła u cie­bie?”. „Ależ skąd – od­po­wia­da ona. – Na pew­no ma ko­chan­ka i cię zdra­dza”. Za to kie­dy żo­na, nie ufa­jąc mę­żo­wi, dzwo­ni do je­go przy­ja­cie­la z py­ta­niem, czy jej Ka­zio rze­czy­wi­ście był u nie­go na kar­tach, przy­ja­ciel mó­wi: „Czy był? Jest i gra!”.

To tyl­ko dow­cip, ale przy­kła­dy bab­skiej nie­so­li­dar­no­ści moż­na mno­żyć. Kie­dyś przy­szedł do Kry­sty­ny Ko­fty wło­ski tłu­macz, by prze­tłu­ma­czyć jej opo­wia­da­nie. Po­pro­sił przy oka­zji, że­by po­le­ci­ła mu ja­kieś in­ne pi­sar­ki.

– Kie­dy wy­mie­ni­łam kil­ka­na­ście na­zwisk, za­czął się śmiać. Oka­za­ło się, że już był u tych ko­biet. Żad­na z nich nie po­le­ci­ła mu in­nej. Nie trzy­ma­my się ra­zem – kwi­tu­je. Sa­ma sta­ra się pro­mo­wać mło­de pi­sar­ki. Kie­dy jed­nak czy­ta po­tem wy­wia­dy z ni­mi, nie wspo­mi­na­ją o tym i mó­wią wy­łącz­nie o so­bie.

– Tyl­ko dwie oso­by, An­na Jan­ko i Mał­go­rza­ta Ka­li­ciń­ska, przy­zna­ją, że po­mo­głam im w ka­rie­rze – mó­wi.

Dla­cze­go ko­bie­ty nie lu­bią się wspie­rać? So­cjo­an­tro­po­log To­masz Szlen­dak twier­dzi, że ma­ją one za­ko­rze­nio­ną nie­zdol­ność do zrze­sza­nia się w ta­ki spo­sób, w ja­ki czy­nią to męż­czyź­ni. Nic dziw­ne­go. W pier­wot­nych spo­łe­cz­no­ściach to przede wszyst­kim męż­czyź­ni by­li ze so­bą spo­krew­nie­ni, a ko­bie­ty by­ły „do­brem na­by­tym”. To męż­czyź­ni wy­two­rzy­li umie­jęt­ność za­wią­zy­wa­nia trwa­łych i bar­dzo sil­nych ko­ali­cji, słu­żą­cych do obro­ny te­ry­to­rium i do dziś ma­ją prze­wa­gę we wszel­kie­go ro­dza­ju sto­wa­rzy­sze­niach, ta­kich jak kor­po­ra­cje czy par­tie po­li­tycz­ne. Dla­te­go mę­skie ko­ali­cje, w któ­rych fa­ce­ci się nie zno­szą, dzia­ła­ją rów­nie spraw­nie, jak te, w któ­rych się lu­bią, a ko­bie­ce nie dzia­ła­ją, po­nie­waż… nie ist­nie­ją. Z ra­cji in­nych stra­te­gii re­pro­duk­cyj­nych ko­bie­ty od­no­szą się nie­uf­nie do sil­nych związ­ków z in­ny­mi ko­bie­ta­mi.

Po pro­stu ewo­lu­cyj­nie nie bar­dzo im się opła­ca­ło za­ufa­nie do ko­biet. W tra­dy­cyj­nych sys­te­mach mo­no­ga­micz­nych wy­strze­ga­ły się wcho­dze­nia w związ­ki z in­ny­mi ko­bie­ta­mi, po­nie­waż je­den mąż za­pew­niał utrzy­ma­nie jed­nej żo­nie. War­to za­tem by­ło (i na­dal jest) ra­czej szu­kać do­bre­go mę­ża niż od­da­nej przy­ja­ciół­ki. Sil­ne ko­ali­cje z in­ny­mi ko­bie­ta­mi sta­no­wi­ły wręcz za­gro­że­nie, bo mąż za­wsze mógł ła­ko­mie spoj­rzeć na przy­ja­ciół­kę i uszczu­plić żo­ni­ne za­so­by na rzecz no­wej wy­bran­ki. To my­śle­nie na­dal w nas tkwi. Kie­dy To­masz Lis roz­wo­dził się z Kin­gą Ru­sin, ma­ło kto wie­szał na nim psy. Do­sta­ło się na­to­miast wie­lo­krot­nie Han­nie Smok­tu­no­wicz, któ­rą po­strze­ga­no ja­ko nie­lo­jal­ną przy­ja­ciół­kę.

Phyl­lis Ches­sler, au­tor­ka książ­ki „Wo­man’s In­hu­ma­ni­ty to Wo­man” („Be­stial­stwo ko­biet wo­bec ko­biet”) uwa­ża, że sła­bość ko­biet tkwi w tym, że we wszyst­kich ob­sza­rach ży­cia po­wie­la­ją sche­mat po­wią­zań ro­dzin­nych: „Gdy ko­bie­ta po­zna­je ko­bie­tę, my­śli: to bę­dzie mo­ja naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka, mat­ka chrzest­na, któ­rej ni­gdy nie mia­łam. Kie­dy oka­zu­je się to nie­moż­li­we, wy­bran­ka za­mie­nia się w mi­tycz­ną złą te­ścio­wą, krnąbr­ną cór­kę” – pi­sze. Ba­da­nia po­twier­dza­ją, że ko­bie­ty nie­chęt­nie ze so­bą współ­pra­cu­ją. Z ba­dań CBOS z 2006 ro­ku wy­ni­ka, że tyl­ko 12 proc. ko­biet wo­li pra­co­wać z ko­bie­ta­mi. Ta gru­pa ma­le­je – w ro­ku 1998 z in­ny­mi ko­bie­ta­mi chcia­ło pra­co­wać 17 proc. Ba­da­nia po­ka­zu­ją tak­że, że ma­le­je sym­pa­tia ko­biet do sze­fo­wych. O ile w ro­ku 1992 zwierzch­ni­ka ko­bie­tę wy­bra­ło­by 14 proc. ko­biet, o ty­le w 2006 ro­ku już tyl­ko 9 proc. Nie ma się co dzi­wić. Vic­to­ria Bur­bank, an­tro­po­loż­ka z
Uni­ver­si­ty of Ca­li­for­nia, prze­ba­da­ła 1370 Ame­ry­ka­nek róż­nych za­wo­dów. 91 proc. skar­ży­ło się, że naj­więk­sze szy­ka­ny spo­tka­ły je wła­śnie ze stro­ny in­nych ko­biet.

Sy­tu­acja wy­glą­da naj­go­rzej wśród dzien­ni­ka­rek i ak­to­rek, któ­re rzu­ca­ją so­bie kło­dy pod no­gi i ob­ga­du­ją się na­wza­jem.

– Ko­bie­ty zwy­kle ry­wa­li­zu­ją z atry­bu­ta­mi ko­bie­co­ści, a męż­czyź­ni z kom­pe­ten­cja­mi. Im młod­sza, bar­dziej atrak­cyj­na i szczę­śli­wa ko­bie­ta, tym jej trud­niej – tłu­ma­czy psy­cho­log Vio­let­ta No­wac­ka. – Ze stro­ny in­nych ko­biet jest pod­świa­do­mie po­strze­ga­na w ata­wi­stycz­ny spo­sób, jak „mło­da sa­mi­ca” bę­dą­ca za­gro­że­niem. A im wię­cej kom­plek­sów i pro­ble­mów ma­ją jej prze­ło­żo­ne, tym bar­dziej bę­dą ją „ką­sać”, bo pra­wo od­re­ago­wy­wa­nia kom­plek­sów dzia­ła z gó­ry na dół.

– Ko­bie­ty, któ­rym trud­no wy­wal­czyć swo­ją po­zy­cję, zwy­kle msz­czą się na swo­ich na­stęp­czy­niach. Nie oka­zu­ją jed­nak swo­jej agre­sji wprost, ale w za­wo­alo­wa­ny spo­sób, przez in­try­gi, przy­kre sło­wa – mó­wi Vio­let­ta No­wac­ka. Geo­r­ge Sand twier­dzi­ła, że je­śli jed­na ko­bie­ta mo­że dru­gą to­le­ro­wać, od­no­si się do niej uprzej­mie, a je­śli nie mo­że, jest wte­dy bar­dzo uprzej­ma. Chy­ba że ma wła­dzę i nie mu­si się pa­tycz­ko­wać.

Dla­te­go nikt tak nie usa­dzi mło­dej ko­bie­ty, jak star­sza ko­le­żan­ka. Jak Elż­bie­ta Za­pen­dow­ska, któ­ra oce­nia­jąc Edy­tę Her­buś w pro­gra­mie „Jak oni śpie­wa­ją”, po­wie­dzia­ła, że bra­ku­je jej nie tyl­ko słu­chu, ale też ta­len­tu i oso­bo­wo­ści. Po mło­dej gwiazd­ce prze­je­cha­ła się póź­niej tak­że Ka­roli­na Kor­win Pio­trow­ska, pi­sząc w jed­nym ze swo­ich fe­lie­to­nów: „Edy­ta przo­du­je w ple­bi­scy­tach na naj­lep­sze no­gi, biust czy naj­bar­dziej sek­sow­nych. Za­słu­że­nie, bo pa­trzy się na nią z przy­jem­no­ścią, bez od­ru­chu wy­miot­ne­go. Niech »je­dy­nie« spoj­rzy na sie­bie obiek­tyw­nie i po­słu­cha, jak śpie­wa i co opo­wia­da w pro­gra­mach te­le­wi­zyj­nych. I pu­blicz­nie nie otwie­ra wię­cej ust”. Bez­ta­len­ciem Elż­bie­ta Za­pen­dow­ska na­zwa­ła tak­że Go­się An­drze­jewicz. Ta w ak­cie ze­msty w te­le­dy­sku do pio­sen­ki „Si­ła ma­rzeń” umie­ści­ła so­bo­wtó­ra Za­pen­dow­skiej.

– Ten te­le­dysk opi­su­je mo­je ży­cie i po­ka­zu­je, jak cięż­ko jest się prze­bić de­biu­tant­ce bez żad­nych zna­jo­mo­ści w śro­do­wi­sku. Po­stać pa­ni Za­pen­dow­skiej po­ja­wia się tam spe­cjal­nie. Je­stem obu­rzo­na jej za­cho­wa­niem, bo bu­du­je swój wi­ze­ru­nek gwiaz­dy kosz­tem opi­nii dys­kre­dy­tu­ją­cych de­biu­tant­ki – mó­wi Go­sia An­drze­je­wicz. Wspo­mi­na, że kie­dy kil­ka lat te­mu spo­tka­ły się na warsz­ta­tach wo­kal­nych, Elż­bie­ta Za­pen­dow­ska bar­dzo ją chwa­li­ła.

– Da­ła mi naj­trud­niej­szą pio­sen­kę do wy­ko­na­nia, twier­dząc, że z mo­ją ska­lą za­śpie­wam ją bez trud­no­ści, a na koń­cu po­wie­dzia­ła, że mam świet­ny głos i wró­ży mi ka­rie­rę – wspo­mi­na. Go­sia by­ła wte­dy zu­peł­nie nie­zna­ną na­sto­lat­ką. Spo­tka­nie z „le­gen­dą” by­ło dla niej og­rom­­nym prze­ży­ciem.

– Na­wet wy­mie­ni­ły­śmy się te­le­fo­na­mi. Jej sło­wa by­ły dla mnie wiel­kim do­pin­giem. Tym bar­dziej przy­kre by­ły jej sło­wa, że je­stem bez­ta­len­ciem, kie­dy już osią­gnę­łam swo­ją po­zy­cję.

Wa­śnie w tej osią­gnię­tej po­zy­cji tkwi szko­puł. Ko­bie­ty nie lu­bią suk­ce­sów in­nych ko­biet. Ba­da­jąc ję­zyk męż­czyzn i ko­biet, ame­ry­kań­ska so­cjo­lin­gwist­ka De­bo­rah Tan­nen od­kry­ła, że roz­mo­wa słu­ży męż­czy­znom do usta­le­nia hie­rar­chii waż­no­ści mię­dzy ni­mi. Za to ko­bie­ty, roz­ma­wia­jąc, two­rzą po­zio­me re­la­cje, ta­kie, w któ­rych wszy­scy mu­szą być rów­ni. Ta za­sa­da znaj­du­je od­zwier­cie­dle­nie w co­dzien­nym ży­ciu. Je­śli znaj­du­jesz się na niż­szej po­zy­cji, bę­dą wy­cią­gać do cie­bie rę­kę, by cię wy­nieść na po­ziom resz­ty. Je­śli jed­nak za bar­dzo wy­sta­jesz – masz lep­szą po­zy­cję za­wo­do­wą, faj­niej­sze­go mę­ża, le­piej wy­glą­dasz – ra­czej pod­sta­wią ci no­gę, byś zna­la­zła się na tym po­zio­mie co in­ne. To dla­te­go Bo­że­na Ło­pac­ka wy­gra­ła ba­ta­lię z Bie­dron­ką, ale prze­gra­ła kam­pa­nię do Sej­mu w 2005 ro­ku we wła­snym mie­ście. Ko­bie­ty uwa­ża­ły ją za bo­ha­ter­kę, pó­ki by­ła prze­gra­na. Gdy przy­szło do gło­so­wa­nia,
gó­rę, nie­ste­ty, wzię­ła za­zdrość.

– Jest w nas po­trze­ba i wiel­ki po­ten­cjał so­li­dar­no­ści, ale tyl­ko w dra­ma­tycz­nych oko­licz­no­ściach. Trzy­ma­my szta­mę w przy­pad­ku śmier­ci lub cięż­kiej cho­ro­by – mó­wi Kry­sty­na Kofta. Do­pie­ro gdy za­cho­ro­wa­ła na ra­ka, ko­bie­ty sta­nę­ły za nią mu­rem, i to cał­kiem ob­ce: czy­tel­nicz­ki, urzęd­nicz­ki na po­czcie, któ­re wciąż trzy­ma­ją kciu­ki, py­ta­ją o zdro­wie.

– Praw­dzi­we przy­ja­ciół­ki po­zna­je się nie w bie­dzie, ale w suk­ce­sie – kwi­tu­je pi­sar­ka. Bo po­wo­dze­nie in­nej ko­bie­ty nas wku­rza, za to upa­dek wy­wo­łu­je po­trze­bę, aby jej po­móc. – In­tu­icyj­nie oba­wiam się ko­biet. Kie­dy by­łam spi­ker­ką Pol­skie­go Ra­dia, w mo­im oto­cze­niu by­ło ich du­żo. Mo­je po­wo­dze­nie za­wo­do­we by­ło po­wo­dem za­zdro­ści. Rów­no­wa­ży­łam to prze­gra­ną w spra­wach oso­bi­stych, dla­te­go nie zo­sta­łam „za­dzio­ba­na”. Szłam przez ży­cie sa­ma i na tym po­lu mo­je ko­le­żan­ki czu­ły się lep­sze ode mnie – do­da­je Kry­sty­na Czu­bów­na. Dla ko­biet nie do znie­sie­nia jest myśl, że in­na ma le­piej. Nie lu­bi­my młod­szych, ład­niej­szych, bo­gat­szych, jed­nym sło­wem – wy­gra­nych. Kry­sty­na Ko­fta przy­zna­je:
– Je­śli się chwa­lę ja­kimś po­wo­dze­niem, to ra­czej męż­czy­znom. W oczach ko­biet wi­dzę za­wód: dla­cze­go ona, nie ja?! I za­miast ra­do­ści, czu­ję nie­smak. Ak­tor­ka Re­na­ta Dan­ce­wicz twier­dzi co praw­da, że jest zbyt roz­trze­pa­na, by zwra­cać uwa­gę na spi­ski, ale przy­zna­je:– Gdy by­łam młod­sza, do­cie­ra­ły do mnie sy­g­na­ły, że nie do­sta­łam ro­li, bo ja­kaś ko­bie­ta mnie nie lu­bi­ła lub czy­jaś żo­na by­ła za­zdro­s­na. Go­sia An­drze­je­wicz po­twier­dza tę opi­nię: – Naj­gor­sze re­la­cje mam z kil­ko­ma ko­le­żan­ka­mi z li­ceum. W tam­tym okre­sie wy­da­łam pierw­szą pły­tę, a one ro­bi­ły wszyst­ko, że­by mi za­szko­dzić – mó­wi. Jed­na z nich sprze­da­ła na­wet ostat­nio do jed­ne­go z por­ta­li jej zdję­cie z li­ceum, na któ­rym bez­na­dziej­nie wy­glą­da. In­na wy­pi­sy­wa­ła na jej stro­nie in­ter­ne­to­wej wul­gar­ne ko­men­ta­rze. Zresz­tą, we­dług Go­si An­drze­je­wicz, więk­szość ne­gatyw­nych wpi­sów na stro­nach in­ter­ne­to­wych zna­nych ko­biet za­miesz­cza­ją
wła­śnie in­ne ko­bie­ty. Czę­sto zna­jo­me. Wie­dzą, jak ude­rzyć, że­by by­ło na­praw­dę przy­kro, nie ma­ją ha­mul­ców.

– Prze­ma­wia­ją przez nie za­wiść i fru­stra­cja, bo kto speł­nio­ny i szczę­śli­wy chciał­by tak tra­cić czas? – py­ta pio­sen­kar­ka i do­da­je: – Wła­ś­­nie z po­wo­du ta­kich „spo­tkań” na­pi­sa­łam pio­sen­kę „Po­zwól żyć”.

Z dam­ską so­li­dar­no­ścią jest kiep­sko tak­że dla­te­go, że ko­bie­ca ule­głość, kie­dyś ce­cha „praw­dzi­wie ko­bie­cych ko­biet”, wy­szła z mo­dy. Świat na­le­ży do ko­biet bez­względ­nie wal­czą­cych o swo­je. Wzra­sta spo­łecz­ne przy­zwo­le­nie, a na­wet za­po­trze­bo­wa­nie na prze­bo­jo­wość. Tyl­ko ta­kie ko­bie­ty osią­ga­ją suk­ces w mę­skim świe­cie.

– Za­wsze by­łam mę­ska i sta­now­cza. Nie są­dzę, że­by pra­ca w me­diach mnie zmie­ni­ła – mó­wi Do­ro­ta Gaw­ry­luk, dzien­ni­kar­ka ra­dio­wa i te­le­wi­zyj­na, o któ­rej nie­daw­no plot­ko­wa­no, że za­stą­pi w Pol­sa­cie To­ma­sza Li­sa. I do­da­je:
– W mo­jej bran­ży to nie jest wal­ka ko­bietz ko­bie­ta­mi, a wszyst­kich ze wszyst­ki­mi. Nie­na­wiść, pod­ko­py­wa­nie i an­ty­pa­tie zda­rza­ją się w każ­dej pra­cy.

Czę­sto zda­rza się jed­nak, że ko­bie­tom prze­bo­jo­wość my­li się ze zwy­kłą agre­sją.

– Naj­gor­sze są tzw. ba­bo­chło­py, któ­re tak upodob­ni­ły się do męż­czyzn, że stra­ci­ły swo­ją toż­sa­mość płcio­wą – mó­wi psy­cho­log Ka­ta­rzy­na Kor­po­lew­ska. Ko­bie­ty, któ­re po­zo­sta­jąko­bie­ce, two­rzą wspa­nia­łą at­mos­fe­rę w pra­cy, świet­nie mo­ty­wu­ją pra­cow­ni­ków i o wie­le le­piej przy­dzie­la­ją im za­da­nia. Za to te, któ­re pró­bu­ją za­cho­wy­wać się jak ich pre­ze­si, ni­gdy nie bę­dą w tym do­bre, to tak, jak­by męż­czyź­ni uda­wa­li mi­gre­nę przed mie­siącz­ką.

Zda­niem Ka­ta­rzy­ny Kor­po­lew­skiej męż­czyź­ni są wo­bec sie­bie bar­dziej so­li­dar­ni: wo­lą awan­so­wać in­ne­go męż­czy­znę niż ko­bie­tę. A ko­bie­ta do­cze­ka się awan­su z rąk in­nej ko­bie­ty tyl­ko wów­czas, gdy jest o nie­bo lep­sza od męż­czyzn. Kil­ka lat te­mu In­sty­tut Fi­lo­zo­fii i So­cjo­lo­gii PAN prze­pro­wa­dził ba­da­nie. Po­ka­za­ło ono, że ko­bie­ty na wy­so­kich sta­no­wi­skach przy­my­ka­ją oczy na prze­ja­wy mob­bin­gu wo­bec in­nych ko­biet.

– Od pew­ne­go szcze­bla w ka­rie­rze prze­cho­dzą na stro­nę męż­czyzn – tłu­ma­czy Ka­ta­rzy­na Kor­po­lew­ska. – Wy­ni­ka to stąd, że ści­ga­ją się z ni­mi w pra­cy. Wie­dzą, że ja­ko ko­bie­ty ma­ją trud­niej. Dla­te­go, by uła­twić so­bie ży­cie, prze­sta­ją pa­trzeć ocza­mi ko­bie­ty. Sta­ją się bar­dziej mę­skie niż męż­czyź­ni, mniej wy­ro­zu­mia­łe dla ma­tek z dzieć­mi i mło­dych ko­biet. Sa­me mu­sia­ły prze­cież wal­czyć o swo­ją po­zy­cję i nie chcą ni­ko­mu ni­cze­go uła­twiać.

Mo­że za ja­kiś czas ka­wa­ły o bab­skiej so­li­dar­no­ści odej­dą do la­mu­sa, bo ko­bie­ty za­czy­na­ją się lu­bić. Re­na­ta Dan­ce­wicz twier­dzi, że opi­nia o ak­tor­skim pie­kieł­ku jest prze­sta­rza­ła.

– Sa­ma mam dwie przy­ja­ciół­ki z bran­ży, a mo­je sto­sun­ki z in­ny­mi ko­le­żan­ka­mi po fa­chu po­zba­wio­ne są in­tryg i za­wi­ści. Cho­ciaż zda­rza mi się czuć wiel­ką za­zdrość, gdy oglą­dam czy­jąś świet­ną ro­lę – przy­zna­je.Go­sia An­drze­je­wicz pod­kre­śla, że ko­bie­ty, któ­re po­zna­ła już ja­ko pio­sen­kar­ka, na stu­diachw Biel­sku, ma­ją do niej cał­kiem in­ny sto­su­nek. – Są przy­ja­zne, cie­szą się ra­zem ze mną z suk­ce­sów – mó­wi.

Szcze­gól­nie biz­ne­swo­men zmie­nia­ją się na lep­sze. Kie­dyś się kry­ty­ko­wa­ły, dziś po­dzi­wia­ją się wza­jem­nie. Po­ma­ga­ją so­bie, po­le­ca­ją księ­go­we i in­ne spe­cja­list­ki. I co­raz czę­ściej oce­nia­ją kom­pe­ten­cje, nie dzie­ląc pra­cow­ni­ków na ko­bie­ty i męż­czyzn.

Tak­że Ire­na Eris po­twier­dza, że ko­bie­ty w biz­ne­sie prze­ko­na­ły się, że w gru­pie jest raź­niej.– W mo­jej fir­mie zu­peł­nie nie ma pro­ble­mu nie­so­li­dar­no­ści ko­biet. Więk­szość pra­cow­ni­ków to ko­bie­ty – sta­no­wią pra­wie po­ło­wę skła­du za­rzą­du. Mo­że dla­te­go, że mo­ja fir­ma jest bar­dziej „ko­bie­ca” i sta­wia na współ­pra­cę, a nie na ry­wa­li­za­cję? Dzi­wi ją więc in­for­ma­cja, że tyl­ko 9 ko­biet na 100 chcia­ło­by mieć sze­fa ko­bie­tę. Kie­dy Ire­na Eris za­trud­nia lu­dzi, li­czą się kwa­li­fi­ka­cje i po­ten­cjał, a nie płeć. Tak­że pi­sar­ki, któ­re do tej po­ry nie trzy­ma­ły się ra­zem, two­rzą gru­py wspar­cia.

– Jest to oko­ło 10 ko­biet, na któ­rych mo­gę po­le­gać – mó­wi Kry­sty­na Ko­fta. Z mło­dy­mi ko­bie­ta­mi pra­cu­ją­cy­mi dla por­ta­lu Onet, do któ­re­go pi­su­je fe­lie­to­ny, ma do­bry kon­takt. Kie­dy źle się czu­je i nie mo­że na­pi­sać tek­stu w ter­mi­nie, dzwo­nią za­tro­ska­ne. – Mo­że to no­we po­ko­le­nie bę­dzie lep­sze? – za­sta­na­wia się. A mo­że po pro­stu młod­sze ko­le­żan­ki są dla niej mi­łe, bo nie trak­tu­ją jej jak kon­ku­ren­cji?

Wydanie Internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także